Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dwunasty

Rozdział dwunasty, w którym dwie osoby bardzo się denerwują.

Umówili się na nadchodzący weekend. Dorian nie miał zbyt dużego wyboru w ubraniach, ale i tak myślał nad tym przez dłuższy czas, aż ostatecznie wybrał jedyne reprezentatywne ciuchy jakie posiadał: dżinsy i skórzaną kurtkę. Przez chwilę patrzył w lustrze na swoje włosy, jak zwykle opadające na czoło, aż za brwi. Przesunął grzywkę na bok i skrzywił się. Lepiej będzie, jeśli jego twarz pozostanie po części zasłonięta.

- Mamo, wychodzę! - powiadomił mamę, która wiedział, że gdzieś była.

- A dokąd? - odpowiedziała pytaniem ze swojego pokoju.

- Idę z kolegą.

Skończył zakładać buty i czekał, nie wiedząc, czy mama coś jeszcze powie.

- Jeśli wrócisz późno, to mi napisz. Pomożesz Jagódce w zadaniu do szkoły jak wrócisz? - poprosiła.

- Tak, mamo. Zajmę się wszystkim. Pa! - Wyszedł, znów czując się odrobinę cięższy. Drobne sprawy na jego ramionach piętrzyły się i przygniatały go, a on nie wiedział, jak je z siebie zrzucić.

Sinet czekał na niego w umówionym miejscu, uśmiechając się zanim w ogóle go zobaczył. Był to dość zimny dzień, ale niebo nad nimi było czyste. Wiał lekki wiatr i Sinet obejmował się ramionami, jakby trochę marzł. Faktycznie, nie ubrał się zbyt ciepło, ale to tak samo jak Dorian.

- Byłeś już tam kiedyś? - zagaił blondyn. Oceanarium było dwie minuty drogi z miejsca, w którym się znajdowali.

- Dawno temu. Z wycieczką szkolną - odparł nie patrząc na niego.

- Ja też, chyba w podstawówce. Ale od tamtego czasu podobno coś odnowili... - Spoglądał na Doriana, idącego obok z nieodgadnioną miną. - Czekaj, masz coś we włosach... - Zatrzymał go i przeczesał palcami jego grzywkę, odsuwając ją delikatnie na bok.

Dorian od razu przywrócił ją do poprzedniego stanu.

- Zepsułeś! - załamał się Sinet.

- Niby co?

- Chciałem widzieć twoją twarz... - przyznał już ciszej.

Ten drugi podniósł dłoń w zawahaniu, ale ostatecznie włożył ją do kieszeni.

- Chodźmy.

Oceanarium było popularnym miejscem w ich mieście. Wiele osób wybierało się tu na rodzinne wycieczki lub na randki. Zwykle roiło się tu od ludzi, ale oni wybrali nieco luźniejsze poranne godziny.

- Lubisz zwierzęta? - odezwał się luźno Sinet, gdy minęli już kasy. Korytarz, którym szli był szeroki na trzy metry i ciemny. Niedaleko przed nimi tliło się światło, dochodzące zapewne od podświetlanych akwariów. On sam lubił zwierzaki, ale interesował się głównie tymi posiadającymi futro. Niestety jego tata nigdy nie zgodził się na kota.

Dorian odpowiedział dopiero, gdy się zatrzymali przy szybie, za którą pływały pierwsze morskie stworzenia.

- Lubię. Ale nie bardzo potrafię się z nimi obchodzić. Ryby po prostu pływają, więc nie są wymagające. - Z rękami w kieszeniach przyglądał się małej rybce, która zwróciła się prosto do niego.

- Mhm...

- I są ładne. Tym bardziej w takich miejscach jak to. Wokół jest ciemno, a one mienią się w wodzie i... - Odwrócił się do Sunny'ego, który oparłszy się o ścianę obok wpatrywał się w niego jak zaczarowany.

- Mów dalej - zachęcił, ale Dorian już zdążył poczuć się głupio.

- Hej, patrz - odezwał się Sinet po jakimś czasie, wskazując niebieską rybę zataczającą kółka w wodzie. - To ty.

- Jak to? - przyjrzał się rybie. Była płaska i brzydka.

- Dori. - Wyszczerzył się, przymykając oczy.

Brunet marszczył przez moment brwi, aż zrozumiał.

- Aha... - Nie wydawał się być pod wrażeniem. - To Pokolec Królewski.

- To było takie nerdowskie - rzucił, unosząc przy tym jeden kącik ust. Gdy tak opierał się jednym ramieniem o ścianę i rzucał zaczepne spojrzenie, wyglądał jak szkolny rozrabiaka.

- Może jestem nerdem - odpowiedział i go wyminął.

Sinet powiódł za nim nerwowym wzrokiem. Zdawało mu się, że już po raz któryś z rzędu powiedział coś pochopnie i nie miał pojęcia, jak polepszyć sytuację. Może w ogóle powinien się przestać odzywać? Z tymi niespokojnymi myślami kłębiącymi się w głowie dogonił przyjaciela.

Pod koniec trasy znaleźli się w pomieszczeniu z oszklonym sufitem i ścianami. Wszędzie pływały morskie stworzenia, zupełnie jakby to oni znajdowali się w małym pudełku w centrum ich świata. Dorian usiadł na ławce znajdującej się na środku, a Sinet niepewnie zajął miejsce obok. Co jakiś czas przechodzili tu zwiedzający, ale nie odrywając oczu od sklepienia szli dalej.

Sinet wiercił się i zakładał nogę na nogę po to, by znów ją postawić na ziemi. Nie zwykł siedzieć w ciszy, ale celowo powstrzymywał się przed mówieniem, żeby nie irytować już swojego towarzysza. Był pewien, że i tak zdążył mu do tej pory zepsuć humor.

Nagle zorientował się, że Dorian się do niego przysunął. Ich kolana (chyba przypadkiem) zetknęły się. Sinet spojrzał na niego zdumiony, ale on wlepiał wzrok gdzieś niżej, w swoją dłoń ułożoną między ich udami.

Zastanawiał się tylko moment, zanim nakrył jego dłoń. Od razu poczuł, jaka jest zimna. Podniósł ją więc i oplótł palcami, a wtedy zaobserwował kontrast, jaki w ten sposób powstał. Jedna dłoń była szczupła z długimi palcami i ozdobiona pierścionkami, a druga większa i trochę opalona o krótko obciętych paznokciach. Wtedy Dorian wyrwał niespodziewanie rękę i położył ją płasko na swoim udzie. Wpatrywał się w ziemię. Sinet znów nie potrafił zgadnąć, co myśli.

- Zrobiłem coś nie tak? Przepraszam, myślałem, że... Nie wiem, co myślałem, ale... - język zaczął mu się plątać i tym bardziej się zdenerwował, ponieważ nigdy mu się to nie zdarzało. Odnajdował się w każdej sytuacji. Oprócz tej.

- To nie twoja wina - powiedział słabym głosem. - To przeze mnie.

- Nie, dlaczego? To ja zrobiłem za dużo, więc...

- Wydajesz się taki spokojny - przerwał mu. - To nie tak, że nie chciałem tego robić, ale ręka zaczęła mi się pocić i spanikowałem, i...

- Ja jestem spokojny? - zapytał nagle. - Muszę być naprawdę dobrym aktorem - zaśmiał się bez wesołości. - Mam wrażenie, że wszystko robię źle. Mam mętlik w głowie. Mimo, że zawsze odpowiadam bez zająknięcia, dla ciebie nie umiem znaleźć słów. - Zerknął na Doriana i zauważył, że uspokoił się po jego słowach. Ostrożnie sięgnął ponownie po jego dłoń, ale najpierw naciągnął na nią rękaw bluzy, a potem dopiero chwycił w swoją.

- Może być? - Na moment udało im się złapać kontakt wzrokowy.

- Tak. - Uśmiechnął się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro