rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty czwarty, w którym zwyczajność staje się niezwykła.
Nie wiedzieli, o czym rozmawiać i zrobiło się między nimi niezręcznie. Dorian wciąż wyrzucał sobie, że to jego wina, bo wprowadził ten ponury nastrój mówiąc o swoich rodzicach. Mieli się spotkać i dobrze bawić, a właśnie w takich momentach przypominał sobie, że jest beznadziejny w dobrym bawieniu się. Najlepiej umiał pracować i być zajętym. Inne rzeczy wychodziły mu miernie. Wtedy na szczęście przyszła jego mama i oznajmiła, że wychodzą z tatą.
- Pięknie wyglądasz, Sinet - pochwaliła chłopaka, zanim wyszła.
- Dziękuję. - Skłonił lekko głowę. Dorian zagryzł policzek od środka. Męczyło go, że to on powinien był to powiedzieć Sinetowi, a teraz zrobiła to jego mama. I jaki Sinet był z tego zadowolony... Kobieta już dawno wyszła, a on dalej siedział i się uśmiechał.
- Chcesz coś zjeść? - zaproponował, starając się nie brzmieć na wkurzonego. W tym momencie zaczynał już być po prostu zły na siebie, że się tak wszystkim przejmował.
- Chętnie - zgodził się. - Może coś ugotujemy?
- Chcesz...? Jesteś tak ładnie ubrany i w ogóle... - spojrzał na jego strój. - W ogóle głupio mi, że sam wyglądam... no, jak zawsze.
- Ale to nic. - Zaśmiał się uroczo. - Ubrałem się tak, bo chciałem i tak lubię. Poza tym, jak ściągnę pierścionki, to na spokojnie sobie poradzę. Najwyżej coś się wypierze. Chcę zrobić naleśniki! - podekscytował się.
Dorian zgodził się i przenieśli się do kuchni. Jedyny problem z naleśnikami był taki, że ubranie Sineta było czarne, a mąka biała. Chłopak pogodził się z tym ze śmiechem. Wiedział, że wygląda jak prawdziwy piekarz przez liczne smugi, które znajdowały się już także na jego skórze. Nie miał pojęcia, jakim cudem mąka zawsze dostawała się wszędzie, nieważne jak z nią uważał.
- Hej, Dori... - zagadał, kiedy tamten wyciągał patelnię. Zanim zdążył się odwrócić, oparł się dłońmi o blat po obu jego stronach tak, że został uwięziony.
- Co? - Wycofał się najdalej jak mógł, ale przestrzeń za nim szybko się skończyła i natrafił na blat. Twarz Sineta prawie dotykała tej jego. Wiedział, że zaczyna się rumienić i znów przeklinał swój układ krwionośny za eksponowanie jego uczuć w ten sposób.
- Teraz jesteśmy sami. Prawda?
Był tak blisko, że nie mógł patrzeć gdzie indziej niż w jego oczy. Co niby miał mu na to odpowiedzieć?
- Prawda - potwierdził w końcu. Z głośno bijącym sercem położył swoje dłonie na jego dłoniach. Trochę chciał go dotknąć, ale bardziej chciał mieć większą kontrolę nad sytuacją. Podobało mu się to, co się działo, ale jednocześnie niepokoiło, kiedy nie miał żadnej drogi ucieczki. Powoli zdjął jego ręce z blatu i położył na swoim karku.
- Czy to znaczy „tak"? - Przechylił leciutko głowę, a długie kosmyki jego włosów opadły na czoło i zasłoniły połowę oka.
Stanął na palcach, żeby dać mu odpowiedź w postaci pocałunku. Dziś pomadka była porzeczkowa. Przymykając oczy, oparł się na blacie. Mimo, że oddychał szybciej, czuł się spokojniejszy. Dłonie Sineta powoli przeczesywały jego włosy i po całej głowie przechodził go przyjemny dreszcz.
Dźwięk przekręcanego klucza sprawił, że gwałtownie od siebie odskoczyli. Dorian jeszcze przecierał usta rękawem, kiedy z holu usłyszał głos swojej mamy.
- Zapomniałam telefonu!
Wpadła do kuchni rozglądając się za zgubą. Gdyby tylko zwracała uwagę na cokolwiek innego, z pewnością zauważyłaby, jak nienaturalnie wygląda dwójka chłopaków stojących na samym środku i patrzących w podłogę. Mieli zaczerwienione twarze i rozwichrzone włosy, ale ona tylko rzuciła im słowa pożegnania, życzyła udanej zabawy i wyszła.
- Było blisko. - Dorian odetchnął. Teraz jego serce biło jeszcze szybciej niż minutę temu. - Lepiej nie róbmy tego w kuchni.
- Okej... - zgodził się, choć niechętnie. Wolałby natychmiast wrócić do przerwanej czynności. Może to jednak lepiej, jeśli chcieli w końcu upiec te naleśniki, które czekały już od dobrych paru minut.
To też było całkiem przyjemne. Obaj lubili gotować i lubili siebie, więc gotowanie razem okazało się ciekawsze, niż można by sądzić. Za bardzo się śmiali przy nalewaniu ciasta, żeby równo rozprowadzić je po patelni, więc naleśniki wyszły im odrobinę krzywe i za grube, ale wciąż smaczne. Dorian zaproponował przeniesienie się do salonu, gdzie było więcej miejsca niż przy malutkim stoliku w kuchni.
- Masz konsolę - zauważył Sinet.
- No. Jest trochę stara, ale...
- Zagramy w coś?
- Lubisz grać? - zdziwił się.
- Nie wiem. Ale chciałem zobaczyć, w co ty grasz. Mówiłeś, że to lubisz.
- Pamiętasz to? - Zaśmiał się skołowany, ale włączył konsolę. - Ale gram głównie w RPG, więc nie pogramy razem... - Rzucił mu niepewne spojrzenie.
- Jasne. Możemy się zmieniać. Albo tylko popatrzę.
Po tych słowach zajął miejsce na kanapie tuż obok Doriana i oparł się o niego ostrożnie, czekając na reakcję. Tamten zajęty był jednak uruchamianiem gry i dostosowywaniem ustawień. Sinet ściągnął usta nie otrzymawszy pożądanego efektu. Zawiesił wzrok na skupionej twarzy chłopaka i uśmiechnął się szerzej na widok jego pulchnych policzków. Wyglądały na idealne do uszczypnięcia. Powoli uniósł palec i dotknął jego policzka i wtedy dopiero Dori odwrócił głowę.
- Co jest? - zapytał zagubiony. Zastał Sunny'ego z brodą opartą na jego ramieniu. Sam nie wiedział, jakim cudem nie zdał sobie z tego sprawy wcześniej, gdyż zwykle najmniejsza zmiana otoczenia rzucała mu się w oczy.
Sinet uśmiechnął się szerzej, nie pokazując zębów.
- Wyglądasz, jakbyś coś knuł - ocenił, unosząc podejrzliwie jedną brew, ale znów odwrócił się do ekranu. - O, tu jest początek - powiedział, wskazując na telewizor. - I, no, chodzi się jak w każdej grze... Pokażę ci. Tu skaczesz... - objaśniał, a Sinet starał się słuchać, nawet jeśli policzki Doriana okropnie go rozpraszały.
- Chcesz spróbować? - zakończył, podając mu pada.
Blondyn wziął go do ręki i spróbował pójść przed siebie.
- Idź na górę - instruował ten drugi.
- Czemu? - ciekawił się. Dołem też można było przejść.
- Masz tam skarb. Wespnij się po lianie.
Sinetowi w końcu udało się zdobyć jego pierwszy ekwipunek. Niestety niedługo później natrafił na wroga.
- Jak się bije? Jak się bije? - panikował, klikając w losowe przyciski. W końcu spadł na kolce i stracił fikcyjne życie.
- A, do licha! Niech szlag to trafi, przecież było dobrze! - zaklinał, kiedy już po raz drugi umarł przy pierwszym przeciwniku. - Ty w to graj. - Oddał pada drugiemu chłopakowi, który cicho się zaśmiał.
- Masz cierpliwość do gotowania, ale nie do gier? - pytał, z powrotem wpatrzony w ekran. Z łatwością poradził sobie z początkowymi przeciwnikami i przeszedł już przez portal do innej części świata.
- Gdy piekę ciasteczka, to nikt nie wyskakuje na mnie z oszczepem - zauważył, ponownie kładąc głowę na jego ramieniu. Mimo, że to nie pierwszy raz, gdy siedzieli tak blisko, czuł dziwną ekscytację. To, że byli sami i to, że między nimi wszystko zostało już powiedziane, sprawiało, że ogarniała go lekkość, a jednocześnie miał ochotę być jeszcze bliżej i zgarnąć całą uwagę swojego chłopaka wyłącznie dla siebie. No tak. Swojego chłopaka. To określenie wywoływało w nim jeszcze więcej emocji. Nie miał pojęcia, jak wspomniany chłopak mógł zwyczajnie siedzieć spokojnie i grać, kiedy on podkulał z ekscytacji nogi na samą myśl o tym, że byli razem.
- Na pewno nie chcesz pograć? - spytał. - Albo porobić czegoś innego? - Nawet na niego nie spojrzał.
- Nie... Graj, ja popatrzę - odparł. Zauważył, że Dorian już od dawna nie był tak wyluzowany. Pewnie długo nie pozwalał sobie na odpoczynek i "marnowanie czasu na głupoty", jak często określa się przyjemności.
- Na pewno? - dopytywał, ale zdawało się, że już nie zwracał na niego uwagi.
- Mhm... - mruknął Sunny, przekładając rękę pod jego ramieniem. Było znacznie grubsze niż to jego i to niekoniecznie z powodu tłuszczu. Tak, tkanki tłuszczowej też miał więcej, ale widoczny był spod niej delikatny zarys mięśni. Musiał być silny; w końcu trenował. Sinet zaczął się teraz zastanawiać, czy Dori dałby radę go podnieść i zakładając, że tak, to na jak długo. Myślał, że świetnie by było, gdyby mógł to kiedyś sprawdzić.
Sięgnął po talerz z naleśnikami. Przynieśli do nich też dżem i masło orzechowe, ale stwierdził, że nie chce mu się ich nakładać, dlatego zaczął jeść je na sucho.
- Też chcesz? - Zapytał Doriana, który zaczął patrzeć na talerz. - Zrobię ci, z czym chcesz?
- Mogę sam... - Już zatrzymał grę.
- Nie - zarządził i zagrodził mu dostęp do stołu. - Powiedz, z czym chcesz.
- Wszystko jedno... - Nie był pewien, co powinien zrobić. Nie był przyzwyczajony, żeby ktoś robił coś za niego, więc siedział ze złożonymi rękami i czekał.
- Masz ze wszystkim. Naleśnik premium malinowo-orzechowy. - Podał mu osobny talerz ze swoim dziełem.
- Dziękuję - przyjął go onieśmielony. Zaczął jeść, ale przerwał, gdy zorientował się, że Sinet cały czas się na niego patrzy. - O co chodzi?
- O nic - odpowiedział szybko i usiadł z powrotem na kanapie.
Starał się nie wpatrywać w Doriana przez cały czas, ale po prostu nie potrafił się powstrzymać przed ciągłym zerkaniem w jego stronę. W końcu to nie jego wina, że jego chłopak był tak uroczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro