"Tam, gdzie spadają anioły" Dorota Terakowska
Za dobrze szło w tych opiniach, oj za dobrze...
Za niedługo odbędzie się tutaj spam pozytywnych opinii, ale żeby nie było, iż czytam, co popadnie, a mój gust opiera się na praktycznie niczym, przyszedł czas na napisanie co nieco na temat „Tam, gdzie spadają anioły" Doroty Terakowskiej.
Powieść przybliża nam historię małej Ewy, która straciła swojego anioła stróża, gdy miała pięć lat. Ażeby jednak nie było nudno (a przynajmniej takie było założenie), autorka postanowiła do fabuły wpleść również różne przemyślenia na temat istoty zła i dobra.
Książka kierowana jest zarówno do dzieci jak i dorosłych, czyli w sumie... do nikogo. Bardzo łatwo można to wyczuć w trakcie czytania, ponieważ filozoficzne rozważania przeplatają się z infantylnymi dialogami bohaterów. Ewa, co prawda, jest dzieckiem, zatem nie czepiam się jej jako tako, lecz jej rodzice oraz babcia (która nawet nie dostała żadnego imienia, po prostu była babcią) zachowują się równie głupiutko. Do tego gdzieś w tle mamy mrocznego upadłego snującego elaboraty na temat dobra i zła. Naprawdę nie miałabym problemu, gdyby to była książka stricte dla dzieci i w taki sposób została napisana. Jednakże wydawca na okładce zapewniał, iż jest to również pasjonująca powieść dla dorosłych (nie-spoiler: nie jest).
Nawet nie wiem, co powinnam powiedzieć o fabule. Szczerze mówiąc, odpuściłam sobie tę książkę po jakiś stu stronach, czyli jednej trzeciej. Przez te sto stron niesamowitej akcji dostałam ściany opisu, jak to mała Ewa po utracie swojego anioła stróża miała strasznego pecha i co tydzień musiała jeździć na SOR, ponieważ tak często zdarzały się jej różnego rodzaju wypadki. Gdzieś w tle biega dziwny bezdomny, który tak właściwie nie jest zwykłym bezdomnym (no może nie do końca, jednakże jako tako nic nie wnosi).
Nawet trudno mi powiedzieć cokolwiek więcej na temat tej powieści. Tak bardzo mi się nie podobała, że każdemu stanowczo odradzam jej lekturę - po prostu się nie da. Jestem pod wrażeniem, że jednak istnieją ludzie, którzy są w stanie dobrnąć do końca. Ja do niech nie należę: cała historia została dla mnie napisana zbyt topornie, niekiedy do bólu infantylnie, gdzie wypadałoby zachować jakąś powagę, a innym razem przesycona patosem tak wielkim, iż dalej nie potrafię tego przetrawić.
Nie każda literatura jest wybitna. Czasami wystarczy, by dała nam prostą i przyjemną rozrywkę. Cóż... „Tam, gdzie spadają anioły" nie zapewniło mi tego.
***
Ostatnimi czasy trochę (bardzo) się pod tym względem obiboczyłam, ale przyszedł czas, by to nadrobić.
Od dziś rozpoczyna się maraton recenzji - rozpiskę na temat tytułów można znaleźć na story na moim instagramie (wattpad_fruziapo). Szkoda tylko, że kolejne dziesięć wpisów w tym miejscu będzie niczym odliczanie do końca wakacji...
Widzimy się codziennie przez kolejne 10 dni
fruziapo, 11.08.2022 r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro