Jedno samobójstwo co minutę
R. O'Connor i N. Sheehy, autorzy Zrozumieć samobójcę, szacują, że mniej więcej co minutę dochodzi na świecie do samobójstwa. Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że usiłowanie samobójstwa ma miejsce przeciętnie co trzy sekundy. To ogromna i niewyobrażalna liczba. Nic więc dziwnego, że część z nich przypadnie w zakładach karnych czy aresztach.
Jak zwykle odpowiadam na szum medialny (trochę stary, ale byłem ostatnio mocno zajęty), może mój wpis nie tyle rozwieje wątpliwości, co pozwoli samodzielnie wyrobić sobie opinię na te sprawy. Zarówno telewizja czy internet jest stronniczy i opiniotwórczy, na jednych stronach znajdziecie tony argumentów za teoriami spiskowymi, a na innych racjonalną znieczulicę, której przesłanie można wyrazić w kilku słowach: "ch... z nimi, przecież to przestępcy".
W takich kontrowersyjnych czy mocno spornych kwestiach warto się odwoływać do autorytetów i wiem, że jeśli ktoś na co dzień nie siedzi "w temacie", ciężko będzie mu odsiać "pseudoautorytety". Postaram się przedstawić trochę rzetelnych opinii i faktów, a wnioski zostawię Wam.
Zacznijmy od tego, że wskaźnik samobójstw w więzieniach zawsze będzie wyższy niż wśród ludzi nieizolowanych, a wynika to z samej specyfiki instytucji. Sam fakt "odizolowania" powoduje, że wszyscy osadzeni są osobami o podwyższonym ryzyku zachowań suicydalnych. Każdy z nas, ludzi "na wolności", pełni jakąś rolę społeczną. Nawiązuje relacje i stosunki z innymi ludźmi, pracuje, ma zainteresowania, swobodnie organizuje swój czas. Nasze życie nadal może być trudne, mogą w nim wystąpić konflikty, frustracje czy stres, ale mamy nieograniczone (z perspektywy osadzonego) możliwości radzenia sobie z nimi. Od naszego wyboru zależy, jak się z nimi uporami. I nie chodzi o sam dobór środków, ale o fakt, że możemy samodzielnie podjąć decyzję i że mamy dostęp do narzędzi, które pomogą nam się uporać ze stresem. Jedni rozładowują napięcie ciastkami, inni jazdą na rowerze, jeszcze inni seksem lub po prostu bliskością ukochanej osoby. Wyobraźcie sobie, że jesteście tego pozbawieni. I stres, frustracja, nawet zwykły smutek narasta w Was i nie możecie dać mu ujścia w żaden znany Wam i bezpieczny dla Was sposób.
Bogusław Waligóra w swojej książce przytacza trafny przykład ukazujący emocje,które może odczuwać osoba osadzona w zakładzie karnym: „Wyobraźmy sobie teraz, jak czuje się osoba, która utknęła w jaskini. Zapewne odczuwa strach z powodu kończącego się zapasu pożywienia i wody oraz braku wiedzy o tym, co dzieje się poza jaskinią – czy ktoś już rozpoczął poszukiwania? Czy kiedykolwiek zostanie uratowany?" [1] Osoba osadzona - jak już wcześniej wspominałem - jest odizolowana. Nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym lub kontakt ten ma znacząco utrudniony. Nie wie, co dzieje się z jej rodziną, przyjaciółmi, z jego sprawami. Pobyt w więzieniu wiąże się silnie z poczuciem straty. Wpływa na osłabienie więzi, przegapienie dorastania dziecka, utratę pracy, pozycji, pieniędzy czy nawet formy.
Przekraczając próg więzienia czy aresztu, osadzony zostaje oderwany od dotychczasowego życia z wszystkimi zasadami, które do tej pory znał i które do tej pory determinowały jego życie. Wkracza na zupełnie nieznany i niebezpieczny grunt. Musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, poznać nowe reguły. To tak naprawdę obca planeta. Z nowym, obcym językiem, hierarchią władzy, podległością, ograniczeniami i całą subkulturą.
Może się wydawać, że wszystkie te odczucia odnoszą się do osadzonego po raz pierwszy, świeżaczka. Ale uwierzcie mi, że więzienie oddziałuje na każdego, także na osobę, która wraca do niego co roku, niczym na turnus w sanatorium. Powoli odciska ślad w psychice osadzonych.
Oprócz doświadczania silnego stresu związanego z przebywaniem w więzieniu, wielu z osadzonych charakteryzuje się aspołecznymi zaburzeniami osobowości, nadużywaniem substancji psychoaktywnych, czy szeregiem deficytów poznawczo intelektualnych. Wszystkie te cechy zbiorczo lub oddzielnie powodują, że do prób samobójczych dochodzi dziesięć razy częściej w areszcie śledczym niż w społeczeństwie poza murami i trzy razy częściej w zakładach karnych.
Samobójstwo jest więc jedynym dla tych osób sposobem na walkę z sytuacją, w jakiej się znaleźli - dostępną formą pokazania sprzeciwu wobec nakazów i reguł narzuconych w zakładzie karnym oraz ucieczką przed długoletnim wyrokiem, przemocą w więzieniu ze strony członków subkultury, czy brakiem kontaktu ze światem zewnętrznym. [2]
Ilekroć w więzieniu dochodzi do samobójstwa, a z danych statystycznych Służby Więziennej wynika, że w ubiegłym roku odnotowano 167 prób samobójczych i 25 samobójstw w jednostkach penitencjarnych, zadajemy sobie pytanie, czy można mu było zapobiec. Odpowiem na to z mojego doświadczenia - i tak, i nie. Posiłkując się słowami prof. Brunona Hołysta (największego polskiego autorytetu w tych sprawach) - jeśli ktoś jest zdeterminowany pozbawić się życia, mało co jest w stanie go powstrzymać, a samobójstwa w więzieniach były, są i będą, ośmielę się wysnuć tezę, że nie da się tego zjawiska wyeliminować zupełnie.
Hołyst podaje jako przykład zwierzchnictwo grupy Baader-Meinhof, któremu w latach 70., mimo przetrzymywania w więzieniu w RFN pod stałym nadzorem, udało się popełnić samobójstwa. Przykładem na determinację jest też sprawa, o której uczyliśmy się na zajęciach z kryminalistyki na studiach. Chodziło o rozwikłanie zagadki śmierci pewnego mężczyzny, który zginął w zamkniętym mieszkaniu od przewiercenia klatki piersiowej wiertarką. Mężczyzna zmarł, siedząc w fotelu, brak było śladów walki czy jakiegokolwiek oporu. Narzędzie zbrodni leżało na regale dwa metry od ciała i drogę między nimi znaczyły krwawe ślady. Oskarżono żonę, która po powrocie z zakupów odnalazła zwłoki. Analiza kryminalistyczna wykazała jednak, że ranę mężczyzna zadał sobie sam. Przewiercił sobie płuco, wstał, odłożył wiertarkę, wrócił na fotel i zmarł. Już nie pamiętam, ale chyba znaleziono przy nim list samobójczy.
A jak jest w Polsce? Nie jest tak źle. Gromadzone dane statystyczne dotyczące liczby samobójstw w Służbie Więziennej wskazują, iż wartość współczynnika samobójstw na 10 tys. osadzonych w polskim systemie penitencjarnym wyniósł w 2018r. - 3,37 (3,00 w 2017r.). Wartość tego wskaźnika (dane statystyczne Rady Europy za: Aebi M.F., Tiago M. et. al. : Council of Europe Annual Penal Statistics Space I-Prison Population, Strasburg 2018) w wybranych krajach europejskich to : Czechy: 4,5; Dania: 10,9; Finlandia: 7,1; Francja: 12,6; Niemcy: 11,8. Można więc zauważyć, że wartość ww. współczynnika na 10 tys. wyraźnie umiejscawia nasz kraj poniżej średniej europejskiej, określonej przez ten dokument na poziomie 10.8. [3]
Mamy wprowadzoną politykę profilaktyki samobójstw. Na ile skuteczną? Nie wykluczyła ich zupełnie, ale w 2009r. było ponad 200 prób i 41 samobójstw, a przy zeszłorocznych 25 jest to znaczny spadek. Prewencja suicydalna osadzonych jest stosowana we wszystkich jednostkach penitencjarnych w Polsce. "Działania profilaktyczne odbywają się na 3 płaszczyznach profilaktyki pierwszorzędowej, która dotyczy wszystkich osadzonych i obejmuje działania mające na celu usystematyzowanie stosunków między więźniami a kadrą oraz profilaktyki drugorzędowej obejmującej więźniów o podwyższonym ryzyku suicydalnym, którzy poddawani są szczegółowej obserwacji psychologicznej i psychiatrycznej. Profilaktyka trzeciorzędowa dotyczy osób, które dokonywały w przeszłości prób samobójczych - polega ona na zastosowaniu szerszej opieki psychologicznej oraz terapeutycznej" [4] Brzmi pięknie i mądrze. Jak wszelkie "plany". Jak jest w rzeczywistości? Inaczej.
Ja pracuje w areszcie, a tam ryzyko popełnienia samobójstwa jest dużo wyższe niż w więzieniu. Dlaczego? Po pierwsze, to tam osadzony przeżywa pierwszy szok związany z izolacją. W więzieniu ma pewne "udogodnienia", które nabywa wraz z odsiadką czy dobrym sprawowaniem. W areszcie trafia z marszu, do wieloosobowej celi, w której spotka najróżniejsze osoby i w której nie ma na początku "nic własnego", żadnej kotwicy, która łączy go ze światem. Często nawet jego obrońca nie może nic mu przynieść.
Po drugie, ważnym aspektem profilaktyki jest wywiad psychiatry czy wychowawcy z osadzonym, znajomość jego "historii osadzenia", jego kondycji psychicznej, obserwacja. Osoby przebywające w areszcie są tam "tymczasowo", więc ten stały nadzór często jest za krótki, by dostrzec jakieś sygnały.
Po trzecie, nie dochodzi jeszcze do tzw. chwilowego pogodzenia się z sytuacją. Nie mam na myśli stanu, w którym osadzony akceptuje fakt przebywania w izolacji, ale raczej stan, w którym zdaje sobie sprawę, że już część tego okresu ma za sobą i osiągnął pewien constans. Do aktów może dochodzić niezależnie od długości wyroków i na każdym etapie postępowania penitencjarnego z osadzonymi, ale jeśli chodzi o stan psychiczny tych osób, to ja osobiście zauważam pewne okresy "nasilenia" i "odpuszczenia". I do prób samobójczych dochodzi najczęściej w tych okresach "nasilenia", ale dostrzeżenie tych prawidłowości u konkretnych osadzonych wymaga czasu i doświadczenia, a tego nam w areszcie brakuje. Poza tym czynnikami, które często przechylają przysłowiową szalę i popychają do podjęcia decyzji, są także wydarzenia poza murami, o których my, pracownicy, możemy nie wiedzieć, np. rozwód, odebranie praw rodzicielskich, bankructwo, śmierć bliskiej osoby.
Dobra, bo wychodzi na to, że tłumaczę nas pracowników z tego, że ktoś popełnia samobójstwo. To wszystko nie jest takie proste i łatwe. Wizerunek Służby Więziennej w mediach jest straszny, ostatnio przewinął mi się artykuł na ten temat i grupa badanych mając do wyboru różne zawody z branży funkcjonariuszy publicznych prawie jednogłośnie stwierdziła, że najmniej zaufania ma własnie do Służby Więziennej. Nie pomaga na pewno sposób przedstawiania w serialach i filmach, gdzie zwykle "strażnik więzienny" jest zdemoralizowany i przekupny. Dla chętnych polecam program paradokumentalny emitowany na TVN Turbo "Służba Więzienna", wystarczy na YouTubie wpisać #SłużbaWięzienna. Wiadomo, że jest to program telewizyjny, na dodatek z gatunku nie kojarzącego się dobrze, a więc do każdego odcinka zostały wybrane najbardziej emocjonujące wydarzenia, ale choć trochę pokazuje to warunki pracy, jakie panują w ZK i AŚ.
Szum medialny zrobił się jak zwykle po śmierci w izolacji osadzonego, który związany był z medialną bądź wyjątkowo brutalną sprawą. Chodzi o niedawne samobójstwo Dawida Kosteckiego. Śmieszy mnie trochę narracja jaka pojawia się w mediach - "aniołem nie był, ale na pewno nie chciał się zabić". To co dzieje się za murami jest nie do wyobrażenia dla osób, które nigdy tam nie były, nie mówiąc już o odbywaniu jakiejkolwiek kary. To nie była pierwsza kara Kosteckiego, boksera o pseudonimie "Cygan", siedział wcześniej za pobicie, kierowanie grupą przestępczą, czerpanie korzyści z nierządu, wyłudzenia, pranie brudnych pieniędzy.
Pogrzebałem trochę o nim i okolicznościach tej "śmierci". Kostecki powiesił się na prześcieradle, leżąc pod kocem na swoim łóżku. Oczywiście wszystkim internautom już zapaliła się lampka, po jak to się powiesił na leżąco!? To na pewno mu ktoś pomógł, czyt. zamordowali go. Niestety w historii samobójstw w więzieniach powieszenie jest najczęstszą przyczyną, dokonywane w każdej pozycji, także na leżąco czy siedząco. Już wcześniej wspominałem o "determinacji", w jednym z więzień, osadzonemu, który był pod nadzorem ze względu na ryzyko samobójstwa, zabrano wszystko, a on wyrwał ze ściany kontakt i metalowymi elementami wyszarpniętymi ze ściany, podciął sobie żyły.
Całkowicie rozumiem stanowisko rodziny Kosteckiego, która wynajęła pełnomocnika, by pomógł im wyjaśnić okoliczności śmierci bliskiej osoby. To naturalne reakcja. Niestety wszystko wskazuje na to, że jednak było to samobójstwo.
Przypomnijmy, że Kostecki był utytułowanym bokserem, ale zanim nim został miał trudne dzieciństwo, a jego życie biegło raczej po niewłaściwej stronie prawa. Jego ojciec był Romem, a matka Polką, przez co nie do końca akceptowany na rzeszowskich ulicach bił się od najmłodszych lat. W domu był alkohol, trudne warunki i bieda. Zajął się nim wujek, który pokazał mu boks. Sam wujek święty nie był, bo w swoim domu wraz żoną prowadził agencję towarzyską. Wkrótce potem zginął, zastrzelony przez nieznanych sprawców. Interes przejął po nim Kostecki i wraz z ciotką przez kilka lat prowadził trzy agencje i za to trafił do więzienia. Ale po kolei.
Już jako znany i doceniany bokser w 2007 r. został aresztowany przez CBŚ. A miał walczyć o tytuł mistrza świata w wadze półciężkiej. Oskarżono go o czerpanie korzyści z nierządu (czyli prowadzenie tych agencji). Za sportowca poręczył sam prezydent Rzeszowa, który wykorzystywał chłopka z nizin na szczycie podczas kampanii wyborczej. W 2011r. zapadł wyrok i boksera skazano. W 2012 r. tuż przed walką z Royem Jonesem Juniorem "Kostecki błagał o przepustkę. Choć na jeden dzień, na tę walkę. Apelował nie tylko do sądu, lecz także do prezydenta i premiera. Jego obrońcy i fani przypominali, że Cygan, chłopak z trudnym dzieciństwem, wyszedł przecież na ludzi. Jest uczciwym obywatelem Rzeszowa, przyjacielem samego prezydenta Tadeusza Ferenca, wzorowym mężem i ojcem, dla romskich dzieciaków idolem pokazującym, jak można ułożyć sobie życie, mimo że wiatr ciągle w oczy." [5] Przepustki nie otrzymał.
Wyszedł na wolność w 2014r. Ten pobyt najwyraźniej nie był tak dotkliwy, gdyż Kostecki opuścił więzienie w dobrej formie, deklarując, że odnalazł spokój, porzucił błędy młodości i jest gotowy dalej rozwijać swoją karierę. Wrócił do boksowania, ale w 2015r. wykryto, że stosuje doping. Został zawieszony i do boksowania już nie wrócił. W listopadzie 2015r. pojawiła się informacja, że trafił do szpitala w ciężkim stanie po probie samobójczej. Jego promotorzy zauważyli, że dziwnie się zachowuje. Czy załamanie w karierze mogło być czynnikiem emocjonalnym, który skłonił go do takiego kroku? Moim zdaniem na pewno.
W 2016r. znów został aresztowany i oskarżony o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i inne przestępstwa. Skazano go na 5 lat pozbawienia wolności. Miał wyjść w 2021r., dlaczego więc postanowił teraz, po odbyciu ponad połowy kary targnąć się na swoje życie? Przypomnijmy sobie wszytko, co na początku napisałem o powodach samobójstw i izolacji. Kostecki miał już za sobą jeden nieudany epizod, czy taki dobór sposobu pozbawienia się życia, mógł wybrać specjalnie? By uniemożliwić współosadzonym reakcję i reanimację?
Nawet po odsiedzeniu wyroku miałby problemy z powrotem na ring, czy odbudowaniem swojego wizerunku. Na dodatek w środowisku przestępczym miał opinię konfidenta. Na półtora miesiąca przed śmiercią został przeniesiony z dotychczasowego zakładu karnego do aresztu śledczego w Warszawie. Nie ma w tym nic nie zwykłego. Miał występować w charakterze świadka podczas procesu Tomasza G. oskarżonego o rozbój i porwanie. Czy nowe miejsce, nowi współosadzeni były stresogenne?
Zwolennicy teorii, wg której Kostecki został zamordowany, wskazują, że komuś mogło zależeć na uciszeniu go. Czy jest to możliwe? Pewnie tak. Aczkolwiek nie ma na to twardych dowodów. A na samobójstwo jakieś są. Dodatkowo na pewno znajdziecie informacje (szczególnie na niesłynącym z wiarygodności onet.pl), jakoby Kostecki miał pogrążyć funkcjonariuszy CBŚP, podkarpackich urzędników i polityków, wykazując ich związki z agencjami towarzyskimi. Krótko po podaniu tej informacji, prokuratura stanowczo je zdementowała. W swoim oświadczeniu podała: informacje przekazane przez Kosteckiego miały charakter ogólny i dotyczyły CBŚP oraz braci R., wobec których prokuratura skierowała akt oskarżenia -"W swoich zeznaniach Dawid Kostecki nigdy nie wskazał, aby znani politycy i urzędnicy państwowi korzystali z usług podkarpackich agencji towarzyskich."
Wszystko rozchodzi się o pewien emocjonalny wpis, który Kostecki zamieścił na swoim profilu na Facebooku tuż po tym, jak odmówiono mu przepustki na udział w walce bokserskiej, a w którym wskazał funkcjonariusza Daniela Ś. jako powiązanego z rosyjskimi przestępcami, prowadzącymi sieć agenci towarzyskich w okolicach Rzeszowa. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to był wpis spowodowany złością i rozczarowaniem, czy faktycznie miał jakieś informacje w tej sprawie. Ale na tym i na relacji, jaką bokser miał ze swoją rodziną, opierają oni swoje wątpliwości co do jego śmierci. Zatrudnili nawet, słynącego ze stawania przeciwko Ziobrze i PiSowi, Romana Giertycha. A koronnym dowodem ma być ślad po igłach na szyi Kosteckiego.
Bez akt sprawy zawierających wyniki sekcji zwłok oraz opinie biegłych ani ja, ani żaden dziennikarzy nie jest w stanie jednoznacznie i kategorycznie stwierdzić, czym były spowodowane te ślady i czy miały jakikolwiek związek ze śmiercią boksera. W jednych notkach prasowych znajdziemy informacje, że były to zadawnione strupy, w innych, że ślady po paralizatorze. Doniesienia medialne mają to do siebie, że są wybiórcze, ułożone przez laików lub skonstruowane tak, by odbiorcy łatwo było wyciągać wnioski, ale często wnioski jakie wysnuł wcześniej ich autor. Jeśli jednak doszło do tego, że porażono Kosteckiego paralizatorem, a potem zadzierzgnięto na prześcieradle, to na pewno pozostałyby po tym jakieś ślady.
Odniosę się do jeszcze jednej kwestii, opinii rodziny, że Kostecki nie cierpiał na depresję i był w dobrej kondycji. Osoby popełniające samobójstwo wcale nie muszą "na pierwszy rzut oka" wyglądać na skłonne do targnięcia się na swoje życie. Pierwszą reakcją na takie zdarzenie jest pytanie - czy były jakieś sygnały? A my jako bliscy często uważamy, że byśmy wiedzieli, że byśmy zauważyli. Więc skoro nic nie przegapiliśmy, to wcale ich nie było, prawda? Skoro ich nie było, to znaczy, że to nie samobójstwo. Niekoniecznie. Czasami takie osoby noszą te "plany" głęboko w sobie, sprawiając pozór "normalności". Czasami sami nie do końca zdają sobie sprawy z tego, że to w nich siedzi, aż nie dojdzie do "kumulacji" czy "nasilenia".
Naprawdę żal mi rodziny Kosteckiego, która nie dość że straciła bliskiego, to jeszcze wpadła w ten wir polityczno-medialny. I mam nadzieję, że wyniki postępowania wyjaśniającego dadzą im choć odrobinę ulgi, jeśli jest ona w takiej sytuacji w ogóle możliwa.
A Was zostawiam tym smutnym akcentem, bo choć chciałem coś przekazać tym wpisem, nie do końca już wiem, czy mi się udało. Samobójstwo to okropny akt, gwałt na życiu, jak to ktoś kiedyś ujął, już nie pamiętam kto. I nigdy, przenigdy nie jest wyjściem z żadnej sytuacji.
Jonfryn
(opublikowane w październiku 2019)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro