one-shot | Kominato Haruichi
Haruichi szuka swojej przynależności płciowej, a Furuya chce go wspierać.
Wiśniowa Spinka
Za każdym razem, gdy spoglądał w lustro, zatrzymywał się na parę dobrych sekund i myślał. Nie był stuprocentowo zadowolony ze swojego wyglądu i na pewno zazdrościł kolegom masy mięśniowej, ale generalnie aż tak mu znowu nic nie przeszkadzało. Nawet nie narzekał na te kilka centymetrów brakujących mu do metra siedemdziesięciu, ani na delikatne rysy twarzy, przez które brat żartował czasem z niego, że wygląda jak dziewczynka. Przeszkadzało mu to w ogóle?
Lekko dziewczęcy wygląd mu pasował i czuł się z nim całkiem dobrze. Z tego też powodu dumnie prezentował swoimi przydługawymi tlenionymi włosami odcień zaróżowionego blondu, a w sklepach nie wahał się sięgać po ubrania z działu damskiego.
Tylko, czy to na pewno było w porządku? Czy to było normalne?
Westchnął, spinając grzywkę spinką. Zazwyczaj gęste kosmyki opadały mu na oczy, zasłaniając połowę jego twarzy, ostatnio jednak po powrocie ze szkoły znalazł na swoim materacu w dormitorium kopertę bez nadawcy. W środku były tylko trzy spinki – każda z innym motywem; wiśnia, cytryna i gruszka – oraz krótki list z kilkoma zaledwie słowami.
Grzywka zasłania ci twarz, a lubię twoje oczy. Najbardziej pasowałaby ci wiśniowa.
Przyglądał się w lustrze łagodnym kształtom swojej twarzy. Tajemnicza osoba miała rację; faktycznie pasowała mu wiśniowa spinka. To pewnie przez kolor włosów. Jasny róż i mocna czerwień ładnie ze sobą współgrały. Choć nie o to tu chodziło. Bardziej interesowało go teraz, kto podarował mu spinki, a przede wszystkim, dlaczego to zrobił? Nie sądził, by był to ktoś z drużyny, raczej podejrzewał menedżerki. Nie miał może powodzenia u dziewczyn, ale obraz jakiegokolwiek chłopaka kupującego dla niego spinki z uroczymi motywami był po prostu zbyt absurdalny.
Z drugiej strony, dziewczyny nie miały wstępu na teren męskich dormitoriów. Istniała też opcja przekazania listu przez kogoś, ale... ach, zupełnie już nie wiedział. I pewnie nigdy się nie dowie, nie będzie miał nawet odwagi wyjść z tymi spinkami gdziekolwiek. Bał się trochę, że zostanie przez to w jakiś sposób wykluczony z drużyny. Już i tak pokazywał za dużo swojej dziewczęcej strony, spinkami tylko by się dobił. Oczywiście nie podejrzewał kolegów o wyśmianie go, czy świadome odsunięcie, po prostu sam czuł się zbyt inny. Jakby nie do końca tam pasował.
Męczyły go obawy, że nie jest normalnym chłopcem, że coś jest z nim nie tak.
Może faktycznie było...
Odwrócił się nareszcie od zwierciadła, potrząsając lekko głową. Gdy dręczyło go zbyt wiele niepotrzebnych myśli lub gdy chciał się zresetować, wiedział, że to pora naciągnąć na ramiona sportową bluzę i wyjść na boisko pobiegać. Sawamura go tego nauczył i musiał przyznać, że robiło to swoją robotę.
Na zewnątrz trochę wiało, a słońce zajść musiało za linię horyzontu całkiem niedawno, bo na chmurach tliły się nadal odbite ciepłe kolory. Haruichi przystanął na moment i patrzył zachwycony na piękny widok. Lubił ładne rzeczy, to naturalne. W zachodach słońca było coś niezwykłego, zakochiwał się raz po raz w nowych kolorach, jakie dostrzegał na ciemniejącym niebie.
- Kominato! – zawołał go znajomy głos, więc odwrócił się do wyższego prawie o głowę chłopaka o poważnej minie i zdeterminowanych oczach. Furuya nie był aż tak groźny, na jakiego wyglądał. Należało przy nim uważać jedynie w baseballu; osobiście okazywał się nieco niedojrzałym emocjonalnie nastolatkiem z kilkoma marzeniami i niezrozumiałym humorem. Był indywidualistą, ale jak każdy potrzebował towarzystwa. Haruichiemu sprawiało wielką radość bycie przy nim w codziennych sprawach. Nigdy nie pojawiła się między nimi magiczna nić porozumienia, ale w jakiś sposób doceniali swoje towarzystwo.
- Już późno. Idziesz jeszcze trenować? – zapytał Kominato, uśmiechając się życzliwie. Wyższy chłopak przystanął przed nim, zdawało się, że jest czymś zaaferowany, jakby bił się o coś z myślami i nie mógł dojść z tym do ładu. Wbijał swój świdrujący wzrok w oczy Haruichiego. Albo trochę wyżej...?
O nie. Zapomniał ściągnąć spinki. Zakładał, że skoro idzie samemu biegać, nie powinien na nikogo wpaść, ale się mylił. Do diaska, czemu o tym nie pomyślał? Uderzyła go fala zawstydzenia i już wiedział jak bardzo rumienią się jego policzki.
- To jest... - odruchowo sięgnął dłonią do spinki, wahając się, czy zasłonić ją, odpiąć, czy po prostu pogodzić się z upokorzeniem, jakie go spotkało.
- Tak myślałem, że najbardziej pasować będzie wiśniowa. – przerwał mu Furuya, chwytając go delikatnie za nadgarstek, ponieważ drżąca lekko ręka zasłaniała mu niesamowity widok Kominato ze spiętymi włosami. Uwielbiał jego oczy.
Po chwili opamiętał się i cofnął się o krok, zażenowany swoją śmiałością.
- To od ciebie? – wykrztusił Haruichi zdumiony.
Satoru dumnie kiwnął głową.
- Myślałem, że to od dziewczyny – oznajmił przez cichy nerwowy śmiech.
- Masz dziewczynę? – zdumiał się Furuya, rozszerzając powieki.
- Nie, nie – uniósł obie dłonie i zamachał nimi – nie o to mi chodziło. Nie spodziewałem się po prostu, że to ktoś z drużyny.
- To ode mnie – zapewnił ponownie chłopak, dalej wpatrując się uparcie w Kominato.
- W takim razie dziękuję – uśmiechnął się, niemniej wciąż speszony. – Szedłem właśnie pobiegać, więc do zobaczenia jutro.
- Też idę biegać. – powiedział, dołączając do uciekającego mu kolegi.
Zrobili już siedem okrążeń, a Haruichi cały czas myślał o tym samym bez żadnego skutku, ani choćby nowego wniosku. Bądź, co bądź, trochę go sytuacja sprzed chwili oszołomiła. Spodziewałby się już prędzej żartu od na przykład takiego Kuramochiego, niż prezentu od Furuyi. W dodatku przecież w liściku napisał coś, o tym, że lubi jego oczy. To brzmiało teraz jeszcze dziwniej, kiedy wiedział, kto podrzucił mu kopertę.
- Już się zmęczyłeś? – zapytał ciemnowłosy chłopak, ale nie złośliwie.
Haruichi zamiast odpowiedzieć, przyspieszył bieg i wyszedł na prowadzenie. Jako sportowiec sobie radził, miał odpowiednią siłę i zwinność. Zamach też wykonywał porządny, udawało mu się nieraz wybić piłkę na homerun. I mimo to nie czuł w sobie tej typowej... męskości?
Naprawdę nie wiedział, czym to w ogóle było. Lubił i robił mnóstwo męskich rzeczy, ale podobały mu się także sprawy przypisane z góry dziewczętom. I sam jakoś niekoniecznie widział się w jednym z określeń: chłopak, dziewczyna.
Było to jednak dla niego tak dziwne i wydawało się zupełnie nieodpowiednie. Urodził się jako mężczyzna, więc mówienie teraz, że nie do końca się tak czuje, to trochę sprawa kontrowersyjna. Źle mu z tym było, a najbardziej ze świadomością, że prawdopodobnie nigdy nie zostanie zaakceptowany za to, kim jest.
- Coś cię trapi, Kominato? – usłyszał zasapane pytanie, więc zwolnił bieg i przeszedł do marszu, a po nim tak samo postąpił Furuya.
- Tak – potwierdził, łapiąc oddech. Zrobiło się naprawdę chodno, a po różowym niebie na zachodzie nie było już śladu. Tylko szumiąca, drętwa noc, przez którą przebijały się światła latarni.
- Możesz mi powiedzieć – przerwał znowu ciszę, która zaczynała już im powoli brzęczeć w uszach. Słabo widział w takim mroku, ale zdawało mu się, że Kominato lekko się uśmiechnął.
- Nie jesteś typem pomocnej osoby, Furuya. Dziwnie się zachowujesz. – mimo przekazu słów, brzmiał na rozbawionego.
- Ja... staram się. – wbił zatroskane oczy w swoje buty i myślał przez moment – Już od dawna nie potrafiłem się komunikować. Dlatego chciałem się poprawić. Dziadek mi kiedyś powiedział, że muszę wyrazić swoją wolę. I próbuję teraz pokazać ci, że się o ciebie m... - ostatnie słowo stanęło mu w gardle. Nie przywykł do takich wyznań i zupełnie nie wiedział jak ułożyć swoje uczucia w słowa.
- Martwisz się? – dokończył za niego Haruichi. Spojrzeli sobie w oczy, jakby nareszcie zaczęli się rozumieć – To miłe, ale nie ma o co. To nic poważnego.
Zaczęli kierować się do dormitoriów.
- Uraziłem cię tym listem? Przepraszam. – przystanął i skłonił się przed zdumionym Kominato, który już unosił przyjaciela z niepotrzebnego pokłonu. Przy nikim innym Furuya nie był taki szczery. Chyba naprawdę byli dla siebie wyjątkowi.
- List był w porządku. Chodzi o te spinki... no, między innymi. Nie uważasz, że noszenie takich dziewczęcych rzeczy jest dziwne? – powiedział niegłośno, chowając dłonie głęboko do kieszeni. Czuł na sobie wzrok Furuyi i czuł też, jak zaczyna się przez to rumienić, lecz nic nie mógł na to poradzić.
- Myślałem, że lubisz dziewczęce rzeczy – odrzekł, stojąc tam jak kołek i gapiąc się na niższego chłopaka. Jak miał mu przekazać, że troszczy się o niego i lubi go takiego, jakim jest? Nie miał na to żadnych sensownych słów.
- Lubię, ale to dziwne! – Haruichi uniósł nieco głos, a zdarzało mu się to niezwykle rzadko. Miał wrażenie, że cały świat jest teraz przeciwko niemu i nie potrafił opanować gryzącej go od środka frustracji. – Ja nawet nie chcę być chłopakiem – wydusił w końcu, po czym od razu schował twarz w dłoniach i pożałował, że w ogóle się odzywał. Powiedzenie czegoś takiego było jak założenie sobie pętli. – nieważne – dodał szybko, odwrócił się na pięcie i miał zamiar odbiec, ale silna dłoń zacisnęła się na jego ramieniu i nie pozwoliła na choćby jeden krok.
- Chcę cię lepiej zrozumieć. Możesz mi wytłumaczyć? – poprosił zachrypnięty głos za nim, to zaś sprawiło, że jego serce przestało bić jak szalone i pędzące myśli zwolniły na tyle, by dało się je wyłapać.
- Sam słabo to rozumiem – zaczął, obracając się do Furuyi – usiądźmy – wskazał na ławkę przy ścianie dormitoriów i pociągnął wyższego w tamtą stronę.
Wyrozumiałość kolegi dodała mu otuchy i odwagi. Dzielenie się swoimi uczuciami z kimkolwiek było trochę straszne, ale też przynosiło ulgę. Chciał to zrobić.
- Dlaczego nie chcesz być chłopakiem? – podjął temat Satoru, wyraźnie tym zaciekawiony.
- To nawet nie kwestia chcenia i nie chcenia... ja się tak nie czuję jakbym nim był. Wiem, że to dziwne.
- To nie dziwne – przerwał mu – Taki jesteś i już.
Haruichi doceniał słowa kolegi, ale nadal coś go męczyło.
- Moja mama miała taką koleżankę, która przechodziła operacje korekty płci. Bo urodziła się z męskim ciałem. Wydawało mi się to osobliwie, ale potem zacząłem rozumieć. Tylko, że ja nie jestem jak ta kobieta. Nie chcę operacji i nie chcę w ogóle być dziewczyną. – wyjaśniał cicho, kuląc przy tym ramiona i wlepiając wzrok w swoje splecione ze sobą palce.
Przez moment panowała cisza, przerywana jedynie świstem wiatru w zakamarkach budynku, brzęczeniem cykad i ich oddechami.
- Może jesteś niebinarny? – nasunął, obserwując jak Kominato wzdryga się z powodu zimna i zerka na niego przelotnie.
- To znaczy? – nie bardzo rozumiał. Nigdy nie słyszał tego określenia.
- Osoby niebinarne nie określają się ani jako kobiety, ani mężczyźni. – odpowiedział, zadowolony, że może pomóc. Kominato chyba też zaczynał się rozluźniać, ponieważ wyprostował się, oparł o ścianę i zapatrzył gdzieś w dal.
- Pasuje – stwierdził z nutą niepewności w głosie. – I myślisz, że to normalne? Być niebinarnym? – zmartwił się natychmiast ponownie.
- Tak. To normalne. – odrzekł stanowczo, dzięki czemu Haruichiemu było łatwiej w to uwierzyć. – Możesz wygooglować.
Chłopak milczał chwilę zbity z pantałyku, po czym zaśmiał się perliście. Po co on się w ogóle stresował? Przecież Furuya był straszny tylko na boisku.
- Powiedziałem cos śmiesznego? – teraz ciemnowłosy wyglądał na zdezorientowanego.
- Nie, po prostu cieszę się, że się przyjaźnimy – odparł szczerze, opierając ufnie głowę na jego ramieniu. Przez moment Satoru był oszołomiony tym gestem, ale po szybkim przeanalizowaniu sytuacji, objął Haruichiego ramieniem i przytrzymał przy sobie.
Mimo, że nie zawsze go rozumiał i sam nie był do końca zrozumiany, nie czuł się z tym źle. Wystarczyło wyjaśnić parę rzeczy, znaleźć pasujące słowa i być szczerym. Wyrazić swoją wolę. Przychodziło to Furuyi z trudem, ale wiedział, że to jest tego warte, bo nie był już sam.
- Ja też się cieszę – wyszeptał – i serio ładnie ci z tymi spinkami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro