Od kiedy?
- Muro-chin chcesz trochę? - Zapytał Murasakibara, wystawiając widelczyk z kawałkiem ciasta w stronę przyjaciela.
- A wiesz, moge spróbować. - Odpowiedział nachylając nad stolikiem i biorąc kęs. Chwile milczał degustując. - Bardzo dobre. - Spojrzał z podziwem na wyższego, że znowu udało mu się wybrać tak pyszne ciastko.
- Wiem, w końcu ja wybierałem. - Jadł dalej nie zwracając uwagi na to co mówi niższy. A mówił o ciekawej rzeczy, którą właśnie czytał z telefonu. Mianowicie o kolejnej nagrodzie, wygranej przez Akashi'ego.
-...-jąc rywalowi żadnej szansy. Hymmm, ale ten gość był naprawdę dobry. Ciekawe co go tak wstrzymało. Może stres...
-...
- Słuchałeś mnie?
- Przykro mi Muro-chin, ale nie. Mówiłeś o czymś ważnym?
- O Akashim. W sumie... Jak wam się razem grało w gimnazjum?
- Dobrze
- A coś jeszcze mi powiesz czy to twój limit? - Już sięgał do talerzyka olbrzyma, aby go ukraść i tym sposobem zmusić do mówienia. Niestety, tamten się zorientował i przesunął go do siebie.
- Tak jak każdy, byłem mu posłuszny i on nigdy nie zabierał mi jedzenia Muro-chin. Nie rozumiem dlaczego ty to robisz. Zawsze ci odpowiadam na pytania.
- Ale to ja musze te odpowiedzi z ciebie wyciągać. Dobrze Ci się z nim grało?
- Czy dobrze... Zwykle graliśmy dla siebie, więc nie nazwałbym tak tego.
- Rozumiem, w końcu każdy z was sam sobie szlifował umiejętności. Teraz jesteście bardzo dobrzy w koszykówce.
- Hymm może i tak... A jak tobie się grało z Kagamim? - Zapytał wracając do jedzenia.
Nie chciał o nim rozmawiać ale on też chciał się czegoś dowiedzieć o Himuro.
- Wyśmienicie, a jak nas potem Alex przygarnęła to jeszcze lepiej. Zyskiwaliśmy większe umiejętności. - Odpowiedział uśmiechając się na samo wspomnienie co lekko zirytowało Murasakibare.
- To czemu teraz nie pójdziesz i z nim nie zagrasz? Przecież to uwielbiasz tak?
- Bo teraz jestem z tobą, nie zauważyłeś? Miałbym teraz tak po prostu wyjść? Głupi pomysł.
- Ale gdyby nie to, to byś do niego poszedł?
- Hymm raczej nie.
- Ale musiałeś się nad tym zastanowić, więc byś poszedł. Ułatwie ci sprawe i to ja pierwszy wyjde. - Powiedział wstając i ubierając się. - To pa Muro-chin. - Wychodząc rzucił do wciąż zdziwionego przyjaciela.
Postanowił wrócić do domu. Miał to zrobić z Himuro, ale "Skoro Muro-chin woli Kagamiego to nie będę stał im na drodze". Zatrzymał się. Powtórzył sobie to co właśnie pomyślał. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. "Jak to nie będę stał im na drodze? Przecież Muro-chin nie jest gejem żeby kochać Kagamiego. Dlaczego w ogóle miałbym stać im na drodze? Przecież ja... Przecież ja się jeszcze nigdy nie zakochałem i nikogo nie kocham oprócz słodyczy..." cały czas o tym myślał. W sklepie do którego wstąpił po coś pysznego zapomniał tych ciasteczek które lubi najbardziej, więc musiał się wrócić. Kiedy był już w domu ciemne chmury zaczęły ronić łzy deszczu. Nie przejął się tym, ponieważ był pod dachem. Wzięł smakołyki i położył się na kanapie przed telewizorem.
- Ehh jaki film obejrzeć... - W końcu się nie zdecydował, jego myśli cały czas leciały w stronę przyjaciela.
Po 20 minutach, analizowania swojego zachowania przy innych i przy tej jednej osobie, zrozumiał, że ten chłopak jest dla niego niesamowicie ważny. - Ehh skończyło się... - Zjadł już wszystko co kupił - Ehh szafeczko czy coś dla mnie skrywasz? - Zapytał podchodząc do niej. *ding dong* nic nie zdążył wyjąć tylko
- Ehh... Kto teraz przychodzi... - lekko się rozgniewał, ale skierował się w stronę drzwi. - Kto- Muro-chin?! - Zawołał kompletnie zdziwiony. - Co ty tutaj robisz? Nie miałeś iść do Kagamiego?
- Kiedy w ogóle powiedziałem że do niego pójdę co?! Jak mogłeś tak po prostu sobie wyjść?! - Pytał wkurzony i cały przemoczony wchodząc do mieszkania wyższego. - Nie chciało ci się ze mną siedzieć to trzeba było odmówić spotkania! Ja cie do tego nie zmuszałem z tego co pamiętam! O co ci w ogóle chodziło?! Naprawde nie rozumiem! Nagle ci coś strzeliło do głowy i nawet nie zapytałeś! - Teraz byli w salonie.
Murasakibara siedział na kanapie, a Himuro chodził w te i wew te zostawiając za sobą i mokre ślady i krople wody które z niego spadały.
- Nawet niczego nie wyjaśniałeś!
- Ale-
- Nie skończyłem! Nawet nie byłeś łaskaw powiedzieć gdzie idziesz! W ogóle czy pomyślałeś jak ja się poczuje? Pewnie nie bo myślisz tylko o jednym! O SŁODYCZACH! Czy ja w ogóle jestem dla ciebie przyjacielem?
- MURO-CHIN, czy mogę w końcu coś powiedzieć? Jesteś dla mnie... Bardzo ważny... Wszystko przemyślałem... I dziś w tej kawiarni po prostu chyba byłem za-zazdrosny...
- Zazdrosny? - Powtórzył z wielkim zdziwieniem - Chyba nie o to że znów się zaprzyjaźnie z Kagamim prawda?
- Nie, nie o to. - Na to zdanie Himuro odetchnął i równocześnie zrobiło mu się przykro. - Bałem się że mi on mi zabierze Muro-china. Teraz kiedy wreszcie zdałem sobie z tego sprawe. - W jego oczach było widać determinację. - Nie oddam Cię Muro-chin. Kocham Cię... - To zdanie go zamurowało. Nie wiedział co powiedzieć tylko patrzył na podnoszącą się sylwetkę Murasakimary. Powoli się do niego zbliżał. Kiedy stał tuż przed nim złapał dłońmi jego twarz i poniósł by spojrzał w jego oczy.
- Czy ty mnie kochasz Muro-chin?
- T-t-tak...
- Czyż to nie wspaniałe? Kochamy się nawzajem. - Schylil się i złożył krótki pocałunek na jego mokrych ustach. - Od kiedy mnie kochasz?
- Od kilku miesięcy, ale nie wiedziałem jak ci to powiedzieć... Postawiłem, więc nie mówić...
Pocałował go znowu. Tylko że mocniej i namiętniej. Nie chcieli przerywać ale płuca ich obu nie pozwalały na dłuższy czas nie oddychania. Olbrzym zjechał ręką do przemokniętych spodni niższego. Dając dosyć wyraźny sygnał że chce to zrobić.
- Będziesz chory jak szybko nie zdejmie z siebie tych przemoczonych ubrań Muro-chin.
- Dobrze, ale nie tutaj. Proszę...
- Dobrze, dla Muro-china wszystko. - wziął go na ręce i zaniósł do swojego pokoju, wiadomo w jakim celu. Jednak tak jak planowali spędzili ten dzień razem.
Napisałem to całkowicie pod wpływem chwili... Nie jest za dobre ani długie jak inne moje oneshoty(co z tego, że inne mają po trzy rozdziały), ale jak już napisałem to czemu by nie udostępnić? A nóż może się komuś spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro