Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Special bez okazji

Dźwięk kolejnej uderzającej o podest piłki wybijał miarowy rytm w jego głowie. Spadały na ziemię, jedna za drugą, uprzednio spotykając się z jego przedramionami i zostawiając na nich czerwone, piekące ślady. Z każdym kolejnym odbiorem, Hinata skupiał się coraz mniej, co jakiś czas zerkając w kierunku drzwi wejściowych do sali.

— Skoncentruj się, Krewetko!

Niemal widział oczami wyobraźni jak stojący po drugiej stronie siatki Kageyama podczas krzyku opluwa sobie śliną brodę. Jego zmarszczone w irytacji brwi wydawały się złączone w jedną linię.

— Jak tak dalej pójdzie nigdy nie uda ci się odebrać! — ciągnął swoje kazanie dalej. — Nie zamierzam ćwiczyć z kimś, kto jest całkowicie bezużyteczny!

— Jeszcze raz! — krzyknął w odpowiedzi Hinata, puszczając mimo uszu całe jego gadanie. — Jeszcze jedna próba!

Kageyama wziął do rąk następną piłkę. Po jego ruchach widać było, że jest wkurzony. Tak samo, jak po sile uderzenia, z jaką zaserwował. Piłka przecięła powietrze ze świstem i w mgnieniu oka znalazła się po drugiej stronie siatki, odbijając się od krawędzi prawego ramienia Hinaty i lecąc gdzieś w bok niskim łukiem. Tak, jak wielokrotnie wcześniej.

— To na nic! – wrzasnął Kageyama jeszcze głośniej. — Nie nadajesz się do niczego!

Hinata, otępiały po ostatniej próbie, wsłuchiwał się w rytmiczny dźwięk odbijającej się od podłogi piłki. Znów ignorując w pewien sposób złorzeczenie rozgrywającego, spojrzał ukradkiem w stronę wejścia.

Może stanie w nich akurat w tej minucie? A może w następnej? Albo w jeszcze kolejnej? Najbardziej obawiał się, że w ogóle się nie pojawi. A przecież obiecał.

— Jak wam idzie? — Do Kageyamy podeszli Daichi i Sugawara.

Reszta drużyny także wychodziła już z szatni, rozpoczynając rozgrzewkę przed wieczornym treningiem. Czas na ich dodatkowe ćwiczenia odbioru powoli dobiegał końca.

— Beznadziejnie! — odpowiedział kapitanowi czarnowłosy, ze złością odbijając od parkietu jedną z piłek. — Nie odebrał porządnie ani razu!

Hinata spojrzał na starszych zawodników, uśmiechając się wymijająco i ze skrępowaniem drapiąc się w tył głowy.

— Nie złość się tak — powiedział pogodnie Suga, jak zwykle emanując pozytywnością. — Na pewno, jeśli będziecie wystarczająco dużo ćwiczyć, w końcu zacznie wam wychodzić.

— Nie zamierzam już więcej ćwiczyć z tą ofermą! — Słowa Kageyamy sprawiły, że przyjazna twarz Sugawary natychmiast stężała. — To strata czasu.

— Jeszcze raz. — Choć na sali powstał już lekki szum, słowa Hinaty usłyszeli nad wyraz wyraźnie. — Daj mi jeszcze jedną szansę.

Cała trójka stojąca po drugiej stronie siatki spojrzała w jego stronę. Shouyou stał ze spuszczoną głową i włosami rzucającymi cień na jego twarz. Po chwili jednak spojrzał na Kageyamę, wzrokiem wyraźającym bezgraiczną determinację. Na czarnowłosym nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia.

— Jeśli tym razem ci się nie uda — powiedział — to dasz mi w końcu spokój i nie będziesz grał w wyjściowym składzie.

Choć piski butów, rozmowy i odgłosy odbiajnych piłek nie zniknęły, wydawało się, jakby znacząco ucichły. Sugawara spoglądał na Kageyamę z szokiem wymalowanym na twarzy, lecz stojący obok niego kapitan drużyny swoim zwyczajem zaplótł ramiona na klatce piersiowej i uśmiechał się złowieszczo.

— To głupie! — stwierdził jasnowłosy rozgrywający. — Lepiej zajmijcie się treningiem, a nie wzajemnymi przepychankami!

— Świetny pomysł! — oświadczył niemal wchodząc mu w słowo Daichi donośnym głosem. — Ja też mam już dosyć waszych wspólnych dogryzek. Rozstrzygnijcie to między sobą!

— Daichi! — Sugawara patrzył na niego z frustracją, niezadowolony, że nie uzyskał od kapitana poparcia. Ten jednak nie powiedział nic więcej, unikając jego wzroku.

— W porządku — odezwał się w końcu Hinata.

Słysząc tę zgodę Kageyama uśmiechnął się półgębkiem. Shouyou zerknął w kierunku drzwi, obiecując sobie, że robi to po raz ostatni. Gdy znów nie zobaczył tam nic, oprócz pogrążającego się w wieczornym mroku krajobrazu, w duchu uzmysłowił sobie, że powinien pogodzić się już z tym, że Nishinoya nie pojawi się, mimo obietnic. Źle zrobił, że zgodził się, żeby Yuu przyszedł później, przez jakieś głupie sprawunki dla matki.

Postanowił jednak już więcej o tym nie myśleć. Miał teraz większe problemy na głowie. Czuł, a właściwie to wiedział, że nie jest w stanie odebrać serwisu Kageyamy, nawet gdyby była to najprostsza zagrywka świata. Ale wiedział, że taka nie będzie. Nie mógł się już jednak wycofać. Postawił na szali wszystko, co miał i teraz pozostało mu tylko spróbować. Ustawił się w wygodnej pozycji, składając ręce do odbioru.

— Jestem gotowy! — krzynął. — Dawaj!

Gdy powierzchnia piłki zderzyła się z wnętrzem dłoni serwującego, głuche plaśnięcie, jakie się przy tym wydobyło wybrzmiało echem w głowie Hinaty. Wpatrywał się w przecinającą powietrze kulę niczym w najjaśniejszą gwiazdę na niebie, lekko wysuwając język w skupieniu. Gdy piłka zaczęła opadać, wyobrażał sobie, jak zderza się z jego ciałem, jak już ją ma, dochodzi do prawidłowego odbicia, jak ratuje swoje miejsce w drużynie. Poleciała nieco w bok, nic nie szkodzi, przecież może się przesunąć... Gdyby tylko w tej wielkiej koncentracji nie potknął się o własne nogi.

Nagle, z wielkim zaskoczeniem malującym się również na twarzy poczuł, że traci równowagę. Jedna z jego stóp zawadziła o kostkę drugiej, natrafiając na niespodziewaną przeszkodę, której przecież miało tam nie być. Po kilku sekundach Shouyou zorientował się, że upada, a ręce, które przed chwilą były złożone do idealnego odbioru, musiał wystawić przed siebie, by zamortyzować uderzenie o podłogę.

Upadając niczym ciężki worek ziemniaków, już słyszał w głowie dźwięk piłki, która ze stukotem odbija się od parkietu. Ten odgłos miał prześladować go w snach. Chłopak zacisnął z całej siły powieki, mając ogromną nadzieję, że jest to po prostu jeden z nich i że za chwilę się z niego obudzi.

Nie zorientował się nawet, jak za jego plecami rozległy się szybkie kroki. Pozwolił sobie otworzyć oczy dopiero kilka sekund potem, gdy zamiast donośnego dźwięku, sygnalizującego spotkanie piłki z parkietem, rozległ się stłumiony odgłos odbicia. Usłyszał, jak szum spowodowany treningiem reszty drużyny cichnie, a cały zgromadzony w hali tłumek wydaje z siebie ciche westchnienie.

Shouyou podniósł wzrok. Ujrzał swojego chłopaka, schylającego się po upuszczony na podłogę, czarny mundurek Karasuno, podczas gdy odbita przez niego piłka dopiero w tym momencie uległa sile grawitacji i zderzyła się z ziemią. Hinata powoli podnosił się do spionizowanej pozycji, z niedowierzaniem rozchylając usta.

— Nishinoya! — Oczy rudowłosego zabłysły niczym latarnie morskie. — Przyszedłeś!

Otrząsając się z szoku, rzucił się w kierunku libero.

— Noya-kun!

— On wrócił!

— Kim jest ten gość? Jak on to odebrał?!

— Nishinoya wrócił!

Pośród zebranych na treningu zawrzało. Wszyscy zaczęli zbliżać się do Hinaty i Nishinoyi. Pierwszaki przyglądały się niskiemu zawodnikowi z nieskrywaną ciekawością, starsi gracze z ekscytacją i radością. Zagłuszone zostały nawet niemrawe marudzenia Kageyamy, który domagał się rozstrzygnięcia ich rywalizacji i przyznania mu wygranej. Daichi i Suga nie zwracali jednak już uwagi na młodego rozgrywającego, przechodząc na drugą stronę boiska, gdzie stał ich stary kolega z zespołu.

— W końcu! — Kapitan przybrał groźną minę, fukając na Yuu. — Długo ci to zajęło.

Nishinoya jedynie uśmiechnął się szeroko, zawieszając górę czarnego mundurku na plecach za pomocą dwóch wyprostowanych palców.

— Chyba jeszcze mnie przyjmiecie, prawda? — zapytał, z pozoru poważnie, ale z zadziornym błyskiem w oku. — Czy może znaleźliście już kogoś na moje miejsce?

Daichi nie dał rady dłużej utrzymywać zachmurzonej miny. Także się uśmiechnął, poklepując niższego chłopaka po plecach.

— Idź się przebrać! Zaraz zaczynamy trening, pokażesz, co jeszcze z ciebie zostało — oświadczył.

Yuu zasalutował mu z udawaną powagą.

— Tak jest, kapitanie!

Skierował się do szatni, jednak zanim wykonał choćby kilka kroków, Hinata pociągnął go za ramię.

— Miałeś przyjść wcześniej! Już myślałem, że to olałeś — zarzucił mu rudowłosy.

Nishinoya uśmiechnął się wymijająco, próbując usprawiedliwić swoje przewinienie.

— Mama postanowiła przyszykować na dziś wieczór coś specjalnego. Musiałem jej pomóc. Liczy się, że już jestem, prawda?

Gdy Hinata, z miną niewyrażającą przekonania, nadal go nie puszczał, sam rozluźnił delikatnie jego dłoń, dodając:

— Zobaczysz po treningu.

***

— Wszyscy naprawdę się ucieszyli z twojego powrotu! I jeszcze jak patrzyli na ciebie po tym odbiorze, musiał być ekstra!

— No nie wiem, czy wszyscy się cieszyli. Ten wysoki, z czarnymi włosami, nie wyglądał na zadowolonego.

— To Kageyama, on jest taki w stosunku do wszystkich. W dodatku był zły, bo gdybyś nie odbił wtedy tej piłki, to pewnie wyrzuciłby mnie z pierwszego składu. Teraz już musisz z nami zostać!

— Zostanę.

Powietrze, mimo zbliżającej się wielkimi krokami zimy, jakby na przekór emanowało ciepłem. Przechodząc przez ogrodzenie domu Nishinoyi widzieli, jak czyjaś ręka zaciąga zasłonę we frontowym oknie. Hinata emocjonował się udziałem Yuu w treningu przez całą drogę powrotną i dopiero na ten widok przypomniał sobie o tym, dlaczego chłopak na ten właśnie trening się spóźnił.

— Mówiłeś, że twoja mama przygotowała na ten wieczór coś niezwykłego, tak? — zapytał, nieco bardziej opanowanym głosem. — Powiedziałem rodzicom, że nie wrócę do domu zbyt późno, a jeszcze wspomniałem, że mnie odprowadzisz...

— Nie martw się tym — rozwiał jego wątpliwości Nishinoya. — Po prostu chodź.

Zaraz po otwarciu wejściowych drzwi ich twarze oblało ciepło, co pozwalało sądzić, że na zewnątrz nie panowała jednak tak wysoka temperatura, jak sądzili. Do ich nosów dotarły tak niesamowite zapachy, że żołądek Hinaty, wygłodniałego po kilku godzinach treningu najpierw z samym Kageyamą, później z resztą drużyny, skręcił się aż z apetytu. Ledwie zdołał porządnie powiesić swoją kurtkę na wieszaku, już popędził do jadalni, z której wydobywały się smakowite wonie.

Nishinoya, choć był równie głodny, co Shouyou, podążył za nim o wiele wolniejszym krokiem, obserwując, jak chłopak zatrzymuje się nagle niczym wryty w progu pomieszczenia. Stół, który zazwyczaj mieścił się w kuchni, wyniesiono i przyłączono do tego stojącego w połączonej z nią jadalni. Prezentował się niemal odświętnie, przykryty białym obrusem i zastawiony pełną zastawą. Yuu poczuł się niemal, jakby Boże Narodzenie przyszło kilka miesięcy za wcześnie.

Przy stole siedziały już dwie osoby. Jedną z nich była mała Natsu, której ruda czupryna, tak bardzo podobna do brata, ledwie wystawała ponad blat. Obok, nie spuszczając córki z oka nawet na chwilę, siedział jej ojciec, a Narumi stała po przeciwnej stronie stołu, dokładając do talerzy odpowiednie sztućce. To ona pierwsza podniosła na nich wzrok.

— Wróciliście! — powiedziała z zachwytem. — Czekaliśmy na was. Yuuko-san już niesie pieczeń.

— Co wy tu robicie? — Shouyou nie krył zdziwienia, które wymalowało się na jego twarzy. — Nic mi o tym nie powiedzieliście.

— To moja matka ich zaprosiła — wtrącił Yuu, spoglądając na chłopaka z boku. — Chciała, żebyśmy w końcu wszyscy się spotkali.

Ojciec Hinaty spojrzał na niego zmartwiony.

— Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę — powiedział. — Nie cieszysz się?

Przez chwilę w pomieszczeniu zapadła pełna napięcia cisza, podczas której tylko Natsu śmiała się z jedynie sobie znanego powodu, a z kuchni dobiegały odgłosy kulinarnych zmagań matki Yuu. Hinata zaczerpnął głęboki oddech.

— Jasne, że się cieszę! — wykrzyknął tak głośno, że stojący tuż obok niego Nishinoya aż podskoczył. — Naprawdę się tego nie spodziewałem, mogliście coś powiedzieć!

Nishinoya z uśmiechem obserwował, jak Hinata rzuca się, by uściskać ojca i siostrę, na końcu nie oszczędzając także Narumi. Ucieszył się na ten widok, ponieważ z opowieści swojego chłopaka wiedział, że wcześniej nie miał on z nową żoną swojego ojca zbyt dobrych relacji. Widocznie wszystko kiedyś ulega zmianie.

Niedługo z kuchni wyłoniła się Yuuko, niosąc wyczekiwaną szczególnie przez młodych zawodników siatkówki pieczeń. Usiedli przy stole, a Nishinoya, oprócz jedzenia, przysłuchiwał się w skupieniu rozmowom, jakie wszyscy poza nim ze sobą wymieniali. On nie miał nic do dodania.

Gdy po niespełna godzinie ociężale zdecydowali się zakończyć posiłek, Hinata odniósł brudne naczynia do kuchni. Po powrocie zauważył, że jego rodzice i matka Yuu nadal ze sobą rozmawiają, przerzucając kanały w telewizorze stojącym w kącie, włączonym po raz pierwszy od prawdopodobnie kilku lat. Postanowił nie przerywać im, tylko wybrać się na poszukiwania Nishinoyi, który zniknął z jadalni już jakiś czas temu.

Nie było trudno go znaleźć. Siedział po turecku na ganku na tyłach domu, a do jego dłoni łasiła się kudłata psina. Yuu spojrzał na Hinatę, słysząc jego kroki. Uśmiechnął się lekko.

— Patrz, kto nas odwiedził.

Randall zamerdała wesoło ogonem i zatoczyła biegiem małe kółko, dając upust swojej energii.

— Dawno jej tu nie widziałem — odpowiedział Shouyou, siadając obok Yuu i czując ciepłą bliskość jego ciała.

— Bo dawno jej tu nie było — stwierdził szatyn. — Patrz, co ma.

Gdy Randy wróciła do nich w podskokach, odsunął przydługą sierść z jej karku, uwidaczniając ciemnobrązową obrożę.

— Czyli jednak — zauważył Shouyou — ktoś ją przygarnął.

— Tak.

Randall znów odbiegła kawałek, by co jakiś czas wracać do ich dwójki. Kiedyś było w niej o wiele mniej życia.

— Czemu tutaj wyszedłeś? — zapytał po kilku sekundach Hinata.

Przysunął się bliżej do Yuu i zaczął rozcierać swoją skórę rękami, ponieważ robiło się coraz chłodniej, a żaden z nich, oczywiście, nie zabrał ze sobą kurtki.

— Mam pewien problem z tym, żeby zrozumieć, jak wszystko teraz wygląda. — Nishinoya zauważył gęsią skórkę na rękach młodszego i objął go ramieniem. — Kiedyś było zupełnie inaczej.

— Przyzwyczaisz się — odrzekł Hinata. — Jak się czujesz po powrocie do drużyny?

Yuu uśmiechnął się i pocałował Shouyou w skroń, powodując u niego lekkie rumieńce.

— To była chyba najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć.

♥♥♥ Zostałam zmobilizowana komentarzem @vxikal, nie umarłam, piszę nadal i zapraszam na inne historie na moim profilu♥♥♥

Fanfik o Kuroko no Basket: https://www.wattpad.com/story/234822043-w-innej-bajce-takao-x-midorima-akashi-x-takao

Nastolatkowy dramat: https://www.wattpad.com/story/238196003-na-skraju

Shitpostowy pej: https://www.facebook.com/Felicja-101172238047298

Buziaki, Shin

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro