Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Roku

Nishinoya wrócił do domu zaraz po pierwszych apelach. W tym roku nie dał się wrobić w niekończącą się przemowę wychowawcy. Po prostu wystrzelił jak burza przez główny hol, zanim ktokolwiek mógłby go zatrzymać, kątem oka zauważając jedynie, że wielu idzie za jego przykładem. Jednak gdy tylko znalazł się w domu, w swoim małym, zabałaganionym pokoju, jego uszy dopadł dźwięk tykającego na korytarzu zegara, który prześladował go przez całe, niezwykle pełne nudy wakacje.

Spojrzał w lewo. Jego uwagę natychmiast przyciągnął szereg brudnych kubków ustawionych na okrągłym taborecie tak, że żaden nie wychylał się dnem poza obwód jego krawędzi. Pod nogami stołka kilka par zużytej bielizny tworzyło istny kalejdoskop kolorów.

Po prawej — biurko zawalone opakowaniami po słodyczach i jeden płytki talerz, obleczony nalotem starego sosu pomidorowego. Na połaci zatęchłych resztek jedzenia stacjonowała mucha, pracowicie zacierająca giętkie odnóża.

Przed sobą miał łóżko, nieścielone od ponad tygodnia (byłoby dłużej, gdy pewnego dnia matka sama się nad nim nie zlitowała i wyjątkowo je pościeliła). Na pościeli widniały ślady bardzo wielu kompromitujących substancji, do których Yuu wolał się nie przyznawać. Zwieńczenia całego syfu znajdującego się w pomieszczeniu dokonywał ciężki zapach potu i psującego się jedzenia.

Nishinoya sam nie wiedział co sprawiło, że zaczął sprzątać. Być może był to całkowity brak zajęcia i celu, a może świadomość raczej słabej perspektywy dalszego życia w takim błaganie. Nie mniej jednak poświęcił nad wyraz dużo czasu na staranne założenie nowej pościeli i dopilnowanie, żeby stara znalazła się w koszu na pranie. W dłużącym się procesie z pokoju znikały powoli kolejne naczynia, śmieci i części garderoby. Yuu odkrył także w pewnym momencie źródło okropnego zapachu, jaki unosił się tam od kilku dni. Za biurkiem, w wyniku nieznanego mu procesu zdarzeń, znajdował się obleczony w zielony nalot klops, leżący w środku plamy utworzonej z sosu pomidorowego, który przybrał podobne, zielonkawe zabarwienie. Nishinoya zdegustowany zauważył kilka czerwonych, ostro pachnących plam na pomalowanej jasno ścianie.

Na początku miał ochotę po prostu zasłonić źródło problemu jakimkolwiek kartonem i udawać, że nigdy w życiu czegoś takiego w tym miejscu nie widział, jednak po kilku chwilach podjął ciężką decyzję i udał się do łazienki po środki czyszczące. W momencie, gdy założył już drugą gumową rękawicę, telefon w jego kieszeni zawibrował, przez co musiał ją z powrotem zdjąć.

Sugawara-kun: Przyjdziesz chociaż pod salę zobaczyć nowych zawodników? Pogadamy o twoim powrocie do gry.

Nishinoya westchnął mentalnie. Znowu zamierzano męczyć go o to samo. Mimo to perspektywa uprzątnięcia ze ściany jedzenia w początkowej fazie rozkładu wydała mu się jeszcze bardziej nieprzyjemną opcją, dlatego po kilku sekundach wystukał szybką odpowiedź.

Nie zwlekając dłużej, zostawił wszystko tak, jak stało. Postanowił martwić się tym później. Drogę do szkoły pokonywał już setki razy, teraz zajmowało mu to już tylko kilka minut szybkim marszem. Budynek szkoły wydawał się o tej porze tak samo opustoszały, jakby trwały jeszcze wakacje. Dobrze znane wejście do sali gimnastycznej ominął szerokim łukiem. Oparł się o boczną ścianę i wziął do ręki telefon.

Ja: Jestem pod salą. Wyjdź na zewnątrz.

Nie miał zamiaru wchodzić do środka, nawet gościnnie się przyglądając. Przecież jego wydalenie z klubu nadal obowiązywało, chociaż w obecnej sytuacji nie miałby nic przeciwko, gdyby trwało trochę dłużej.

— Przyszedłeś. — Nieco niepewny głos Sugawary lekko go zaskoczył. Wice-kapitan zeskoczył ze schodków prowadzących do drzwi sali i stanął obok Yuu. — Nie wejdziesz zobaczyć nowych?

Nishinoya wzruszył ramionami.

— Chyba i tak wiem kto do was dołączył.

— Do "was"? Od kiedy nie czujesz się z nami w drużynie?

Yuu westchnął. Wyraz twarzy Koushiego wydawał się okropnie zatroskany. Martwił się o zespół. Nishinoya już trochę przestał się tym przejmować.

— Przecież wiesz. — Spojrzał w oczy starszego. Ten przez kilka sekund odwzajemniał spojrzenie, po czym przymknął powieki i uśmiechnął się, ale jakoś mało przekonująco. Chyba zrozumiał, że na razie nic nie wskóra.

— Właściwie to doszło kilkoro. Ale jeden to najbardziej ciekawy przypadek — zaczął Sugawara, opierając się o ścianę obok niższego chłopaka. Do ich uszu dobiegały odgłosy odbijanej piłki i pisk butów na parkiecie.

— Chodziło mi bardziej o takiego rudego niskiego. To o nim mówisz?

Sugawara wydawał się zaskoczony.

— O Hinatę? — Kiedy Yuu potwierdzająco skinął głową, Sugawara podrapał się po włosach. — Nie, o innego. Ten chłopak chodził do Kitagawy. Wydaje się przerastać umiejętnościami nas wszystkich. — Sugawara znów się uśmiechnął. Nishinoyę jednak nie za bardzo obchodziło to, co powiedział o zawodniku Kitagawy.

— A Hinata? Dobrze gra?

— Brakuje mu umiejętności, ale ma dużo chęci. Myślę, że da radę. Z resztą, jeszcze nic nie wiadomo, bo Daichi wkurza się na tą dwójkę, że ciągle na siebie naskakują. Jak do ciebie wychodziłem, to wyglądał, jakby miał zamiar ich wywalić. — Nishinoya uśmiechnął się pod nosem, pierwszy raz, od kiedy pojawił się pod salą. — Czemu tak cię on interesuje?

— Mieszka u mnie, sam nie mam pojęcia dlaczego. Ale mówił mi, że chce grać w zespole. Bardzo chce.

Z wnętrza budynku rozległy się krzyki. Nishinoya nie oddałby za to ręki, ale wydawało mu się, że rozpoznał głos Shouyou.


— Chyba powinienem tam iść załagodzić trochę sytuację — powiedział Sugawara. — Na pewno nie chcesz chociaż się z nimi przywitać?

— Na pewno — odpowiedział stanowczo.

— Będziesz siedział gdzieś w okolicy? Po treningu moglibyśmy pójść razem z Daichim na lody lub inne żarcie — zaproponował Koushi, kierując się z powrotem do budynku.

— Jasne. I tak nie mam co robić — zgodził się Yuu mając świadomość, że jest prawie całkowicie spłukany przez wczorajszy wypad z Tanaką. — Będę czekał niedaleko. Do zobaczenia potem.

Kiedy srebrne włosy Sugawary zniknęły za framugą drzwi, Nishinoya oddalił się spokojnym krokiem w kierunku pobliskiego placu zabaw. Z kieszeni spodni wyciągnął słuchawki i siadając na opustoszałej huśtawce pogrążył się w muzyce na ilość czasu, którą jemu samemu ciężko było określić. Przyjaciele dobrze wiedzieli, gdzie go szukać.

***

Całe szczęście, wrócił do domu wcześniej niż poprzedniego dnia, zostało mu więc trochę czasu na uprzątnięcie bałaganu, jaki zostawił przed wyjściem. Przekraczając próg układał już w głowie plan czynności, jakie po kolei wykona, żeby przed powrotem matki wszystko znajdowało się w co najmniej takim samym stanie, w jakim było na początku. Jednak już w przedsionku spotkało go coś, co całkowicie wybiło go ze skupionego na zadaniu rytmu.

Hinata, wychodząc z kuchni, przeszedł obok, patrząc na niego groźnie. Nie powiedział ani słowa. Yuu wpadł w lekką dezorientację.

— A ciebie co ugryzło? — krzyknął za nim, gdy ten wkraczał na schody prowadzące na piętro. Już myślał, że rudowłosy zignoruje go i podąży dalej, ten jednak odwrócił się do niego przez ramię.

— Nie było cię na sali. A mówiłeś, że należysz do zespołu — powiedział to głosem całkowicie odmiennym od tego grzecznego i lekko zakłopotanego tonu, do jakiego Nishinoya już się przyzwyczaił. — Ty chyba w ogóle nie grasz w siatkówkę — dokończył, po czym wbiegł po reszcie schodów i po chwili Yuu usłyszał tylko odgłos zamykanych głośno drzwi.

Westchnął sam do siebie, myśląc tylko, że młody ma rację. Jeśli tak dalej pójdzie, to on już tak właściwie chyba nie gra w siatkówkę. Ale nie spodziewał się, że Shouyou tak się na to napali. Mógł mu o tym powiedzieć wcześniej, ale teraz już raczej na cokolwiek za późno. Postanowił zostawić tą sprawę samą sobie. W razie, gdyby miał jeszcze bardziej ją skomplikować.

Wszystkie przybory do sprzątania zastał w takim stanie, w jakim je zostawił. Mimo lekkiego podburzania, wykonał zaplanowane zadanie znacznie szybciej niż się spodziewał — wliczając w to usunięcie zza biurka zbutwiałego jedzenia. Gdy wszystko odłożył na swoje miejsce, rozejrzał się po swoim, czystym już, pokoju, jednak stwierdził, że nie czuje się tu ani odrobinę lepiej, niż przedtem. Mimo to i tak przyjemniej, niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Nie mając zamiaru dłużej się nad tym zastanawiać, zszedł na dół, w poszukiwaniu czegoś do picia. W kuchni znalazł jeszcze ten sam sok, którym częstował Hinatę poprzedniego dnia.

Kierując się z powrotem na piętro, z do połowy napełnioną szklanką w ręku, jego wzrok przykuła biała koperta leżąca na wycieraczce, pod szparą w drzwiach, którą dostarczano listy. Jego pierwszą myślą było ironiczne pytanie, jaki listonosz w Japonii roznosi listy o tej porze? Mimo to podszedł do drzwi i wziął do ręki nieskazitelnie białą kopertę. 

List był zaadresowany do niego, a na śnieżnobiałym papierze, szkarłatnym kolorem, odznaczała się stanowczo pieczęć rodu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro