Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ni juu yon

Do szpitala Nishinoya pojechał z matką. To ona zajęła się podawaniem niezbędnych informacji w recepcji, w wyniku czego siedząca za kontuarem pielęgniarka poinstruowała ich, gdzie mają się udać. Chłopak w tym czasie, a także podczas przemierzania zatłoczonych korytarzy szpitala, zastanawiał się, co powinien o tym wszystkim myśleć. Szczerze mówiąc, wydawało mu się, że niczego już nie może być pewny i to przekonanie go przygnębiało.

W tej części poczekalni przebywały tylko dwie osoby. Jedną z nich była jednooka staruszka, która wydawała się jeszcze bardziej sędziwa od jego babki. Yuu znał ją ze zjazdów rodu i od dzieciństwa bał się, gdy spoglądała na niego swoją jedną, lśniącą bystrze ciemnozłotą tęczówką, podczas gdy jej druga powieka pozostawała wiecznie opuszczona. Kolejną postacią, która energicznie krążyła po ciasnym przejściu, okazała się, oczywiście, Yukihamara.

Gdy dziewczyna ich zobaczyła, od razu podeszła do nich szybkim krokiem, nie czekając, aż oni do niej dotrą. Jasnofioletowa sukienka, którą miała na sobie, bardzo przypominała odświętną szatę, w którą była ubrana podczas ostatniego letniego zjazdu rodu. Czarne, długie włosy związane miała w koński kucyk, który spływał po jej plecach aż do pasa. Zignorowała obecność Yuuko i zwróciła swoje granatowe tęczówki wprost na nastolatka, chwytając go za ramiona obydwoma dłońmi. Dziewczyna była od niego może o centymetr wyższa, lecz w tamtym momencie, poprzez swój spokój zderzający się z jej zdenerwowaniem, nie odczuwał tej różnicy wręcz w ogóle.

— Co ona zrobiła! — zapiszczała Yukihamara, a staruszka siedząca na krześle pod ścianą spojrzała na nią jedynym sprawnym okiem. — Jak mogła! Czemu ona jest zawsze tak cholernie uparta!

Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a Nishinoya, spoglądając na jej delikatną, urodziwą twarz, zdał sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy. Yukihamarze musiało naprawdę zależeć na życiu tej podstępnej, podłej staruszki, która leżała teraz w sali za ścianą. Chłopak pierwszy raz odkrył, że istnieje osoba, która potrafi darzyć jego babkę szczerym uczuciem miłości, na co on sam nigdy nie potrafiłby się zdobyć. Czy dziewczyna wiedziała, że głowa rodu od dawna planowała swoją próbę samobójczą? Yuu był zupełnie pewien, że nie.

Niezgrabnym ruchem objął czarnowłosą i przytulił ją do siebie mocno, a ona zawyła żałośnie w materiał jego kurtki. Pomasował delikatnie jej plecy uspokajającym gestem.

— Będzie dobrze — powiedział, bo prawdę mówiąc, nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. — Musi być.

Jego matka spoglądała na tą scenę z empatią, a gdy Yukihamara przylgnęła do jej syna, postanowiła podejść do siedzącej nieopodal starszej kobietyi. Usiadła na wolnym krześle obok i zwróciła się w jej kierunku.

— Wie pani, co z nią? — zapytała łagodnym głosem.

— Było bardzo blisko — odrzekła kobieta o pomarszczonej twarzy i skórze głowy prześwitującej przez ubytki w białych jak śnieg kępkach włosów. — Jeszcze chwila i by się jej udało, ale ta małolata nie przywykła odstępować swojej pracodawczyni na krok. Wszechwiedząca Akane miała dobry pan, ale w końcu zrobiła coś, co się jej nie udało — mówiła ze wzrokiem wbitym w jasnoniebieską ścianę naprzeciw.

— Co się z nią dzieje teraz? — Yuuko ponowiła pytanie.

Zgarbiona postać w końcu odwróciła głowę w jej kierunku i młoda kobieta poczuła sobie przeszywający wzrok lśniących w blasku jarzeniówek oczu. Staruszka jednak uśmiechnęła się z nostalgią.

— Zażyła mieszankę leków, ale na czas zrobili jej płukanie żołądka. Wyjdzie z tego — oznajmiła, a jej uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, ale był bardzo kojący, jakby mówił, że wszystko jest już w porządku. — Głupia Akane. Taka stara, a nadal musi uczyć się na własnych błędach.

Yuuko przytaknęła ruchem głowy. Spojrzała na swojego syna, który nadal trzymał w objęciach szlochającą Yukihamarę. Pomyślała, że za głupie pomysły głowy rodu musi płacić stanowczo zbyt wiele osób.

***

Obaa-sama obudziła się ze śpiączki farmakologicznej dopiero następnego dnia. Yukihamara cały czas czuwała przy drzwiach jej sali, jednak gdy tylko pojawiła się możliwość odwiedzin, w pierwszej kolejności zadzwoniła do Nishinoyi.

— Myślę, że to ty powinieneś pierwszy z nią porozmawiać — stwierdziła, gdy odebrał przychodzące połączenie, w momencie opuszczania budynku swojej szkoły.

To był pierwszy dzień od dawna, w którym nie spóźnił się na pierwsze lekcje i miał w miarę opanowany potrzebny na nie materiał. Czuł wewnętrzne zadowolenie z samego siebie i chęć dalszych zmian, do których nakłaniała go nawet słoneczna pogoda i rześki wiatr owiewający jego twarz.

— Nie sądzisz, że tylko ją zdenerwuję? — odpowiedział dziewczynie, jednak mimowolnie skierował swoje kroki na najbliższy przystanek autobusowy, zamiast w stronę domu.

— Sądzę, że powinieneś przyjść. Jeżeli kiedykolwiek chciałeś przemówić jej do rozumu, to to jest najlepszy moment i raczej już nigdy się nie powtórzy — odrzekła mu ze stanowczością, jakiej się po niej nie spodziewał, po czym usłyszał w komórce sygnał przerwanego połączenia.

Westchnął, zauważając, że dotarł na stanowisko, przy którym właśnie stał autobus, nawet nie rejestrując przebytej drogi. Szybko zorientował się, że pojazd zmierza w pożądanym przez niego kierunku i uznał to za łut szczęścia. Gdy tylko dostał się do wnętrza środka transportu, zapłacił za bilet i rozpoczął poszukiwania wolnego miejsca, zmienił to zdanie.

Właściwie, to Yuu poczuł lekkie déjà vu, będąc w stanie niemal przysiąc, że Asahi siedział dokładnie na tym samym miejscu, co podczas ich ostatniego spotkania w autobusie jakiś czas temu. Policzki zapiekły go na myśl, jak się ono skończyło, a gdy Azumane spojrzał na niego, chłopak natychmiast zapragnął odwrócić wzrok. Było jednak za późno, bo trzecioklasista już go rozpoznał i poklepał zachęcająco wolne miejsce obok siebie. Wyglądał wręcz... spokojnie. Jakby zupełnie się nie denerwował, czego nie można było powiedzieć o Nishinoyi.

Yuu niechętnie podszedł do wysokiego szatyna, biorąc pod uwagę, że wszystkie miejsca w autobusie były już zajęte. Był w trakcie zastanawiania się, czy nie lepiej dla niego byłoby przebyć tą krótką drogę stojąc, jednak ostatecznie stwierdził, że towarzystwo Asahiego przez ten niedługi czas także nie może mu zaszkodzić. Zajął miejsce obok niego, nie odwzajemniając jednak przyjaznego uśmiechu chłopaka.

— Nie powinieneś być teraz w szkole i czekać na trening? — zapytał Yuu prosto z mostu, nawet nie patrząc w jego stronę.

— Oh — westchnął z zaskoczeniem Azumane. — Więc wiesz już, że wróciłem do drużyny?

— Od Hinaty. Bardzo się z tego ucieszył.

— No tak. — Głos Asahiego był niski i łagodny, zupełnie taki, jakim zapamiętał go z czasów, kiedy ich relacja była jeszcze świeża i intensywna. — Stwierdziłem, że zdążę wpaść do domu i zjeść coś na obiad, a potem przyjechać znowu na trening. Wiesz, że mam przystanek bardzo blisko mieszkania.

Nishinoya skinął głową, nadal nie kierując wzroku na drugiego chłopaka. Ten westchnął po raz kolejny.

— Yuu — zaczął delikatnie. — Spójrz na mnie.

Nishinoya niechętnie spełnił jego prośbę. Nie próbował ukrywać negatywnych emocji na swojej twarzy, jednak wyglądało na to, że Asahi w ogóle się tym nie przejmował.

— Chciałbym żeby wszystko między nami było w porządku. Mogę na to liczyć? — rzekł ze śmiertelną powagą.

Yuu zerknął w bok. Autobus, którym jechali, właśnie dojeżdżał do przystanku, na którym zamierzał wysiąść. Podniósł się z miejsca i zobaczył, że Asahi zrobił to samo. No tak, przecież mieszkał niedaleko stąd. Opuścili pojazd w milczeniu, a wyższy chłopak niczym cień podążał za Nishinoyą, który zignorował jego wcześniejsze pytanie. Kiedy znaleźli się na wolnym powietrzu, Yuu poczuł na swoim ramieniu lekki uścisk. To Azumane przytrzymywał go przed pójściem w swoją stronę, przypatrując się nań wyczekująco.

— Wszystko między nami w porządku? — Jego ton był niemal błagalny.

Nishinoya nie miał najmniejszego powodu, by mu zaprzeczyć, chociaż jego wnętrzem targały liczne urazy względem wyższego szatyna. Pomyślał jednak, co zrobiłby Hinata na jego miejscu. On na pewno nie poddawałby się tak głębokiej zawiści, w jaką zaczynał wpędzać sam siebie były libero. Westchnął, układając w głowie krótkie zdanie.

— Wszystko w porządku — powiedział, a twarz Asahiego momentalnie się rozjaśniła. — A teraz muszę już iść. Śpieszę się.

Nie czekając na jego odpowiedź, odwrócił się na pięcie, a Azumane nie przetrzymywał go już dłużej. Idąc w kierunku majaczącego w oddali budynku szpitala, Yuu zdziwił się, czując ulgę. Żwawo krocząc w wybranym kierunku, miał ochotę niemal nucić pod nosem. Znajdując się na szpitalnym parkingu rzeczywiście zaczął to robić, a moment opanowania przyszedł do niego dopiero, gdy wszedł przez oszklone drzwi do wypełnionego ludźmi holu.

Przystanął wtedy na chwilę, nieświadomie blokując przejście innym wchodzącym, którzy zaczęli przepychać się obok niego. Jeden z nich pchnął go w ramię dosyć brutalnie i dopiero to wyrwało nastolatka z zamyślenia.

— Mógłbyś zejść łaskawie z przejścia — wymamrotał pod nosem otyły, niski mężczyzna, oddalając się opieszale.

— Przepra...

— Nishinoya! — Na dźwięk swojego nazwiska Yuu zaczął przeszukiwać wzrokiem pomieszczenie, w przy okazji czego został ponownie potrącony.

Kiedy jednak jego spojrzenie w końcu padło na sylwetkę Yukihamary, która machała do niego przyjaźnie dłonią, od razu skierował swoje kroki w jej stronę. Tego dnia dziewczyna miała na sobie inną niż wczoraj, niebieską sukienkę, co świadczyło o tym, że być może była w domu trochę odpocząć. Chłopaka ucieszyło to w duchu, chociaż jeszcze niedawno sam nie uwierzyłby, że będzie pałał do czarnowłosej taką sympatią.

— Chodźmy od razu do sali — powiedziała żywym tonem od razu, gdy się do niej zbliżył.

— Nie muszę się wcześniej zapisać na jakąś listę, czy coś w tym stylu? — zapytał z powątpiewaniem.

— Wszystko już załatwiłam. Chodź!

Postanowił zaufać jej na słowo i gdy ruszyła przodem przez utrzymane w jasnych kolorach, szpitalne korytarze, on poszedł za nią. Kiedy trafili po kilku minutach na odpowiedni segment, ona bez słowa wskazała mu odpowiednie drzwi. Nishinoya także zachował milczenie, skinął jej jedynie głową i bez zastanowienia wszedł do środka sali.

Wewnątrz znajdowały się trzy łóżka, ale tylko jedno z nich było zajęte. Babka zauważyła go i od razu zaczęła podnosić się na posłaniu, jednak on dał jej znak ręką, by tego nie robiła. Na jej twarzy widniała dezorientacja i ta specyficzna, starcza niemoc, której nie można było dostrzec u niej nigdy wcześniej. Yuu bez słowa usiadł na przysuniętym do szpitalnego łóżka krześle, a ona śledziła go wzrokiem.

— Musisz mieć bardzo silny organizm — powiedział, odwzajemniając jej spojrzenie. — W tym wieku takie wybryki są cholernie niebezpieczne.

Milczała. Jej jedyną odpowiedzią było niespuszczanie z niego oczu i ta niemal niewinna mina, jakby mówiąca, że nie ma pojęcia, o czym chłopak mówi. Yuu westchnął.

— Jak się czujesz? — zapytał, przybierając łagodny ton.

Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, który wydawał się nawet przyjemny.

— Nie sądzę, żeby naprawdę cię to interesowało, biorąc pod uwagę, jaką urazę do mnie czujesz — odrzekła ochrypłym głosem.

— Niektórzy potrafią czasem odstawić na bok swoje uczucia, by zrobić coś dobrego — wyjaśnił jej spokojnie. — A więc?

— Dziękuję, lepiej — odpowiedziała zdawkowo. — Czemu zawdzięczam twoją wizytę? Zakładam, że aby dobrowolnie znaleźć się w mojej obecności, musiałeś mieć do tego jakiś cel.

Jej słowa brzmiały gorzko. Światło popołudniowego słońca, które wpadało przez żaluzje umieszczone w ogromnych oknach, odbijało się od wszechobecnych białych elementów i raziło go w oczy. Spojrzał więc na swoje dłonie, myśląc nad tym, co zamierza powiedzieć dalej.

— Chciałem po prostu — zaczął niepewnie — zapytać cię osobiście, czy to wszystko się kiedykolwiek skończy? Czy jeśli wyjdziesz ze szpitala, ja, matka czy Yukihamara będziemy mieć pewność, że już po wszystkim? Czy może szykujesz dla nas kolejną, jeszcze gorszą niespodziankę?

Zauważył, że na wspomnienie dziewczyny, czekającej za ścianą, na twarzy staruszki pojawił się cień wstydu.

— To nie ma nic wspólnego z wami — odpowiedziała krnąbrnie. — To...

— Sprawy rodu. Wiem — dokończył za nią. — Ale ten ród to my. To nasze życia, które ty od tak dawna z wyśmienitym skutkiem terroryzujesz.

Odkrył, że niepewność na jej twarzy wcale nie była udawana. Babka rzeczywiście wyglądała, jakby nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Wydawało mu się nawet, że przez chwilę w jej oczach zamajaczyły łzy, ale być może było to tylko złudne wrażenie.

— Nie chciałam, żeby to się tak skończyło — powiedziała cicho.

Nishinoya, choć nigdy wcześniej nie przypuszczał, że byłby w stanie to zrobić, ujął ostrożnie jej zaplątaną w rurkach kroplówki dłoń w swoją rękę. Ciało staruszki okazało się tak kruche i delikatne, jakim było w rzeczywistości pod noszonym przez nią przez lata pancerzem arogancji i wyższości. Na jej twarzy pojawiło się autentyczne zaskoczenie.

— Wiem — odpowiedział jej, a ona skinęła głową.

Przez kilka minut siedzieli w ten sposób w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach. To ona ją przerwała.

— Myślę, że to już koniec — wychrypiała, po czym odchrząknęła nieznacznie. — Nie będzie kolejnych niespodzianek.

Yuu uśmiechnął się do niej łagodnie. Nie sądził, żeby kiedykolwiek udało mu się myśleć o tej kobiecie rzeczywiście jako o członku swojej bliskiej rodziny, ale przynajmniej w tamtym momencie, pierwszy raz od kiedy pamiętał, dostrzegł w niej człowieka z krwi i kości.

— Jest jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spokoju — przemówił po chwili.

Staruszka spojrzała na niego pytająco, a on bez wahania wypowiedział na głos to, co myślał.

— W sprawie twojego następcy. To chyba najlepszy czas, abyś pozbyła się ze swoich barków kilku obowiązków. — Zaczerpnął głęboko powietrza. — Myślę, że Yukihamara byłaby świetną głową rodu. Ona naprawdę na to zasługuje.

Myślał, że babka zacznie się z nim kłócić o to, że tak naprawdę to on powinien przejąć po niej ten tytuł. W końcu czarnowłosa dziewczyna była jedynie pomocnicą w posiadłości i nie łączyły ją z klanem żadne więzy krwi, których egzekwowania staruszka była zawsze taką zwolenniczką. Chłopak zdziwił się jednak, gdy kobieta przytaknęła mu ruchem głowy.

— Myślę, że to dobry pomysł — stwierdziła, a z serca Nishinoyi spadł ogromny kamień.

Tym razem uśmiechnął się do niej całkowicie szczerze. 

***Jeśli chcecie dowiedzieć się trochę więcej o kulisach opowiadania albo po prostu poczytać głupie przemyślenia na temat pisania, zapraszam na coś w stylu dziennika z aktualnościami i brudnopisu z myślami, który pojawił się na moim profilu i nosi nazwę „Analiza życiowych doświadczeń". Zamierzam tam trochę ponarzekać, ale znajdzie się tam także kilka słów na zakończenie przygody z tą historią. Zapraszam i buziaki.***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro