Juu ni
Poczekalnia o tej porze była niemal pusta. Hinata i Nishinoya stali przy najbliższych drzwiach do sali, jedynie Sugawara, który natychmiast po telefonie zaoferował im swoje towarzystwo, twierdząc, iż i tak nie ma nic lepszego do roboty, siedział spokojnie na krześle w rozluźnionej pozycji.
Co jakiś czas pojawiali się ludzie, ale niewielu. Zazwyczaj nie zabawiali zbyt długo, a ich twarze odzwierciedlały tylko zmęczenie i pustkę. Niewiele brakowało, aby gracze Karasuno się do nich upodobnili. Wnętrze wcale nie było przygnębiające, ściany w kolorze zielonym i niebieskim, na których namalowano wzorki i postacie z bajek nie brzmią przecież ponuro. Mimo wszystko miejsce wcale nie zamieniało się w takie, w jakim chciałoby się znajdować zbyt często.
Być może kiedyś, w przyszłości, będzie można tu przebywać tylko na wycieczkach. Nauczycielka mówiłaby do swoich uczniów: "Tutaj umieszczano dzieci, takie jak wy, tylko że poważnie chore. Ale nie martwcie się, wy nigdy nie zachorujecie i tu nie traficie." W tym świecie choroby przestałyby istnieć, a wszystkie szpitale zostałyby zamknięte. Hinata czasami zastanawiał się, czy taka przyszłość jest w ogóle możliwa.
— Naprawdę nic ci nie powiedział? — zapytał Nishinoya, gdy zegar nad dyżurką wybił równą dwudziestą drugą. Pielęgniarka "nie mogła im udzielić żadnych informacji", dlatego byli zmuszeni czekać, aż pojawią się rodzice Hinaty, albo ktoś, kto upoważniłby ich do wejścia na oddział.
— Tylko, żebym przyjechał. Ale nie brzmiał, jakby stało się coś złego, raczej jakby się cieszył. — Przygryzł paznokieć kciuka starym zwyczajem, którego dawno się już oduczył, przynajmniej tak mu się wydawało. — Sam już nie pamiętam, co słyszałem.
— Na pewno nie stało się nic złego — powiedział Suga, uśmiechając się pocieszycielsko i mrużąc oczy, jakby naprawdę był o tym przekonany.
Hinata westchnął.
— Szkoda, że przynajmniej teraz nie odbiera. Nawet nie wiem, gdzie ich szukać, skoro sala Natsu jest pusta.
Miał rację, a przez to pozostało im tylko czekać.
— Natsu to twoja siostra, prawda? — zapytał nieśmiało Nishinoya, gdy przedłużyła się chwila ciszy. Pierwszy raz od dłuższego czasu zainteresował się życiem kogoś, z kim przecież mieszkał pod jednym dachem. Poczuł się z tego powodu lekko przygnębiony, ale starał się tego nie wyrażać, żeby nie dodawać Shouyou więcej zmartwień. To przecież była wina tylko i wyłącznie Nishinoyi, który zganił się w duchu za swój egoizm.
Hinata pokiwał głową, siadając na plastikowym krześle obok Sugawary. Nie wyglądał, jakby bał się tego tematu.
— To z jej powodu twoi rodzice cały czas siedzą w szpitalu?
— Mieszkaliśmy niedaleko, ale na tych wakacjach, tak jakby, tylko ja mieszkałem. Dlatego zdecydowali się sprzedać dom, bo, gdy poszedłbym do szkoły, i tak stałby pusty. Znaleźliśmy już mieszkanie bliżej, ale nie było czasu na przeprowadzkę. Tam też mieszkałbym sam, dlatego na razie siedzę u Nishinoyi. — Zerknął porozumiewawczo na Sugawarę, chociaż przeczuwał, że ten wie już od jakiegoś czasu o jego pobycie w domu byłego libero.
— Muszą być przy niej cały czas? — Umysł Nishinoyi podsunął mu obraz Ayako, która w przeciągu całego swojego życia, trwale splecionego z chorobą, spędziła w szpitalu zaledwie kilka dni.
— Jest jeszcze mała. Pracują na zmianę i na zmianę tu przyjeżdżają. Przynajmniej od pewnego czasu, gdy weszła w bardzo intensywny stan.
— A właściwie... — Nishinoya uniósł głowę. — To co jej jest?
Hinata wzruszył ramionami.
— To nowotwór. Ziarnica złośliwa. — Widząc ich przerażone i skrępowane spojrzenie, uśmiechnął się uspokajająco. — Ale wychodzi z tego. Wcześnie to wykryli, dlatego miała duże szanse.
— Ale mimo to twoich rodziców i tak nie ma w domu — Yuu wydawał się bardziej rozemocjonowany, niż on sam.
— Ostatnio miała kolejną chemię. Coś poszło inaczej, niż przewidywali i Natsu strasznie to osłabiło. Właściwie tak, jak każdy taki zabieg. — Głos rudowłosego, gdy o tym mówił, był spokojny i opanowany. Musiał być do tego wszystkiego przyzwyczajony.
W głębi swojej pamięci Hinata nadal przechowywał wspomnienie wakacyjnego wyjazdu nad jezioro, który skończył się nocną wizytą w szpitalu. Myśleli, że Natsu przeziębiła się kąpielą w zbyt zimnej wodzie, chociaż rodzice pozwolili im zanurzyć tylko koniuszki palców. Objawy zwykłego przemarznięcia okazały się groźną chorobą.
Być może cały ten klimat po prostu im nie sprzyjał. Już więcej tam nie wrócili.
Nishinoya pogrążył się we własnych myślach. Wzrokiem drążył korkową tablicę, na której przywieszono kolorowe plakaty antytytoniowe, jakby sam chciał pozostawić w niej dziurę, niczym ślad po pinezce. Pomyślał, że ludziom, którzy w poczekalniach spędzają proces choroby i zdrowienia, lub, być może, umierania swoich bliskich, te plakaty nie będą robić zbyt wielkiej różnicy. Ale wydawały się na miejscu.
Powoli dotarło do niego, że on i Hinata dzielą wspólny problem, tyle że Shouyou nie był jeszcze tego świadomy. Yuu chciał zobaczyć Natsu, bo w swoimi oczami spodziewał się dostrzec Ayako, która nie miała tak dużych szans, jak młodsza siostra Hinaty. Mimo wszystko utożsamiał je ze sobą.
O chorobie Ayako, oprócz rodziny, wiedział tylko Asahi. Noya czuł czasem potrzebę impulsywnego wyżalenia się komuś, ale bardzo szybko z niej rezygnował. Był za bardzo zżyty z zasadą, która nakazywała pozostawieniu rodzinnych spraw samym sobie. Zaraz potem udało mu się przypomnieć, że przecież Shouyou uczestniczył w ostatnim spotkaniu rodu. Ich pierwsze spotkanie wydawało się okropnie odległe, jakby minęło od niego dobre kilka lat. Nie miał pojęcia z jakiej gałęzi rodziny pochodzi Hinata, bo szczerze mówiąc, urodą nie przypominał nikogo, kto znajdowałby się tamtego dnia na terenie posiadłości. To było jego pierwsza rada. Czy zdążył już poznać chociaż część zasad i tajemnic, jakie od lat spoczywały na Nishinoyi? On nie czuł się na miejscu, by podzielić się z nim chociaż tą jedną, która tak bardzo ich łączyła, chociaż bardzo chciał. To była jedyna zasada rodziny, której złamanie tak go onieśmielało, mimo że zazwyczaj cały ich kanon uważał za całkowicie bezużyteczny. Kto inny przecież, jak nie on sam, łamał je jedna za drugą, tylko po to, aby zrobić na złość babce?
Poczekalnia była pogrążona w ciszy, a Sugawara, osunięty w głąb szpitalnego krzesła, wydawał się pogrążony we śnie. Przeczyło temu jednak regularne, chwilowe zerkanie na zamknięte szczelnie drzwi, które wykonywał spod półprzymkniętych powiek. Oddechy gęstniały, a odgłosy jarzeniowej lampy stały się jedynym dźwiękiem, który rozdzierał przestrzeń.
Wkrótce dołączył do nich wyczekiwany rytm kroków. Z początku słabo słyszalny, nasilał się, wraz ze zbliżeniem do drzwi, o które oparty był Nishinoya. Słysząc je, libero wyrwał się z otępiałego spoglądania w ścianę naprzeciw i odsunął na bezpieczną odległość.
Hinata wstał ze swojego miejsca i wbił wzrok w klamkę. Tylko Sugawara siedział dalej spokojnie na krześle, tak jak spoczął zaraz po tym, jak przyjechali do szpitala.
Prawe skrzydło drzwi uchyliło się. Zza nich wychyliła się para czarnych butów, sprane jeansy, koszula w kratę i biały kitel, pełen plam i przebarwień. Do tego ani jednego włoska na twarzy czy głowie. Doktor Okazaki wydawał się, wszystkim odwiedzającym szpital, za każdym razem wyglądać tak samo.
Hinata wykonał krok w jego stronę.
— Wie pan, gdzie jest mój ta...
— Hinata-kun! Jak miło cię widzieć! — przerwał mu lekarz i, uśmiechając się promiennie, potrząsnął energicznie dłonią osłupiałego chłopaka. — Nie mam teraz czasu, ale idź tamtym korytarzem do sali z nazwiskiem twojej siostry. Rodzice wszystko ci opowiedzą.— wskazał dłonią za siebie i już ruszył dalej, w kierunku dyżurki. Zatrzymał się przy nich dosłownie na moment, a gdy znów zaczął iść, jego krok unosił się lekko nad podłogą.
Shouyou przełknął ślinę, wpatrując się w plecy mężczyzny, a Sugawara w końcu wstał.
— Chodźmy — rzekł Nishinoya, wyrywając się z dezorientacji. Wszyscy trzej odwrócili się do drzwi, przed którymi tkwili tyle czasu. Nie wiadomo skąd, tuż przed progiem, znalazła się nagle czarnoskóra kobieta w łososiowego koloru stroju pielęgniarki.
— Po jednej osobie — zakomendowała od razu nieznoszącym sprzeciwu tonem. — I tylko rodzina.
Nishinoya zastanowił się momentalnie, czy skoro Hinata pojawił się na spotkaniu rodu, to fakt ten oznacza, że są rodziną, jednak tylko klepnął młodszego w plecy. Shouyou spojrzał mu w oczy, szukając wsparcia, ale wydawał się spokojny.
Po zachowaniu lekarza, wszyscy od razu zrozumieli, że nie stało się nic złego. Mimo to dopiero, gdy solidne drzwi bezgłośnie zamknęły się za rudowłosym, Yuu w końcu usiadł na jednym z plastikowych krzeseł poczekalni. Sugawara zajął swoje dotychczasowe miejsce tuż obok, w ten sposób dowodząc spoczywającego na nich ponownie, niemego wyroku oczekiwania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro