Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Juu kyuu


Byli w pokoju Hinaty. Zaraz po tym, jak się ściemniło, zrobiło się też przenikliwie zimno, co skutecznie przegoniło ich ze świeżego powietrza. Shouyou siedział obok niego na łóżku, obejmując Yuu obiema rękami, jakby już nigdy nie miał zamiaru go wypuścić. Nishinoya za to po prostu rozmyślał, głaszcząc co chwilę drugiego chłopaka po jego rudych włosach, co sprawiało, że Hinata z każdą chwilą robił się coraz bardziej senny. Miał za sobą długi dzień w szkole i ciężki trening, więc Nishinoya doskonale go rozumiał. Właściwie to w głębi serca samemu zaczynał tęsknić za grą w siatkówkę, jednak to była rzecz, o jakiej w ostatnim czasie myślał najmniej.

Gdy w kieszeni zawibrował mu telefon, Hinata tylko cicho wymruczał kilka słów, nawet nie otwierając oczu. Nishinoya szybko wyjął komórkę, sprawdzając podświetlony ekran.

— Co to? — wyartykułował znów niewyraźnie jego towarzysz.

— Nic ważnego — odpowiedział mu i Bóg mu świadkiem, że nie skłamał, a jedynie nie powiedział całej prawdy.

To Asahi wreszcie mu odpisał. Yuu całkowicie zapomniał o wiadomościach, jakie wysyłał do niego tego popołudnia. Na zewnątrz zrobiło się już całkiem ciemno, ale były libero stwierdził, że to wręcz idealna pora na spacer. Azumane zgodził się na spotkanie, co było aż dziwne przy tym, jak często go ostatnio zbywał.

Spróbował delikatnie wyswobodzić się z objęć rudowłosego. Niezbyt mu się to udało, bo ten natychmiast rozwarł szeroko zaspane oczy w pytającym spojrzeniu.

— Co robisz? — zapytał od razu, próbując skupić rozmazujący się wzrok na postaci Nishinoyi.

— Muszę iść się z kimś spotkać. To nic ważnego, nie przejmuj się — Yuu wstał i złożył lekki pocałunek na rozgrzanym od snu czole Hinaty.

— Aha — wybełkotał tylko chłopak w odpowiedzi, po czym rzucił się na wznak na łóżko, zagrzebując swoje ciało w pościeli.

Widząc to na twarz Nishinoyi wstąpił szeroki uśmiech. Uwielbiał tego rudzielca. I to bardzo. Schodząc z piętra, włożył kurtkę, pamiętając o zimnie panującym na dworze. Stał właśnie na ostatnim stopniu schodów, gdy dobiegł go głos z kuchni.

— Możemy chwilę porozmawiać?

To była matka. Siedziała przy stole ze śnieżnobiałą filiżanką między dłońmi. Barwa naczynia silnie kontrastowała z jej kruczoczarnymi włosami, wolno spływającymi po ramionach. Nishinoya, nie odzywając się ani słowem, usiadł na krześle obok niej. Przez kilka minut czekał, aż ona podejmie temat, podczas gdy kobieta tkwiła w bezruchu, ze wzrokiem wbitym w puste dno filiżanki.

— O co chodzi? — zapytał w końcu z rezerwą w głosie.

Wreszcie na niego spojrzała. Jej wzrok był nieco mętny, ale intensywny.

— Opiekowałam się tobą — zaczęła bez kontekstu, jednak Yuu od razu zorientował się, o co jej chodzi. — Zajęłabym się tobą, nawet jeśli on by żył i postanowił cię zostawić, tak jak to zrobił z Ayako.

Wspomnienie siostry uderzyło w być może jedyny odsłonięty punkt w sercu nastolatka.

— Nie wiedziałaś o niej — odpowiedział szybko.

— Tak — rzekła. — Dowiedziałam się później, ale o wiele za późno.

— Ja też dowiedziałem się o tym wszystkim o wiele za późno — powiedział to o wiele ostrzej, niż zamierzał. — Przepraszam — zreflektował się, przeczesując palcami włosy.

Tymczasem matka położyła dłoń na jego spoczywającej na stole ręce.

— Zapominasz cały czas o jednej istotnej osobie. O kimś, kto faktycznie odpowiada za ukrywanie przede mną Ayako, a przed tobą twojego pochodzenia. Jeżeli już masz być na mnie zły, to przynajmniej pamiętaj o tym, że to wszystko decyzje twojej babki.

Spojrzał na nią wściekle.

— Czyli chcesz powiedzieć, że to ona ma kontrolować moje życie od początku do końca? Przez cały czas mam tańczyć tak jak mi zagra ta starucha, która nie ma nawet pojęcia, jaką mamy epokę?!

Yuuko przyjęła jego wybuch ze spokojem. Pogładziła nastolatka po dłoni i ostrożnie spróbowała go przytulić, z zaskoczeniem odkrywając, że Yuu odwzajemnia jej uścisk. Poczuła się, jakby właśnie odzyskała syna po tym, jak tak nagle straciła go niecałe trzy godziny temu.

— Nie chciałabym, żebyś po tym wszystkim przestał mi ufać. To nie ja cię urodziłam, ale to nie zmienia faktu, że jestem twoją matką, rozumiesz to? — powiedziała pewnym tonem.

— Nigdy nie przestałem tego rozumieć — odparł, chociaż w pamięci nadal miał słowa Ayako. Postanowił je zignorować. Więzy krwi to nie wszystko, chociaż są ważne. Ani na chwilę przecież nie przestał uważać kobiety przed sobą za swoją matkę, a teraz mógł przynajmniej odetchnąć z ulgą, że raz na zawsze sobie to uświadomił.

Yuuko odsunęła się od niego i zlustrowała od stóp do głów.

— Wybierasz się gdzieś? — zapytała z uniesioną do góry brwią.

Nishinoya znów przeczesał palcami włosy, próbując je ułożyć, chociaż wiedział, że za chwilę znów wrócą do poprzedniej pozycji. Uśmiechnął się ciepło do matki.

— Na spacer. A tak właściwie na spotkanie. Muszę już lecieć, bo się spóźnię.

Kobieta ciągle patrzyła na niego jednoznacznym wzrokiem, gdy podnosił się ze swojego miejsca.

— Tylko nie wracaj zbyt późno! — powiedziała to takim władczym i rozkazującym tonem, jakiego nie słyszał u niej od dawna. Bo przecież w ogóle od dawna nie rozmawiali za wiele – ona cały czas pracowała, a on uganiał się za Asahim. Co w sumie poniekąd robił także tego wieczoru.

— Obiecuję — rzekł, całując ją w policzek z delikatnym uśmiechem.

Później wyszedł, zamykając za sobą ciężkie frontowe drzwi i zostawiając ją samą przy stole, razem z pustą, białą filiżanką.

***


Umówili się pod sklepem obok szkoły, który okazał się jeszcze czynny. Nishinoya dotarł na miejsce i dostrzegłszy, że Azumane jeszcze nie ma, wstąpił do środka. Zgarnął z półki kartonik soku pomarańczowego i dwa czekoladowe batoniki. Gdy podszedł do lady sprzedawca rzucił mu krzywe spojrzenie, mrucząc coś pod nosem.

Yuu odpowiedział mu ciepłym uśmiechem, wkładając skasowany towar do kieszeni. Właściwie to wydawało mu się, że mężczyzna sprzedający w tym sklepie za każdym razem wygląda na tak samo zirytowanego.

Gdy wychodził, pożegnał go charakterystyczny dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami. Nadal stojąc przy wejściu do sklepu, rozejrzał się w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Dostrzegł ją kilka metrów dalej, na ścieżce wiodącej z centrum miasta.

Asahi nie miał na sobie kurtki, a jedynie koszulkę z krótkim rękawem. Szedł z dłońmi wciśniętymi w kieszenie dżinsów i wzrokiem wbitym w Nishinoyę. Yuu otworzył kupiony wcześniej sok pomarańczowy, przebijając opakowanie plastikową rurką odrobinę zbyt energicznym ruchem. Wziął kilka łyków, by zwilżyć wysuszone gardło, po czym ruszył na przeciw swojemu byłemu chłopakowi.

— Hej — odezwał się pierwszy, gdy tylko znaleźli się w zasięgu głosu.

— Cześć — Asahi posłał mu promienny uśmiech. Wydawał się w świetnym humorze. Yuu był ciekawy, jak bardzo zmieni się to po tej rozmowie. — Idziemy pod halę?

— Może być. — Nishinoya wzruszył ramionami. — Chyba doskonale wiesz, że nie ma tu żadnych ciekawszych miejsc.

Azumane, jakby nie dosłyszał ironii w jego głosie, ruszył w kierunku budynku liceum i znajdujących się obok hal sportowych. Właściwie to nie zmierzali dokładnie tam, a do znajdującego się w okolicy szkoły zagajnika, którego ścieżka prowadziła do jedynej, samotnej ławki, częściowo osłoniętej drzewami. Zaraz po zakończeniu lekcji roiło się tam od uczniów czekających aż ich rodzice odbiorą ich po powrocie z pracy, wieczorami jednak było tam całkiem pusto. Kiedyś, na samym początku ich znajomości, często chodzili tam o tej porze. Chrzęst liści pod nogami i zapach kory drzew unoszący się w chłodnym powietrzu wywołał u Nishinoyi falę wspomnień, ale gdy tylko usiadł na zmarzniętych deskach ławki wrażenie to ustąpiło, pozostała natomiast sylwetka jego chłopaka z tamtych czasów, który widocznie nie miał zamiaru siadać obok niego.

Twarz Azumane nadal wydawała się wręcz pogodna, co nieco wybijało Nishinoyę z rytmu. Nie takiego Asahiego pamiętał z ostatnich dni. Zdecydowanie łatwiej byłoby mu zdecydować o ucięciu relacji z tym wiecznie naburmuszonym i niezadowolonym chłopakiem, jakim był wcześniej, tymczasem patrząc na niego napotykał tylko łagodny wzrok brązowych tęczówek. Yuu westchnął przeciągle, ale to Asahi zaczął rozmowę.

— Przepraszam, że nie miałem ostatnio czasu. I że tak się zachowywałem — powiedział, drapiąc się w tył głowy niewinnym gestem. — Nie mogłem sobie tego wszystkiego jakoś ułożyć. Sytuacji z siatkówką, z zespołem i z tobą...

Yuu spojrzał na niego z uniesioną brwią, zaplatając ramiona na klatce piersiowej.

— Nie miałeś dla mnie ani trochę czasu — zarzucił mu. — I byłeś niewyobrażalnie chamski. Myślisz, że po tym wszystko będzie tak jak dawniej?

Wysoki szatyn uśmiechnął się nerwowo, jednak nadal pozostał spokojny. Kilka długich kosmyków wymknęło się z ciasnego kucyka, w jaki były związane jego włosy, więc przygładził je dłonią. Podszedł do ławki i w końcu zajął miejsce obok Nishinoyi. Niższy chłopak śledził go piorunującym wzrokiem z nieugiętym wyrazem twarzy.

— Postaram się już więcej nic nie zepsuć. Naprawdę bardzo mi zależy i teraz wiem, że chcę żebyś dał mi jeszcze jedną szansę. Uciekałem od ciebie, bo potrzebowałem uporządkować to wszystko sam ze sobą.

— I teraz już uporządkowałeś? — zapytał Yuu z ironią przebrzmiewającą w głosie. Jednak prawda była taka, że Asahi powoli kupował go swoimi słowami. Bardzo powoli, ale Nishinoya nie wiedział, ile czasu jeszcze będzie w stanie utrzymywać groźną minę.

Azumane nie odpowiedział na jego pytanie, tylko zbliżył się na niezbyt bezpieczną odległość i musnął swoimi ustami jego wargi. Nie zdążył zrobić nic więcej, bo Yuu z całej siły odepchnął go, popychając rękami jego klatkę piersiową. Były libero poderwał się z miejsca z zaczerwienionymi od emocji policzkami.

— Wiesz, ja też sobie wszystko uporządkowałem — powiedział głośno, a gdzieś w pobliżu z gałęzi zerwał się do lotu czarny kruk. Z oddali usłyszeli jego głos. — I mam już tego wszystkiego dość. Mam dość ciebie.

Yuu odetchnął głęboko, obserwując reakcję Asahiego. Wyraz twarzy tamtego pozostawał niezmienny, tylko w jego oczach pojawiła się jakaś dziwna mgła. Spuścił głowę w dół, nie odzywając się.

— Kim ja właściwie ostatnio dla ciebie byłem? Zabawką? — kontynuował Nishinoya, podchodząc do Azumane i pochylając się nad jego sylwetką.

Ten podniósł na niego wzrok i przez chwilę Yuu myślał, że zaraz dostanie w twarz. Azumane jednak przymknął powieki kilka sekund później.

— To znaczy, że chcesz to teraz skończyć? — powiedział zachrypniętym głosem, znowu wbijając spojrzenie w ziemię.

— Nie ma nawet czego kończyć — odpowiedział Nishinoya, odsuwając się od niego. Zaraz potem stwierdził, że już nic tu po nim. Oznajmił wszystko, co miał do powiedzenia. Odwrócił się i odszedł, zostawiając za plecami samotną postać, siedzącą w pochylonej pozycji na opuszczonej ławce. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro