Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ichi


Yuu od zawsze nienawidził zjazdów rodu. Wszystko zaczynało się już w momencie, gdy musiał przekroczyć bramę rozległej posiadłości. Uważał, że jego własny dom jest ogromny, ale to miejsce było jakieś pięć razy większe. Nie lubił go głównie właśnie za to, że jest takie duże i puste. Ciche.

Same spotkania rodziny, w których był zmuszony uczestniczyć, bardziej przypominały religijne uroczystości. W miarę możliwości, starał się jak najczęściej ich unikać, jednak w swojej sytuacji nie mógł sobie na to pozwalać zbyt często. Na szczęście, za kilka dni miał wrócić do szkoły, więc była to ostatnia narada, w jakiej brał udział – oczywiście w najbliższym czasie.

Zajmował miejsce pośrodku uformowanej z siedzących podkowy. Siedział po prawej ręce drobnej staruszki, która wyglądała, jakby przy najmniejszym podmuchu powietrza miała się rozkruszyć i rozwiać, niczym kurz. Było to jednak złudne wrażenie, gdyż głowa rodu, nie dość, że zachowywała niezwykłą żywotność, to jeszcze nigdy nie traciła swojej godnej, wyprostowanej jak napięta struna, postawy.

Kompletnie nie biorąc przykładu ze swojej babci, młody Nishinoya siedział zgarbiony, z brodą podpartą na dłoni. Jego głowy nie zaprzątały rodzinne dylematy, nad którymi miano za chwilę dyskutować. Myślał o bardzo prostych rzeczach, takich jak zbliżający się powrót do Karasuno i ostatnim meczu siatkówki, jaki widział w telewizji. W swojej wyobraźni czuł już zapach lakieru na deskach sali gimnastycznej i odgłosy stąpających po niej z piskiem sportowych butów.

Koniec z gnieceniem się w formalnym stroju, koniec z angażowaniem się w sprawy, które ani trochę go nie interesowały. Koniec z tradycyjnymi grzecznościami i wyniosłym słownictwem. Właściwie najbardziej nie znosił panującej tu powagi i skupienia, jakby od podjętej w tej sali decyzji zależały losy ogromnej rzeszy ludzi. Chłopak doskonale wiedział, że rola klanu w życiu najbliższych mieszkańców od lat traciła na znaczeniu. W tym miejscu nie miał już zapaść żaden decydujący werdykt. Czasem jednak doznawał wrażenia, że tylko on ma taką świadomość.

Siedział ze wzrokiem wbitym w martwy punkt, gdy do sali, przez rozsunięte drzwi, wkroczyła trójka małych dziewczynek. Wszystkie trzy miały włosy związane w dwa małe koczki po bokach głowy, z których spływały kaskady kolorowych wstążek. Odświętne szaty słaniały się za nimi, wyraźnie za długie w stosunku do drobnych sylwetek. Dziewczynki niosły przed sobą tace z kolorowymi filiżankami, nad którymi unosiła się para.

— Noya-san! — krzyknęła jedna z nich, a wszystkie trzy podbiegły do Nishinoyi. Najwyższa, zadowoleniem na twarzy, wyciągnęła w jego kierunku swoją tacę, a pozostałe ustawiły się za jej plecami. Babka spojrzała na nich z ukosa, więc Nishinoya tylko poklepał dziewczynkę po głowie i wskazał kciukiem w prawą stronę.

Tradycja nakazywała, aby napój podano najpierw głowie rodu. Dla małych była to ważna rola, dlatego dziewczynka szybko się zreflektowała i podała tacę odpowiedniej osobie. Dopiero, gdy babka trzymała już w ręku swoją filiżankę, Nishinoya przyjął taką samą. Uśmiechnął się do młodszych kuzynek, a te radośnie wymaszerowały z pomieszczenia. Nawet nie spróbował zawartości naczynia, ponieważ wiedział, że znajduje się w nim to samo okropieństwo, co zazwyczaj.

Ze znużeniem przysłuchiwał się, jak babka rozpoczyna kolejne bezsensowne spotkanie. Poza tym, że dostrzegł wśród gości nową twarz, od ostatniego razu nic się nie zmieniło.

Gdy tylko zobaczył w kącie jasną czuprynę, natychmiast wiedział, że jej właściciel nigdy przedtem się tu nie pojawił. Wszyscy członkowie rodziny mieli włosy ciemnego koloru. Sam Yuu wyróżniał się mocno jednym, rozjaśnionym pasemkiem, za który musiał zapłacić ogromną złością ze strony babki, dającą mu się we znaki aż do teraz. Chłopak o jaskraworudych włosach był drobnym nastolatkiem, wyglądającym, jakby sam nie wiedział, co robi w tym miejscu. Szeroko otwarte brązowe oczy wbił w siedzącą obok Nishinoyi staruszkę, przemawiającą od dobrych dziesięciu minut.

— Witamy wśród nas nowego pełnoprawnego członka rady — kontynuowała swój monolog metalicznie brzmiącym głosem, wypranym z jakichkolwiek emocji. Ta część jej wypowiedzi, w odróżnieniu od wszelkich pozostałych, wydała się jednak dla Nishinoyi o wiele bardziej interesująca. — Hinata-kun.

Chłopak, który, jak się okazało, miał na nazwisko Hinata, skamieniał na swoim miejscu. Dopiero, gdy szturchnął go ktoś obok, ten podniósł się i szybko ukłonił. Jednak gdy jego twarz powróciła do pionu, z ogniście zaczerwienionych wcześniej policzków zaczęły odpływać kolory. Choć spoczywał na nim wzrok wszystkich przebywających na sali, tylko Nishinoya, dostrzegając szkliste oczy Hinaty tak wyraźnie, jakby znajdowały się kilka centymetrów, a nie kilka metrów od niego, przewidział co się święci.

Gdy pod rudowłosym zaczęły uginać się kolana, Yuu poderwał się ze swojego miejsca i pokonał dzieląca ich przestrzeń kilkoma zgrabnymi krokami, rozrzucając przy okazji leżące przed babką kartki z notatkami.

— Yuu-kun! — usłyszał za sobą karcący głos głowy rodu, jednak zanim jego imię skończyło wybrzmiewać w pomieszczeniu, Hinata osuwał się już wprost w jego ramiona. Nishinoya poczuł na rękach przyjemny ciężar, dziękując sobie w myślach, że przez wakacje nie pozwolił na stratę formy i samemu nie stracił przy tym wszystkim równowagi. Kredowobiałą twarz Hinaty zasłoniły płomienne kosmyki. Nishinoya poczuł na skórze wilgoć i dostrzegł, że z nosa chłopaka sączy się cienki strumyczek krwi, który spływa mu na rękę.

Zbiorowisko wokół wydało z siebie stłumiony jęk, gdy Hinata zniknął z ich pola widzenia, a potem zamarło w zatrwożonym skupieniu. Nishinoya nigdy wcześniej nie był na nich bardziej zirytowany, niż wtedy.

— Przesuńcie się trochę! — krzyknął na cały głos, po czym nagle w pomieszczeniu wybuchła wrzawa, która nie za bardzo go obchodziła. Całą swoją uwagę skupił na nieprzytomnym chłopaku. Jego wrzask przyniósł jednak jakieś rezultaty, bo najbliżej znajdujące się osoby odsunęły się, robiąc trochę miejsca, mógł więc ułożyć rudowłosego na leżących na podłodze matach.

Ktoś poklepał go po ramieniu.

— Przyniosę wodę. — Usłyszał kobiecy głos i trzask rozsuwanych drzwi. Kątem oka dostrzegł babkę siedząca spokojnie na swoim miejscu, ciągle w tej samej, dostojnej pozycji. Cała starszyzna wyglądała zupełnie tak samo, przyglądając się Nishinoyi i Hinacie wyniosłym, pogardliwym wzrokiem.

Rudowłosy oddychał, dlatego Yuu pozostawił go leżącego spokojnie, a po chwili obok pojawiła się z powrotem dziewczyna z wodą w misce i szklance. Wyglądała na odrobinę zatroskaną, w przeciwieństwie do towarzystwa zgromadzonego w sali, które wydawało się coraz bardziej zniecierpliwione. Uśmiechnął się do niej profilaktycznie.
— Nic mu nie będzie — rzekł, zanurzając w trzymanej przez nią misce kawałek materiału, który otrzymał z rąk kogoś obok. — To się zdarza, zaraz się obudzi.

Dziewczyna o kruczoczarnych włosach także się do niego uśmiechnęła, jednak zaraz potem zauważył, jak zerka nerwowo w kierunku głowy rodu. Nishinoya domyślił się już, że czarnowłosa wcale nie martwi się o nieprzytomnego chłopaka, a jedynie o dobrą opinię staruszki, co zirytowało go na tyle, że uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy. Zaczął ocierać ślady krwi pod nosem Hinaty, wkładając tą czynność całą swoją nieopanowaną złość, gdy ten, jak na zawołanie, otworzył oczy.

Na kilka następnych sekund czas dla Nishinoyi stanął w miejscu, a sala pełna irytujących go ludzi zmieniła się tylko w niewyraźne tło. Ogromne, otwarte szeroko brązowe oczy były skierowane wprost na niego i wyrażały nieme pytanie, które doskonale usłyszał w swoich myślach. Nagle skrępowany, zapragnął szybko wyjaśnić, co robi, podtrzymując głowę Hinaty nad podłogą i dlaczego, do cholery, przykłada kawałek zakrwawionej szmatki do jego twarzy. Już miał otwierać po to usta, zahipnotyzowany tym niepewnym i delikatnie wystraszonym spojrzeniem, jednak wymowne odchrząknięcie przywróciło go do rzeczywistości. Niechętnie spojrzał w bok. Babka układała przed sobą rozrzucone kartki.

— Przejdźmy więc do pierwszego punktu naszych obrad — zaczęła, a Hinata wyprostował się gwałtownie, odtrącając rękę Yuu z twarzy.
— Co...— Nie dokończył, ponieważ Nishinoya szybko wstał i podźwignął rudowłosego na nogi. Miał jedynie nadzieję, że chłopak nie zemdleje od tego po raz drugi.
— Nic nie mów, tylko chodź — rzekł cicho i odrobinę bardziej oschle, niż zamierzał. Wmawiał sobie, że to przez zbyt długie przebywanie w tym otoczeniu zaczął zachowywać się w ten, zupełnie niepodobny do siebie, sposób. Ostatnie osoby zajęły już swoje miejsca, dlatego przeprowadzenie zdezorientowanego chłopaka przez zatłoczone pomieszczenie okazało się nie lada wyzwaniem. Dziewczyna, która przyniosła wodę, zniknęła już w wyjściu, nie oferując żadnej pomocy. Noya dostrzegł jedynie rąbek jej fioletowej szaty znikający w drzwiach.

Ludzie przytłaczali go jeszcze bardziej niż zazwyczaj, jednak jakimś cudem udało mu się doprowadzić Hinatę do wyjścia, zanim staruszka rozgadała się na dobre. Zasunął wiklinowe drzwi, przerywając jej w pół słowa przedstawienie sytuacji gospodarstw rolnych w regionie.

Korytarz był kojąco zaciemniony. Obok drzwi, oparta o komodę, stała dziewczyna w fioletowej szacie. Jej jasna cera zdawała się fluoryzować.
— Jak dobrze, że się nim zająłeś — rzekła, patrząc na Nishinoyę. — Nie wiem, co ja bym zrobiła. Pewnie sama bym zemdlała. — Zaśmiała się nerwowo, biorąc do ręki szklankę z wodą, która stała na komodzie. Nishinoya zgadywał, że była odpowiedzialna za porządek w trakcie zebrania. W pewien sposób współczuł jej tego, że coś takiego wydarzyło się akurat na jej zmianie, bo mogło się to zdarzyć zawsze. Jednak o wiele bardziej był na nią zły za to, że jest kolejną osobą, która przedkłada spokój obrad nad cokolwiek innego. Nawet cieszył się na myśl, że otrzyma zapewne reprymendę od starszyzny, co sprawiało, że czuł się naprawdę podłym człowiekiem.

Czarnowłosa podała szklankę Hinacie, który przyjął ją posłusznie, nadal zdezorientowany. Nawet w półmroku Nishinoya mógł stwierdzić, że na jego twarz powróciły kolory, a pod nosem rysował się jedynie niewyraźny ślad zaschniętej krwi. Yuu także był nią ubrudzony na rękach, jednak on, bez zbędnych ceregieli, po prostu otarł dłonie o swoją szatę, której szczerze nienawidził.
— Jak się czujesz? — zapytał Nishinoya, na co Hinata niezauważalnie podskoczył.
— Chyba dobrze. Tak myślę — odpowiedział tamten, obracając szklankę w dłoniach. Jego głos rozpłynął się cicho po ścianach budynku.
— To świetnie! — dziewczyna w fioletowej szacie klasnęła bezgłośnie w dłonie. — Następnym razem zjedz rano śniadanie. Wiedziałam, że wyglądasz niewyraźnie, jak tylko cię tu zobaczyłam.

Zabrała z komody miskę pełną zabarwionej od krwi, jasnoróżowej wody.
— Muszę już iść przypilnować reszty. Aby już nic więcej się nie działo, bo chyba tego nie przeżyję. Ty też lepiej szybko wracaj Noya-kun, Obaa-san nie lubi, kiedy opuszczasz zebrania.
Nishinoya westchnął cierpiętniczo.
— Myślę, że Obaa-san rozumie, że tym razem mam powód. Z resztą idź już sprawdzić, czy gdzieś indziej się nie pali.


Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Chwilę potem Nishinoya i Hinata mogli dostrzec już tylko tył jej odświętnej szaty, znikający w mrocznym korytarzu. Noya odwrócił się z powrotem w stronę rudowłosego.
— Na pewno dobrze się czujesz?
— Tak. — Tym razem jego głos był pewniejszy. — Co się właściwie stało?
— Zemdlałeś. — Nishinoya wzruszył ramionami. — Te zebrania są okropne, nie dziwię ci się. Sam najchętniej przeleżałbym nieprzytomny swoje pierwsze.

Hinata roześmiał się niepewnie na jego słowa, upijając ze szklanki niewielki łyk wody. Noya w tym czasie zastanawiał się jak to możliwe, że w ciemności oczy chłopaka lśnią takim samym, niezwykłym blaskiem.
— To chyba niezbyt dobry początek. Nie zdziwiłbym się, jeśli mnie tu więcej nie zaproszą — powiedział rudowłosy, wyraźnie zdenerwowany. — Nie no, gdzie tam — rzekł Yuu entuzjastycznym tonem i dla potwierdzenia swoich słów klepnął chłopaka przyjacielsko w plecy. Najwyraźniej zrobił to odrobinę zbyt mocno, bo Hinata aż zakrztusił się delikatnie delikatnie przełykaną wodą. Zdarzały się chwile, gdy Nishinoya przeklinał swoją bezpośredniość i to była właśnie jedna z nich.


— Słuchaj, tamta laska miała rację, i jeśli serio nie chcemy wylecieć z tego towarzystwa, powinniśmy szybko tam wracać. — Nishinoya wskazał kciukiem drzwi do sali, z której wyszli. Z zadowoleniem dostrzegł, że Hinata krzywi się z niechęcią na tą propozycję. W duchu liczył, że tak pozostanie już na zawsze. — Tak w ogóle to jak się nazywasz?
— Hinata Shouyou — odrzekł rudowłosy. — A ty?
— Nishinoya Yuu. — Uścisnęli sobie ręce, podczas gdy Noya wyłuskał niemal pustą szklankę z jego drugiej dłoni i postawił z powrotem na komodzie. — Chodźmy już. Staruszka i tak będzie wkurzona.
Nawet nie podejrzewał, jak bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro