Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5.

~*~

Nie płacz – wyszeptał.

Dziewczyna uniosła swoje czerwone już oczy. W pokoju nadal nikogo nie było, a zdawała się słyszeć głos. Zastanawiała się, czy to nie jest jakiś omam słuchowy. Znowu załkała, nie przejmując się dziwnym zjawiskiem. Poczuła, jak łzy zbierały się na dolnej powiece, by po osiągnięciu odpowiedniej, wielkości spaść i poprowadzić kolejny słony szlak. Kolejna gorzka łza „przelewała się", już miała spaść, kiedy to poczuła, iż niespodziewanie zniknęła – tak jak gdyby ktoś ją otarł, lecz nie miał kto tego zrobić.

Nie płacz. Nie bój się. – Ponownie usłyszała spokojny głos, którego brzmienie otuliło jej skołatane smutkiem serce niczym ciepły kompres.
– Chyba zwariowałam – westchnęła wciąż łamiącym się głosem. Jej dolna warga drżała, oddech był płytki i urywany.
Intensywnie zaciągnęła powietrze nosem, aby powstrzymać „łzawy katar". Przetarła oczy rękawem czarnej bluzy, okulary leżące dotychczas na kolanach, postawiła na szafce nocnej i po prostu przykryła się kołdrą.

Chwilę później, stojący przy ścianie Grell, słyszał miarowy oddech Weroniki świadczący o tym, że przysnęła. Na jej lekko czerwonych policzkach błyszczały jeszcze maluteńkie kropelki łez wypływające znad zamkniętych powiek. Przyglądał im się z uwagą, aż przestały lecieć oznajmiając spokojny sen dziewczyny.

Z lekkim politowaniem oglądał tę małą istotę zawiniętą w ciepłą kołdrę. Zdawała się delikatna niczym płatek śniegu.

Taka sytuacja nie mogła się powtórzyć – musi jakoś „wyprzeć" duszę dziewczyny, a nie dopuścić do jej większego skrycia. W kościach czuł, że czeka go jeszcze bardzo dużo pracy.


~*~


Obudziła się jeszcze przed jutrzenką. Grell spał na łóżku należącym do Ani. To był największy plus tego, że prawie wszystkie dotychczasowe noce spędzała u kogoś innego – mógł w spokoju spać w jej miejscu, a nie męczyć się na przykład na krześle.

Weronika zastanawiała się, czym był ten tajemniczy głos w jej głowie. Dotknęła blizny na skroni – ciekawiło ją czy powinna z tym pójść do lekarza. W końcu miała zgłaszać wszelkie niepokojące symptomy. Po krótkiej chwili odrzuciła propozycję złożoną samej sobie. Z jednej strony niepokoiło ją to, z drugiej zaś nie potrafiła zaprzeczyć – ten szept był niezwykle uspokajający. Gdzieś w głębi duszy potrzebowała go – czymkolwiek on był.

Wzięła kilka głębokich wdechów. Cała ta sytuacja ją przytłaczała, a bardziej niewiedza o tym, co się stało. Im dłużej o tym myślała, tym tworzyła spekulacje coraz bardziej oddalone od rzeczywistości, ale dla niej – bliższe temu, co wierzyła. Nie uważała siebie za jakąś przykładną katoliczkę, jednakże wariant z aniołem stróżem dbającym o nią, wydawał się w miarę „normalny", o ile za normalne uznaje się słyszenie głosów w głowie.

Jak komiczne było to, że samo uosobienie śmierci o nią dbało, a ona, głupiutko myślała, iż to zasługa niebiańskiego posłańca chcącego jej dobra...

Nie chciało już jej się spać, więc postanowiła pouczyć się do sesji, która zbliżała się wielkimi krokami. Usiadła przy biurku, zapaliła sobie małą lampkę, włączyła laptopa. Chciała, choć na chwilę uwolnić się od natrętnych myśli. Miała sporo nauki, pomimo iż niektórym studia humanistyczne wydają się czymś prostym. Nie mniej jednak bardzo lubiła się kształcić w tym kierunku – wybrała studia we względu na pasję, a nie „bo wypada na jakieś iść".

Mężczyznę leżącego na łóżku obudziło energiczne stukanie w klawiaturę laptopa oraz promienie słońca, które zaczęły wlewać się przez okno. Spostrzegł Weronikę, która z pełnym skupieniem notowała coś na komputerze, nie widząc świata poza tym. Przetarł twarz dłońmi, naciągnął się i wstał. Podszedł do niej ciekawy, co mogła robić tak wcześnie – już nie aż tak wcześnie, bo było tuż po dziewiątej. Szatynka przepisywała tekst zatytułowany „Do sesyji" z kartek i jakiejś grubej książki.
– Do sesji, a nie sesyji – jęknął, jakby chciał zwrócić jej uwagę na oczywisty błąd fleksyjny w nagłówku.

Był dla ludzi niewidoczny – tym samym nie mogli go usłyszeć. Wyjątek stanowił niezwykła umiejętność, z której mogli korzystać shinigami odpowiedzialni jedynie za priorytetowe sprawy. Szept śmierci albo szept shinigami – różnie zwany przez wielu – pozwalał na lekkie przełamanie granicy pomiędzy światem ludzi a mrocznych żniwiarzy. Nosiło to ze sobą ogromną odpowiedzialność, bowiem żyjący chętniej słuchają głosu w swojej głowie, sądzą, że to intuicja, niż kogoś innego. Dlatego ukazanie swojej postaci rzadko kiedy dawało tak samo pozytywne rezultaty, jak delikatne nasuwanie odpowiedzi wprost do ucha...

Sam przed sobą przyznał, iż jeszcze użyje tego na dziewczynie. Widząc poprzedniego dnia wyniki – szanse na powodzenie istniały. Wprawdzie musiał liczyć na los, gdyż większość czynników pochodziła z zewnątrz, jednak świadomość, iż Weronika chce go słuchać, była niezwykle cenna. Może, gdy trafi na kogoś dobrego, będzie w stanie sugerować jej jakieś głębsze uczucie i tym samym drgnąć jej młodym sercem?

Większość dnia przebiegła dosyć gładko. Zwykłe, dla Grella niezwykle nudne, wykłady – dzień jak każdy inny. Pełny monotonii, zlewający się z poprzednimi i dłużący się dla czerwonowłosego shinigami niemiłosiernie...

To, co go trochę wyróżniało to fakt, iż niezwykle sprzyjała pogoda – słońce świeciło, powietrze było czyste i suche. Z tego powodu wiele ludzi „wypełzło niczym robactwo ze swoich nor" i udało się, chociażby na spacer. Nie inaczej było z szatynką i jej znajomymi. Ich grono było niewielkie – tylko pięć osób: Weronika, Dariusz, Maciek, Ania oraz Kasia. Wszyscy, prócz drugiego pana, znali się bardzo dobrze jeszcze z czasów licealnych. Nie czuli przed sobą żadnych ograniczeń.

Tych radosnych trajkotów musiał słuchać oczywiście Grell, który nie mógł opuścić swojej „ofiary" ani na krok. Tułał się za nimi trochę samotnie, nie mając do kogo się odezwać, jednak udało mu się wysunąć pewną hipotezę – Weronice podobał się Dariusz. Ciągle wodziła wzrokiem za wysokim blondynie i najbardziej śmiała się z jego żartów. Dążyła także do jakiegoś subtelnego dotyku – tu go przypadkiem musnęła, tu jej dłoń zetknęła się z jego. Może ten wniosek był trochę pospieszny, nie mniej lepszy rydz niż nic.

Przyjaciele pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. Weronika mniemała, że jej współlokatorka znowu nie wróci, gdyż udała się ze swoim obiektem westchnień gdzieś w siną dal, więc samotnie wracała do akademika. Darek i Kasia szli w zupełnie innym kierunku, dlatego z niechęci bycia problematyczną, odmówiła propozycję odprowadzenia jej. Może gdyby tam nie było rudej przyjaciółki...

Och! Jak bardzo żałował, że nie może go jakoś odciągnąć od koleżanki. Tak idealny moment – sami, otoczeni przez promienie zachodzącego słońca. Taka piękna sceneria, tylko im troszkę pomóc i...
Wściekły shinigami tylko burknął coś sam do siebie pod nosem, włożył ręce do kieszeni, i nie bez żalu, pożegnał się w wizją szybkiego zakończenia swojej pracy.

Tak więc sobie, szła ze słuchawkach w uszach, w rytm ulubionej piosenki: „Sur le fil" – „Na sznurku". Grell zwracał trochę większą uwagę na otoczenie niż dziewczyna. Słońce było już nisko, za niedługo później miało schować się za widnokręgiem. W głowie rozmyślał nad jakimś sprytnym planem. Wszystko zdawało się dziwnie proste i trudne zarazem.

Trochę niespodziewanie Weronika zatrzymała się i skręciła w lewo. Mężczyzna popatrzy się w tamtym kierunku – szatynka zniknęła za drzwiami prowadzących do publicznych toalet, które stały w parku.
Jako kulturalny shinigami stwierdził, że nie będzie tam za nią szedł. Nic niepokojącego raczej się nie miało wydarzyć, kiedy będzie „pudrować nosek". Po paru minutach wyszła.

– Można się przysiąść?

~*~

W mediach znajdziesz piosenkę, o której mowa wyżej, więc jeśli masz wolne cztery minuty, to polecam posłuchać. Może dzięki temu zapadnie Ci w pamięć...

fruziapo, 2.03.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro