Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog, czyli preludium parszywego szczęścia

Theme: Kuroshistuji: Book of Circus OST 9. - Murmur

~*~

Niczym niewyróżniający się dzień, zwykła ulica, ludzie zdający się tworzyć jedną masę bez żadnej osobowości. Jedni kroczyli spokojnie, inni szybko. Większość z nich była sama lub rozmawiała przez telefon, ale zdarzały się pary czy jakieś większe grupki. Powietrzem trudno się oddychało, było ciężkie przez smog, który powstał na skutek połączenia się mgły ze spalinami. Z tego powodu tylko niewielka ilość promieni słonecznych przebija się przez tą okropną mieszaninę. Mimo wszystko nikt na ten fakt nie narzekał, bo taki stan rzeczy był dla mieszkańców tego miasta bardzo typowy – wieczna wilgoć, która często łączy się z zanieczyszczeniami powietrza.

– Nie wiem jak wy, ale mam straszną ochotę na coś do jedzenia – powiedziała niska dziewczyna.

– To, gdzie idziemy? Może do – urwała w środku zdania, gdyż niespodziewanie przez dwójkę koleżanek przebiegła jakaś osoba. – Ej! – krzyknęła bardzo zdenerwowana.

– Przepraszam! – rzuciła szybko postać w bluzie, nawet nie odwracając się do „ofiar" swojego biegu.

Tamte dwie zaczęły coś mruczeć pod nosem, ale nie to było największym zmartwieniem zakapturzonej dziewczyny, która pędziła niczym strzała wystrzelona z łuku Artemidy.

Miała tylko piętnaście minut, a czekało ją jeszcze jakieś półtora kilometra do przejścia. Wprawdzie nie biegła długo, bo raptem dwie minuty, ale już czuła niemoc w nogach i pieczenie w płucach. Słaba jakość powietrza nie specjalnie ułatwiała jej oddychanie, a tym bardziej uwolnienie się od nieznośnego bólu dróg oddechowych.

Czternaście minut. Kroki zakapturzonej, niskiej dziewczyny stawały się coraz wolniejsze, coraz krótsze. Chciała stanąć, złapać oddech, niestety nie mogła. Długa droga przed nią, a tak mało czasu. Jej wewnętrzny głos krzyczał coś, sama nie rozumiała co. Fizycznie czuła się bardzo słabo, jednakże dzielnie stawiała opór ogarniającemu ją zmęczeniu. Jej umysł walczył by zmusić nogi do szybszej pracy. W końcu od tego zależy czy będzie zmuszona przesiedzieć cały ten weekend w domu.

Trzynaście minut. Wdychane przez usta powietrze paliło jej krtań. Było zimno, co stwarzało dodatkową trudność. Czuła jak drobne kropelki potu osadzają się na przyozdobionej, od zbyt długiego przebywania na słońcu, pieprzykami twarzy. Nie mogła pozwolić sobie na zwolnienie. Od jej celu dzieliło ją tylko jedno przejście dla pieszych i około siedmiuset metrów prostej drogi. Obraz zamazywał jej się przed oczami. Przytarła twarz dłonią nie zatrzymując się.

Nie chciała zaprzepaścić takiej szansy tylko przez godziny zamknięcia urzędów. Zastanawiała się, kto wymyślił, że Urząd Wojewódzki jest czynny tylko do szesnastej. Cały dzień czuła ogromna presje – tylko teraz mogła odebrać paszport, który pozwoliłby jej na podróż, która tyle planowała, może niezbyt długą, bo jedynie trwającą dwa dni, ale jej pierwszą samodzielną.

Ktoś nazwałby ją nie rozsądną, gdyż uzależniła swój wyjazd od takiej „drobnostki". W końcu, jaka ogarniętą osoba wyrabia sobie paszport na ostatnią chwilę, a do tego odkłada jego odebranie? Raczej nikt, ale ona nie była nikim. Była kimś więcej, dziewczyną charakterystyczną na swój własny sposób. Wprawdzie w czasie biegu przeklinała swoje lenistwo i lekkomyślność, ale myślała, że urząd jest czynny dłużej. Niestety pomyliła się, choć dobrze, iż poprzedniego wieczoru przynajmniej sprawdziła, ile ma czasu.

Przejście dla pieszych. Jeszcze tylko trochę – pomyślała, co stało się dla niej równie ciężkie, jak wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa w tamtej chwili.

Pospiesznie sięgnęła do kieszeni swoich jeansów po telefon, aby sprawdzić, ile czasu jej zostało. Odwróciła wzrok od drogi i spojrzała na ekran. Ruch na ulicy była dosyć spory. Szum przejeżdżających samochodów zniknął tak jak wszystko inne dookoła. Szybko wbiegła na jezdnię, nie oglądając się za siebie.

Do jej uszu dobiegło trąbienie. Odwróciła głowę. Po mniej niż sekundzie leżała na ziemi. Włączony telefon ze stłuczony ekranem pokazywał godzinę piętnastą trzydzieści siedem. piętnastą trzydzieści siedem.

~*~

I mamy prolog – kolejne rozdziały w każdy wtorek i piątek.

Chciałabym przypomnieć, że dziś ok. 20:00 na moim kanale na YouTube (link w opisie profilu) odbędzie się live z okazji 111 obserwujących. Będzie mi szalenie miło jeśli przyjdziesz <3

fruziapo, 12.02.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro