Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41

Rozkaz, który otrzymałem był prosty. Nie było problemów i w krótkim czasie wróciłem z misji. Zdałem raport i byłem wolny aż do kolejnego wezwania. Przy każdym kroku mięśnie paliły mnie żywym okiem i byłem pewien, że gdyby nie marynarka wyglądałbym jak ofiara wypadku w zakrwawionej koszuli. Musiałem wrócić do siebie i nałożyć świeże opatrunki, ale czułem dziwny niepokój na samą myśl o powrocie. Zamarłem pod drzwiami budynku, w którym mieszkałem odkąd zostałem mężem i zrozumiałem, że czuję się tak przez Jennish. Coś we mnie nie chciało, by widziała mnie w takim stanie, a wcześniej mi to nie przeszkadzało. Była mi obojętna.

Skupiłem się na bólu i zapomniałem o wszystkich obawach. Skierowałem się do łazienki ignorując podejrzaną ciszę w budynku. Nie słyszałem jej, ale wiedziałem, że tu jest i ta wiedza sprawiła, że nie zacząłem jej szukać. W kilku krokach pokonałem schody prowadzące na piętro i ruszyłem do swojego pokoju, zabrałem swoje czyste ubrania i podążyłem do łazienki. Zamknąłem drzwi na zamek i rozebrałem się patrząc, jak wcześniejsza śnieżnobiała koszula była teraz szara z plamami zasychającej krwi. Zerwałem prowizoryczne opatrunki i wrzuciłem je do kosza. Wszedłem pod prysznic i oparłem płasko dłonie na kafelkach przed sobą pozwalając, by chłodna woda zmyła krew.

* * *

Odgłos upadającego i roztrzaskującego się szkła rozniósł się jak krzyk pośród ciszy, która mnie otaczała. Szybko ubrałem się i zszedłem na dół. Skierowałem się do salonu, skąd dobiegały ciche przekleństwa. Stanąłem w drzwiach i śledziłem ruchy Jennish chodzącej po dywanie przy kominku na czworakach. Na stoliku przy kanapie stała pusta butelka po mocnym alkoholu. Nie chciała się rozluźnić, lecz szybko i mocno upić. Udało się jej, bo po kilku chwilach porzuciła zbieranie odłamków szkła i położyła się na dywanie. Jej ruchy były niezgrabne, jakby nie miała sił poruszać rękami i nogami. Byłem pewien, że nie potrafiła wymówić nawet słowa.

- Dobrze się bawiłaś. - powiedziałem i ruszyłem wgłąb salonu. Podeszłem do stolika i zobaczyłem uważnie zakrętkę. Taśma, która ją otaczała wyglądała na świeżo zerwaną, czyli jeszcze kilka godzin temu była pełna. Zbliżyłem się do niej i spojrzałem na nią z góry Miała zamknięte oczy i płytki oddech, ale wiedziała, że tu jestem. Była blada i zaczynałem myśleć, że poznałem powód jej unikania mnie odkąd wróciliśmy.

Rozchyliła usta i z jej gardła wydobył się cichy i niezrozumiały bełkot. Z tej odległości czułem Spojrzałem za siebie. Jeśli stąd wyjdę sprzątaczki zajmą się szkłem, ale Jennish nie ruszą.

- Trochę godności. - powiedziałem pod nosem i zmieniłem zdanie. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem z salonu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro