4
Jeszcze nim wybiła ustalona godzina spotkania, zająłem swoje miejsce w jego biurze. Stałem obok jego fotelu, który bardziej przypominał tron niż zwykły mebel, mimo że byłem sam, nie licząc ochroniarza pilnującego drzwi. Punktualnie, gdy wybiła siódma rano, drzwi od biura pana R. otworzyły się, a w ich progu stanęła wspomniana osoba razem z małżonką, która rzadko pojawiała się w murach tego budynku. Na mój widok oczy kobiety zabłysły, wyrwała rękę z uścisku męża i ruszyła szybkim krokiem w moim kierunku. Starałem się nie skrzywić.
- Leiho, czemu nie odwiedzasz matki? - powiedziała, starając się objąć mnie w pasie. Nieudolnie. Byłem o wiele wyższy od Terrisy, mojej matki, której liczba naszych wspólnych spotkań zamykała się w liczbie mniejszej niż mój obecny wiek, a to wszystko mojej mojego ojca, tyrana, męża Terrisy i mojego nauczyciela znanego jako pan R.
- Miałem w planach odwiedzić cię w najbliższych dniach. - powiedziałem, czując na sobie wzrok pana R. pilnującego bym nie zrobił czegoś złego. W takich chwilach jak ta nie wiem jak się zachować, za mało praktyki.- Co cię tu sprowadza? - spytałem, oddalając się o krok w tył i ignorując to dziwne uczucie w piersi, gdy moja matka spuściła głowę na mój ruch.
- Nie wiesz? - pod wpływem moich słów natychmiast podniosła głowę i spojrzała na mnie badawczo, a następnie przeniosła wzrok na swojego męża. - Jak mogłeś mu nie powiedzieć? - powiedziała z wyrzutem.
- Uznałem, że nie było ważnego powodu, by wcześniej go o tym informować.- odparł spokojnie, biorąc jej rękę i prowadząc ją w kierunku kanapy, na której chwilę później się położyła nie spuszczając wściekłego wzroku z pana R. W ciągu zaledwie chwili straciła z twarzy wszystkie kolory.
- Naprawdę uważasz, że nie informowanie własnego syna, że się żeni to nie powód?- syknęła, ale z powodu braku sił nie potrafiła wstać, ale to nie przeszkodziło jej pokazać mężowi środkowego palca, na który adresat tego gestu zareagował jedynie drgnięciem kąciku ust.
Pierwszy raz w życiu poczułem coś na kształt strachu, które nie pozwalało mi normalnie oddychać i nie podobało mi się to. Poczułem również bardzo dobrze znane mi uczucie gniewu i nienawiści skierowanej w pana R. Trzymałem się tego uczucia i podsycałem go czerpiąc z niego siłę oraz upragnioną ciszę.
Pan R. spojrzał na mnie z odrazą, która pojawiała się za każdym razem, gdy zwracał na mnie uwagę. Mogłem jedynie wyobrażać sobie listę obelg, którą we milcząco rzuca.
- Twoja przyszła żona za chwilę tu wejdzie. - usiadł na swoim"tronie"- Zachowuj się - dodał, jakby karcił psa.
I chyba już wszystko jasne
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro