Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

Jego język wdarł się brutalnie w moje usta sprawiając, że z trudem potrafiłam oddychać. Jednak ten pocałunek skończył się tak nagle. W jednej sekundzie czułam nacisk jego ust, a w drugiej wydawało mi się, że to, co się stało było tylko pobożnym życzeniem. Przerwał ten pocałunek, jakby go coś zatrzymało, hamowało. 

- Naprawdę? - powiedziałam, gdy odsunął się. Przez chwilę zaskoczyło mnie pożądanie w jego oczach, które gasło niczym ogień bez dostępu powietrza. Gdy mrugnął nie było już śladu po uczuciach.

- Możesz tu zostać tak długo jak chcesz. Nie będę ci więcej przeszkadzał. - dodał nie wiedząc, jak wielkie spustoszenie w mojej głowie i sercu. Nawet ten piękny widok, który miałam przed sobą nie potrafiło tego naprawić.

- Naprawdę ? - powtórzyłam, gdy się odwrócił - Zostawisz mnie tak i znikniesz na kolejne dni nie zostawiając nawet krótkiej wiadomości?! Pieprz się ty! To małżeństwo i całe życie, które przy tobie jest żebractwem. - ignorowałam łzy, tak jak  on moje uczucia, który od dawna były widoczne. - Żebrzę o ochłapy twojej uwagi i pragnienia mnie. - tak jak ja ciebie. - Przychodzisz tu i bawisz się mną. Podobno nie masz uczuć, ale jak nazwać, a wiem, że  to sprawia ci radość, w przeciwnym wypadku byś tego nie robił.  

Nie odwrócił się, gdy mówiłam, więc tym prościej mi było też odwrócić się od niego. W tym momencie nie obchodziło mnie, że nie miałam butów. Pobiegłam przed siebie ile sił w nogach. Zaczęłam krzyczeć, gdy mnie dopadł i przerzucił sobie przez ramię. Biłam go po plecach, gdy szybkim krokiem wracał z powrotem do rezydencji.

- Natychmiast mnie wypuść! 

Powietrze uciekło mi z płuc, gdy uderzyłam plecami o piasek.  Nad sobą widziałam znudzoną sylwetkę Leiho. Plecy i nogi pulsowały mi od uderzenia, ale nie pozwoliłam, by widział mój ból. 

- Puściłem. - powiedział i kucnął przy mnie. Dotknął mojego rozgrzanego gniewem policzka i przez moment rysował na nim kółeczka. - Odkąd wyszliśmy z budynku nawet nie wiesz, jak wiele razy zastanawiałem się, czy zasługujesz na skalanie skóry aż popłynie krew, czy wzięcia cię aż padniesz.

- Jesteś chory. - syknęłam, starając się opóźnić dotarcie jego słów do swojej głowy i serca. 

- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Jestem zarazą o tysiącu odłamkach, a każdy z nich powoduje krzyk, słodki krzyk.


"Królową się nie rodzi, królową się staje. W bólach, cierpieniu, przy skowycie złamanej duszy, gdy jej ostatni kawałek ginie w mroku okrucieństwa rzeczywistości".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro