Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Jennish

Spróbowałam jeszcze raz zasnąć, ale każda próba kończyła się wspomnieniem jego intensywnego wzroku, a to sprawiało, że moja krew wrzała.

- Przestań. - mruknęłam pod nosem do siebie. — Po prostu przestań.

Chciałam w końcu zasnąć i zapomnieć, że o rozczarowaniach ostatnich dni. Wbiłam głowę głębiej w poduszkę, z powrotem zamknęłam oczy zmuszając się do spokojnego oddechu, dopóki nie zasnęłam.

***

Założyłam ramiona na piersi czując się nieswojo pod jego spojrzeniem. Musiałam odwrócić wzrok, by jeszcze bardziej nie pogłębiać napiętej atmosfery. Wrócił kilkanaście minut temu i od razu skierował się do piwnicy, gdzie czekałam na niego.

— Nie spałaś dobrze. - powiedział, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. — Na twoje szczęście, sytuacja uspokoiła się na tyle, że będziesz mogła wrócić do swojego pokoju. - dodał, niewiedząc co tak naprawdę mnie męczyło.

- Co się stało moim rodzicom? - złapałam go za ramię, gdy już się odwracał.

Westchnął i odczepił z siebie moje palce.

- Niedawno został zorganizowany na nich zamach. - każde słowo, które wypowiadał było starannie przemyślane, jakby nie chciał zdradzić nic więcej. - Są cali i zdrowi, a sytuacja na zewnątrz jest niepewna, dlatego chcę byś nie opuszczała tego budynku.

— A twoim zdaniem jest wytropienie tych ludzi odpowiedzialnych za zamach, tak?

- Tak, potrzebujesz czegoś?

- Chcę Ci podziękować. - odparłam i zbliżyłam się do niego. - Za to co robisz.

- Takie dostałem polecenia. - powiedział, a mięśnie  napięły się  pod jego koszulą.

- Mimo wszystko chcę Ci podziękować, wiem, że zrobisz, by chronić mnie i moją rodzinę.

Zbliżyłam się do niego, co wzbudziło u niego jeszcze większą czujność. Wyprostował się nieświadomie odsłaniając ranę w zagięciu łokcia, która nawet na moment nie przestała krwawić. Podniosłam mu rękaw. Zranienie wydawało się być dość głębokie i bardzo bolesne, ale wiedziałam, że Leiho nie okazałby tego w żaden sposób.

- Trzeba to przemyć i opatrzyć. - powiedziałam i zaczęłam go popychać w stronę parteru. Odsunął się pozbawiając mnie oparcia i tym samym równowagi, ale udało mu się złapać mnie drugą ręką.

-  Nie trzeba. - powiedział z naciskiem.

- Krwawisz.

— Jeśli pójdę z tobą to odpuścisz?

Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę.

— Rób co chcesz, nie obchodzi mnie to, już nie ! — rzuciłam  i szybkim krokiem udałam się do wyjścia. Już prawie postawiłam stopę na pierwszym stopniu schodów, gdy jego ręce oplatające mnie w pasie pociągnęły w tył. Przycisnął mnie do ściany i zablokował swoim ciałem.

— Przestań to robić. - syknął, przybliżając do mnie twarz. Jego usta delikatnie ocierały się o moje, budząc każdy nerw w moim ciele.

- Ale co? - spytałam cicho, nie zdziwiona jego zachowaniem.

Nie odpowiedział tylko zmiażdżył moje usta w pocałunku.







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro