Rozdział 5
- wszyscy już są? – spytał Lysander, wchodząc do małej Sali gimnastycznej, jaką dysponowaliśmy podczas ćwiczeń.
- Tak, niby tak, ale Kastiel poszedł po przedłużacze...
- o to świetnie – przerwałem perkusiście i ściskając w ręce kartkę papieru, pobiegłem go szukać. Miałem już napisaną piosenkę. Wczoraj siedziałem nad nią do późna w nocy i wyszła mi całkiem dobrze. Biegnąc przez korytarze szkolne, moja odwaga ulatywała coraz bardziej. W końcu go znalazłem. Siedział w którejś klasie. Jego śliczne oczy patrzyły w okno w zamyśleniu. Zaparło mi dech z zachwytu, uśmiech wypłynął na moje wargi mimowolnie i zapukałem do drzwi cicho. Kastiel poderwał się z miejsca na równe nogi i przybrał tę swoją minę buntownika. On był taki ciekawy, dla wszystkich zgryźliwy i wredny dla tych, których znał, stawał się potulny jak baranek. Nie mogłem powstrzymać krótkiego śmiechu, jaki wyrwał mi się, jak jego twarz przybrała tę drugą stronę. Miał takie łagodne spojrzenie.
- och, to ty... - powiedział, łapiąc za kable. – mam już wszystko, przepraszam, że musiałeś mnie szukać ja po prostu.
- zamyśliłeś się? – dokończyłem za niego i znowu parsknąłem. – Wiesz, ja też często tu przychodzę. Nawet bardzo, tu powstała większość piosenek, które gramy. – przybliżyłem się i usiadłem na ławce. – Możemy pogadać? – wbiłem palce w i tak zgniecioną już kartkę czekając na jego odpowiedź.
- Jasne, czemu nie? – odparł i usiadł naprzeciwko mnie. Serce mocniej zabiło gdy poczułem zapach jego wody kolońskiej. Przełknąłem ślinę „raz kozie śmierć Lysander"
- Napisałem piosenkę, wiesz?
- pokażżżżż – specjalnie przeciągnął ostatnią głoskę. Podniosłem trochę ręce z kartką, a on mi ją wyrwał jakby się bał, że jednak ją schowam. Pewnie bym tak zrobił. Moja odwaga została w łóżku i piła kawę razem z kotem.
„Zwariuję w tym tempie, tak bardzo cię pragnę
Moja ciekawość przesuwa się z czubka twej głowy do twych palców u stóp
Czy bogowie nie przychylą się do mojego życzenia tylko na jeden dzień?
Moje życzenie bycia przez dzień niewidzialny człowiekiem
Wszyscy faceci są tacy sami, jesteśmy tacy, gdy jesteśmy zakochani
Chcemy być niewidzialni tylko po to, żeby bardziej się zbliżyć"*
- Nic specjalnego. – Czerwonowłosy studiował chwile tekst, a potem nastąpiła ta chwila niezręcznej ciszy, której tak bardzo się obawiałem od samego początku.
- Ty zawsze piszesz o swoich emocjach prawda? – rozgryzł mnie, psia kość.
- znasz mnie, przecież chyba nie muszę odpowiadać. Jak ci się podoba? – poprawiłem dłuższą cześć włosów w kolorze czerni.
- Zawsze wszystko ubierasz w takie piękne słowa. Jak ty to robisz? – nachylił się bliżej mojej twarzy, odpowiadając pytaniem na pytanie.
- A jak ty ubierasz wszystko w dźwięki? – mogliśmy się tak bawić jeszcze trochę, ale czasu na osobności było mało. Oparł ręce na brzegach ławki, na której siedziałem ja. Serce zaczęło mi być szybciej.
- A co jak zrobię tak? – przesunął nosem po moim policzku, zadrżałem mimowolnie.
- Nie wiem.. – pisnąłem. Odrzucił kable i zakluczył drzwi.
***
Jedno jest pewne. Tego co się stało, nie zapomnę do końca życia. Gdy wróciliśmy do Sali prób, zastaliśmy tylko dwa obiady z karteczką z napisem „będziecie pewnie głodni kochasie hahaha". Szczerze, myślałem, że Kastiel się wkurzy i to mocno... Ale nie on wziął jeden i z uśmiechem usiadł w kącie Sali.
- Na co czekasz? Bierz sobie. – wzruszyłem ramionami i też sobie wziąłem. Lubiłem tę klasę prawie tak samo jak te poprzednią. Oprócz nich była jeszcze piwnica i dach.
- W przyszłym roku kończymy szkołę. Nie wyobrażam sobie tego, że nas już tu nie będzie. – wypaliłem. Czerwonowłosy spojrzał na mnie mocno zdziwiony.
- Spokojnie, przecież my nadal będziemy razem. Znajdziemy sobie nowe miejsca, bez paniki Lys. – odpowiedział. Może i tak, ale co z naszą paczką znajomych? Wszyscy się rozejdą, wyjdą za mąż. Naprawdę frustrujące. Znowu zapadła cisza a Kastiel nucił jakąś melodie w przerwach w jedzeniu.
- to jest nawet dobre. Będzie pasować do piosenki. Spisz to. – wydarłem z notesu kartkę i podałem mu wraz z ołówkiem.
- umm... okej. – zabrał się za pisanie nut, wystawiając przy tym język na górną wargę. Potem wziął gitarę i zaczęliśmy łączyć wszystko w całość. Wyszło świetnie. Skończyliśmy dość późno, pewnie nikogo już w szkole nie było.
***
Podczas gdy leżałem Kastielowi na kolanach i gadaliśmy w sumie o niczym, a on się bawił moimi włosami... please Lysander stop, pohamuj swą twórczą i nieograniczoną wyobraźnię. No właśnie. Podczas gdy my leżeliśmy, do pomieszczenia wpadła dwójka naszych kolegów. Fukuin i Jade.
- Chodźcie szybko! Biją się! – krzyknęła dziewczyna, wskazując na drzwi.
- Miałaś rację, ze tu byli. – stwierdził zielonowłosy.
- Kto, co jak? Beze mnie?! – Mój już chyba właściwie chłopak zerwał się z miejsca i uderzył jedna pięść o drugą.
- Nataniel i Dajan. – oboje wystrzeliliśmy oczy z orbit. Choć ja byłem mało zdziwiony, w ostatnim czasie blondynek był zdolny do czegoś takiego. – Bo ten no.... Dajan chciał coś zrobić Amber. – skończyła Fu-chan, zanim Kas wybiegł z sali. Będzie bagno. Jęknąłem w myślach, czołgając się za nimi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro