Rozdział 5
Szybko wstałam i ubrałam się w ciuchy, które naszykowałam wczoraj. Była to bordowa bluzka na ramiączkach ze średnim dekoltem, czarne krótkie szorty i opuszczonymi szelkami tego samego koloru i standardowo moje czarne trampki (uwielbiam te buty).
Znowu wyszłam z domu biorąc tylko jogurt. Najwyżej jak zgłodnieje to wezmę drugie śniadanie bliźniaków. Wzruszyłam ramionami. Oni zawsze mi tak robili, więc czemu ja nie mogę.
Kiedy weszłam do szkoły, skierowałam się w stronę mojej szafki, ale pech chciał, że znowu na kogoś wpadłam ( no weźcie! ile można, co?). Mój cudowny tyłeczek ponownie spotkała się z podłogą na korytarzu (chyba się z nią normalnie zaprzyjaźnię :)). Spojrzałam na mego oprawcę, który zmartwiony się nade mną nachylał. No bez jaj! To był szatyn o zielonych oczach. Ubrany był w czarną bluzkę, na którą zarzucił białą koszulę, spodnie moro i wysokie wojskowe buty. Na szyi zawieszone miał kilka nieśmiertelników.
- Kentin? - wyrwało mi się, kiedy wstawałam. - Co ty tu robisz? Przecież byłeś na obozie wojskowym. - spytałam, bo to właśnie tam go poznałam.
- Sky? - przyjrzał mi się z bliska. - To serio ty! - stwierdził, a ja wywróciłam oczami. - Mój ojciec stwierdził, że jestem już wystarczająco męski, żeby wrócić do liceum. - odpowiedział na moje pytanie. - A ciebie co sprowadza do naszej budy, co? Twoja mama nadal szuka inspiracji?
- Pudło! - uśmiechnęłam się do niego. - Przeprowadziłyśmy się tutaj na stałe, a od wczoraj się tutaj uczę.
Dowiedziałam się, że chłopak jest w klasie razem z Arminem i Natanielem. Pożegnałam się z nim, bo ja miałam pierwszą lekcję na parterze, a on na pierwszym piętrze.
Przed rozpoczęciem zajęć postanowiłam jeszcze pójść do łazienki. I do był mój błąd. Zastałam tam trzy dziewczyny. Blondynkę, szatynkę i azjatkę. Każda z nich miała tonę tapety na twarzy (dop. aut. fuj. fuj. ble. ohyda)
- A to kto? - spytała się blondi.
- A co cię to obchodzi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie i wyszłam.
Pierwsza lekcja. Fizyka. Nie było tak źle. Siedziałam razem z Alexym i cały czas chichotaliśmy pod nosem. Pan Albrechto, nauczyciel miał już nas chyba dość.
- Zabawnie było. - zwróciłam się do chłopaka, gdy wychodziliśmy z sali. Spojrzałam na plan. - Teraz angielski. Są trzy grupy międzyklasowe, nie? - chciałam się upewnić.
- No. Początkująca i dwie zaawansowane. W której jesteś? - zabrał mi plan. - Co? To niesprawiedliwe. - zrobił minę zbitego szczeniaczka. - Jesteś w grupie A, a ja w grupie B. - znowu te smutne oczka. Zaczęłam się śmiać i poczochrałam te jego niebieskie kudły (co było nie lada wyzwaniem, bo musiałam stanąć na palcach, żeby w ogóle do nich dosięgnąć).
- No już! Nie smutaj mi tu! Wytrzymasz jedną lekcję beze mnie! - wyszczerzyłam się do niego.
- Jakoś dam radę. - stwierdził po czym się szybko rozpromienił. - Przynajmniej będę mógł usiąść z Kentinkiem! - zapiszczał jak nastolatka.
- Biedny Kentin. - westchnęłam.
- Znasz go? - zdziwił się.
- Poznałam go, gdy podróżowałam z moją mamą. - wytłumaczyłam.
- Aha... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek.
Jako pierwsza weszłam do klasy i zaczęłam się przyglądać wchodzącym uczniom. Zauważyłam te trzy dziewczyny, które widziałam w łazience (blondyna usiadła sama, a jej dwie przyjaciółki razem), był też Nataniel, który usiadł z jakąś brunetką, ale wchodząc posłał mi uśmiech, była Kim, która usiadła z Vilottą, oraz dwóch chłopaków, których jeszcze nie poznałam.
Dwa miejsca były wolne. Obok mnie i obok blondi.
Nauczyciel rozpoczął wykład.
Lekcja trwała już od dobrych dziesięciu minut, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich czerwonowłosy chłopak.
- Znowu się spóźniłeś. - westchnął nauczyciel. - Zajmij wolne miejsce. - machnął ręką w kierunku klasy.
Chłopak rozejrzał się po sali. Jego wzrok spoczął na blondynce, która uśmiechała się do niego zalotnie, a jego twarz się skrzywiła. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się cwanie. Nie, nie i jeszcze raz nie! On tego nie zrobi, prawda? Prawda?!
Krzesło obok mnie zostało odsunięte i ktoś na nim usiadł.
I kolejny rozdzialik za nami? Może być?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro