Trzydzieści dziewięć📚
OKEY MOJE MISIAKI!
Po tak długiej przerwie chciałabym najpierw przeprosić i zapewnić, że nie powinna już taka nadejść.
Wreszcie wracam do tego, co uwielbiam robić, mimo wszelkich trudności, jakie mnie od tego powstrzymywały, więc mam nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj został 😅
A teraz, już bez przedłużania zapraszam was na nowy, krótki rozdział rozgrzewkowy po tym niemożliwie długim polsacie! ♥️
🦎🦎🦎
— Nie, nie dzisiaj — przymknął oczy sam nie wierząc w co mówi. Czekał na to tak długo, a jednak nie mógł. — Nie mógłbym znieść myśli, że zaraz po tym musiałabyś wyjść. Nie potrafiłbym cię tak po tym wypuścić i zostawić samą — westchnął głęboko, kładąc głowę na jej klatce piersiowej. Hiroi zamrugała powiekami, trzeźwiejąc automatycznie, chociaż niespełnione gorąco wciąż się w niej tliło. Uśmiechnęła się lekko i nabrała głębiej powietrza. Nie mogła uwierzyć, że trafiła na kogoś takiego, jak Hatake. Jego zachowanie i myśli przekraczały każde możliwe i tym samym najlepsze standardy jakich mogłoby się spodziewać po najcudowniejszym mężczyźnie na całym świecie.
— Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką w życiu spotkałam, Kakashi — mruknęła, czując jak łzy szczęścia zbierają się pod jej powiekami. Nie wyobrażała już sobie życia bez jasnowłosego i wiedziała, że musi zrobić wszystko, by każdy proponowany przez ojca dla niej mężczyzna nie skończył jako jej... Nawet nie potrafiła o tym myśleć. — Może już koniec tych filmów na dzisiaj? — zapytała bawiąc się jego włosami. Hatake był teraz jak jej kot.
— Koniec — mruknął, na co cicho zachichotała. — Wydaje mi się, że w tym związku wszystko jest do trzech razy sztuka — dodał jeszcze samemu cicho i krótko się śmiejąc. Podniósł się na przedramionach i spojrzał w jej pełne miłości oczy. Miłości do niego. To go napędzało do tego, by budzić się każdego dnia i coraz bardziej utwierdzało w jego pomyśle, który chciał zdradzić Asunie po skończeniu przez nią ostatniej klasy liceum. — Myślę, że jeśli spędzimy ten czas na leżeniu i opowiadaniu sobie tego, czego nie dopowiedzieliśmy podczas rozmów telefonicznych, będzie najlepszą i najprzyjemniejszą z możliwości jego zagospodarowania.
I tak rozmawiali aż do północy, cisza między nimi nastała dopiero, gdy za oknem niebo rozświetliło światło fantastycznie kolorowych fajerwerek. Mimo wszystko i tak najbardziej interesowało ich uczucie swoich warg splątanych w pocałunku. Najsłodszym, najbardziej utęsknionym ze wszystkich, jakie kiedykolwiek mieli okazję spełnić.
Niedługo później odezwał się telefon Hiroi, przez co z niechęcią, ale musiała wrócić razem z Hatake do miejsca, w którym się spotkali, a następnie sama wrócić do domu. Przed wejściem sprawdziła jeszcze, czy wygląda tak jak przed wyjściem i uśmiechnęła się lekko, gdy wszystko było na swoim miejscu. Przekroczyła próg domu, w kuchni dostrzegła palące się światło, więc tam się udała.
— O, jesteś już — uśmiechnęła się do niej kobieta. — Ojciec zaczynał już się martwić — westchnęła nalewając do trzech kieliszków szampana. Asuna zmarszczyła brwi z niezrozumieniem i usiadła na krześle obok matki.
— Masz minę, jakbyś się czymś struła —mruknął ojciec dziewczyny, na co pokiwała ze zmieszaniem głową na boki.
— Nie, niczym się nie strułam, po prostu... To pierwszy raz, gdy ze mną tak siadacie w ten dzień — wyjaśniła przyglądając się kieliszkom. Zastanawiała się, czy oby na pewno nie jest to jakiś podstęp. Jej myśli przez ostatnie dni były tak skupione na tym, że ojciec myśli tylko o kandydatach na jej męża, że nie mogła powstrzymać myśli, że właśnie o czymś zdecydował i to właśnie to chcą z nią świętować.
— Masz już dziewiętnaście lat, Hiroi — zaczął powoli, przez co czarnooka zacisnęła mocniej dłonie na ubraniu. — Jako, iż rok temu nie mieliśmy okazji świętować z tobą nowego roku, dziś jest pierwsza taka okazja. W końcu nie od wczoraj jesteś pełnoletnia, na pewno też już próbowałaś alkoholu, więc stwierdziliśmy, że szampan ci nie zaszkodzi — wyjaśnił i uśmiechnął się, czym wprowadził Asunę w szok. Od dawna nie widziała jego szczerego uśmiechu i nie słyszała tak zwykłych słów wypływających z jego ust. Momentalnie poczuła, jakby miała się zaraz rozpłakać ze szczęścia. Nigdy nie czuła się tak lekko w towarzystwie swoich rodziców. Uśmiechnęła się lekko w ich stronę. Wypili razem, pomodlili się za następny dobry rok, a następnie rozeszli do swoich pokoi po jeszcze kilkuminutowej rozmowie.
Gdy tylko usiadła na łóżku do jej uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości.
Kakashi:
Mój kopciuszek chyba zgubił swoją maskę. [załącznik]
Machinalnie dotknęła górnej części twarzy, gdzie powinna spoczywać maska na oczy z kocimi uszami. Uniosła wysoko kąciki w górę i westchnęła opadając plecami na łóżko.
Kakashi:
Zachowam ją i będę przekazywał z pokolenia na pokolenie jako skarb rodzinny.
Tym razem prawie zaśmiała się na cały dom. Musiała zakryć usta dłońmi, by nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Szarowłosy był niemożliwy. Z każdym dniem zakochiwała się w nim coraz mocniej i nawet głupoty dotyczące jej aranżowanego ślubu już jej tak nie męczyły. Najważniejszy był on i tylko on, a dopóki będą razem wszystko da się jakoś rozwiązać. Niezależnie od wielkości problemu, jakoś sobie z nim poradzą.
~~~
Nie mogła się już doczekać powrotu do jej domu. Siedząc z Saiem prawie cały dzień w aucie myślała, że oszaleje ze szczęścia. Ostatnie pięć dni spędzone w górach były dla niej prawdziwą katorgą, znosiła je nawet o wiele gorzej niż te, w których ktoś inny niż ich trójka znajdował się w ich domu. Przynajmniej miała się do kogo odezwać. A w przypadku, gdy była sama ze swoimi myślami prawie zaczęła chodzić po ścianach.
— Boże, nie wierć się tak. Masz owsiki czy co? — burknął szatyn, na co przekręciła oczami. — Zaraz specjalnie wjadę w słup, żeby nie musieć cię nigdy więcej odwozić.
— Oj, daj spokój. Masz po prostu niewygodne siedzenia, a mi wyjątkowo ciężko się w nich ułożyć — mruknęła na moment przestając szukać dogodnej dla siebie pozycji.
— Jakoś ostatnio ci nie przeszkadzały — tym razem to on przewrócił ślepiami. — Jeszcze pół godziny, wytrzymaj. Mnie czeka jeszcze powrót. No, chyba że tym razem pozwolisz mi zostać.
— Wykluczone. Mam już dość spędzania z tobą czasu po tych kilku godzinach. Nie wyobrażam sobie dodatkowo trzymać cię w domu — założyła rękę na rękę i z zadowoleniem stwierdziła, że w końcu zrobiło się jej wygodnie.
— Jesteś okrutna — mruknął z nijakim wyrazem twarzy, na co wzruszyła ramionami. Przez resztę drogi pozostał cicho, za co dziękowała mu w głębi serca, które biło nierównym rytmem z podekscytowania. W końcu znów będzie mogła zobaczyć Kakashiego. Te kilka godzin, które spędzili razem w sylwestra to było zdecydowanie za mało i była jeszcze bardziej stęskniona, niż wcześniej. Spojrzała się na kwiaty, które znowu przyszły w przeddzień jej wyjazdu i uśmiechnęła się. Bukiet był niemal taki sam, jak ostatni, znów z karteczką, którą skrzętnie kolejny raz ukryła przed mamą za etui od telefonu. Od razu zaplanowała sobie, że koniecznie musi kupić album do zdjęć, by wszystkie ważne chwilę przechowywać właśnie w nim.
— Wysiadaj — westchnął Sai. — Bierz swoje wszystkie rzeczy i następnym razem bądź milsza, zołzo — uśmiechnął się lekko, co odwzajemniła.
— Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie być dla ciebie tak miła, jak ty wielmożny kierowco — zaśmiała się cicho i krótko. — Do zobaczenia, mam nadzieję, że nie za szybko! —pomachała mu, gdy odjechał z piskiem opon i westchnęła patrząc się w wąską uliczkę między blokami, która prowadziła do jej klatki. — Nareszcie.
— Nie mógłbym tego ująć inaczej — usłyszała za sobą i gdyby się nie opamiętała, rzuciłaby się mu w ramiona. Hatake stał z zakupami w dwóch reklamówkach wielorazowego użytku. — Tym razem ja gotuje, a zaraz po tym zabieramy się do ciężkiej pracy — uśmiechnął się przymykając przy tym powieki.
Do zoba!🌱
Ps. Niesprawdzone 😜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro