Trzydzieści cztery📚
OKEY misie!
Trochę mi się dni pomieszały przez wakacje i myślałam, że wczoraj była niedziela, więc przez to moje małe roztargnienie rozdział wrzucam dzisiaj 😅
Miłego czytania!❤️
🦎🦎🦎
— Rozwiązujesz te zadania, które ci wysyłam? — zagadnął wyglądając przez okno na ogródek swojego ojca.
— Codziennie po kilka. Niektóre są trochę ciężkie, ale w końcu dochodzę do tego, jak szybko je rozwiązać — odparła machając nogami, leżąc na brzuchu. Była więcej niż najedzona po kolacji wigilijnej i miała wrażenie, że zaraz umrze.
— Wiesz, że jeśli masz problem, to możesz zadzwonić do mnie nawet w środku nocy, prawda? — uśmiechnął się półgębkiem i oparł głowę o dłoń, zgięty łokieć układając na drewnianym parapecie.
— Oczywiście. Jednak nie miałabym serca tego zrobić — zaśmiała się krótko i na moment szczęście z jej twarzy odpłynęło. Musiała w końcu mu powiedzieć, na co się zapowiada, a to nie było łatwe.
— Wyczuwam w twoim głosie lekkie poddenerwowanie, coś się dzieje? — mruknął prostując się jak struna, gdy po drugiej stronie słuchawki zalegała martwa cisza, którą przerwało ciężkie westchnięcie dziewczyny. — Co się dzieje, Hiroi?
— Ja... Mój tata zaprosił do nas swojego przyjaciela, który ma dwójkę synów — zamilkła próbując dobrać słowa, jednak w głowie szalała jej dudniąca pustka. — Chce mnie wydać za któregoś z nich, przynajmniej tak podejrzewam — mruknęła trochę ciszej i przewróciła się na plecy, kładąc wolną dłoń na brzuchu. — Co teraz będzie, Kakashi? — czuła jak pod powiekami zaczynają zbierać się jej łzy, jednak nie pozwoliła do ich spłynięcia.
Nic nie jest jeszcze wiadomo na pewno. Nie zachowuj się jak ciapa.
— Zadajesz głupie pytania — odrzekł spokojnym, wesołym tonem Hatake, jednak zmartwionym spojrzeniem przejechał po swoim pokoju. Przygryzł wargę w zamyśleniu, nie docierały do niego słowa, które wypowiedziała przed chwilą szatynka. Nie chciał uwierzyć, że tak łatwo może mu się wymsknąć z rąk. Dopiero co ją złapał i faktem było to, że nie chciał jej puszczać. — Już ci o tym mówiłem, nie mam zamiaru cię nikomu oddać — dodał i usiadł na łóżku. Sam nie wiedział, jak zamierza ją przy sobie utrzymać. A musiał coś wymyślić, szybciej niż się tego wcześniej spodziewał.
— Martwię się tym po prostu. Co jeśli mój ojciec będzie przeciwny naszemu związkowi? Nie łatwo jest go do czegoś przekonać, a zwłaszcza, gdy wchodzi mu się wtedy w plany — przejechała językiem po wardze i usłyszała, jak drzwi do jej pokoju otwierają się. Na moment jej serce zwolniło, a oddech stanął w miejscu. Dopiero, gdy zobaczyła białe, jak śnieg włosy odetchnęła z ulgą. Senju usiadł na jej krześle, które upodobał sobie do ich wieczornych rozmów i zaczął jej się przyglądać z zaciekawieniem.
— A ci synowie... — zaczął niepewnie Kakashi, na co Asuna zmarszczyła brwi. Nie wiedział, jak zabrać się do pytania, które chciał jej zadać.
— Wykrztuś to, Kakashi. Zaraz będę musiała kończyć — wtrąciła się, gdy ciemnooki zamilknął, jakby ktoś nagle pozszywał mu usta. Hiroi podniosła się do siadu tureckiego i uśmiechnęła się lekko do Tobiramy, wzrokiem prosząc by jeszcze chwilę poczekał.
— Ci synowie — zaczął znowu i przymknął powieki, opadając plecami na łóżko. — Podobają ci się? — zadał w końcu pytanie. Przez moment żadne z nich się nie odezwało, aż Hiroi zaśmiała się, mimo że próbowała to powstrzymać. — Nie wiem, co w tym takiego śmiesznego — burknął, chociaż sam się uśmiechnął. Za każdym razem, kiedy do jego uszu dochodził jej śmiech, nie potrafił mieć opanowanego wyrazu twarzy. Nie umiał oprzeć się pokusie uniesienia w górę chociaż jednego kącika ust.
— Jesteś zazdrosny? — zadała pytanie, gdy się już uspokoiła. Na jej poliki wstąpił rumieniec, a w brzuchu rozlało się przyjemne, mrowiące uczucie.
— Oczywiście, jak mógłbym nie być? — odpowiedział od razu, na co Asuna uniosła w górę brwi. — Jesteś piękna, mądra. Imponujesz mi pod każdym względem, więc owszem, jestem cholernie zazdrosny, bo nawet nie wiem, co się tam teraz dzieje. Równie dobrze mogą gadać ci nad głową jakieś teksty na podryw — zakończył i przekręcił oczami. Już miał przed oczami obraz, jak Hiroi śmieje się do któregoś z nich. Mimo że ufał jej w stu procentach, nie potrafił wymazać tego z umysłu.
— Nie musisz się martwić — odparła po chiwli zastanowienia. — Ufasz mi, prawda? Nawet gdyby któryś z nich przyniósł mi bukiet kwiatów czy najdroższą biżuterię, nie przyjęłabym tego, ponieważ te prezenty nie byłyby od ciebie. I tak dla twojej pewności, żaden z nich na szczęście nie sypie tanimi tekstami na podryw — parsknęła cicho. — Tak właściwie, to sami uważają aranżowane małżeństwa za głupotę, więc możesz być spokojny — dodała jeszcze, cały czas patrząc się Senju w oczy. Tobirama unosił jedna brew w górę i pokręcił na boki głową w lekkim rozbawieniu.
— Mimo tego, nie mogę znieść myśli, że nie jestem przy tobie i nie mogę pokazać, że jesteś już zajęta — westchnął przecierając oczy dłonią. — To frustrujące.
— Ja też nie wiem, kto się tam obok ciebie kręci, ale ufam ci. Wiem, że nie zrobiłbyś jakiegoś głupstwa.
— Nikt się koło mnie nie kręci — platynowłosy podniósł się szybko do siadu. — Chyba, że pies mojego taty — uśmiechnął się pod nosem, gdy znów usłyszał jej chichot. Mógłby go nagrać, by słuchać go jako kołysanki do snu.
— Ulżyło mi. Jutro znowu porozmawiamy, tylko nie wiem, czy uda się to tak, jak dziś — odetchnęła cicho, słysząc jak Kakashi wzdycha po drugiej stronie słuchawki.
— Jakkolwiek. Chcę mieć z tobą po prostu jakiś kontakt — odparł znów wstając na nogi i zaczynając kręcić się po pomieszczeniu. — Znasz już dokładny termin powrotu?
— Piąty. Zostanie nam ponad tydzień wolnego, więc będziemy mieli nareszcie trochę czasu dla siebie — oznajmiła bawiąc się palcami rąbkiem kołdry.
— Nie mogę się już doczekać. Śpij dobrze i nie próbuj rozwiązywać zadań do późna — stanął znowu przy oknie, otwierając je. Zimne powietrze otoczyło jego twarz, jak materiał, przez co się wzdrygnął.
— Nie będę, obiecuję — jej wzrok spadł na kolana, a jej dłoń uwolniła z objęć pognieciony materiał. — Ty też śpij dobrze. Kocham cię — mruknęła, a gdy dostała odpowiedź rozłączyła się, odkładając telefon za siebie.
— Więc, to był ten twój kochanek? — zagadnął Senju. Był pod wrażeniem, że Asuna nie krępowała się przy nim i kontynuowała rozmowę, która raczej powinna być czymś intymnym w jego przekonaniu.
— Tak — odparła ciężko unosząc w górę jeden kącik ust. Tobirama zmarszczył brwi i zastanawiał się nad czymś przez moment, po czym wstał ze swojego miejsca i pod zaintrygowanym spojrzeniem Asuny położył się obok niej na łóżku. — Wygodnie? — mruknęła, sama zaraz opadając na plecy obok niego.
— Na pewno lepiej niż na tamtym krześle. Ile ono ma już lat? — westchnął krzywiąc się na twarzy, co wywołało rozbawienie u szatynki.
— Nie wiem, ale jest już dość stare. Musimy z rodzicami umeblować to w końcu czymś nowym — wzięła kosmyk swoich włosów między kciuk i palec wskazujący, zaczynając się nim bawić.
— Tak myślałem, że dawno nie było tutaj urządzane. Nie mogłem uwierzyć, że ciągle podobałby ci się ten okrągły, różowy dywan w fioletowe kropki — przymknął na moment powieki i zaraz poczuł łokieć dziewczyny wbijający mu się w żebro. — Za co?
— Jeszcze się pytasz? Co masz do tego dywanu? — prychnęła z uśmiechem kręcącym jej się na ustach. Podniosła się opierając na jednym łokciu i wpatrując w jego twarz pokrytą grymasem.
— Jest... — zaciął się, szukając dobrego określenia. Wpatrywał się w jej czarne oczy iskrzące się w rozbawieniu. Bardzo przypominały mu te Uchihów, których nie trawił całym sercem, a jednak polubił patrzenie się w nie. Były ciepłe, pokazywały mu emocje, a jej twarz nie była jak u posągu. Podparł się na przedramionach zmniejszając odległość między nimi do kilku centymetrów. Tak, jej tęczówki wyrażały teraz zdezorientowanie, uwielbiał wszystkie te emocje, które się w nich kłębiły. Teraz powiedzenie oczy odzwierciedleniem duszy nabierało dla niego sensu. Chciał zobaczyć więcej, poczuł ciepło, które rozprzestrzeniało się po całym jego ciele. Było przyjemne, potrzebował czuć jego głębie jeszcze bardziej. Zjechał spojrzeniem na jej usta, które były lekko rozchylone i znów wrócił do jej oczu. Nie wiedział dlaczego się tak zachowuje. Mało czasu spędzał wśród dziewczyn, nie miał takiej potrzeby by wchodzić z nimi w bliższe relacje. Nie interesowały go te sprawy. — Przypominasz mi Uchihów — powiedział pierwsze, co przyszło mu na myśl. Cisza między nimi się wydłużała i zaczynało robić się niezręcznie, więc musiał wymyślić coś na szybko. Gdy dziewczyna parsknęła śmiechem i ułożyła się w poprzedniej pozycji ciepło zniknęło pozostawiając w nim uczucie pustki, na co skołowany także znów się położył.
— To śmieszne, że porównujesz mnie do ludzi z klanu, za którym sercecznie nie przepadam — westchnęła podkładając pod głowę przedramiona.
— Miałaś z nimi do czynienia? — obrócił głowę w jej stronę mając pełen obraz na profil szatynki.
— Niestety. Poznałam tylko jedną porządną osobę z tego klanu, z resztą mam same złe wspomnienia — skrzywiła się, marszcząc przy tym nos i łącząc ze sobą brwi. — Myślą, że mogą dostać wszystko czego chcą na pstryknięcie palcami. W dodatku dążą do osiągnięcia swojego celu nawet po trupach — dodała zirytowana.
— Widać, że mamy o nich to samo zdanie — mruknął cicho, skierował swoją uwagę na sufit.
— Jeśli kiedykolwiek natkniesz się na Madare z tego klanu, to przypomnij mu o jego limie. Zobaczysz, jaką zrobi minę — parsknęła, na co podniósł się do siadu, pochylając nad nią.
— Nabiłaś mu siniaka? — zapytał, by upewnić się, że dobrze zrozumiał jej wypowiedź i zamrugał kilka razy powiekami, jakby dopiero wybudził się z jakiegoś dziwacznego, pokręconego snu.
— Nie ja, mój nauczyciel — sprostowała i także usiadła. — Nie gadaj, że też znasz Madare — jej uśmiech poszerzył się, gdy jasnowłosy pokiwał głową na potwierdzenie.
— Jak to się stało, że twój nauczyciel nabił mu limo?
— O... — urwała myśląc nad odpowiednim skróceniem wersji wydarzeń, by nie była zbyt długa. — Madara napadł mnie na korytarzu podczas wesela jednego z Uchih no i mój wychowawca go ode mnie odciągnął siłą — wzruszyła ramionami, jakby to było dla niej normalne.
— W sensie, Madara zrobił ci jakąś krzywdę? — Senju zmarszczył brwi czując wzbierające się w nim złość i coraz większą odrazę do Uchihy.
— No, napadł — mruknęła i zaraz westchnęła głośno. — Zaczął gadać jakieś dziwne rzeczy, a później...
— No, co później? — widział jak twarz dziewczyny zmienia się w zakłopotaną i słyszał jak jej język zaczyna się plątać. Był ciekawy do czego zdolny mógł być Madara, z którym jego brat był na przyjacielskiej stopie.
Pobił ją czy co? Czemu siedzi jak na kiju i nie wie, co powiedzieć?
— No wykrztuś to w końcu, kobieto — przekręcił zirytowany ślepiami, jednak takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
— No wziął i mnie pocałował — burknęła niezadowolona, że musi mu o tym mówić. Jej poliki pokrył róż wstydu, a sama znów położyła się na plecach i zakryła dłońmi twarz. Tobiramę za to zatkało. Siedział z otwoarymi ustami czując, że wzbiera się w nim złość i... Zazdrość?
Co jest ze mną nie tak?
— Ojciec powiadomił mnie przed chwilą, że jutro wyjeżdżamy — zmienił nagle temat i jak poparzony wstał z łóżka podchodząc do drzwi. Hiroi spojrzała na niego spomiędzy palców. — Jak będziesz chciała, to możemy być w kontakcie. W końcu nie wiemy do końca, czego od nas chcą nasi rodzice — złapał za klamkę. — Możemy się informować nawzajem, czy nie planują czegoś więcej w najbliższym czasie — uniósł jeden kącik ust lekko w górę, za co zaraz zrugał się w myślach.
— Pewnie, podaj mi swój numer — mruknęła sięgając po komórkę i zaraz zapisując liczby, jakie podyktował jej czerwonooki. Zapisała go w kontaktach i wtedy drzwi się otworzyły. Jednak to nie Senju nacisnął na klamkę, a ojciec Hiroi, który zdezorientowanym spojrzeniem przelatywał to z córki, to na niego.
— Coś się stało, tato? — mruknęła, czując jak atmosfera w pomieszczeniu znacznie zgęstniała.
— Tak właściwie, chciałem z tobą omówić tylko kilka spraw i poinformować cię, żebyś spodziewała się na jutro kolejnych gości — oznajmił powoli, dziwnym wzrokiem obdarzając Tobiramę. — Ale widzę, że jesteś zajęta.
— Właśnie wychodziłem — powiedział jasnowłosy i zerknął na Hiroi, która uśmiechała się nerwowo. — Jesteśmy w kontakcie, dobranoc. Panu także — skłonił się lekko i opuścił pokój ciemnookiej z szybciej bijącym sercem.
Takami zamknął drzwi i stał przy nich moment zastanawiając się czy ma zostać na swoim miejscu, czy gdzieś usiąść. W końcu podszedł do łóżka Hiroi i usiadł na jego końcu, gładząc dłonią pościel.
— Więc, zbliżyliście się jakoś do siebie bardziej z Tobiramą? — zagadnął w końcu, na co nastolatka zamrugała kilkukrotnie powiekami. — Przedstawiam ci kandydatów, za których masz możliwość wyjść za mąż i chcę, żebyś sama któregoś wybrała. Dlatego właśnie się o to pytam — podniósł na nią spojrzenie, pod którym poczuła się mała, jak mysz.
— Czyli to dlatego tutaj są? — mruknęła do siebie, chociaż przecież i tak już to podejrzewała. Tata nigdy nie zapraszał gości na święta. Nawet nie, na żadne inne wypady, podczas których mieli okazję sami z mamą spędzić czas. Takami przytaknął jej ruchem głowy wyczekując odpowiedzi na pytanie, które jej wcześniej zadał. — My... Chyba myślę, że się do siebie zbliżyliśmy, jednak to raczej czysto koleżeńska relacja — oświadczyła po tym, jak głęboko nabrała powietrza.
— To wystarczy, chociaż i tak poznasz jeszcze jednego dziedzica z innej firmy, z którą współpracuje. Ważne żebyście się dogadywali, uczucie z biegiem czasu też się pojawi — zapewnił ją i wstał kierując się do drzwi. — Świetnie sobie radziłaś przez te dni, jestem z ciebie naprawdę dumny.
~°~
Hiroi nie miała wiele czasu dla siebie. Po tym jak Senju opuścili ich domek zimowy zdążyła tylko wziąć ciepły, długi prysznic i doprowadzić się po nim do porządku. Do kolacji zostało piętnaście minut i wtedy właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi, na który czarnowłosa się spięła. Poszła razem z mamą za tatą, który otworzył drzwi. Szatynkę wmurowało w ziemię, kolory odpłynęły z jej twarzy. Chciała jak najprędzej uciec z tamtego miejsca. W myślach wyklinała swojego ojca i jego pomysł, by wydać ją za mąż.
— Fugaku, co tak długo wam zajęło? — zapytał Takami z szerokim uśmiechem, poklepując się z mężczyzną po plecach.
— Były korki, to w końcu piątek — odetchnął głęboko odsuwając się od przyjaciela.
To się nie dzieje. To jest sen. Nie... To nie sen tylko jakiś koszmar, do diaska! Zaraz się obudzisz i będziesz obok Kakashiego. Uszczypnij się. To nie może dziać się naprawdę...
Do zoba!🌱
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro