Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dwadzieścia trzy📚

2/10❤️

🦎🦎🦎

Ziewnęła, zatykając usta dłonią i zamykając jedno oko. Siedziała na małej walizce, czekając na początku bloku, aż Kakashi podjedzie autem. Była podekscytowana całą jazdą, jednak już współczuła matematykowi. Dziesięć godzin za kółkiem to nie było nic przyjemnego. W głowie powtarzała sobie czynności, o których nie mogła przed wyjściem zapomnieć.

— Kot u sąsiadki, drzwi zamknięte na klucz, prąd wyłączony i woda zakręcona... — mruknęła pod nosem i usłyszała z lewej strony dźwięk samochodu. Przekrzywiła głowę lekko na bok i zwróciła wzrok w tamtym kierunku. Czarne auto powoli jechało w jej kierunku. Chcąc nie chcąc, spięła się, nie będąc pewna, czy to napewno Hatake. Jednak gdy tylko zobaczyła, jak drzwi kierowcy otwierają się, od razu w jej oczy rzuciły się jasne włosy sąsiada, a ona uspokoiła się. Mężczyzna pomimo zimna ubrany był w czarną bluzę na zamek i tego samego koloru dresy, nie miał na twarzy maski. Osiemnastolatka uśmiechnęła się i wstała ze swojego tymczasowego siedzenia, jeszcze raz ziewając. Jak na zawołanie Hatake powtórzył jej czyn zaraz po niej.

— Tylko tyle? — zapytał łapiąc walizkę za rączkę. Przejął też od niej sukienkę w pokrowcu i torbę. Przeszedł go dreszcz, gdy poczuł zimno biegnące po jego plecach. A żałował, że wsadził kamizelkę na samo dno walizki a nie założył jej na siebie.

— Pewnie. Spodziewałeś się czegoś więcej? Przecież jedziemy tylko na wesele — wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi pasażera, usiadła na siedzeniu, wytrzepała buty poza wnętrzem auta i zaraz zamknęła za sobą drzwi. Zdjęła z siebie kurtkę, czując, jak ciepło jest w pojeździe i odłożyła ją na tylnie siedzenia, zostając w ciepłej, białej bluzie. Zapięła pasy i detchnęła lekko, przymykając powieki. W samochodzie unosił się piękny, świeży zapach, który od razu ją oczarował. Chwilę póniej usłyszała otwieranie oraz zamykanie drzwi i zapinanie pasów obok niej. Poczuła, jak samochód ruszył i otworzyła oczy, zerkając na Kakashiego kątem oka. Był skoncentrowany, ale przy tym zrelaksowany. Tak jakby jeździł od urodzenia.

— Jak chcesz, możesz się przespać. Jest jeszcze wcześnie — zaproponował zwracając na nią spojrzenie. Asuna przez moment milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią, aż w końcu przytaknęła mu ruchem głowy.

— Jeśli nie będzie ci to przeszkadzało, to chętnie utnę sobie jeszcze krótką drzemkę — uśmiechnęła się półgębkiem, co czarnooki od razu odwzajemnił.

— Na tylnich siedzeniach masz poduszkę — skinął w tamtym kierunku głową. — Ułóż się jak chcesz — skręcił i wyjechał na główną drogę, która powoli nabierała życia. Hiroi sięgnęła do tyłu ręka, wykręcając się nieco i zaraz podkładała sobie pod głowę poduszkę, zsuwając się nieco z siedzenia. Zdjęła ze stóp wygodne trampki i podkulając nieco kolana, okręciła się na bok, przodem do szarowłosego. — Branoc — mruknął do niej, podnosząc lewy kącik ust lekko w górę i ściszając nieco radio, by jej nie przeszkadzało.

— Dziękuję — odparła i objęła się ramionami, czując jak przytulnie i wygodnie jej było w tej pozyzji. Minęło kilka minut, a Asuna spała już jak zabita. Hatake zerknął na nią, stojąc na światłach. Przygryzł policzek od wewnątrz. W lusterku dostrzegł jej złożoną kurtkę na siedzeniach z tyłu. Sięgnął po nią, pilnując świateł i okrył nią czarnowłosą do połowy. Nie mógł się na nią napatrzeć, ale w końcu musiał przestać. Światła się zmieniły i został zmuszony, by jechać dalej. Niemiłosiernie dłużył mu się czas, a myśląc jeszcze o pozostałych kilometrach i godzinach, miał ochotę wrócić się już do domu. Westchnął i podrapał się po czole.

— Że też wybrali sobie miejsce aż tak oddalone ode mnie — mruknął niezadowolony i wjechał na rondo. Zerknął na GPS i zjechał w drugi zjazd. Modlił się o to, by gdzieś po drodze nie trafili na korek. To jeszcze bardziej wydłużyłoby czas spędzony w aucie. Nie to, że nie podobało mu się, iż Asuna w nim była. Ona raczej powstrzymywała go przed zawrotem, po części, w końcu jechał tam też dla przyjaciół. Jednak gdy w głowie wyobrażał sobie ból pleców (i nie tylko) po całej przejechanej drodze, to mu się zwyczajnie odechciewało.

Przekręcił oczami na kierowcę, który wepchnął się przed niego na ulicę, skomentował to pod nosem i zwolnił nieco. Wsłuchiwał się w głos spikera, zapowiadającego pogodę na ten dzień i znów zerknął na dziewczynę, od razu karcąc się w myślach.

Jesteś na drodze, nie w domu, musisz uważać.

~°~

Hiroi obudziło wrażenie, że spada, przez co szybko otworzyła oczy, czując jak jej serce mocno bije. Hatake spojrzał na nią, unosząc jedną brew w górę i uśmiechając się pod nosem.

— Co jest?

— Nic, myślałam, że spadam — odmruknęła speszona i skierowała wzrok na drogę. — Ile spałam?

— Może ze trzy godziny. Nie ukrywam, że to były okropnie nudne godziny, bez rozmowy z tobą — zaznaczył, na co na jej polikach pojawiły się ledwo zauważalne rumieńce. W głowie dopisywała do tego zdania drugi sens, który Kakashi faktycznie chciał zamieścić w wypowiedzi. — Za chwilę robimy postój. Zjemy coś i rozprostujemy kości. Więc możesz już założyć kurtkę — oznajmił widząc niedaleko zajazd. Asuna obejrzała się do tyłu, by wziąć wspomniane przez Hatake odzienie, jednak ze zdziwieniem zauważyła, że go nie ma. Zmarszczyła brwi i już miała pytać jasnowłosego o kurtkę, gdy pod palcami wyczuła miękkie futro swojego kaptura. Przeniosła spojrzenie na swoje kolana, a jej oblicze oblał ceglany kolor. Widząc to, Kakashi uśmiechnął się półgębkiem.

Czy on...

Zrobiło jej się goręcej, jednak nie pytając o nic, po prostu założyła na siebie okrycie wierzchnie i zapięła się po samą szyję, ukrywając poliki za kołnierzem i znów odwracając wzrok w lewo. Czarnooki skręcił i zaraz zatrzymał się na parkingu. Wyłączył samochód i odpiął pasy, co zrobiła też osiemnastolatka, która jak proca opuściła wnętrze auta, mając nadzieję, że zimno dworu zmyje z jej twarzy rumieniec zawstydzenia i zmieszania. Hatake zaśmiał się cicho i także wyszedł z samochodu. Przeciągnął się, jak rasowy kot, zrobił kilka skrętów tułowia i usłyszał, jak bagażnik się otwiera.

— Przygotowałam nam kilka przekąsek — powiedziała szybko Asuna i wyjęła z materiałowej torby plastikowe opakowanie oraz dwie pary pałeczek.

— Na to liczyłem — zaśmiał się krótko i podszedł do dziewczyny, która znów poczuła uczucie piekącego ciepła na całym ciele. Opamiętała się jednak szybko i zamknęła bagażnik. Otworzyła pudełko i położyła je na pojeździe. Podała jedne pałeczki matematykowi, który z uznaniem wpatrywał się w Ebi Furai. Tak dawno nie jadł krewetek, że pomyślał iż Asuna czyta mu w myślach. Od kilku dni miał na nie ochotę, a nie mógł znaleźć czasu, by je zrobić. Spojrzał na dziewczynę, która wpatrywała się w niego przez dłuższy czas, oczekując jakiejś reakcji. Uniósł kąciki ust wyżej i ułożył pałeczki między palcami. — Smacznego.

— Dziękuję i wzajemnie — odparła momentalnie i w tym samym momencie sięgnęli po przekąskę. Szarowłosy oparł się bokiem o bagażnik i wziął gryza od razu rozkoszując się błogim smakiem jedzenia.

— Są takie, jak mojego taty. Jak to zrobiłaś? — zapytał i zjadł krewetkę do końca, biorąc między pałeczki następną. Hiroi dumna z siebie, uśmiechnęła się szeroko. — Mi nigdy nie udało się dojść do tego, by tak smakowały.

— Sekret. Kiedyś babcia pokazała mi, jak to się robi, więc stwierdziłam, że tego nie może zabraknąć. Cieszę się, że ci smakują.

— Muszę częściej przychodzić do ciebie, by coś przekąsić — zjadł kolejną, a szczęśliwa dziewczyna nie mogła powstrzymać chichotu.

— Drzwi stoją otworem, Kakashi — przymknęła powieki w uśmiechu, a czarnookiemu aż stanęło serce. Wzdłuż jego krzyża przebiegł przyjemny dreszcz, tym razem nie od zimna. — A, Kakashi... — przerwała, wpatrując się w Hatake, jedzącego kolejną porcję.

Chcę, by wypowiadała moje imię częściej...

Nie powinieneś założyć jakiejś kurtki? Możesz się łatwo przeziębić — zapytała ze zmartwieniem, a on pokręcił głową na boki, opuszczając swoje myśli.

— Uznałem to za zbędny przedmiot, więc jej nie wziąłem. Nie powiem, że teraz nie żałuję, ale mówi się trudno — wzruszył ramionami. Szatynka zmarszczyła brwi i wzięła w dłonie pudełko, podając je sąsiadowi.

— Potrzymaj przez chwilę — mruknęła i gestem dała mu znać, by odsunął się od samochodu, co zrobił. Otworzyła bagażnik i dłonią zanurkowała w torbie, z której wyjęła mały, ale puchaty, biały koc. Zamknęła znowu klapę, na której Kakashi znów położył jedzenie. — Proszę. Może niewiele to da, ale przynajmniej będziesz miał się czym okryć, żeby tak ci po plecach nie wiało.

— Wzięłaś ze sobą nawet koc?

— Na wszelki wypadek, gdyby było mi zimno podczas snu w nocy — założyła przeszkadzający kosmyk włosów za ucho.

Czy ona jest przygotowana na dosłownie wszystko?

Bez zbędnych słów, zarzucił sobie koc na plecy i od razu poczuł zapach perfum czarnookiej. Chciałby się nim zaciągnąć, by poczuć go lepiej, jednak wolał tego nie robić przy niej.

— Dziękuję, jest lepiej — uniósł jeden kącik ust w górę i pałeczkami sięgnął po ostatnią krewetkę. Nie spodziewał się jednak, że Asuna także to zrobi. Od razu wycofał swoją rękę, na co dziewczyna zmarszczyła brwi.

— Bierz — skinęła na nią głową. Kakashi spojrzał się na nią spod byka. Osiemnastolatka przekręciła oczyma i złapała za krewetkę. Chwilę się w nią wpatrywała, aż podstawiła ją przed twarz zdziwionego tym ruchem, Hatake.

— Co ty...

— No już, jedź. Będziesz prowadził jeszcze przez tyle godzin, więc potrzebujesz energii — poruszyła dłonią w lewo i prawo. Mężczyzna wciąż nie otwierał ust. — Nie zmuszaj mnie, do użycia siły — uśmiechnęła się zwycięsko, a przegrany czarnooki odczekał jeszcze moment i otworzył usta, nie odwracając wzroku od skupionych oczu ciemnowłosej. Złapał krewetkę między zęby, a trzecioklasistka cofnęła rękę z pałeczkami i wsadziła je do pudełka. Kakashi zrobił to samo, żując krewetkę. Ta była najlepsza z nich wszystkich.

— Jedziemy dalej, czy chcesz się jeszcze przejść, przed ponownym wejściem do samochodu? — zapytał ją, obracając w dłoni kluczykami, gdy ta chowała puste opakowanie spowrotem do torby i wyjmowała z niej coś. Nie zwrócił jednak na to szczególnej uwagi. Licealistka zamyśliła się i przejechała po nim wzrokiem zostawiając rzecz w bagażniku i zamykając go. Nie wyglądał, jakby było mu bardzo zimno.

— Chętnie, tylko żebyś nie był potem chory — wsadziła ręce do kieszeni, czekając na odpowiedź szarowłosego, który nic nie mówiąc, zablokował drzwi samochodu kluczykami i ruszył powoli w drogę, tak, by Asuna mogła go dogonić.

Spacerowali razem wąskim chodnikiem w ciszy, przyglądając się polom i nasłuchując dzięków jadących samochodów. Hatake nie przejmował się tym, że koc na jego plecach powiewał jak peleryna. Czuli się niezwykle dobrze w swoim towarzystwie, ale w myślach wciąż przewijał im się obraz ich niedoszłego, przerwanego pocałunku. Nie rozmawiali o tym, traktując to jako temat tabu. Asuna zerknęła kątem oczu na Kakashiego. Chciałaby go teraz złapać za dłoń, czy chociażby się do niego przytulić. Przeniosła wzrok spowrotem przed siebie, wracali już do samochodu, ponieważ Hatake zrobiło się zimniej. Serce jej pękało, gdy nie mogła zrobić żadnego bliższego gestu w jego stronę, ale z zadowolonym wyrazem twarzy usiadła na miejscu pasażera i zdjęła kurtkę rzucając ją za siebie, a następnie zapinając pasy. Kakashi przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyli w dalszą drogę w akompaniamencie radia grającego w tle.

— Hej, Kakashi... — zaczęła, kładąc sobie książkę na kolanach, którą przed wejściem do auta wyciągnęła z bagażnika.

— Hm?

— Wzięłam ze sobą Icha Icha, chciałbyś posłuchać? — zapytała otwierając dzieło na zaznaczonej wspólnie przez nich stronie. Dawno już razem nie czytali, a to była na to świetna okazja.

— Jeszcze się pytasz? — parsknął cicho wieżdżając na główny pas ruchu. — Czytaj, jednak tym razem chcę, żebyś wczuła się w tekst — przytaknął na swoje słowa ruchem głowy, a nastolatka po krótkiej przerwie zaczęła czytać.

Język niestety zdążył jej zdrętwieć, zanim dojechali do następnego przestanku.

— Jest gdzieś toaleta? — zapytała Asuna, czując, że pęcherz jej zaraz wybuchnie. Wystarczająco długo się wstrzymywała, a woda wypita podczas czytania Icha Icha wbiła tylko gwóźdź do trumny.

— W fast foodzie powinna być. Pójdę z tobą — odparł, gdy wyszli z auta. Od razu ruszyli w kierunku przeszklonego budynku. Kiedy weszli, od razu w oczy rzucił im się znak, w którą stronę iść, by trafić do łazienek. Rozdzielili się, a kilka minut później spotkali znowu przed restauracją.

— Od razu lepiej — westchnęła zadowolona dziewczyna. — Wiesz ile może zostało nam do tego hotelu?

— Może dwie godziny, albo trzy. W porównaniu do tego, co już przejechaliśmy wydaje się błahostką — mruknął i przeciągnął się, ziewając przy tym. Droga trwała o wiele dłużej, niż na początku zakładał.

— Jesteś już zmęczony, prawda? — zapytała, ruszając powoli w drogę do samochodu.

— Fakt, taka długa jazda daje w kość. Ale dam na spokojnie radę. Znając życie, gorzej będzie z powrotem — skwasił się nieco.

— Chcesz może napić się czegoś ciepłego? Kawa, herbata? — zagadnęła, zatrzymując się przy własności Hatake.

— Jeśli to nie problem, to kawa — odpowiedział, kucając. Kolana my pstryknęły, a on poczuł ulgę. Mógłby zostać w tej pozycji to końca dnia, jednak odkryty kawałek pleców, po których wiał wiatr, skutecznie odciągnął go od tych zamiarów. Wstał z kucek i od razu w dłoń został mu wręczony kubek z parującym napojem, o który prosił. Już nawet nie był zdziwiony tym, że wzięła ze sobą dwa termosy. Po Icha Icha nic już go nie zdziwi.

Przymknął oczy, czując przyjemne ciepło w dłoniach. Rozluźnił się nieco, jednak zaraz się spiął, czując uścisk na barkach. Od razu zerknął przez ramię i zobaczył uśmiechniętą Hiroi.

— Rozluźnij się — poleciła, a ten nie polemizując, zrobił to, o co go poprosiła. Wziął łyka kawy i gdyby nie to, że stał na dworzu i było mu zimno, mógłby przysiądź, że jest w domu. Nie spodziewał się, że Asuna aż tak poprawi mu nastrój w czasie tej podróży. Nawet nie wyklinał tak bardzo na nierozważnych kierowców, gdy jechał. Zamyślił się tak bardzo, że nawet nie zarejestrował momentu, w którym dziewczyna przestała masować jego barki oraz kark.

— Lepiej? — zapytała, ponownie stając na przeciw niego.

— Niewyobrażalnie — mruknął unosząc lekko kąciki ust w górę. — Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze mijała mi podróż autem.

— Cieszę się, że mogłam choć trochę pomóc — odparła i nalała sobie herbaty do kubka, opierając się o bagażnik. Zerknęła w lewo i od razu jej twarz rozweseliła się jeszcze bardziej. — Kakashi, patrz — pokazała palcem na las. — Sarna!

Hatake zwrócił spojrzenie w kierunku, który pokazywała dziewczyna. Faktycznie, z daleka można było zobaczyć sarnę, która skakała spowrotem między drzewa. Matematyk niepohamowanie uśmiechnął się półgębkiem i obrócił twarz w kierunku szatynki, która wciąż zafascynowana wpatrywała się w miejsce, gdzie znikało zwierzę. Kosmyki jej włosów powiewały na wietrze, łaskocząc ją w różowe poliki, kok nieco opadł i zrobił się niechlujny, a oczy delikatnie połyskiwały.

— Była piękna — skomentowała z westchnięciem.

— Prawda, piękna — szepnął pod nosem, nie mając wcale na myśli sarny. Wypił do końca kawę i zamachnął się kubeczkiem, strzepując z niego jej resztki.

— Chcesz jeszcze? — zapytała od razu czarnowłosa, ale pokiwał przecząco głową na boki.

— Dopijesz herbatę i ruszamy dalej. Jeśli nam się poszczęści, to dojedziemy na miejsce już bez żadnych postoi — oznajmił oddając kubek dziewczynie, która schowała go razem z termosem z powrotem do torby. Wypiła do końca napój, zrobiła to samo co nauczyciel i zaraz zamykała bagażnik.

Spojrzała na ulicę, gdzie przejeżdżało coraz więcej samochodów.

— Mam nadzieję, że nie trafimy na korek — przygryzła policzek od środka.

— Myślę o tym już od rana. Dziś jest niestety piątek, a ruch o tej porze jest znacznie większy niż zwykle. Raczej nie obejdzie się bez stania — westchnął i przetarł czoło dłonią.

— Może jednak nie będzie tak źle... — powiedziała jakby do siebie, wsiadając do wnętrza samochodu.

~°~

Byli już na półmetku i jak na złość, stali w korku. Hiroi mogłaby przysiądź, że ciągnął się kilometrami. Kakashi siedział z rękoma za głową, obserwując pojazdy przed nim. Zsunął się nieco z siedzenia, chciałby się teraz położyć, najlepiej na brzuchu. Ruszył powoli na przód i zaraz znowu się zatrzymał.

Czy jego przeczucia przeważnie zawsze muszą się sprawdzać?

Panowała między nimi cisza, którą postanowiła przerwać Asuna.

— Myślisz, że Sasuke się pojawi?

— Nie ma wyjścia, dostał zaproszenie, więc to jego obowiązek jako członka klanu Uchiha — czarnooki przeniósł na nią zmęczone spojrzenie. — Przejmujesz się tym, jak będzie wyglądało wasze spotkanie?

— Powiedzmy — mruknęła. — Nie widziałam go od tamtego feralnego momentu na schodach.

— Nie przejmuj się tym. On nie jest taki głupi, na jakiego wygląda i zrozumie wszystko, jak tylko mu przejdzie — oznajmił i znów ruszył na krótko do przodu. — Poza tym, będziesz tam ze mną i dopilnuje, byś dobrze się bawiła niczym się nie przejmując — uśmiechnął się do niej przymykając powieki, na co odpowiedziała tym samym, w podzięce. Zaraz jednak zmarszczyła brwi, jakby myśląc nad czymś.

— Wspominałeś coś wcześniej o twoim tacie, jaki on jest?

— Zacznijmy od tego, że jest weterynarzem i to on mnie zaraził pasją do psów — zamilkł zastanawiając się nad resztą wypowiedzi. — Z charakteru jest dość wymagający, uparty. Jak byłem mały to często graliśmy razem w wojnę karcianą — wzruszył ramieniem.

— A mama?

— Rozwiodła się z nim kilka miesięcy po tym, jak mnie urodziła — powiedział, a Hiroi przygryzła lekko wargę. — Z tego co wiem, wymyśliła, że ojciec ją zdradzał podczas ciąży i to było pretekstem do rozprawy sądowej.

— Widujecie się?

— Nie. Wyjechała za granicę i z tego, co wiem, ma tam nowego partnera. Wiedzie kompletnie inne życie.

— Współczuję — mruknęła cicho i odwróciła wzrok od znudzonej korkiem, twarzy szarowłosego.

— Nie ma czego. Nawet jej nie pamiętam, więc nawet nie potrafię być przez to smutny, czy też za nią tęsknić — wytłumaczył, a Asuna po momencie zastanowienia przyznała mu rację. W końcu nie można tęsknić za kimś, kogo się nigdy nie spotkało. Hatake kolejny raz ruszył, teraz już na dobre. Odetchnął z ulgą i złapał w dłonie kierownicę.

— W końcu — jęknęła Asuna, opierając głowę o szybę. — Myślałam, że będziemy tak stać w nieskończoność.

Chociaż nieskończoność z tobą, to byłby dar...

— Także miałem takie wrażenie. Z tego co widzę, za pół godziny powinniśmy być już na miejscu — uśmiechnął się skręcając w boczną uliczkę. Minął kilka bloków, a następnie domków jednorodzinnych, po czym wyjechał z miasta. Jadąc ulicą widzieli w oddali kolejne zabudowania i nie mogli doczekać się, by wziąć prysznic, położyć się na łóżku i odpocząć po podróży. Tak, oboje marzyli by po prostu już zamknąć oczy i odpłynąć.

Do zoba!🌱

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro