Kakashi Hatake x Reader
Przepraszam za wszelkie błędy. Poprawię je w najbliższym czasie.
Ps. Miejsce i czas akcji jest nieokreślony.
___________
Kierowałam się wolnym, leniwym wręcz krokiem w kierunku gabinetu lidera Akatsuki. Zwlekałam z tym, ile mogłam. Ostatnimi czasy miałam parszywy humor, a każdy kto się odzywał dostawał rykoszetem. Dlatego też chciałam uniknąć gniewu użytkownika Rinnegana, choć było to nieuniknione.
Znajdując się tuż przed drzwiami, odetchnęłam cicho, przybrałam odpowiednią maskę i zapukałam cicho, ale stanowczo. Po usłyszeniu pozwolenia, chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi z nieco za dużym rozmachem. Usłyszałam głuche tupnięcie, syk i przekleństwo. Wcale mi nie jest z tego powodu przykro, Jashinisto.
Weszłam powoli, nie chcąc za bardzo ryzykować i zamknęłam za sobą cicho drzwi. Rzuciłam Braciom Zombie szybkie spojrzenie, ale zaraz moje oczy wróciły do Paina. Skłoniłam się, czując na plecach palące wściekłością spojrzenie Hidana, więc postanowiłam pokazać mu mało kulturalny gest dłonią schowaną za plecami.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam z sztuczną pokorą, prostując się. Wytrzymałam ciężkie spojrzenie rudowłosego, który siedział za swoim ciężkim, hebanowym biurkiem.
Właściwie całe pomieszczenie było utrzymane w tych kolorach. Panował w nim półmrok - na biurku oraz ścianach umieszczone były świece. Nadawały one naprawdę przerażający klimat. W pokoju nie było okien, więc za liderem znajdowały się regały, których półki uginały się pod ciężarem ksiąg, dokumentów oraz pergaminów i zwojów. Po prawej stronie stała mała sofa, a przed nią swego rodzaju stolik do kawy. Nie raz przy nim siedziała Konan i uzupełniała raporty. Podziwiałam ją, że nie zepsuła sobie wzroku od pracy w takich ciemnościach.
Usłyszałam obok siebie kpiące prychnięcie oraz zirytowany pomruk. Spojrzałam kątem oka na towarzyszy niedoli, dostrzegając drwiący uśmieszek Hidana i drgającego ze zniecierpliwienia Kakuzu. Chyba nie dostał wystarczającej ilości pieniędzy, stary sknera.
- Czas to pieniądz, a one są nam potrzebne. Rozumiesz to ze swoim małym mózgiem czy trzeba to jeszcze bardziej uprościć, [Imię]? - zapytał łowca głów zjadliwie, zakładając ramiona na klatkę piersiową.
Spojrzałam na niego spokojnie, ale czułam drgającą brew. Zaraz nie wytrzymam i przysięgam, że go zabije. Tego starego..
Moje myśli przerwało chrząknięcie Paina. Zacisnęłam pięści, licząc w myślach do dziesięciu i próbując się uspokoić.
- Jeśli którykolwiek z was ucierpi z powodu partnera, nauczkę dostanie cała trójka. - chłodny głos lidera poniósł się po pomieszczeniu, a ja poczułam jakby temperatura spadła o kilka stopni. - Dostaliśmy informację od naszego szpiega w Konosze, że Hokage próbuje ratować sytuacje i przygotowywują nową broń przeciwko nam. Macie to sprawdzić. Wyruszyć macie jeszcze dzisiaj. Możecie odejść. - machnął dłonią, jakby odganiał muchę i wrócił do dokumentów.
Skłoniłam się niemal równo z Kakuzu i po chwili odwróciłam na pięcie, by jak najszybciej wymaszerować z gabinetu. Zatrzymałam się jeszcze na chwilę przed nim, żeby poinformować mężczyzn o jakiej godzinie spotykamy się pod kryjówką.
Będąc w drodze do pokoju, pozwoliłam sobie na chwilę melancholii. Dawno nie zagłębiałam się w wspomnienia, bo sądziłam, że nie mam już tych dobrych. Aczkolwiek po chwili miłe obrazy zaczęły napływać.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu mogłam powiedzieć, że to Konoha to prawdziwy raj na ziemi. Bezpieczna ostoja, która przetrwa wszystko i nie pozwoli na krzywdę swoich mieszkańców. Jak naiwna byłam, do teraz nie mogę uwierzyć.
Los postanowił spłatać mi figla i zmusił, jak kilka lat wcześniej Uchiha Itachiego, do zabicia własnej rodziny i bliskich. Wszyscy oni okazali się być "zdrajcami". Ujawniono ich rzekome związki z Akatsuki. Konoha rzuciła mnie dosłownie na głęboką wodę, która okazała się być morzem krwi. Byli na tyle bezczelni i kazali wybić ród w biały dzień. Wolałam sama to zrobić niż gdyby obcy ludzie lub co gorsza psy Danzou miałyby wtargnąć na nasz teren klanu.
Po wszystkim zostałam wyklęta, przeklęta i skreślona jako mieszkanka Wioski Liścia, która utwierdziła w przekonaniu mieszkańców, że oto przybył naśladowca mordercy klanu Uchiha. Żałosna starszyzna. Bali się kolejnej potęgi, więc postanowili użyć niewinnej osoby, by umyć ręce. Przeszkadzał nam ich klan, bo zawsze mieliśmy własne zdanie i nie podążaliśmy ślepo za ich rozkazami.
Najbardziej jednak było mi żal przyjaciół, których musiałam zostawić. Brakowało mi jednak najbardziej pewnego, zawsze spóźnionego jounina, który nie wiadomo kiedy znalazł drogę do mojego serca. Kilka dni przed wykonaniem "zadania", zabrałam w sobie całą odwagę i wyznałam Kakashiemu wszystkie tłumione uczucia. Wylewałam z siebie słowa jak wodospad, a najwyraźniej mający dość tego słowotoku Kopiujący Ninja, zsunął szybko maskę i skradł mój pierwszy pocałunek.
Była to jednocześnie najpiękniejsza i najgorsza chwila w moim życiu. Mogłam wyrzucić z siebie wszystkie emocje, ale jednocześnie miałam świadomość, że jest to relacja krótka i nie mająca prawa bytu.
I tak kilka dni później, zostawiłam Kakashiego Hatake ze złamanym sercem, mimo że moje wcale nie było w lepszym stanie.
Gdy w końcu dotarłam do pokoju, sprawdziłam czy na pewno mam wszystko spakowane w plecaku. Uzupełniłam zapas shurikenów oraz kunai, a do pochwy na plecach wsunęłam powoli katanę, która była jedyną rzeczą pozostałą mi po klanie.
Odrzucając wszelkie niepotrzebne myśli, skierowałam swe kroki ku wyjściu bazy.
***
- Cholera jasna..!
Tylko na tyle byłam w stanie się zdobyć, gdy o mały włos uniknęłam dymu Asumy. Warknęłam pod nosem, wyciągając szybkim ruchem kunai i przystąpiłam do walki wręcz z tym cholerny brodaczem.
Znajdowaliśmy się w naprawdę kiepskiej sytuacji. Mimo przygotowania na ewentualną zasadzkę, zostaliśmy rozproszeni przez pierdolenie i marudzenie Hidana. Zostaliśmy złapani w pułapkę, jak z dzieci z cholernej Akademii.
Przeciwko naszej trójce, Szanowna Hokage postanowiła wysłać chyba swój najlepszy, prywatny oddział.
Sarutobi Asuma, Shikamaru Nara, Uzumaki Naruto, Haruno Sakura i jako wisienka na torcie - Hatake Kakashi.
Tsunade miała tupet, żeby wysłać akurat jego. Po prostu musiała wykorzystać moją słabość. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby on sam jej o tym powiedział. W ramach takiej małej zemsty, za to co zrobiłam.
Nie miałam jednak ani chwili dłużej na myślenie, bo młody Nara postanowił wykorzystać rozwój umiejętności i przyszpilić całą naszą trójkę. Udało nam się jednak w porę wyskoczyć w górę i uniknąć uwięzienia.
Odetchnęłam głęboko, próbując jakkolwiek zebrać myśli. Jeśli się nie wycofamy lub nie pośpieszymy ze zlikwidowaniem, to może być kiepsko.
Może i jesteśmy cholernymi nukkeninami, z dużymi umiejętnościami, ale nie użyjemy przecież całego swojego arsenału przeciwko tym szczeniakom.
Dlatego postanowiłam za towarzyszącą mi dwójkę, że spróbuje odwrócić uwagę przeciwników, by oni sami mogli się bezpiecznie wycofać. Mnie już nie zależy na czymkolwiek. Chciałam jednak zginąć z ręki konkretnej osoby.
Odsunęłam się na bezpieczną odległość i rzuciłam wszystkie bomby dymne, które mi zostały. Zmrużyłam oczy, wycofując się nieco i łapiąc za ramię Kakuzu, zbliżyłam usta do jego ucha. Musiała to być szybka i zwięzła wiadomość, więc wytężyłam umysł.
- Odwrócę ich uwagę, uciekajcie. Natychmiast!
Ledwo skończyłam zdanie, a łowca głów już kierował się w stronę Hidana w rozrzedzonym już dymie. Rzuciłam im ostatnie spojrzenie, po raz ostatni biorąc głęboki wdech. Żegnajcie, towarzysze niedoli.
Postanowiłam, że się poddam. Mimo umiejętności, nie dam rady całej piątce, a tym bardziej Kopiującemu. Czekałam aż cały dym opadnie, stojąc z pozoru spokojnie w miejscu. Widziałam malujące się zaskoczenie na twarzy szczeniaków. Oczywiście Asuma i Kakashi spodziewali się takich obrotu spraw, ale nadal było przygotowani do walki.
Westchnęłam nieco znużona i zaczęłam ściągać z siebie wszelką broń i kabury. Próbowałam nie zwracać uwagi na delikatnie drżące dłonie. Sądziłam, że nie boję się śmierci, a tu proszę. Miałam jednak nadzieję, że nie zacznę ich błagać o litość.
- Poddaje się. - mruknęłam, rzucając ostatnią broń jaka mi została - katanę. Opuściłam luźno ręce wzdłuż ciała, patrząc na nich. - Możecie mnie zabić już teraz, chyba że dajecie mi magiczne, ostatnie życzenie dla biednej, bezbronnej [Imię].
Uśmiechnęłam niby beztrosko i zabujałam na piętach. Tak bardzo nie chciałam grać. Tak bardzo chciałam pokazać emocje, jakie znów mną targały. Niepewność, strach, żal i tęsknota. Tęsknota za nim, za starymi czasami, kiedy nie musiałam się martwić niczym poza tym jakiego koloru sukienkę dziś ubiorę.
Widziałam jak Kakashi zaciska pięści, a następnie mówi coś cicho do towarzyszy. Zmrużyłam oczy, gdy reszta po prostu odwróciła się i odeszła w stronę krzaków.
- Postanowiłeś sam zemścić się za to, co zrobiłam? - spytałam cicho, opuszczając ramiona i jakby kuląc się w sobie.
Białowłosy westchnął jedynie, przeczesał włosy, a drugą dłonią zsunął powoli maskę. Spojrzałam na niego nieck zszokowana, nie spodziewając się tego. Myślałam, że jedyne co dostanę to gorzkie słowa i potem długa śmierć. Zamiast tego, dostałam jednak mocny uścisk, a zaraz po nim poczułam na swoich ustach wargi Kakashiego.
Jęknęłam cicho, zaskoczona, ale zaraz objęłam go mocno za szyję i oddałam pocałunek. Włożyłam w niego całą miłość, tęsknotę, czułość i namiętność skrywaną przez tyle czasu. Jednocześnie nie powstrzymywałam już łez, które zaraz zaczęły swobodnie spływać po policzkach.
Nie wiem ile trwały nasze pocałunki, przerywane jedynie krótkimi przerwami na oddech i mój szloch.
Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, ja nie potrafiłam złapać oddechu i dławiłam się własnymi łzami, a jounin oddychał nieco szybciej niż normalnie i sam miał łzy w oczach. Poza nimi widziałam tam też ocean uczuć, bardzo sprzecznych ze sobą.
- Wiesz, że muszę to zrobić.. - wychrypiał, wycofując się. Pokręciłam jedynie głową, nadal nie mogąc złapać choć namiastki oddechu.
Stałam więc przed nim, brzmiąc jak dławiąca się foka, a on cierpliwie czekał i zaciskał jedynie pięści. Minęło kilka minut, kiedy tak staliśmy, a ja w końcu się uspokoiłam.
- Tak bardzo Cię kocham.. - wycharczałam jedynie, łapiąc głęboki oddech. - Znajdź szczęście z kimś innym, Kakashi Hatake.
Ostatnie co pamiętam, to mocny błysk, charakterystyczny 'śpiew' chidori i słowa.
Słowa, które chciałam usłyszeć, mimo że urywane cichym szlochem.
- Kocham cię, [Imię].. I przepraszam, że nie byłem w stanie ci pomóc..
_________
Smutne zakończenie ;-; Shot jest dla pacia03. Mam nadzieję, że się podobało ;3 Wiem, że talentu do pisania nie mam, ale no cóż .... Do następnego *macha rączkom*
Branoc ♡
Ilość słów bez dopiski: 1019. Chyba dobry wynik jak na początek, nie ? xd
EDIT. Poprawione znacznie, wiele jest dodanych rzeczy, nieco zmienioną fabuła itd.
Ale jestem cholernie zadowolona, bo jest O NIEBO lepsze od poprzedniego.
I wyszło ponad pięćset słów więcej, także no.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro