Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 1

W pomieszczeniu po raz kolejny rozległ się świst strzały, która chwilę później trafiła niemalże w środek tarczy. Jasnowłosa kobieta uśmiechnęła się dumnie, wyciągając kolejną strzałę. Zanim jednak zdążyła ją bwystrzelić, drzwi do pomieszczenia otworzyły się ponownie. Odruchowo spojrzała w tamtą stronę, dostrzegając wysokiego mężczyznę z krótko ściętymi ciemnymi blond włosami oraz niebieskimi tęczówkami. Żadne z nich jednak się nie odezwało. Kobieta odwróciła się ponownie do swojej tarczy, mężczyzna podszedł do drugiej, tuż obok.

- Jak ci na imię?

Blondynka spojrzała w swoje prawo. Mężczyzna nawet na nią nie patrzył, w skupieniu celował w tarczę, w której zaraz utkwiła jego strzała.

- Po co ci to wiedzieć? - spytała, podchodząc do niego kawałek. Była ciekawa, dlaczego obcy jej facet zawracał jej w głowie. Kojarzyła go, to fakt, ale dlaczego pytał o jej imię?

- Miło by było znać imię osoby, która również potrafi strzelać z łuku. - odparł niebieskooki, wzruszając ramionami. Spojrzał na kobietę z uśmiechem i, ku jej zaskoczeniu, wyciągnął dłoń w jej stronę. - Clint Barton jestem.

- Lara Hawk. - przedstawiła się jasnowłosa, ściskając jego dłoń. Clint uśmiechnął się szeroko, słysząc jej nazwisko, które mówiło samo za siebie. - Dobra, wracaj do strzelania. Ja tam i tak nie mam nic lepszego do roboty. - dodała prędko, wracając na swoje stanowisko.

Przez kolejne pół godziny oboje strzelali do celu, nie zwracając na siebie większej uwagi. Każdemu z nich szło naprawdę dobrze, mieli sokole oko i temu nie dało się w żadnym stopniu zaprzeczyć.

Ciszę w końcu przerwał Clint. W głowie pojawił mu się plan i miał nadzieję, że jego towarzyszka na to przystanie.

- Słuchaj, co powiesz na mały pojedynek? - odezwał się, odwracając w jej stronę. Lara opuściła swój łuk i strzałę, którą trzymała, po czym zerknęła na mężczyznę. - Taki łuczniczy. Nieźle strzelasz, chcę zobaczyć, czy będziesz ode mnie lepsza.

Lara zaśmiała się cicho, bo choć pomysł nie był zły, ona zdawała sobie sprawę, że mężczyzna chciał ją sprawdzić. Nie była głupia, wiedziała swoje.

- Taki test, czy jestem lepsza, czy gorsza? - spytała, mimo że nie oczekiwała odpowiedzi. Zaraz odłożyła swoje rzeczy na ziemi i skrzyżowała ręce na piersi. - Powiedzmy, że się zgadzam. Ale co będę z tego mieć?

- Satysfakcję, że wygrałaś z najlepszym strzelcem w Nowym Jorku. - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Kobieta pokręciła głową sama do siebie. Jego argument nie był zły, ale czy tak bardzo jej na tym zależało?

- Okey, zgoda. Zróbmy ten pojedynek.

Clint uśmiechnął się szeroko, przyglądając się jej ciemnym oczom, które zaświeciły niebezpiecznie. Wtedy wiedział, że stała przed nim niezła zawodniczka.

~*~

Mężczyzna chwycił cięciwę i naciągnął ją odpowiednio. Jego palec wskazujący dotknął delikatnie jego brody, a sama cięciwa jego ust i nosa. Skupił się na tarczy. A potem... Rozluźnił palce i puścił strzałę, która trafiła w sam środek tarczy. I tym samym rozwaliła strzałę Lary na pół.

Kobieta otworzyła nieco usta ze zdziwienia. Widziała już niejednokrotnie takie rzeczy, ale to zawsze ona tak robiła i nie przywykła, żeby to ktoś inni zniszczył jej strzałę.

- To chyba koniec, nie? Wygrałem. - powiedział dumnie Clint, uśmiechając się szeroko. Lara jednak nie podzielała jego entuzjazmu.

- Zgoda, wybrałeś. Wielkie brawa. - odpowiedziała kobieta bez emocji, klaszcząc w dłonie. Była zła sama na siebie, że nie postarała się bardziej, że nie wygrała. Mimo wszystko gratulowała Clintowi, bo w końcu wygrał uczciwie. - Ale nie daruję ci za tą strzałę, Barton. - dodała, podchodząc do tarczy, by wyciągnąć ów strzałę.

- Kupię ci nowe w ramach rekompensaty.

Kobieta uniosła brew do góry, spoglądając na niego. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała, a jednak zrobiło jej się miło, że to powiedział. Nikt nigdy nie raczył kupić jej nowych strzał, czy chociażby ochraniaczy.

Prócz jej siostry, która kiedyś to zrobiła.

- Serio? - spytała zdziwiona. Po chwili jednak zrozumiała, jak to mogło brzmieć, więc odchrząknęła szybko. - Znaczy, dziękuję. To miłe z twojej strony. - dodała natychmiast, uśmiechając się niewinnie.

- Nie ma sprawy. - odparł Clint, machając lekceważąco ręką. - Gdyby ktoś mnie zniszczył strzały, sam byłbym wkurzony.

Zaśmiali się cicho z jego słów. Jasnowłosa nie mogła ukryć, że nawet go polubiła przez ten czas. Też uwielbiał strzelać z łuku i szło mu to dobrze, w końcu też wygrał z nią, a nikt inny jak dotąd tego nie zrobił i była pod wrażeniem.

- Dobra, Barton, jesteś niezły, to muszę przyznać.

- Ale? - zapytał niebieskooki, unosząc brew do góry. Wiedział, że było jakieś ale. Ono zawsze było. Na dodatek powiedziała to takim tonem...

- Ale to nie zmienia faktu, że jestem szybsza niż strzała.

W pomieszczeniu znów rozniósł się śmiech, tym razem jednak samego Clinta. Gdy mężczyzna skapnął się, że tylko on się miał, spoważniał nagle.

- Żartujesz, prawda? - spytał dla upewnienia, aczkolwiek ona tego nie potwierdziła. Patrzyła na niego, prawie że nie mrugając, co go nieco peszyło. - Nie żartujesz.

- Nie. Mówię prawdę, czy tego chcesz, czy nie. - powiedziała poważnie, po czym chwyciła swój łuk i kołczan ze strzałami w dłonie. - Fury powinien dać ci mój numer, poinformuję go o tym.

Lara skierowała się ku drzwiom, zostawiając go skołowanego i zdezorientowanego. Zanim jednak wyszła na dobre, odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła delikatnie.

- Powinieneś się cieszyć, Barton. W końcu wygrałeś.

Po tym zniknęła za drzwiami, a on stał tam jeszcze przez długi czas, analizując, co się wydarzyło.

~*~

Jakiś czas później do niewielkiego mieszkania Lary zapukał listonosz. Kobieta, która wtedy przyrządzała sobie śniadanie, spojrzała na drzwi ze zmarszczonym czołem. Zaraz jednak udała się do przedpokoju, by otworzyć, gdyż pukanie ponownie rozniosło się po wnętrzu mieszkania.

- Paczka dla pani. - powiedział starszy mężczyzna, podając jej podłużne pudło z czymś w środku. Kobieta zmarszczyła brwi, bo nie przypominała sobie, żeby coś zamawiała.

- A można wiedzieć, od kogo ta paczka? - spytała uprzejmie, podpisując się na kartce, którą mężczyzna miał ze sobą, że otrzymała paczkę. - Nie przypominam sobie, żebym miała coś dostać.

- Niestety nie mam takich informacji. Nie było napisane.

- No dobrze. - westchnęła, patrząc na karton z nieznaną jej zawartością. - Dziękuję panu bardzo. Do widzenia.

Listonosz pożegnał się z nią i odszedł, a ona prędko zamknęła za nim drzwi, kierując się do kuchni. Odstawiła przesyłkę na stole i wróciła do robienia sobie śniadania. Jednak nie dawało jej spokoju, co mogło się znajdować w kartonie.

Lara odstawiła talerz z jajecznicą na blat i zaczęła rozpakowywać paczkę. Zaraz jej oczom ukazały się nowiutkie strzały i list, a bardziej kartka.

- O cholera. - mruknęła sama do siebie, biorąc do ręki kartkę.

Obiecałem ci te strzały.

Z drugiej strony było jednakże coś jeszcze, coś, czego Lara za nic się spodziewała.

Kiedyś może mi udowodnisz, że rzeczywiście jesteś szybsza niż strzała.

Od Bartona, tego, który wygrał z tobą pojedynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro