XXXIX
Hej hej! Ten rozdział wyszedł strasznie dziki, więc trzymajcie się mocno ❤😂❤
*
*
*
Nie przemyślał tego.
We dwójkę stanęli na podejście przemoknięci do suchej nitki i żaden z nich nie miał możliwości otworzenia magicznego schowka. Glave z poirytowaniem, które starał się kamuflować, wykręcał z rękawa wodę, lecz krople wody ściekały z jego płaszcza, tworząc kałużę.
- Wracam do domu się przebrać - powiedział starszy.
- Słyszałem, że potrzebujesz eskorty - zagadał i ruszył za nim.
- Wracaj do szpitala, Add.
- Chyba nie pozwolisz mi wracać w takim stanie? Jeszcze mnie ktoś napadnie i zgwałci - powiedział zadziornie, wskazując na swoją prześwitującą, szpitalną koszulę.
Wtem Glave zatrzymał się i już myślał, że mu tego zabroni, lecz on tak zwyczajnie, ludzko...
- Ty kichasz?!
Irytacja ulotniła się i Glave wybuchł melodyjnym śmiechem, który był niczym miód dla uszu. Wpłynął na niego, jak lekarstwo na wszystkie rany, powodując, że sam uśmiechnął się szeroko. Glave podszedł do niego i szepnął na ucho:
- Wyglądasz niesamowicie seksownie, kochanie.
- Uznam to za pozwolenie.
W wynajętym przez Glave'a mieszkaniu dostał od niego ręcznik oraz jego ubrania. Wytarł swoje ciało do sucha, naciągnął za duże na niego spodnie oraz koszulkę. Nim opuścił łazienkę, przez kilka minut delektował się jego zapachem.
- Siadaj.
- Co? - Add znieruchomiał w przejściu.
- Siadaj i nie ruszaj się.
Z podejrzliwą miną, podnosząc przy tym w górę prawą brew, usiadł na drewnianym krześle umiejscowionym na środku pokoju. Usłyszał za sobą odgłos otwieranej szuflady oraz brzdęk metalu.
- Tylko proszę nie zrób mi gara na głowie - wymamrotał, gdy Glave krążył wokół niego, rozczesując cienkim grzebieniem z wąsko rozstawionymi zębami jego jeszcze wilgotną czuprynę.
- To nie ruszaj się.
- Nie chcę skończyć z dziurawą tętnicą - odparł.
Glave chwytał jego kosmyki, przytrzymując je między palcem wskazującym a środkowym, słyszał odgłos nożyczek pracujących tuż przy jego uchu, a ścięte, białe kosmyki opadły na ziemię.
- Tak lepiej - Glave pokiwał wyraźnie usatysfakcjonowany.
Przejrzał się w lustrze i stwierdził, że wygląda całkiem normalnie, a żadne przydługawe kosmyki już nie wkurzają.
- W końcu widzę twoją twarz - powiedział, stając za nim i obejmując go w pasie.
- Nigdy nie sądziłem...
Głośne burknięcie przerwało jego wypowiedź, na które Add zaśmiał się, dotykając brzucha.
- Kiedy ostatnio jadłeś?
- Ty wiesz lepiej - odpowiedział młodszy.
- Ręce mi z tobą opadają. Chodź.
Na dworze zaczęło się ściemniać przez wkradające się na nieboskłon ciemne chmury. Wyszli na miasto, w którego centrum odbywał się jakiś festyn, a cały plac główny wypełniały liczne stragany, tłoczący się ludzie oraz sprzedawcy zachęcający do kupienia ich wyrobów.
- Nie każ na siebie długo czekać- Glave zatrzymał się na uboczu w cieniu.
Rozglądał się po stoiskach, pożerając wzrokiem wszystkie pyszności po kolei, a jednocześnie nie mogąc się zdecydować. Prócz stanowisk z jedzeniem, znajdowały się również takie z licznymi drobiazgami, to odzież, obuwie, biżuteria, zabawki, breloczki, obrazy, lampki.
Zatrzymał się przy jednym z nich, bo... Zdał sobie sprawę, że Glave tyle dla niego zrobił, a on tak niewiele. Rzucił wzrokiem na przedmioty. Chciał mu coś podarować, ale co mógłby mu dać? Co uszczęśliwi Glave'a? Jego wzrok padł na mały breloczek z misiem, plecionego z niebieskiej nitki. Wybrał.
- Jak ty jesz, dzieciaku - Glave przejechał kciukiem po jego ustach.
Zjadł już burgera, zapiekankę, gofra, a na deser zostawił sobie truskawki w czekoladzie oraz napój z kaktusa. Czuł, jakby nie jadł przez tydzień, bo jego żołądek zdawał się nie mieć dna.
Chciał mu dać prezent, lecz nie, gdy nie widział jego twarzy. Mały przedmiot czekał na swój moment ukryty w kieszeni spodni.
- Nad czym myślisz? - Zapytał młodszy, gdy spostrzegł, że Glave od dłuższego czasu nie wpatruje się w niego, upominając o każdy okruszek.
- Elsword wie o nas.
Zakrztusił się ostatnim kęsem.
- Co proszę!? No nie, teraz nie da mi spokoju po tym, jak nabijałem się z niego.
- Nie rozumiem. [Odsyłam do One-Shot Yaoi (Różne) od AuriiFix! ]
- Bo wiesz, tak się składa, że Elsword i Raven są razem, a kiedyś ich tak całkiem przypadkiem przyłapałem.
- Całkiem przypadkiem?
- Tak całkiem przypadkiem drzwi wyleciały z zawiasów - przyznał się.
- Add, czy ty masz jakiś uraz z dzieciństwa?
Powiew wiatru już znacznie chłodniejszego zakołysał ich włosami w akompaniamencie szelestu podwiewanych plandek straganów.
- Co masz na myśli? - Nie rozumiał. Spojrzał na niego z wymalowanym niezrozumieniem na twarzy, marszcząc przy tym czoło.
- Mam wrażenie, że wyżywasz się na każdych drzwiach, jakie spotkasz. Chcesz o tym porozmawiać?
Raz drzwi wyleciały z zawiasów nim przyłapał parkę, kolejno szarpał się z klamką przy tajemniczych drzwiach w mieszkaniu Glave'a w Elder, a później jego nos spotkał się z drzwiami, gdy podsłuchiwał rozmowę Glave'a z Elswordem.
- Nie denerwuj mnie, Glave. To nie jest zabawne.
- Domyślam się, skoro masz z nimi taki problem... naprawdę, Add, jeśli jakoś mogę ci pomóc, to pamiętaj, że jestem tu dla ciebie.
- Skończ z tymi cholernymi drzwiami! - Przewrócił oczami. - Mamy ważniejszy problem...
- Trauma to poważna sprawa - przerwał, prowokując go jeszcze bardziej. Uwielbiał widzieć te minę, gdy młodszy tracił kontrolę nad sobą, jak emocje brały górę, jak jego źrenice zwężały się, ujawniając rosnącą irytację. Co on poradzi, że Add tak słodko się denerwował?
- Nie wytrzymam z tobą...
- Nie mów tak, bo będzie mi przykro - Wypowiedział z udawanym smutkiem, w tym samym momencie Add wstał i bez słowa odszedł od niego. - Zostawiasz mnie?
- Idę poszukać jakichś drzwi! Bywaj! - Krzyknął, odchodząc dumnym krokiem.
Ruszył przed siebie w kierunku mieszkania Glave'a, a tuż za nim podążał starszy.
- Ah, więc jednak... wolisz drzwi ode mnie.
- Z nimi przynajmniej mam spokój.
- Ale one z tobą nie... ten związek nie ma przyszłości, wykończysz je - uśmiechnął się. - A ja jakoś daję radę.
- Jeszcze jedno słowo, Glave, a nie ręczę za siebie.
- Właśnie o tym mówię... pójdziesz się na nich wyżyć. Przemoc w związku jest zabroniona. Próbuję ci jakoś pomóc, Add.
Glave uśmiechnął się szeroko, jak nigdy dotąd, widząc, że dopiął swego, gdy dzieciak przyspieszył kroku, pochylił lekko głowę, a dłonie schował w kieszeni, nie odpowiadając mu już na kolejną prowokację. Młodszy oburzony szedł przed siebie, a Glave szczęśliwy podążał za nim.
- A dokąd to?
- Przed siebie - skwitował.
- Wracasz do szpitala?
Momentalnie zatrzymał się.
- O to, to nie.
Wszedł do jego wynajętego mieszkania, jakby wchodził do siebie.
- Add...
- Nie, nie chcę! - Odwrócił się, spoglądając na niego. - Nawet jeśli mnie wkurzasz, nie mam zamiaru wracać.
- Ale pewnie chciałbyś odzyskać swoje rzeczy, w szczególności to - Glave dotknął jego szyi pozbawionej łańcuszka.
- Kocham cię?
Add ściągnął mu maskę i złożył na jego ustach pocałunek, czuł, jak Glave ustępuje, gdy jego ciepłe dłonie chwyciły go w talii, przyciągając do siebie.
- Manipulator z ciebie, skarbie - uśmiechnął się. - W szpitalu masz załatwiony wypis i receptę, odbierz je, to możesz u mnie spać.
- Jak załatwiony? Od początku to planowałeś!
- I tak nie wytrzymałbyś tam czterech dni - Glave pochylił się nad nim i wyszeptał: - Uwielbiam się z tobą droczyć.
- Sadysta z ciebie!
- Drzwi myślą o tobie tak samo.
Przez pół drogi szedł nabuzowany, w głowie wciąż mając zapętloną rozmowę. Czemu zawsze tak łatwo dawał mu się sprowokować! Wiedział przecież, że Glave zrobił to specjalnie, a on po raz kolejny się zbulwersował. Ale żeby posądzać go o fobię przed drzwiami? BEZ PRZESADY!
W szpitalu odebrał przygotowane dokumenty, zawiesił łańcuszek na szyi, napotkał karcący wzrok pielęgniarki, której nie omieszkał pomachać na dowiedzenia i czym prędzej opuścił budynek. Im bliżej był mieszkania Glave'a, tym bardziej nachodziły go myśli innego rodzaju. Czy na tym polega miłość? Mimo że pojawił się impuls, dotyk, pocałunki, miłość to i tak ich rozmowy nie zmieniły się. Podobało mu się to, bo wciąż potrafili sobie docinać i siebie denerwować. Zawsze sądził, że miłość zmienia człowieka, przestaje się racjonalnie myśleć, miesza się w głowie. Widział liczne pary na randkach, dziewczyny wyżalające się na swoich chłopaków, jacy to są niedomyślni i beznadziejni, zaś chłopaków w klubach, zdradzający swoje partnerki.
Tu było inaczej. Może oni byli po prostu inni?
Oni pragnęli przede wszystkim szczęścia drugiej osoby, czasem wbrew własnemu.
Glave z pewnością był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Za nikim wcześniej tak nie pragnął podążać. Bezgranicznie mu ufał, bo cholera... przecież widział go zarówno radosnego, zdenerwowanego, nakręconego do walki, podnieconego jak diabli podczas seksu jak i żałosnego, płaczącego w piwnicy wręcz błagającego o jego miłość, zachowując się jak gówniarz, a mimo to Glave nadal chciał z nim być. Czuł, że nawet kilka razy z rzędu powtarzane słowa "Kocham cię" tego nie oddawały, by w pełni opisać, co kłębiło się wewnątrz jego duszy.
Tak, to musi być chemiczna burza zwana miłością.
Zapukał do drzwi podekscytowany, zeszło mu więcej niż zaplanował, lecz zdobył wszystko. Zastanawiał się, czy Glave otworzy mu drzwi, mierząc go tym swoim uwodzicielskim wzrokiem, wciągnie do środka, obdaruje pocałunkami i będą się kochać. Sama myśl wywołała u niego jednocześnie podniecenie mieszane ze stresem. Wszystko zadziało się z szybkością błyskawicy, serce zabiło szybciej, ręce drżały, a samo spojrzenie w jego oczy, wystarczało, by odczuwał nową dawkę szczęścia.
- Chodź już...
Zaspany Glave stawał się całkowicie inną osobą, pociągnął go do łóżka, zdążył jedynie ściągnąć po drodze buty i spodnie nim starszy uwalił się na niego.
- Przez ciebie nie spałem od kilku dni, dzieciaku- zamarudził starszy.
Kilka minut i słychać było już jego regularny oddech świadczący o tym, że mężczyzna zasnął. W zatraconych ze szczęścia fioletowych oczach zakręciły się łzy, bo tęsknił za tym, tęsknił za widokiem zasypiającego Glave'a na jego klatce piersiowej. Zasypianie przy nim było najwspanialszym uczuciem na świecie. Gdy ciemność oplatała ich złączone ciała, pojawiało się poczucie bezpieczeństwa i miłości, a wówczas wszystko inne traciło znaczenie. Do nozdrzy wkradał się ten cudowny zapach, do uszu docierał spokojny, rytmiczny oddech, ciało odbierało przyjemne ciepło, delektując się nim. Zasypiając, czuł się szczęśliwy, bo tak, znalazł swoje miejsce na świecie.
Obudził go jego marudny ton.
- Chrapiesz, Add.
- Nieprawda! - Zaprotestował.
- Nie chrap, daj spać - wypowiedział zaspanym, gardłowym głosem, ani na centymetr nie ruszając się z niego.
- Podczas snu misie chrapią - bąknął. - To daj mi się przewrócić na bok.
- Moja poduszka nie może uciekać - był ledwo przytomny, lecz jego dłonie momentalnie zacieśniły się na jego ciele, uniemożliwiając wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
- No to będę chrapał - skwitował, patrząc na starszego z niedowierzaniem, bo śpiąc stawał się kompletnie inną osobą. - A teraz dobranoc.
- Mam lepszy pomysł.
Poczuł się dziwnie miękko, lekko, jakby w ułamku sekundy stracił wszystkie kilogramy. Zdawało mu się, że jego ciało jest puchate, dziwnie elastyczne, a co najgorsze... słuchało się go. Nie mógł wykonać żadnego ruchu. Poczuł na sobie ciepło połączone z przyjemnym, zadowolonym mruknięciem.
Tej nocy oficjalnie został jego poduszką.
Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.
- Jeszcze raz tak zrobisz, to pociacham cię na drobne kawałki! - Krzyknął z samego rana, gdy odzyskał pierwotną formę.
- Nie rozumiem, w czym problem - uśmiechnął się.
- Nie godzę się na takie rzeczy! - Oburzony chciał odejść, lecz jego ręce zamknęły go w szczelnym uścisku. - Teraz będziesz się przymilał? Idź sobie!
Glave roześmiał mu się nad uchem.
- Po prostu stęskniłem się za twoim porannymi wrzaskami, dzieciaku - jego usta musnęły go czule w czoło. - Poza tym wrzuciłeś mnie do wody.
- Teraz tym bardziej nie mogę się doczekać walki.
- Mam warunek. Poprzedniego nie spełniłeś.
- Coś ty znowu wymyślił, Glave? - Spojrzał na niego zaintrygowany, dobrze wiedząc, że po starszym można się spodziewać dosłownie wszystkiego.
- Daj mi uleczyć twoje rany.
- To tylko parę przetarć, poza tym mówiłeś, że nie masz mocy.
- Moja moc regeneruje się dość szybko, dlatego mogłem przemienić ciebie w poduszkę - no musiał ponownie o tym wspomnieć!- I w pewnym stopniu uleczyć rany.
- Glave nie jestem z porcelany - odparł stanowczo, gdy starszy chwycił za przedramię i odwiązał bandaż.
- Nie mogę na nie patrzeć - jego wzrok był chłodny, zimny i nieobecny.
- I tak za chwilę pojawią się kolejne.
- Ale te też ja będę mieć.
MatashiAte ☕🌵
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro