XXVI
Alea farbami malowała mu twarz. Przyglądał się jej ruchom, jej skupionej twarzy. Czuł też na sobie wzrok starszego jak kontrolował każdy ruch dziewczyny. Miał nadzieję, że ona nie zauważy, że co chwilę się rumieni czy nie usłyszy jego przyspieszonego bicia serca. Do pokoju wpadł Kyle w charakterystycznym, nietypowym stroju. Biała, zwiewna koszula, brązowe spodnie przepasane szerokim czarnym pasem z ponaszywanymi kwiecistymi wzorami. Do tego twarz pomazana licznymi kolorowymi zawijasami.
- Widziałaś mój kłobuk?
- W szafce na samej górze.
Kyle wydobył z niej kapelusz z niewielkim rondlem, ozdobiony paskiem z dopiętymi kośćmi zwierząt: wilczymi zębami czy pazurami niedźwiedzimi oraz dwoma ptasimi piórami. Dumnie nałożył go na głowę.
Alea spojrzała na Adda, oceniając swoją pracę.
- Gotowe - stwierdziła widocznie zadowolona. - Chodź Vince, ciebie też pomaluję.
Glave westchnął, a Add uśmiechnął się mimowolnie. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy go pobazgranego farbką.
- Taki nieufny - dziewczyna szepnęła, że tylko on to słyszał. - Edward ,masz, ty to zrobisz.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miał wyjątkowo dobry humor. Nie wiedział, czy to przez wysiłek fizyczny od rąbania drewna, obecności w laboratorium z nazoidami, w którym mógł podzielić się swoją pasją, czy to przez nadto pobudliwą reakcję jego organizmu przez jego obecność. Reagował zbyt żywiołowo, niekontrolowanie od momentu wyznania, że chce być ze starszym.
- Zapraszam bardzo serdecznie. Salon kosmetyczny "Twój Pan i Władca" oczekuje na pańską obecność - zaśmiał się, a Glave wywrócił oczami.
- Nie myśl nawet o tym, dzieciaku - zaprotestował. - Zaraz skończę z niedorzecznymi rysunkami na mojej twarzy.
Add zaśmiał się. Kątem oka zobaczył, jak Kyle pochyla się i palcem nanosi pierwsze kolorowe barwy na twarz Alei. Białowłosy spojrzał na Glave'a i wykonał zapraszający ruch. Widział, jak starszy niechętnie zgadza się na tę czynność.
- Jeszcze możesz dać pozwolić się pomalować Alei - droczył się z nim.
- Z wielką chęcią bym to zrobił - odparł z westchnięciem.
- To dlaczego...
- Bo moje ciało akceptuje tylko twój dotyk, dzieciaku - spojrzał na niego. - Bierz się do roboty i nawet nie próbuj nic głupiego.
Po raz kolejny wytrącił go z równowagi.
"Spodobał mi się jego dotyk"
Wiedział to, wiedział od dawna. Przecież nie bez powodu Glave nosił rękawiczki, płaszcz, który osłaniał całe jego ciało. Nikt nie miał prawa go dotknąć. Nikt. Takie myśli towarzyszyły mu, gdy czerwoną farbą przejechał po jego czole.
On mógł go dotykać. Jemu pozwolił. Przejechał białą farbą.
On lubił jego dotyk. Rysował kolejne kreski.
Chciał, bardzo chciał narysować coś głupiego, ale siłą powstrzymał się. Skupił się na narysowaniu podobnego wzoru do tego, na twarzy Kyle'a. Glave miał zamknięte oczy, nie patrzył na niego. Gdy się nachylał, nanosząc kolejne warstwy farby, odległość dzieląca ich sprawiała, że czuł równomierny oddech starszego. Przejechał po raz kolejny po jego twarzy, a z każdym pociągnięciem czuł narastające dreszcze. Policzki, nos, czoło, broda. Jego palce błądziły po całej jego twarzy. Nawet z kolorowymi farbami wyglądał niesamowicie. Nawet nie wiedział, w którym momencie zaczął szybciej oddychać, a jego serce waliło jak młot. Spojrzał na jego usta, wystarczyło tylko się schylić...
Stop.
- Proszę bardzo. To będzie 25 monet ED.
Glave pomału otworzył oczy. Fascynujące jak kolory na twarzy dodały mu charakteru, a myślał, że straci na godności. Znów się pomylił. Glave zawsze miał klasę.
- Nie słuchaj go - zawołał Kyle'a. - Nie dałbym za to złamanego grosza.
- A zamknij się tam - warknął uśmiechając się.
Glave przejrzał się w lustrze i gdy nikt nie patrzył, szepnął mu na ucho.
- Podoba mi się.
Troje chłopaków maszerowało po zmroku w charakterystycznych białych koszulach, brązowych spodniach z szerokimi pasami. Dziewczyna zaś w białej, zwiewnej sukience do ziemi. Add nie przestawał zerkać na Glave'a. Nigdy nie widział go w takim stroju. Koszula opinała jego ciało, podkreślając idealną budowę, a odpięty guzik przy dekolcie odkrywał część jego klatki. Czemu ten niedopięty guzik tak go intrygował? Wyglądał niesamowicie seksownie. Skarcił siebie w myślach. I jeszcze te malowidła na twarzy. Przynajmniej mieli pewność, że nikt ich nie rozpozna. Nie w takim stroju, nie w takim miejscu, w nocy. Od momentu pojawienia się w domu Alei i Kyle'a czuł, jakby minęła wieczność. Kiedy w końcu skontaktuje się z nimi Eldword? W tej chwili nie zawracał sobie tym głowy, chciał, by ta chwila trwała w nieskończoność. Żadnych problemów, tylko on i Glave.
Po piętnastu minutach marszu dotarli do wsi, za którą widoczna była poświata. Pełno ognisk paliło się wzdłuż każdej z drogi prowadzącej na ogromy plac tuż za miejscowością.
- My też musimy - zadeklarowała dziewczyna.
Kyle wyciągnął z torby drewno i podpalił je. Płomień zaplątał się wśród drewnianych odłamków. Add postąpił tak samo. To dlatego je dziś ścinali? Kyle wiedział, że i tak pójdą, nim kobieta rozpoczęła rozmowę. Wiedział, że jego protesty nic nie dadzą. Uśmiechnął się. Mimo że był wkurzający, to sposób, w jaki traktował Alee, był niezwykle opiekuńczy.
- Proszę, by dobre duchy oświetliły drogę do naszych domostw, a złe moce zostały odpędzone.
Dla Adda wszystko to było dziwne. Dokąd oni właściwie zmierzali? W pewnym sensie wymówiona sekwencja przez dziewczynę podpowiadała mu na rytuał.
Podążyli dalej. Do ich uszu wdarły się głośne śpiewy, a po chwili ujrzeli tańczące w dali postacie. Ludzie tańczyli, skakali przez ogień. Część dziewczyn miała na sobie wianki przeplatane kwiatami, wstążkami, ziołami. W pewnym momencie dziewczęta ściągnęły je ze swoich głów, podeszły do krawędzi rzeki i puściły wraz z nurtem. Chłopcy zaś stojący w niższej części cieku próbowali wychwycić wianki swoich wybranek.
- To święto ognia i wody. Dzień w którym młodzi łączą się w pary. Nasz miejscowy rytuał - powiedział Kyle szeptem do Adda. - Ja musze pilnować swoją pociechę, bo miota nią dziś jak ogniem. Tam na prawo przy straganie sprzedają najlepszy bimber, polecam ci tam zajrzeć.
Dziewczyna wpadła w ramiona chłopaka, wskazując palcem na punkt w oddali.
- Kyle! Pamiętam, jak stałam nad brzegiem i błagałam, żebyś ty chwycił mój wianek! - Dziewczyna była przeszczęśliwa. Wtuliła się w Kyle'a i po chwili się oddalili, czule ze sobą rozmawiając.
Cholerny Kyle!
Ten bimber był nieziemski.
Zatoczył się na parkiecie w rytm muzyki. Alkohol szumiał mu w głowie. Nie czuł się tak wolny od... dawna. Nie przejmował się niczym. Czuł ulgę, swobodę, radość, zapomnienie. Zaśmiał się i delikatnie zakręcił Aleą, którą moment wcześniej wyciągnął na parkiet. Wiedział, że Kyle nie spuszcza z nich wzroku. Zresztą Glave również. Nie wydawało mu się, żeby wypił dużo. Może z trzy, cztery... a kto by to liczył? Alea zaśmiała się, gdy ponownie nią zakręcił. Kolejna dawka alkoholu. Kolejna piosenka dobiegła końca. I tak bez przerwy.
- Odbijany.
Wyrwany z transu zaskoczony spojrzał na Glave'a i uśmiechnął się do niego szeroko, szczerze. Nie protestował, gdy starszy chwycił go za dłoń. Cieszył się z jego obecności. W jego oczach było widać szczerą radość, szczęście, zaś złota tęczówka pozostawała skupiona i bacznie go obserwowała.
- Myślałem, że nie tańczysz.
- Bo nie tańczę - potwierdził starszy.
Rozbrzmiała muzyka. Skoczna, wesoła, w rytm której tańczyło kilkadziesiąt osób.
- Bimbru dla was? - Zapytał znienacka chłopak z tacą kubeczków.
Idealne wyczucie czasu! Add bez zastanowienia wysunął rękę.
-Temu Panu już wystarczy.
- Dlaczego! - Zaprotestował z wyraźnym grymasem na twarzy.
Glave wzmocnił uścisk i momentalnie pociągnął za sobą, przez co młodszy nie mało stracił równowagę. Zeszli na bok parkietu, było tu znacznie ciemniej i spokojniej niż w środku rozszalałych, tańczących ludzi. Mimo to Add nie tracił humoru, wesoło nucił melodyjkę, nie przestawał podskakiwać. Naprawdę, tak dobrze nie czuł się dawno.
- Jeszcze jeden i jeszcze raz!
Glave spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- I co ja mam z tobą zrobić, kotku.
Starszy patrzył na niego z rozbawieniem, ale wciąż kontrolując każdy jego ruch. Nie sądził, że dzieciak tak się spije. Prawda była taka, że wyrwał na parkiet nim ten zdążył zareagować.
- Jak to co! Pijemy, Glave! - Wykrzyknął.
- Na mnie alkohol nie działa.
Twarz Adda wyrażała szczere zaskoczenie i niedowierzanie. Alkohol to coś, co pomagało oderwać się na chwilę od tego parszywego świata. Odciąć się. Zapomnieć. Na miejscu Glave'a zamiast miłośnikiem kawy postawiłby na alkohol. Właściwie czemu tak pomyślał? Bo przecież wszyscy się go bali. Bać się go? Nienawidzić? Wszyscy się mylili. To świat się mylił. Glave nie był zły, nie dla niego. Dla niego był najlepszy na świecie. Nawet teraz nie spuszczał z niego wzroku, pilnował go na każdym kroku. Nie musiał nic mówić, Add widział, że starszy na swój sposób troszczył się o niego.
- Co?! Najgorzej na świecie, nie wiesz, co tracisz!
- Sęk w tym, że oglądanie ciebie w takim stanie jest niezwykle satysfakcjonujące.
Rozbrzmiała kolejna piosenka, znacznie wolniejsza. Pewnie bez alkoholu by się na to nie odważył. Zrobił krok ku niemu, powoli wplótł swoje place w jego. Przyległ do jego klatki piersiowej.
- Add? Wszystko w porządku?
Teraz do on przewrócił oczami.
- Ja tu próbuje z tobą tańczyć, a ty mnie się pytasz, czy wszystko w porządku. Czuję się urażony - założył ręce i uniósł dumnie głowę, udając obrażonego. W jego wnętrzu wszystko płonęło. Naprawdę zrobił to tak nieumiejętnie?
- Robisz podchody do mnie jak w przedszkolu.
Glave chwycił i przyciągnął go mocno do siebie.
- Tak to się robi, kochanie - jego aksamitny głos owiał jego ucho.
Stali na uboczu, delikatnie huśtając się w rytm muzyki. Addowi kręciło się w głowie, cholera, pewnie wina tego bimbru. Było ciemno. Nikt ich nie widział. Zatracił się w muzyce. W jego oddechu tuż nad jego uchem. Intensywnym zapachu. Biciu serca. Dlaczego biło tak szybko?
Płonął. Cały płonął. Całe jego ciało żądało Glave'a. Nie umiał się temu postawić.
Impuls.
Stanął na palcach i zatopił usta w jego. Nawet nie pytał, czy może, czy on chce. Po prostu to zrobił.
-Add... -wyszeptał Glave wyraźne zaskoczony - nie możemy.
Nie skarcił go. Również się nad nim pochylał.
On też to czuł. Impuls. Cholernie mocny impuls.
Jesteś przecież mój.
Gdyby tylko nie było ludzi...
Minuta. Tyle wystarczyło, by znaleźli się w pustej, ciemnej uliczce, a ich usta przyległy do siebie. Całowali się namiętnie, bez końca. Dłonie wędrowały po całych ciałach. Add wplótł dłonie w jego włosy, on chwycił go za biodra i przyciągnął do siebie.
Więcej, więcej, więcej.
Dłonie Adda rozerwały koszulkę Glave'a i już po chwili dotykał jego nagiego torsu. Ciepło przeszło całe jego ciało. Już temu nie zaprzeczał, że starszy jest dla niego kimś więcej. Cholera, przecież to było wbrew wszystkiemu. Przestał zaprzeczać, że nie rusza go jego wzrok, jego dotyk, jego obecność. I ta myśl, że on był tym jednym, który mógł go mieć.
Kiedy to wszystko się zaczęło? To dziwne szalejące w nim uczucie.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, gdy wyruszał z Glave'em do Peity, że zdarzenia tak się potoczą. Ze zwykłego rozdrażnienia i docinaniu starszemu na każdym kroku, spędzanie dnia z Glavem stanie się jego uzależnieniem. Już nie tylko chęć wiedzy, rozgryzienia go. W tym momencie pierwszy raz w życiu go to nie interesowało. W tym momencie pragnął tylko zatracić się w nim bez pamięci.
Czuł już coś podobnego, lecz wówczas wydawało mu się to śmieszne, niedorzeczne. Wtedy na balkonie w Peicie.
"Uniósł jego twarz, którą chwilę wcześniej opuścił. Zmusił go do ponownego spojrzenia. Ich tęczówki znowu się spotkały. To wystarczyło. Oboje poczuli ten dziwny bodziec. Add zarumienił się, a mężczyzna szybko i gwałtownie się nad nim pochylił. Jego wargi na krótko przywarły do chłodnego czoła." [Rozdział XIII]
Dźwięk rozpinanego paska. Znowu zareagował tak gwałtownie. Oderwał się od ust Glave'a i spojrzał na jego dłonie odpinające pasek. Mieli chwilę, by na siebie spojrzeć. Chwile, by wybadać uczucia drugiej osoby. Dlaczego los chciał ich ze sobą połączyć? Dlaczego tak cholernie im zależało?
- Powinniśmy przestać. Jesteś pijany, Add - powiedział cicho starszy.
- Ale ja chcę.
- Za rogiem są ludzie - Glave odsunął się od niego i z czułością przeczesał mu włosy.
- Ale... - cicho jęknął.
- Nic już nie mów - Glave zasłonił mu usta.
Delikatne światło z głównej ulicy padło pokrótce na twarz starszego. Dopiero to dostrzegł... Jego wzrok. Jego rozchylone usta. Twarz... Jego twarz! Na kamiennej, wiecznie opanowanej twarzy pojawiła się delikatna czerwień. Nie wierzył własnym oczom. Niemożliwe. Przecież Glave się nie rumienił. Nigdy! Światło zniknęło i znów zastały ciemności. Tylko oni i ich przyspieszone oddechy.
- Nawet nie wiesz, co bym teraz zrobił.
Add z gwizdem nabrał powietrza. Zareagował tak żywo.
Co byś mi zrobił Glave?
Zrób to. Teraz.
Chcę. Chcę. Chcę.
Nie wiedział, co w niego wstąpiło. Mieszanka alkoholu, adrenaliny i podniecenia buzowała mu w głowie. Chwycił Glave'a i przycisnął go do ściany. Nie Glave. On. On odważył się na taki ruch. Dwoma rękoma osaczył starszego. Nie będzie czekał. Ani mu się to śni. Wspiął się na palce i złączył ponownie ich usta. Glave nie pozostawał bierny, oddał pocałunek. Czy dało się pragnąc siebie bardziej niż oni teraz siebie? Nawet nie wiedzieli, kiedy Add siedział na jakieś przypadkowej skrzyni, a Glave składał pocałunki na jego nagim torsie. Sekunda spojrzenia i znów przywarli do swoich warg. Add delektował się pocałunkiem, ich języki plątały się jakby tańczyły. Glave delikatnie przygryzł jego wargę. Add czuł jego zapach. Przyjemny... i uzależniający. Ten, który tak uwielbiał. Oboje słyszeli jak walą im serca. Ich szybkie oddechy. Szelest ich ubrań ocierających się o siebie. Starszy odgarnął włosy, które opadły mu na oczy. Twarz Adda była tak mocno zarumieniona, lecz mimo to nie traciła swojego uroku. Fioletowe oczy bacznie śledziły każdy jego ruch.
- Dzieciaku, co ty mi robisz.
Padły ciche słowa pomiędzy pocałunkami.
- Nie przestawaj.
Emocje w nim szalały. Czuł, że w końcu ma to, czego pragnął od dawna. Miał jego. Ponownie się pocałowali. Oboje z rozpiętymi koszulami, Add siedzący na skrzyni i Glave pochylający się nad nim.
W myślach Adda przez moment pojawiły się te dwa słowa.
Czy to możliwe? Czy on mógł go tak naprawdę...? Niemożliwe. A jednak na samą myśl przywarł mocniej do jego gorących warg.
Glave, chyba oszalałem.
- Jakie to wkurzające.
Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Add, który czuł jeszcze w głowie buzujący alkohol, spadł ze skrzyni na chłodną ziemie.
Usłyszał śmiech Kyle'a.
- Nie chciałem wam przeszkadzać - uśmiechnął się złośliwie. - Robi się późno, a chcemy z Aleą wrócić bezpiecznie do domu.
- Już idziemy - odparł Glave. Mimo próby zachowania spokojnego tonu, w jego głosie słychać było wyraźną chrypkę.
Add podniósł się z ziemi wkurzony i to nie z powodu upadku sprzed momentu. Kyle po raz DRUGI im przeszkodził. Wtedy w jaskini, teraz gdy wszystko szło w tak dobrym kierunku. Miał dość! Kyle i tak już ich widział, ponadto ten bezczelny uśmieszek.
Pal licho z tym typem!
Moment, jego usta wpiły się w usta starszego. Pocałował go na oczach Kyle'a.
- Jesteście okropni! Czekamy przed wioską.
Kyle szybko się ulotnił. Teraz to Add bezczelnie się uśmiechał, utarł mu nosa! Nikt a nikt nie będzie mu przeszkadzał. Był wyraźnie usatysfakcjonowany swoim czynem. Wtem jego fioletowe tęczówki spotkały się ze złotą tęczówką Glave'a, który spoglądał na niego z rozbawieniem.
- Naprawdę musiałeś?
- No co?!
W ciszy rozległ się śmiech Glave'a.
- Więcej nie pijesz, kochanie.
Pochylił się nad nim.
- Jak wytrzeźwiejesz, niczego się nie wyprzesz - jego zachrypnięty głos owiał jego ucho. - Przypomnę ci wszystko, sekundę po sekundzie, skarbie.
Glave przycisnął go do ściany. Pocałował go ponownie. Ich ciała były jak magnez. Teraz gdy odkryli, że są dla siebie, nie mogli przestać. Ich biodra przywarły do siebie. We dwójkę czuli podniecenie...
-Add, gdybyś tylko nie był pijany...
- Nie jestem...
- Jesteś, Add, nie mogę ci tego zrobić, nie w takim stanie... Nawet jeśli o niczym innym nie mogę myśleć.
Ten szept go rozbroił. Jego głos... Czuł, że Glave by go pożarł. Jak dziki zwierz rzucający się na swoją ofiarę.
- Daj mi chwilę, dzieciaku.
Glave odszedł od niego i stanął przy wyjściu z uliczki. Miał zamknięte oczy. Wciągał głośno powietrze. Uspokajał się.
- Chodź, Add - odezwał się po dłuższym czasie z wyraźnie słyszalnym żalem. - Wracamy.
Z klasą, z niesamowita gracją i honorem dotarł do Glave'a. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że jest w tak beznadziejnym stanie. Że tak bardzo był pijany. Że tak bardzo się zatacza. Glave głośno parsknął widząc, jak dzieciak ledwo stawia kroki. Add wiedział, że daleko nie zajdzie. W jego głowie pojawił się pewien pomysł, który natychmiast zrealizował.
- Do boju, Glave! - Krzyknął, wskakując mu na barana.
- Skarbie, przechodzisz dziś samego siebie.
Glave uśmiechał się, patrząc na młodszego z czułością. Co on z nim miał? Co ten dzieciak z nim robił? Add pomału odzyskiwał trzeźwość umysłu. Zdał sobie sprawę, że nie pamiętał momentu, jak znaleźli się w tej uliczce. Maszerując obok parkietu, dotarli do granic wioski, gdzie czekali na nich Alea i Kyle - ten wyraźnie zniecierpliwiony. Glave postawił Adda na ziemi, przyglądając mu się bacznie. Te pięć minut były wystarczające by w pewnym stopniu ochłonął. Pomału ogarniał go wstyd, zażenowanie.
Całowali się w ciemnej uliczce.
Gdyby nie Glave i jego wewnętrzy hamulec, zrobiliby to.
- Wracamy? - Zapytał Kyle'a.
Momentalnie dziewczyna zgięła się i krzyknęła głośno.
- Alea! - Kyle chwycił ją, nim upadła. - Zaczęło się?
W tej samej chwili Add odczuł intensywnie mocny ból. Padł na ziemię, chwytając się kurczliwie dłońmi za brzuch. Wszystkie oczy skoncentrowane były na dziewczynie. Ona znowu krzyknęła, a jego przeszła kolejna fala bólu. Dopiero po sekundzie Glave spostrzegł, że coś jest nie tak z młodszym.
- Dalej mówisz, że nie wiesz co tracę? - Podał rękę i pomógł mu wstać.
- Teraz zaczyna się ta najlepsza część.
Bimber mu nie służył. Właściwie jak każdy alkohol, gdy człowiek zaczyna trzeźwieć. Czuł się tragicznie. Pomału podążał za resztą grupy. Kyle i Glave podtrzymywali dziewczynę z dwóch stron i pomagali jej iść do domu. Add starał się udawać, że nic mu nie jest. Ale każdy krzyk dziewczyny działał na niego jak płachta na byka. Zwijał się z bólu. Dotarcie pod domek było najbardziej męczącą trasą, jaką odbył w życiu.
Nigdy tak źle się nie czuł.
Bimber był skażony? Czy co się działo?
Zdarzało mu się przeholować z alkoholem i na drugi dzień być "zwłokiem", ale nigdy nie czuł się tak źle. Jakby z każdym krokiem rozpadał się...
Kyle poszedł na mieszkanie z dziewczyną, a on i Glave pozostali na zewnątrz. Mimo to wciąż do nich docierały krzyki dziewczyny. Na każdy reagował. Dlaczego? W pewnym momencie nie wytrzymał, upadł na ziemię. Nie miał siły się podnieść. Glave znalazł się przy nim momentalnie.
- Add... - Dotknął jego ramienia. W tym samym momencie cisze rozległ kolejny krzyk dziewczyny, a jego ciało przeszedł ostry, rwący ból. To stało się w sekundę. Poczuł obecność kogoś w swojej głowie, w swoich myślach, w swoim wspomnieniach.
- Musimy iść.
Jego ton zmroził mu krew w żyłach.
- Natychmiast.
Wtem z mieszkania wypadł Kyle z błagalną miną. Szybko ocenił stan dwóch towarzyszy. Jeden pijany na ziemi, a drugi niewzruszony.
- Vince, musisz mi pomóc. Coś się dzieje! Ona zbyt cierpi! Nie, nie, nie mogę jej stracić. Proszę - Wyrzucał z siebie słowa. Szybko. Zdenerwowanie.
- Pomóż jej - mruknął Add ledwo słyszalnym tonem.
Glave zastygł w bez ruchu. Co takiego zobaczył? Dlaczego nagle chciał wracać? Teraz. W tym momencie.
- Walcz z tym, proszę - powiedział cicho.
I zniknął z Kyle'm za dziwami.
Proszę?
Jeszcze nigdy Glave nie zwrócił się do niego tak błagalnym tonem. Jego nastawienie zmieniło się wręcz w ułamku sekundy. Jakim cudem znalazł się w jego myślach? Ponownie zwinął się z bólu. Źródło uczucia było wewnątrz jego. Rozrywało go od środka. Dusiło. Z trudnemu nabierał powietrze. Epicentrum nastąpiło, gdy usłyszał płacz dziecka. Świat powoli mu zanikał. Spojrzał na swoje dłonie. Nie było ich! Po chwili jednak dostrzegł delikatny ich zarys. Słabo widzialna poświata jak u ducha. On znikał?
Widział, jak Glave wybiega z mieszkania. Przed jego oczami pojawił się znajomy mu już teleport. Poczuł, jak Glave chwyta go za ubrania i po chwili znaleźli się już wewnątrz.
Tracił świadomość. Trzymany w objęciach Glave'a.
- Walcz, Add, proszę cię walcz.
Te słowa zapętliły mu się w głowie.
***
Jeden z dłuższych rozdziałów, ale moim zdaniem, że jest prześliczny.
A Wy jak uważacie? 🥰
MatashiAte ☕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro