V
"Kraina zapomniana przez bogów"- zapomniany kontynent spowity mrokiem, na którym nie istniało życie. Zaniedbany, opustoszały. Krążyło o nim wiele koszmarnych legend i żaden człowiek nie garnął się do jego zbadania. Wielki kontynent, który mógłby pomieścić setki jak nie tysiące ludzi trwał niezamieszkany. Nie rosła na nim żadna roślinność poza nielicznymi chwastami, które usychały po kilku dniach. Ziemia była wypłowiała, niemalże czarna. Żadnych skał, drzew ani wzniesień. Pusta równina, której nie było widać końca. Panowała tu wszechogarniająca cisza, tak że każdy krok zdawał się być głośniejszy niż uderzenie młotka. Lecz prócz mrocznej pustki na ogromnej przestrzeni znajdowały się przedziwne, niebezpieczne miejsca. Słońce zdawało się zapomnieć o tym miejscu. Panował tu mrok i ciemność, a nad ziemią unosiła się mgła czasami tak gęsta, że nie można było dostrzec własnych stóp.
Wszystko zmieniło się tego dnia. Kontynent przeistoczył się w życiodajna krainę tak, jakby bogowie zesłali na niego swoją łaskę. Pierwsi śmiałkowie odważyli się go zbadać i wracali do domu z przepełniająca ich mocą.
- To cud- mówili i opowiadali o wielkim kamieniu znajdującym się w centrum kontynentu. Ludzie przybywali z najdalszych zakątków świata, by ujrzeć nowo odrodzony kontynent. Chcieli też poczuć moc tajemniczego kamienia, który rozproszył ciemność krainy. Z czasem na kontynencie powstały pierwsze osady, które z czasem przerodziły się w wielkie prowincje, a boski kamień otoczono czcią i nazwano El.
Ludzie wiedli spokojny i urodzajny żywot. Mrok oraz powiązane z nim koszmarne legendy odeszły w zapomnienie, a dzieci, które przyszły na świat na owym kontynencie nie wierzyły w dawne dzieje. Nikt już nie nazywał go " krainą zapominaną przez bogów", lecz błogosławioną ziemią, której nadano nazwę Elios.
Moc niebieskiego kryształu napełniania ludzi, dając im nowe możliwości. Obudzili w sobie moce, dzięki którym Elios stało się potężnym królestwem. U każdego człowieka moc wyglądała inaczej oraz budziła się w różnym wieku.
Moc wiatru wykorzystywano do szybkiego transportu i ścinania drzew.
Ogień znalazł swoje zastosowanie szczególnie na północy, gdzie tereny były chłodniejsze. Służył do ogrzewania domostw, ale także chodziły słuchy, że ludzie posługujący się magią ognia byli najlepszymi kucharzami.
Moc wody wykorzystywano w ogrodnictwie, światłem przyspieszano wzrost roślin, lecz także posługiwano do badan ciemnych jaskiń, z których powstawały z czasem kopalnie.
Odmian mocy nie było końca. Dla każdego znalazła się praca, nikt nie był pomijany. Z czasem odkryto, że moc eldrytu działa także na sztuczne organizmy ze śrub i metalu nazywane nazoidami. Zaczęto wykorzystywać je do prac szczególnie trudnych dla człowieka. Niektóre przekształcono na środki pojazdu, a przepełniająca je moc eldrytu stosowano jako siłę napędową.
Kamień El został otoczony szczególną ochroną. Powołano kapłankę, która go strzegła dniami i nocami. Nie brakowało głupców, którzy pragnęli mocy tylko dla siebie. W końcu głupota jest w naturze człowieka. Wybudowano wokół Eldrytu pokaźną kopułę, której strzegło ośmiu mistrzów. Chodziły słuchy, że kapłanka strzegąca kryształu była wyjątkowo piękna. Jeden z mistrzów zakochał się w niej bez pamięci i postanowił wykraść kamień, by zawładnąć jej uczuciami. Wybuchł chaos. Moc kryształu przestała być kontrolowana. Kilku mistrzów, gdy dowiedzieli się o wykradnięciu niezwykłego kamienia, dołączyli do zdrajcy, zapewne pochłonięci pychą, egoizmem, zaś część stanęła ramię w ramię z obrońcami eldrytu.
Pierwszy raz wykorzystano moc kryształu do zabijania. Zrozpaczona kapłanka widząc przelewająca się bez powodu krew, próbowała odzyskać skradziony kamień. Udało jej się, jednakże gdy tylko go dotknęła, nastąpił wybuch.
Eksplozja zabiła wszystkich w pobliżu wieży. Kryształ eldrytu rozpadł się na drobne cząsteczki, a poprzez siłę wybuchu jego fragmenty rozniosły się po całym kontynencie. Kraj zmierzał ku upadkowi, jedno z silniejszych królestw pogrążyło się w chaosie. Nazoidy zbuntowały się i zaczęły walczyć z ludźmi. Pojawiły się też potwory, które po niedługim czasie osiedliły się na całym kontynencie. Jedynymi bezpiecznymi miejscami były te, znajdujące się przy rozbitych fragmentach eldrytu. Zbudowano filary, w których zamieszczono drobne odłamki. Ludzkość skupiła się w ich pobliżu, pozostawiając resztę kraju na pastwę mroku i ciemności. Nikt nie myślał o wykradnięciu fragmentów. Niegdyś potężne królestwo zostało rozbite na małe wioski i prowincje. Ludzie stracili moce dane przez kamień, tylko najsilniejsi je zachowali i zaczęto ich nazywać: bohaterami Elios. Ci, którzy nie posiadali mocy, zaangażowali się w alchemię oraz rzemiosło. Wytwarzano zbroje, bronie, środki wspomagajcie kondycje, leczące rany.
Bogowie znowu o nich zapomnieli, lecz ludzkość nie zamierzała się poddać. Z bogami czy bez nich odzyskają królestwo.
Add przedzierał się przez zatłoczone miasto. Wszędzie znajdowały się stragany. Ludzie targowali się, dyskutowali czy też jedli w pobliskich knajpach. Moc oddziaływania eldrytu nie była zbyt odległa, dlatego wszystko było skupione najbardziej jak się dało. Stragany zdawały się stać jeden na drugim. Przez kamienne uliczki przechodzili starcy, matki z dziećmi, jak i nieliczni bohaterowie Elios. Lecz nigdzie nie widział czarnej peleryny. Może jednak powinien pójść w drugą stronę? Przepchał się przez tłum ludzi i odmówił kupna dzbanków z porcelany od pewnej staruszki. Instynktownie skręcił w prawą odnogę uliczki, która była tak samo zatłoczona jak poprzednia. Nie widział nigdzie Glave'a, lecz spostrzegł inną osobę, którą postanowił podręczyć.
- Przepraszam, panienko, nie miałaby pani ochotę pójść ze mną na randkę?
Osoba o blond włosach odwróciła się ze złością w oczach.
- Oh, to ty Chung, wybacz, pomyliłem cię z uroczą szesnastolatką- zażartował, uśmiechając się wrednie.
Chłopak nadymał policzki, denerwując się.
- Add...- powiedział mierząc go wzrokiem, ale po chwali jego spojrzenie złagodniało, a oczy powiększyły się- ty żyjesz! Gdzieś ty się podziewał! Martwiliśmy się o ciebie- wyrzucił szybko, chwytając go za ramiona.
Nieco zdziwiony zachowaniem chłopaka cofnął się na tyle, ile umożliwiała mu zatłoczona ulica.
- Ja? Miałbym być martwy? Czuję się urażony- Prychnął głośno.
- Jak dobrze, że nic ci nie jest- odetchnął z wyraźną ulgą- powinieneś porozmawiać z Elswordem. O tym, co zaszło w jaskini.
Nie wiedział o czym chłopak do niego mówi.
- Elsword może poczekać. Pewnie ma teraz inne zajęcie- uśmiechnął się podle, wiedząc, że Chung nie ma pojęcia o czym mówi.
- Wszyscy myślą, że jesteś martwy. Dlaczego nie pojawiłeś się wcześniej?- Zapytał z wyrzutem, lecz jego głos wciąż wyrażał zmartwienie.
Zaśmiał się cicho.
Wiesz co, Chung, nawąchałem się jakiś dziwnych kwiatków albo przedawkowałem z napojami magicznymi, odwaliło mi i przespałem się z Glavem. W dodatku dowiedziałem się, że jest miłośnikiem porannych kaw oraz kaktusów.
- Walczyłem z potworami w okolicy- wzruszył ramionami- nie powinno cię to dziwić.
- Elesis urwie ci głowę- westchnął.
- Nie musisz się tak o mnie martwić- zaśmiał się, a chłopak ponownie nadymał policzki oburzony.
- Trzymaj młody, wykorzystaj dobrze moje cacko- dobrze zbudowany mężczyzna postawił przed nimi wielką armatę. Chung zapominając o docinkach Adda, zbliżył się do broni i przejechał po niej dłonią. Robiła wrażenie. Masywna. Wyższa od samego Chunga. Biała z licznymi wgłębieniami i przyciskami.
- Jest cudowna- rzekł z fascynacją.
- Zastawiam się jak ty możesz to dźwigać. Moje dynama są o wiele praktyczniejsze.
- Nie wiesz, co mówisz- odparł nadal oglądając armatę. Zapłacił sprzedawcy pokaźną sumę ED, a następnie nałożył ją sobie na plecy.
- Uważaj, by kogoś tym nie staranować, panienko- zachichotał.
- Add, zamiast mi docinać powinieneś spotkać się z Elswordem- odpowiedział poważnie- chyba że masz do mnie jakąś sprawę?
- Powinieneś ściąć włosy- stwierdził rozbawiony.
- To nie jest śmieszne- odpowiedział oburzony- pytałem poważnie.
Zastanowił się. Może warto go spytać, lecz z drugiej strony wiedział, jak wszyscy reagowali na jego imię. Może jednak powinien sobie odpuścić. Poszuka go na własną rękę, ale.. nawet nie wiedział, czy mężczyzna wciąż znajdował się w Elder.
- Widziałeś może Glave'a?- Zaryzykował.
Chung zacisnął usta i spojrzał na niego z niepokojem.
- Po co... po co ci on?- Zapytał z udawaną obojętnością.
- Mam z nim sprawę do załatwienia- odpowiedział. Nie skłamał, w końcu Glave miał z nim walczyć.
- Odpuść sobie- ostrzegł go- nie wiemy nawet czy jest po naszej stronie.
- Przesadzasz- westchnął nieco zażenowany zachowaniem Chunga- czyli rozumiem, że go nie widziałeś?
- Nie- odparł sucho.
Szli w ciszy. Add nie przestawał się rozglądać. Wszyscy ubrani na czarno zdawali się mu być Glave'm. Panował ogromy gwar, więc nie było czuć napięcia panujacego pomiędzy dwoma chłopakami. Słyszał jak armata wydaje z siebie charakterystyczny brzęk z każdym krokiem blondyna, który szedł z pochyloną głową i wpatrywał się w kamienny chodnik
- Add, proszę cię, przestań ryzykować życiem wszędzie gdzie popadnie- powiedział cicho wpatrując się przed siebie. Ledwie dosłyszał jego słowa.
- Glave nie jest niebezpieczny - odpowiedział pewnym głosem, sądząc, że to dręczy Chung'a. Odpowiedziało mu markotne westchnięcie. Nie rozmyślając dalej nad zachowaniem Chunga, który prawdę mówiąc, niezbyt go interesował, bacznie lustrował każdy zakątek.
Rozstali się na skrzyżowaniu w niezbyt dobrych humorach. Jednak pytanie go o mężczyznę było złym wyborem. Skierował się w stronę zamku, w którym znajdowała się siedziba bohaterów Elios. Pokaźną budowlę było widać z daleka. Niegdyś Elder było siedzibą władz królestwa, lecz po wojnie władze skapitulowały. Nie wiedział, gdzie szukać Glave'a, więc postanowił załatwić sprawę z Elswordem. Wspiął się po szerokich schodach i wszedł do środka. Drzwi zamknęły się, a echo poniosło się po wielkim holu. Wszedł na drugie piętro i skręcił w stosunkowo niewielki korytarz łączący się z salonem. W holu znajdowało się wiele drzwi, a ostanie, najbliżej pokoju gościnnego, prowadziły do gabinetu Elsworda. Zatrzymał się przed nimi i od razu przypomniał sobie ostatnią wizytę tutaj. Prychnął rozbawiony. Zapukał do drzwi, odpuszczając sobie po ostatnim razie wejście smoka. Naprawdę nie miał ochoty oglądać po raz kolejny tych czułości zwłaszcza po tym, co zaszło u Glave'a. Na samą myśl było mu nie dobrze.
Zapukał ponownie, lecz gdy znowu nikt mu nie odpowiedział, wcisnął klamkę. Zamknięte. W głowie miał dwie teorie. Nie było go w środku albo po ostatniej wpadce nauczył się zamykać drzwi i teraz zajmuje się nie tym, co trzeba. Przyłożył ucho do drewna i nasłuchiwał.
- Eh, znowu męczysz drzwi, dzieciaku? Drzwi, kaktusy, znowu drzwi... jeśli chcesz się wyżyć, to wiesz, że jestem do twoich usług.
Podskoczył w górę niczym dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
-Spadaj- fuknął- kto by ciebie chciał.
Starał się ukryć zdziwienie. Prawdę mówiąc zamek "Bohaterów Elios" był ostatnim miejscem, w którym spodziewał się spotkać Glave'a. W końcu jaki z niego bohater? Choć cieszył się, że mężczyzna znalazł się sam. Oszczędził mu przy tym zachodu i biegania po mieście, jak nie miastach.
- Co ty tutaj robisz?- Chciał brzmieć oschle, lecz w jego głosie była słyszalna nutka ciekawości.
- Zgaduję, że to samo, co ty- odparł, tym samym "odbijajac" pytanie w jego stronę.
- Nie wydaje mi się- mruknął. Żaden z nich nie chciał wyjawić swojego powodu.
Add zdał sobie sprawę, że mężczyzna wciąż nie odsunął się od niego.
Za blisko.
Cofnął się pod ścianę i założył ręce.
- Nikogo nie ma- odpowiedział, gdy mężczyzna spojrzal na drzwi gabinetu Elsworda.
Stanął tuż obok niego, również opierajac się o ścianę. Nie rozmawiali. Ba, nawet na siebie nie patrzyli. Czekali w ciszy na powrót czerwonowłosego. Mimo milczenia, wydawało mu się być głośno.
Stresowała go obecność mężczyzny. To jak co rusz ich łokcie sie dotykały, to że nie widział jego wyrazu twarzy. Mógł zarówno być śmiertlenie poważny lub uśmiechać się z kpiną.
Usłyszał rozmowy z salonu i na nich postanowił skupić uwagę. Dwa damskie głosy w tym ten należący do Elesis. Trudno go nie rozpoznać. Głośny. Stanowczy. Drugi natomiast brzmiał zbyt zwyczajnie, by mógł stwierdzić, kto jest jej rozmowcą.
- Trzy lata temu wróciłam do rodzinnej wioski i zaczęłam trenować Elsworda. Nawet nie potrafił dobrze zamachnąć się mieczem- powiedziała z lekkim rozbawieniem, a on przewrócił zirytowany oczami. Kolejna historyjka z działu: "gdy byłem młody".
- Fascynujące- mruknął sarkastycznie, nie mogąc się powstrzymać. Widział kątem oka jak Glave spojrzał na niego zapewne zdziwiony nagłym przerwaniem ciszy, lecz nie przestawał sluchac Elesis.
- Jednej nocy zaatakowały nas demony- powiedziała, a jej ton uległ zmianie. Nie było w nim szczypty rozbawienia.
-No bywa- fuknął ironicznie.
- Walczyłam z nieznanym przeciwnikiem odzianym w czarną zbroję.
- Dobrze, że nie płaszcz- dodał na co Glave zareagował cichym prychnięciem.
- Byłam na skraju wyczerpania, żaden z nas nie mógł znaleźć słabego punktu i zadać ostatecznego ciosu.
- Czekaj, pójdę po popcorn.
- Wtedy pojawił się Elsword. Odciągnął jego uwagę, dając mi szansę na zabicie demona, lecz ten rozpłynął się w powietrzu.
- Bo co? Zabronisz mu?- Zapytał poważnie, lecz jego kąciki ust uniosły się. Nim spostrzegł zaczął się dobrze bawić. Najwyraźniej Glave też, ponieważ co chwilę wybuchał niekontrolowanym śmiechem.
- Teraz rozumiesz? Muszę go znaleźć. Ten demon wciąż żyje i ma na sobie krew moich bliskich.
- Chyba się wzruszę- wyraźnie podkreślił ostatnie słowo.
Nim się zorientował, oberwał pięścią w twarz.
~MatashiAte ☕
Zachęcam do komentowania. Wiele to dla mnie znaczy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro