Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

*pół roku później*

- Jesteś pewny?

- Tak, zdecydowanie.

Był pewny, że dzisiaj nie zaśnie. Nie, po spróbowaniu dwudziestu różnych rodzajów kaw, czego nie mógł uniknąć, by te ciemnozielone tęczówki go nie zamordowały. Lecz teraz, gdy w nie spojrzał, uśmiechały się do niego czule. Na początku nie mógł się przyzwyczaić, lecz z czasem pokochał je najbardziej na świecie.

- Gotowe - Glave uśmiechnął się zza lady, a on wywrócił oczami, gdy na tablicy pojawił się nowy zapisek.

Wybrał tę nietypową i oryginalną. Kawa nazwana jego imieniem nie mogła być normalna i musiała odzwierciedlać jego osobowość.

Tak od jutra miało wyglądać ich życie, Add z rana wyruszał na kolejną misję z Poszukiwaczami Eldrytu, zaś Glave miał otwarcie kawiarni. Gdy pierwszy raz usłyszał plany starszego, głośno ryknął śmiechem. Ale musiał to przyznać... Starszy miał talent do gotowania i wypieków. Jak to się mówi, przez żołądek do serca? Jakoś tak to szło. Był niesamowity, ale to wiązało się z jednym ogromnym minusem. Jako że on miał w kuchni dwie lewe ręce i właściwie nie wiedział, co on tam robił, to zawsze finalnie jego dania przy jego prezentowały się niczym dopiero co wyciągnięte potworom z żołądka. Ostatnimi czasy pomylił mąkę pszenną z ziemniaczaną i zamiast ciasta zrobił pyszny czekoladowy zakalec. Za każdym razem Glave śmiał się z niego, a jemu było nadzwyczaj głupio, że on i pobyt w kuchni kończył się tragedią.

- Chciałbym być jutro z tobą - wymamrotał smutno.

- Też bym chciał, Add. Poradzę sobie - uśmiechnął się pocieszająco.

- Głupia misja. Pewnie tłum dziewczyn przyjdzie...

Gdy go całował, nie myślał wiele nad konsekwencjami, plotki o tym, że są razem, rozeszły się po całym Elder. Pewnie nigdy nie wyszliby z ukrycia, gdyby nie pocałunek na rynku w samym centrum miasta oraz zainteresowania, trwaliby w tym jak Elsword i Raven, a tak to... mógł go całować kiedy i gdzie chciał.

Glave wyszedł z ukrycia, spod czarnego jak noc płaszcza, kamiennej, ciężkiej maski, a jego uroda zamąciła w głowie zbyt wielu dziewczynom. Czasem aż niedowierzał, że ma tak cholerne szczęście spędzić życie u boku kogoś tak niesamowitego.

Mimo że wszyscy doskonale wiedzieli, że są razem, wręcz nieustannie pełnym zażenowania wzrokiem patrzył jak dziewczyny próbowały flirtować ze starszym. Czasem nie wytrzymywał i wybuchał głośnym śmiechem, samoistnie wywołując uśmiech na twarzy Glave'a.

- Zazdrośnik się odpala? - Zaśmiał się starszy, składając pocałunek na jego czole.

- Bo to kpina, wszyscy wiedzą, że jesteśmy razem, a mimo to...

- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie, Add.

Mogły sobie flirtować do świtu, Glave i tak nie widział świata poza nim. Na samą myśl na jego twarz wkradł się delikatny, szczery uśmiech.

- Może oleję jutrzejszą misję... - zamyślił się fioletowooki.

- Wynagrodzę ci to jak tylko wrócisz.

Tak, zamieszkał u niego.

- To pierwszy dzień, ja wiem, że jest dla ciebie bardzo ważny - Add spojrzał na niego z uczuciem.

- Zawsze możesz rzucić walkę i pracować u mnie. Myślę, że niesamowicie byś wyglądał w fartuszku... Najlepiej samym.

- Zachowaj swoje fantazje dla siebie - blada twarz pokryła się czerwienią.

- Zachowam je na któryś wieczór - objął go, a Add schował twarz z zagłębieniu ramienia. Pomimo upływu czasu, wciąż reagował na bliskość tak żywiołowo i impulsywnie.

- Dzieciaku, dam sobie radę - zapewnił spokojnym, troskliwym głosem, przyjemnie drapiąc go po plecach, - Od kiedy żyję, w końcu u czuję, że to jest to, czego chcę.

- Oczywiście zaraz po mnie.

Add obdarzył go przepięknym uśmiechem.

- Jako że jutro mi uciekasz, kradnę ciebie jeszcze wieczorem - odezwał się niespodziewanie starszy.

Wychodząc z mieszkania, udali się kamienną uliczką przed siebie, trzymając się za ręce. Zdał się na starszego, podążając za nim, gdziekolwiek go prowadził, co było całkiem normalne. Tak działało zaufanie, tak działał związek. Zacisnął pewniej dłoń na drugiej, większej i ukradkiem spojrzał na niego, ubranego w czarne ubrania, które prezentowały się na nim niezwykle seksownie, wyraźnie podkreślając sylwetkę, a uśmiech wraz ze szczyptą rumieńca mimowolnie wkradł się na jego usta.

Na dworze było już ciemno, gdy opuścili mury miasta, kierując się ku wzgórzom na zachód od Elder.

- Gdzie ty mnie prowadzisz? Mam nadzieję, że nie w krzaki.

- Tu będzie idealnie - zatrzymali się na niewielkiej polanie. - Dziś noc spadających gwiazd.

Znów się uśmiechnął. Gesty Glave'a go rozczulały, mimo że starał się tego po sobie nie pokazywać. Zawsze dla niego się starał i zależało mu na jego opinii. Wszystko, co starszy robił, miało wywoływać uśmiech na ustach młodszego, by później móc zatopić się w tym roześmianym powietrzu.

- Mamy jeszcze z kwadrans.

- To sporo czasu, żeby powalczyć!

Mimo że Glave stracił moce, był piekielnie dobry we wszystkim. Miał talent. Każde zadanie wykonywał perfekcyjnie, mimo że robił to po raz pierwszy. Nawet bez mocy, wyróżniał się na tle innych, przeciętnych ludzi. Nawet gdy pewnego dnia dał mu nie bez powodu broń nazywaną Glaive, posługiwał się nią, jakby się z nią urodził. Nie stracił również siły fizycznej, co Add doskonale wykorzystywał. Ich treningi opierały się na technikach walki wręcz, ale już bez żadnych magicznie pojawiających się, agresywnych kaktusów.

- Ty wiesz, że związek ze mną jest niebezpieczny? - Powiedział, leżąc pokonany na ziemi. - Mogę cię w każdym momencie spalić.

- A potem prochy zakopać na pustyni - odparł rozbawiony Glave. - Gdzieś to już słyszałem.

Leżeli pod rozgwieżdżonym niebem na łące oddalonej od miasta. Glave położył się na trawie, a po chwili głowa młodszego znalazła się na jego klatce piersiowej. Leżeli bokiem do siebie, wpatrując się w nieboskłon.

- Niesamowite - wyszeptał Add, gdy pierwsza gwiazda przecięła niebo.

- Nie wypowiesz życzenia?

- Wolę nie ryzykować. Los i tak zawsze ma dla mnie inny plan.

Świetliste smugi przecinały ciemno niebo. Epicentrum nastało, gdy jednocześnie kilkadziesiąt iskierek przemknęło przez ciemność, przypominając ulewny deszcz złotych kropel. Gwiazdy spadały w przepięknym spektaklu, a oni wpatrywali się w niego zahipnotyzowani magiczną chwilą.

Add wyciągnął dłoń przed siebie tak, jakby chciał dotknąć ciemnego, niedostępnego nieba.

- Gwiazdy przypominają mi ciebie.

- Przez czasoprzestrzeń?

- Nie, spójrz, Glave, te gwiazdy na niebie to byłeś na początku dla mnie ty. Daleki, niedostępny, nieosiągalny - błądził palcem wskazującym po nieboskłonie. - Ciągle ciebie goniłem, chciałem ciebie doścignąć.

Dłoń Glave'a uniosła się i palce delikatnie splotły z jego.

- Spójrz, Add, teraz jestem tutaj - odparł. - Dogoniłeś mnie.

Ich dłonie wyciągnięte przed siebie, splecione razem na tle rozgwieżdżonego nieba.

- Kocham cię, Glave.

- Też ciebie kocham, Add.

Kiedy to wyznali, nie odrywali ode siebie wzroku, nie widząc świata poza druga osobą. Potem stało się coś niesamowitego. Na ich serdecznych palcach zabłyszczało niebieskie światło, a oni zerwali się do siadu.

- Mówiłeś, że nie masz mocy! - Krzyknął Add.

Niebieska smuga na ich serdecznych palcach identyczna jak ta, którą otrzymał od Glave'a przed wyruszeniem w Niebiosa.

- Przeznaczenie jest silniejsze od najstarszej magii - zrozumiał młodszy, gdy ponownie złączyli dłonie.

Jak potężne było łączące ich przeznaczenie? Nawet gdy starszy nie posiadał już mocy, to magiczne obrączki i tak pojawiły się na ich dłoniach. Tu było ich miejsce.

- Chcę ciebie, skarbie.

Wciągnął głośno powietrze, wpatrując się w zielone tęczówki, bo rozświetlone niebo i połyskująca nić na ich palcach sprawiła, że widzieli wyraźniej swoje twarze.

Prawda była taka, że on też tego chciał.

- A jak ktoś tutaj jest? - Zapytał z obawą.

- Jakoś nie obchodziła ciebie uwaga innych, gdy całowałeś mnie przy wszystkich.

- Racja, poza tym... - uśmiechnął się, kończąc zdanie - ryzyko to moje drugie imię.

- Nie, Add, ty po prostu jesteś głupim dzieciakiem.

Może nawet by się obraził, ale to intensywne, pożądające go spojrzenie zabiło tę chęć, ustępując wkradającemu się podnieceniu.

- Wypowiedz życzenie - uśmiechnął się do niego prowokująco.

- Chcę się z tobą kochać, skarbie.

- Spełnię je z wielką chęcią, Glave.

Pochylił się ku niemu, ich oddechy się splotły, a to, co między nimi się teraz działo, było magiczne. Zalała ich fala namiętności i euforii. Całe rozgwieżdżone niebo przyglądało się im. Add bał się oddychać, by nie spłoszyć tej pięknej chwili. Wpił się w jego usta, mocno chwytając dłonią za kark. Glave zębami zaczepił za górna wargę i prowokująco ją przygryzł,  to samo czyniąc z dolną. Gwiazdy widziały moment, gdy Add włożył mu rękę pod koszulkę i rozpoczął powolną podróż wzdłuż linii kręgosłupa.

Był sam środek lata, noc była ciepła, a ich rozgrzane, przylegające do siebie ciała powodowały dodatkowy wzrost temperatury o kilka stopni. Add pomału ściągnął koszulkę starszemu i ponownie zawiesił wzrok na jego klatce piersiowej, po czym przejechał palcem po każdej z blizn. Cieszył się, że Glave bez problemu je zaakceptował, bo dla niego i tak najważniejszy był fakt, że jest człowiekiem. Patrząc na liczne podłużne, wypukłe blizny... nauczył się tolerować swoją niewielką, bladą skazę na szyi.

" Jako Władca Czasoprzestrzeni, moje ciało, mimo silnych ataków, było na nie niewrażliwe. Teraz przeszłe zadane mi rany dały o sobie znać."

Pochylił się całując każdą z nich, do momentu, gdy Glave delikatnie ujął jego podbródek i przyciągnął, wtapiając swoje wargi w jego. Nikt inny nie wzbudziłby w nim takiego pożądania przemieszanego z ciepłem, jak Glave.

To był ten jedyny na całe życie.

I wtedy czas momentalnie przyspieszył albo to po prostu oni odlecieli w krainę zapomnienia. Kompletnie nadzy całowali się na pustej polanie, dłońmi błądząc po swoich ciałach. Glave zaczepił jego ucho, a Add jęknął zniecierpliwiony. Porozumiewali się bez słów, kierując sercem i oboje patrząc w swoje tęczówki, wiedzieli, że nie wytrzymają dłużej.

Glave wszedł w niego, a ich głośne westchnienie skomponowało się z szumem otaczającej ich natury. Kochali się na polanie czule, namiętnie, z dala od perfekcji. To było ich! Ich chwila uniesienia, rozkoszy, cichych westchnień i wypływającej z ich duszy miłości.

Rankiem spojrzał na niego śpiącego w łóżku, w którym ponownie się kochali. Ta noc była niezwykła, magiczna, przesycona miłością. Odgarnął kosmyk, który zasłaniał jego przepiękną twarz i pochylił się, składając na ciepłym policzku pocałunek.

- Niedługo wracam. Zrób dziś show... kochanie.

Pierwszy raz zwrócił się do niego w taki sposób, zarumienił się, mimo że starszy spał.

Tak, on był jego przeznaczeniem.

Za chwilę wyruszał z Poszukiwaczami na kolejną misję. W myślach miał już chwilę, gdy wróci i znów go przytuli. Trzeba było zwalczać zło, by Henir ani nikt o podobnych ambicjach nie zakłócili ich życia, dlatego nie mógł z nim zostać. Nie chciał na nowo przeżywać tego, co już zgotował mu wcześniej los. Mimo to chętnie powróciłby do początku, chciał zobaczyć swoją minę, gdy obudził się po raz pierwszy w jego łóżku.

Kto by się spodziewał, że to się tak skończy?

Nigdy nie sądził, że zakocha się w kimś tak bez pamięci, jak w nim, a w szczególności nie wtedy, gdy pierwszy raz obudził się u niego w łóżku, w jego mieszkaniu. Gdy pierwszy raz żądał od niego wyjaśnień, czując ogarniające go specyficzne uczucie, a fioletowe tęczówki po raz pierwszy znalazły się tak blisko wpatrującego się w niego przenikliwego, z nutką ciekawości spojrzenia. Właśnie tam z tych miękkich, gorących ust padły słowa, przez które później chciał go zamordować... Lecz zamiast brnąć w tę chęć, to on zaczął się rumienić, serce uderzać mocniej, a w głowie kłębić się tysiące myśli, które zaprowadziły go finalnie ku bez pamiętnemu zakochaniu się.

Add był słońcem.

Glave był księżycem.

Gdy słońce zbliżyło się z księżycem zaszła ewolucja zwana miłością złączoną z przeznaczenia, choć gwiazda i ciało niebieskie, które dzieliły miliony kilometrów, nigdy nie powinny się spotkać.

Podróż do Peity, gospoda w drodze do Besmy, dom jego rodziców, poznanie prawdy, przerwanie nici, zmiana w demona, zmiana w człowieka...

To wszystko doprowadziło, że słońce i księżyc stały się jednym.

- Dobrze - przeciągnął się stając, w drzwiach wyjściowych. - Trzeba podbijać świat.

Wtem dłonie cofnęły go, zamykając w uścisku i składając na miękkich ustach zaspany, czuły pocałunek.

- Już go podbiłeś, kochanie.

A niebieskie obrączki już na zawsze pozostały tam gdzie było ich przeznaczone miejsce.

***

Nie wierzę, że to już koniec.

Kochani, jeszcze raz dziękuję każdemu, kto dotarł do końca. Mimo zawirowań po drodze to opowiadanie znaczy dla mnie bardzo dużo. Naprawdę cieszę się, że udało mi się je ukończyć, ale nie stałoby się tak, gdyby nie Wasze liczne komentarze czy prywatne wiadomości, co z opowiadaniem. To dzięki Wam! Byliście moją motywacją i jeszcze raz Wszystkim z całego serduszka dziękuję.

Planuje kolejne opowiadania z uniwersum Elsworda, więc mam nadzieję, że nie rozstajemy się na długo!

MatashiAte ☕🌵

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro