Why so serious?: alternatywne historie - Sladepoint
Gotham City 13 stycznia 2000 roku
-Jak mogłeś?! - wrzasnęła blondynka, a z jej szafirowych oczu spłynęły słone łzy. Na jej kolanach stygło zakrwawione ciało ośmiolatka. Ośmiolatka, którego pokochała za jego wesołość, humor i rozbrajający optymizm nawet w obliczu brutalnego porwania. Zielonowłosy psychopata przewrócił oczami.
-Skąd ta powaga Harley? Uśmiechnij się, nie do twarzy ci z płaczem - odparł wycierając nóż, a w jego oczach zabłysło szaleństwo. Blondynka zaczęła się trząść. Cała w dreszczach wyniosła drobne ciałko chłopca ze śmierdzącego śmiercią i krwią magazynu. Krople zimnego deszczu momentalnie zmoczyły jej jasne włosy, a ciemność wokół idealnie skomponowała się z ciemnością ogarniającą jej serce. Jak mogła na to pozwolić? Jak mogła mu pomagać? Jak mogła tak stracić rozum?
-Kim ja się stałam? - szepnęła w mrok, dokładnie w chwili, gdy kilkunastu uzbrojonych w katany zamaskowanych wojowników bezszelestnie ją otoczyło. Na czele ukazał się znany jej Deathstroke, który cały się trzęsąc podbiegł do trzymanego przez nią drobnego ciałka.
-Nie... - szepnął, a w jego głowie zabrzmiała makabryczna bezsilność. Z jego oka spłynęła pojedyncza łza. W geście rozpaczy przytulił do siebie trupa, a Harleen ujrzała przez zasłonę łez ojca, który utracił syna, a w jej sercu zapłonął zimny ogień.
-Ma dwukrotnie więcej ludzi niż ty uzbrojonych w karabiny maszynowe. Nie wyjdziecie stamtąd żywi dopóki on oddycha - odezwała się, wgapiając pustym wzrokiem w martwego chłopca. Slade Wilson podniósł na nią mordercze spojrzenie.
-Zamorduję go, choćbym sam miał zginąć -warknął wstając. Harleen błyskawicznie zagrodziła mu drogę.
-Nie będziesz musiał. Bo już nie będzie oddychać - odrzekła lodowato i nim zdążyła doczekać się odpowiedzi ze sztucznym uśmiechem na ustach kosztującym ją całą jej duszę, weszła do magazynu.
-Harley? Pozbyłaś się ciała? - zapytał Joker, gdy tylko ją zobaczył. Blondynka podeszła do niego.
-Nie. Jeszcze nie... - odpowiedziała obejmując go za szyję. W jego oczach zabłysła irytacja.
-To zrób to - syknął wyraźnie wytrącony z równowagi. Harleen zbliżyła swoje usta do jego.
-Z przyjemnością - szepnęła, dokładnie w tej samej chwili sięgając po nóż i z szybkością kobry wbijając go aż po rękojeść na wysokość jego mostka. Na kredowobiałej twarzy krwawego klauna pojawiło się nieme zdziwienie, gdy jego fioletowy garnitur począł przesiąkać szkarłatem.
-Harley... Jak mogłaś? - zdążył jedynie powiedzieć nim jego czaszkę przeszyła kula, a Deathstroke na czele Ligi Zabójców wkroczył w morderczym szale do przeklętego magazynu.
Gotham City 9 listopada 2018 roku
Nieznośne promienie słońca obudziły mnie przed piątą rano. Z westchnieniem zwlekłam się z mojego łóżka i ruszyłam w kierunku olbrzymiej dębowej szafy, wyciągając z niej obsydianowy kostium, czerwoną kamizelkę kuloodporną z wściekle żółtym ''R'' na piersi i hebanową pelerynę z kapturem. Gdy tylko narzuciłam na siebie mój zwyczajowy strój, który nosiłam w czasie wyjątkowo długich nocy w Gotham, i zawiązałam szkarłatne sznurówki wysokich do kolan zgniłozielonych butów, zapięłam batpas i puściłam się biegiem przez gigantyczny hol rezydencji by w końcu dotrzeć do drzwi ogrodowych i samego ogrodu. Mroźne, listopadowe powietrze owiało mnie niczym bryza nad karaibskimi plażami podczas ostatnich wakacji. Nim jednak drzwi zdążyły się za mną zatrzasnąć czyjś głos zatrzymał mnie dokładnie w momencie, gdy chwyciłam za złotą klamkę.
-Panienko Wayne, pragnę przypomnieć, że trening bez najważniejszego posiłku dnia jest gorszym treningiem niżeli z - odezwał się Alfred rzucając mi karcące spojrzenie. Przewróciłam oczami.
-Trudno, jakoś to przeżyję - odparłam, po czym nie czekając na odpowiedź wybiegłam prosto na spotkanie Dick'owi i Jasonowi rzucających ze znudzeniem w tarczę batarangami.
-Naprawdę nie rozumiem, co jest takiego wspaniałego w rzucaniu tym plastikiem o piątej rano, zamiast o piątej po południu. Czujesz jakąś niezwykłą różnicę, prócz tego cholernego pragnienia kofeiny Dick? - doszedł mnie wyraźnie zirytowany głos ziewającego Jasona. Dick westchnął.
-Język Jason! Poza tym to wcale nie plastik, ale...
-Wzmocniony kevlar - powiedziałam ze znudzeniem jednocześnie z nim. Momentalnie obrócił się w moją stronę.
-Lucy! - przywitał mnie z uśmiechem.
-Ty też bawisz się w porannego ninję? Wiecie, może powinniśmy założyć cały klub? ''Ty też nie potrafisz spać jak normalny człowiek? Serdecznie zapraszamy na grupowe rzucanie plastikiem nad ranem!"
- A przyjmujecie jeszcze zapisy, Jason? - zapytał znajomy głos. A szatyna zamurowało. Powoli odwrócił się w stronę mojego ojca.
-Wiesz co, chętnie bym pogadał o godzinach i wzmocnionym kevlarze, ale chyba Alfred mnie wołał... - odparł nieco zmieszany chłopak, po czym nim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć ruszył biegiem w stronę drzwi do rezydencji. Dick roześmiał się.
-Masz dar do pojawiania się w odpowiednim czasie Bruce - rzucił wesoło. Mój ojciec uśmiechnął się lekko, po czym westchnął.
-Niestety nie tylko ja go posiadam - odparł ze zrezygnowaniem, a ja momentalnie zrozumiałam co ma na myśli.
-Deathstroke wrócił? - upewniłam się. Kiwnął głową, a w mojej głowie czarne scenariusze, w których. ten ogarnięty manią wielkości socjopata przejmuje kontrolę nad Gotham, zaczęły roić się z prędkością samego Barry'ego Allena...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro