Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krew jak wino

Rozdział II

Laura i Kordian, dwójka moich współlokatorów, a zarazem najlepszych przyjaciół, oczywiście wyśmiała mnie okrutnie, gdy powiedziałem, że nie wrócę na noc, bo idę rozkopywać groby. Powiedzieli mi, że przynajmniej będę miał solidną bazę pod rekrutację do mafii. Westchnąłem, rozłączając się, gdy przekrzykiwali się swoimi kąśliwymi komentarzami i ostatnie co usłyszałem to jak Laura przezywa mnie historycznym grabarzem. Po trzech latach z nimi pod jednym dachem tego typu docinki spływały po mnie jak woda po kaczce, tylko co jeśli tym razem mieli rację i to był po prostu absurdalny pomysł? Lubiłem zawsze księżyc w pełni i nocne letnie powietrze, ale na litość boską nie z łopatą na starym średniowiecznym cmentarzu, gdzie płyty nagrobne były tak pokruszone, że przywodziły na myśl nierówne rzędy nadzwyczaj zaniedbanych zębów, sterczących z brudnej, mokrej ziemi... Co ja sobie do cholery myślałem? Zamieniłem praktyki w archiwum, na praktyki hieny cmentarnej?

-To tutaj! - wyrwał mnie z ponurych rozmyślań rozradowany głos profesora Nowickiego. Zaczynałem rozumieć, dlaczego miał opinię dziwaka. W końcu, który człowiek przy zdrowych zmysłach emanuje taką radością w środku nocy na starym cmentarzu? Miałem tylko nadzieję, że mimo wszystko ten człowiek miał na to wszystko stosowne pozwolenia. Ostatnie czego potrzebowałem to zarzutów o rozkopanie czyjegoś miejsca wiecznego spoczynku. Jak wtedy mógłbym spojrzeć babci w oczy?

-To co psorze, kopiemy? - zapytał chłopak, przedstawiony mi jako Adrian, przezywany przez resztę Adriankiem, zapewne przez fakt, że wciąż męczył się z aparatem na zęby. Cała jego postać nie była niestety bardziej imponująca. Mimo dwudziestu czterech wiosen na karku miał ten sam nastoletni typ urody, co pryszczaci olimpijczycy matematyczni w ogólniaku. Cerę miał równie bladą co ja, ale raczej za sprawą długich godzin spędzonych przed komputerem, niżeli w zatęchłym archiwum.

-Kop, kop Adrianek - rzuciła z lekką dozą pogardy w głosie, dziewczyna, która wyglądała, jakby sama mieszkała w jednym z tych grobów. Nie żeby była zaniedbana w jakimkolwiek stopniu, po prostu wyglądała jak najmocniejsza faza mojej młodszej siostry w czasach jej obsesji gotykiem. Dopóki jej nie zobaczyłem, nie zdawałem sobie sprawy jak wiele odcieni czarnego istnieje.

-Adrian! Cholera jasna Angela! Przestań się do mnie zwracać jak do pięciolatka! - wybuchł chłopak, rzucając dziewczynie mordercze spojrzenie. Ona tylko wzruszyła ramionami i już miała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej profesor Nowicki.

-Bez takich dziecinad mi tutaj proszę! Kłóćcie się proszę w wolnym czasie i okażcie choć trochę szacunku umarłym, po których stąpacie. Oto grób, którego szukamy od dwóch miesięcy. Czujecie to? To ten właśnie moment, w którym być może staniecie się odkrywcami! - wykrzyknął profesor Nowicki ekstatycznie, a ja westchnąłem, gdy Angelika i Adrian kiwnęli na mnie głowami, dając mi znak, że to ta część, w której pełni pasji archeologicznej praktykanci rozkopują stary grób, bo ich szalony profesor, twierdzi, że jest niezwykły.

***

Uczucie towarzyszące człowiekowi, który w ciemnościach rozkopuje stary grób, a za jedyne światło ma latarkę w telefonie trudno określić jednym słowem. Gdybym miał opisać komuś to doświadczenie najpewniej użyłbym słowa niewłaściwe. Bo to wszystko wydawało mi się strasznie niewłaściwe. Coraz mniej wierzyłem, że profesor Nowicki miał jakiekolwiek pozwolenie na swoje ,,prace archeologiczne''. Bo niby dlaczego robiliśmy to wszystko w kompletnych ciemnościach w samym środku nocy? Nie było, żadnego innego logicznego uzasadnienia prócz tego, że profesor i jego praktykanci, czyli obecnie również i ja, działaliśmy nielegalnie. Lodowaty dreszcz przeszedł mnie w momencie gdy zdałem sobie z tego sprawę. Trochę jednak było już za późno by się wycofać. Wyszedłem w połowie zmiany w archiwum, a profesor Pietrowski, przełożony archiwum, nie słynął z pobłażliwości. Pomyślałem, więc, że w najgorszym wypadku, po tej jednej akcji porobię zdjęcia telefonem i zagrożę Nowickiemu, ujawnieniem jego nielegalnej działalności jeśli nie podpisze mi praktyk. Tym samym po tej jednej koszmarnej nocy już nigdy więcej nie będę musiał łazić z łopatą na cmentarz co chwilę rozglądając się czy przypadkiem w naszą stronę nie idzie już jakiś policjant, gotowy wsadzić nas wszystkich za kratki. Generalnie na wszystkich tych filmach to jest chwila moment nim natkniesz się na wieko trumny i możesz odrzucić łopatę na bok. Rzeczywistość niestety nie wygląda tak kolorowo. Problemem z kopaniem na starym cmentarzu jest fakt, że nikt nie jest do końca pewien, w którym dokładnie miejscu trzeba kopać. Dlatego też każde z naszej wybitnej trójki wybrańców na hieny cmentarne kopała w innym miejscu w okolicy rozpadających się szczątków mogiły. Po dwóch godzinach zacząłem przeklinać w duchu samego siebie, że dałem się w to wpakować. W tym momencie swojego życia byłem już absolutnie pewny, że po pierwsze bez trudu dałoby mi się opchnąć chwilówkę i po drugie, będę tego wszystkiego cholernie żałował. Postanowiłem jednak tego nie okazać i w przeciwieństwie do moich towarzyszy niedoli nie kląłem na głos, a jedynie w duchu. Profesor Nowicki natomiast niemal podśpiewując pod nosem kręcił się w tą i z powrotem w radosnym oczekiwaniu, aż mu wykopiemy jego trupa. Choć biorąc pod uwagę, że groby te datowane były na jakiś XIV wiek, to raczej jedynie resztki kości. W którymś momencie łopata zadzwoniła o coś twardego, najpewniej metalowego. Spojrzałem w dół, a zimny pot spłynął mi po plecach. Adrian i Angelika zaklęli siarczyście, bo oto i mi nowicjuszowi udało się odnaleźć zawartość grobu, którą tak chciał mieć w posiadaniu Nowicki. Profesor swoim zwyczajem klasnął w dłonie i podszedł do mnie sprężystym krokiem.

-Antoni gratulacje! - wykrzyknął z tak wielkim entuzjazmem, że przestał się przejmować formą grzecznościową. Moje imię echem odbiło się wśród drzew pobliskiego lasu. Przełknąłem głośno ślinę czując jak włoski na rękach stają mi dęba. Profesor tymczasem niemal wyszarpnął mi łopatę z dłoni i zaczął ostro uderzać nią w wieko trumny. Po krótkiej chwili zawiasy puściły. Po raz pierwszy spojrzałem na profesora z lekkim strachem. Miał w tym wprawę... Ile takim grobów już rozkopał? Czy naprawdę chodziło w tym wszystkim o archeologię? O pracę naukową?

-Otwieramy? - w wilgotnym, chłodnym powietrzu odezwał się głos Angeli, wyraźnie podnieconej perspektywą zobaczenia kilkusetletnich zwłok. Profesor skinął jej głową. Niemal w tym samym momencie ona i Adrian ukucnęli i podnieśli wieko trumny.

-Tylko ostrożnie! - upomniał ich przejęty profesor, a ja włożyłem lekko trzęsące się dłonie do kieszeni dżinsów. Poczułem się nagle jak te postacie w horrorach, na które krzyczy się by nie wchodziły do piwnicy. Zwalczyłem idiotyczną potrzebę aby krzyknąć by przestali. To tylko głupie bajki, zabobony nic więcej...

-O kurwa! - wykrzyknęła Angelika, gdy tylko ukazało nam się wnętrze trumny. Adrian jej zawtórował, a ja zaniemówiłem. Co do jasnej cholery się tutaj działo?!

-Nareszcie! - wykrzyknął zupełnie ignorując nasz szok profesor Nowicki i przepchnął się do trumny. Ja natomiast starałem się ze wszystkich sił opanować panikę, która we mnie narastała niczym potężna fala tsunami. To było po prostu niemożliwe. To nie działo się naprawdę!

No bo jakim cholernym cudem siedemsetletnie zwłoki chowane w czasach, gdy ludzie nie mieli najmniejszego pojęcia o zwykłej higienie, a co dopiero o balsamowaniu zwłok wyglądały jakby jeszcze przed chwilą chodziły sobie pośród żywych jak gdyby nigdy nic?! Żołądek ścisnął mi się w supeł, a po plecach przebiegł zimny dreszcz, gdy tak patrzyłem na bladego mężczyznę o ciemnych czarnych włosach i hipnotyzującym wyglądzie, nie mogącym liczyć sobie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Pochowany był w resztkach wyżartego przez mole stroju, który najbardziej pasował mi do ubrań, które nosiła XVII - wieczna arystokracja. W jego piersi tkwił natomiast gruby na pół cala osikowy kołek. Przełknąłem głośno ślinę. Większe ślady rozkładu nosiły jego ubrania niż on sam. I czemu pochodziły z XVII wieku, skoro sam grób pochodził z XIV?

-Profesorze, z całym szacunkiem, ale co tutaj się do jasnej cholery dzieje?! - niemal wykrzyczałem to pytanie, czując jak oślizgłe macki strachu oplatają moje płuca i niemal pozbawiają mnie powietrza. Profesor Nowicki jednak nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi i sięgnął po kołek. Nim mój racjonalny umysł zdążył wrócić pamięcią do tych średniowiecznych bajdurzeń, o których opowiadała nam profesor Feler na pierwszym roku przy okazji przedmiotu wierzenia starosłowiańskie, Angelika i Adrian rzucili się na profesora krzycząc by przestał. Było już jednak za późno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro