Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krew jak wino

  Rozdział I

 Noce od zawsze były moją ulubioną częścią cyklu dobowego. Mroczne i świetliste emanowały tym tajemniczym rodzajem piękna, który rozumiał tylko ten kto się go nie bał. Absolutnie niezwykłym wydawał się fakt, że blask tego samego księżyca w pełni, który oświetlał moją bladą twarz, kiedyś oświetlał twarze tych biednych kobiet, palonych na stosach w XVII wieku, niesłusznie skazywanych za rzekome pakty z diabłem. O dziwo spalono tutaj także jednego mężczyznę. Zawsze ciekawiły mnie powody, które kierowały ich egzekutorami. Czego tak się bali? Co mogli zyskać? Dlaczego akurat Ci ludzie, a nie inni? Od prawie trzech lat studiowałem historię na zielonogórskim uniwersytecie, ale nadal nie poznałem odpowiedzi na te pytania. Oczywiście wokół samych procesów, jak i tortur, czy makabrycznych pochówków istniała niezliczona ilość legend, wypełniona fałszywymi świecidełkami zabobonów niczym gniazda tutejszych srok bezużyteczną starą biżuterią. Tylko jak człowiek XXI wieku mógłby wierzyć choć w ułamek tych nasączonych średniowieczną ignorancją bzdur? Westchnąłem, zdmuchując kolejną porcję kurzu z książki w archiwum i odstawiłem ją na swoje miejsce na nowej, prawidłowo opisanej półce. Szlag trafiał już mnie i moją alergię od tego cholerstwa. Że też tak wyglądały jedyne praktyki jakie udało mi się zdobyć w mieście. Czy już nikt nie docenia wartości historii? Kichnąłem przeraźliwie, dokładnie w momencie gdy do dusznego pomieszczenia wszedł profesor Nowicki, znany na całą katedrę ze swojego ponadprzeciętnego zainteresowania archeologią oraz szeroko pojętej ekscentryczności. Jedni zarzucali mu geniusz, inni zwykłe dziwactwo.

-Panie Ryski, może chusteczkę? - zaoferował profesor z lekko wyczuwalną nutą sarkazmu w głosie. Podziękowałem, przyjmując paczkę chusteczek higienicznych i przetarłem swój zakatarzony, czerwony nos. Nauczyciel zmierzył w tym samym czasie wzrokiem stertę nieopisanych książek i do połowy wypełniony regał z etykietkami tak nowymi, że wręcz niewłaściwymi pośród tych wszystkich staroci.

-Jak mijają Panu wakacje Panie Ryski? - zagaił profesor, a ja ledwo powstrzymałem się od kąśliwego komentarza.

-Produktywnie. Wiele się uczę na tych praktykach - odpowiedziałem zamiast tego bez mrugnięcia okiem. Profesor Nowicki momentalnie wybuchł śmiechem. Spodziewałbym się każdej możliwej reakcji, tylko nie śmiechu. Stałem, więc jak ostatni idiota, nie wiedząc co właściwie powinienem w tym momencie zrobić.

-Wybaczy mi Pan, Panie Ryski, ale nie trudno odgadnąć jak się tutaj człowiek Pana pokroju męczy. Ja sam dobre paręnaście lat temu utknąłem w tym samym archiwum, w którym i Pan dzisiaj klnie na wybór fakultetu - odparł po chwili mężczyzna z wyraźnym współczuciem w głosie. Westchnąłem, darując sobie tą szopkę i mu przytaknąłem.

-Czy naprawdę tak ma wyglądać moja praca? - westchnąłem, opierając się o ciężki dębowy regał, wyraźnie zmatowiały w koszmarnie żółtym świetle długich świetlówek. Czy i ja po jakimś czasie tutaj też tak zmatowieję? Zacznę przypominać tych suchych archiwistów o pozbawionych życia oczach i oddechu ciągle gorzkim od kawy?

-Niekoniecznie. Moja tak nie wygląda. Historia to tylko początek Panie Ryski, to co Pan z nią zrobi później, to jest kluczowe. Ale nie będę dłużej kolokwialnie mówiąc owijał w bawełnę. Lubię Pana, jest Pan dobrym studentem, ale nie będzie Pan dobrym historykiem. I zanim Pan zacznie się bronić i zrobi się Panu przykro już wyjaśniam o co mi w tym momencie właściwie chodzi. Historia jako taka znudzi Pana. Archiwum i długie godziny w nim sprawią, że Pan ją znienawidzi. Jest Pan człowiekiem ciekawym świata, człowiekiem poszukującym, człowiekiem nieumiejącym usiedzieć za biurkiem. Jest Pan dokładnie taki jaki ja byłem w Pana wieku, być może stąd mój sentyment i moja propozycja. Nie widzę w Panu, Panie Ryski materiału na historyka, widzę natomiast materiał na archeologa. Dlatego zaproponuję Panu znacznie ciekawsze praktyki, a ciekawsze bo terenowe. To co Pan na to? Dołączy Pan do mojego składu?

-Obecnie dołączyłbym choćby do trupy cyrkowej, gdyby to mogło mnie uchronić przed kolejnymi trzema tygodniami w tym zatęchłym archiwum - odpowiedziałem zupełnie szczerze. Mężczyzna klasnął w dłonie z satysfakcją.

-Świetnie! Wyruszamy natychmiast, akurat słońce zachodzi! Jakże idealna pora na rozkopywanie grobów! - wykrzyknął uradowany profesor i zanim zdążyłem zrozumieć na co się zgodziłem, pociągnął mnie za sobą do wyjścia z archiwum, przy dezaprobacie jednego z archiwistów, kręcącego głową i szepczącego do drugiego jedno krótkie słowo - ,,wariat''. Nie byłem tylko pewien czy odnosiło się ono do mnie, czy do nękającego zmarłych profesora Nowickiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro