Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czarne Motyle

Rozdział V - Rok 2626

– Dlaczego więc tylko nam śniły się Czarne Motyle? – zapytałam, gdy już trochę się uspokoiłam, a Cory ciężko westchnął.

– Wzmagali w nas poczucie wyjątkowości. Ale te dzieciaki, które widzieliśmy w ostatnią noc w sierocińcu... Axis to były hologramy. Bo widzisz... Nie ma żadnego przejścia, żadnego ukończenia Akademii, żadnego własnego życia dla nas sierot... Myślisz, że czemu uczono nas tyle historii? I czemu w naszej szkole nie było innych dzieciaków niż sieroty takie jak my? Od początku byliśmy przeznaczeni na Czarne Motyle albo śmierć. Jedyne co jest w nas wyjątkowego to to, że przeżyliśmy. Te zwłoki... Ta cała cholerna sala zwłok... Axis to były dzieciaki takie jak my, które miały mniej szczęścia i nie przeżyły. I gwarantuję Ci, że reszta twojej sali zaczęła po kolei śnić o czarnych motylach i czeka ich ten sam podły los, ta sama cholerna sala trupów... - odpowiedział mi Cory, a w jego zachrypniętym przez płacz głosie pobrzmiewała nienawiść, czysta i nieposkromiona. Zwinęłam się w kłębek w jego ciepłych, umięśnionych ramionach, naiwnie licząc, że ochronią mnie przed tym strasznym światem, w którym przyszło nam żyć.

– Ale...czemu my byliśmy pierwsi? – zapytałam ledwie słyszalnym głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Uczucia bolały teraz za bardzo...

– Bo urodziliśmy się w styczniu – odparł sucho Cory, a ja gwałtownie wstałam.

– Skąd te sny Cory? Oni mogą kontrolować nasze sny? Mają do nich dostęp? Co jeszcze mogą? Myślisz, że nas teraz słyszą? – wyrzuciłam z siebie niepokojące mnie pytania, a chłopak również wstał.

– Też się nad tym zastanawiałem. Trochę potem mnie paranoja wzięła, że żyjemy jak w Incepcji – zaczął chłopak, ale widząc moje nierozumiejące spojrzenie dodał. – To taki film z XXI wieku. No co? Lubię stare kino. W każdym razie oni mogą jedynie zsyłać na Ciebie konkretne sny, ale muszą mieć dostęp do twojego ciała. W sierocińcu to nie jest nic trudnego. Z taką ilością elektroniki, mogą Cię pokłuć tym serum, gdy śpisz, albo dodać Ci je do jedzenia... W każdym razie, obecnie jesteśmy w miarę bezpieczni, jeśli chodzi o zachowanie dostępu do własnego umysłu, gorzej z tym, że utknęliśmy w dantejskim piekle...


Rok 1726

Will patrzył na nas, jak na szaleńców. Z resztą nie można było się mu jakoś specjalnie dziwić, biorąc pod uwagę, że oznajmiliśmy mu właśnie, że pochodzimy z XXIII wieku, podróżujemy w czasie i jedno z nas otrzymało zlecenie na jego głowę. Spojrzenie szmaragdowych oczu blondyna przesuwało się pomiędzy mną, a Corym. W końcu po dłuższej chwili milczenia, dłużącego się w nieskończoność, odezwał się przerywając tą nieznośną ciszę.

– Czyli normalnie się tak ubieracie? – zapytał, taksując nas rozbawionym spojrzeniem. Popatrzyliśmy na siebie z Corym. Mieliśmy na sobie standardowe czarne, przylegające kostiumy i ciężkie, wojskowe buty.

– Naprawdę o to chcesz zapytać? – odezwał się zszokowany Cory, a mi chciało się śmiać. Will jak zwykle zaskakiwał.

– Trochę głupio w tym wyglądacie, więc owszem – odparł wesoło Will, zupełnie tak, jakby te rewelacje o podróżach w czasie i zleceniu jego zabójstwa nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Nigdy nie zrozumiem XVII-wiecznych arystokratów...

– Teraz to trochę żałuję, że zrezygnowałem z zabicia Cię – wymamrotał obrażonym tonem Cory, a Will rozciągnął usta w zawadiackim uśmieszku.

– Oh, nie patrzcie tak na mnie oboje. Wiem, że oczekiwaliście, że będę Was wypytywał o przyszłość i może omdleję jeszcze z tych rewelacji, jak zagorsetowana pannica, ale prawda jest taka, że dawno się już domyśliłem, że nie jesteście z tego stulecia – odparł chłopak, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic.

– Jak? – uprzedziłam Cory'ego z nurtującym nas oboje pytaniem. Will roześmiał się tym swoim perlistym śmiechem bohatera epokowego romansu i spojrzał na nas z politowaniem.

– Ty – wskazał na mnie. – Zachowujesz się jakby kobieta była równa mężczyźnie, co zgaduję jest normą w przyszłości, a Ty – wskazał na Cory'ego. – nie mówisz z japońskim akcentem, ale z amerykańskim. Poza tym widziałem, jak gadacie z przezroczystymi obrazami nad waszymi nadgarstkami – odparł spokojnie arystokrata. Spojrzałam na Cory'ego, który już otwierał usta by obronić naszych XVII-wiecznych kreacji, ale Will odezwał się znowu, patrząc na naszą dwójkę. – Poza tym zachowujecie się jakbym był znacznie głupszy od Was i zostawiacie mnóstwo poszlak – dodał, a mi zrobiło się głupio. Może faktycznie się tak zachowywaliśmy. Może czuliśmy się mądrzejsi, bo urodziliśmy się sześć wieków później i przez ostatnie lata zapewniano nas o naszej doskonałości i wyjątkowości, a jej wyznacznikiem była właśnie inteligencja...

– Przepraszam... - odezwaliśmy się jednocześnie skruszeni ja i Cory. Will machnął ręką.

– Lepiej powiedzcie mi jaki macie plan, by faktycznie być tymi bohaterami czasu – powiedział chłopak, a w jego szmaragdowych oczach zaiskrzyło coś co z trudem rozpoznałam – zaufanie. Właśnie w tym momencie poczułam, coś co myślałam, że straciłam, gdy Cory odkrył przede mną prawdę – nadzieję.

Dużo później zrozumiałam, że właśnie w tamtym momencie narodziła się nasza przyjaźń i staliśmy się sobie naprawdę bliscy. To naprawdę wspaniałe uczucie posiadać kogoś dla kogo ma się znaczenie. Kogoś kto będzie o Ciebie walczyć. Kogoś kto upomni się o Twój los i Twoje prawa. Żyjąc tyle czasu w poczuciu własnej nieważności, wychowani przez zimne, stalowe maszyny ja i Cory byliśmy w pewnym sensie jak popsuta porcelana. Z daleka wydaje się doskonała, ale gdy przyjrzysz się jej z bliska dostrzegasz długie rysy i brzydkie pęknięcia. Tak długo uczyliśmy się udawać beznamiętną stal, że zapomnieliśmy o naszym prawie do odczuwania emocji i dzielenia się nimi z bliskimi. Zapomnieliśmy o tym, co czyniło nas ludźmi. Poza tym nie mieliśmy żadnych bliskich. Ale wbrew zapewnieniom tych, którzy nas wychowali, potworów chowających się pod maskami maszyn, bliscy nie byli naszą słabością. Myślę, że gdyby nie oni, nigdy nie starczyłoby mi sił na walkę, którą wtedy rozpoczęliśmy i która trwa do dzisiaj. Ludzka chciwość – oto prawdziwe zło świata. Ale to dłuższa opowieść, o której jeszcze kiedyś, mam nadzieję, że usłyszycie. Kimkolwiek jesteście i w którymkolwiek wieku żyjecie, pamiętajcie, że tak jak my jesteście motylami. Macie wpływ na nasz świat, który może być naprawdę piękny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro