Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bordowa Czapka

Rozdział I

Jak zwykle się spóźni. Jak zwykle siedziała do późna nad aktami. Jak zwykle dostała poranne ciało. Westchnęła dopijając zimną kawę i zaparkowała na parkingu znajdującym się o wiele za daleko od miejsca zbrodni. Wzięła z siedzenia pasażera płaszcz i odznakę detektywa policyjnego. Wysiadła ze swojego ukochanego grata i trzasnęła drzwiami za sobą. Krople deszczu momentalnie zaczęły moczyć jej ciemne loki sprawiając, że kobieta po raz kolejny przeklęła londyńską pogodę. Zakrywając głowę teczką ruszyła w stronę parku. Jej obcasy postukiwały z każdym jej szybkim krokiem, a jej makijaż rozmywał się przez kolejne krople potu spływające po jej czole. Zawsze to samo - pomyślała ze zrezygnowaniem. Kilkanaście minut później przepychała się przez tłum gapiów by finalnie przekroczyć żółtą taśmę otaczającą skrawek parku.Technicy kręcili się w okolicy, a policjanci starali się utrzymać porządek wśród tego całego chaosu. W niewielkiej odległości dojrzała zmoczone blond włosy. Moron przepytywał jakąś kobietę, która niedobór słów nadrabiała gorączkową gestykulacją. Detektyw kiwał potakująco głową zapisując coś w swoim notesie. Zapewne notował swoją dzisiejszą listę zakupów. Zwykle ignorował wypowiedzi świadków twierdząc, że i tak w niczym mu nie pomogą podkoloryzowane opinie. Carmen pokręciła głową z dezaprobatą. Szczerze nie przepadała za swoim nowym partnerem. Przyjechał z Francji pół roku temu i w ten czas zdążył sprawić, że policjantka odwołała swoje wakacyjne plany wyjazdu do Paryża. Westchnęła i podeszła do jednego z kryminalistyków.

-Detektyw Diaz - wylegitymowała się unosząc odznakę, po czym zapytała. - Co my tu mamy?

-Nastolatka z podciętymi żyłami. Rozpoznana jako Mary Corse, tutejsza licealistka. Przyczyna śmierci oczywista - wykrwawienie. Żadnych innych obrażeń - odparł zapytany, ale w jego zamyślonym wyrazie twarzy kryło się zdezorientowanie. Carmen oczywiście domyśliła się co chodzi po głowie technikowi, bo jej także zabłysło to w myślach. Samobójstwo czy morderstwo?

-Co jest narzędziem zbrodni?

-Nie znaleziono go - odrzekł krótko, zmieszany. Kobieta podniosła wzrok na niego.

-Umarła tutaj? - spytała podchodząc do ciała.

-Tak. Badania wskazują, że zgon nastąpił około godziny drugiej w nocy - odrzekł, a kobieta założyła rękawiczki i kucnęła przy bladym ciele szczupłej dziewczyny. Mogła mieć góra siedemnaście lat. Jednak to nie młody wiek ofiary wstrząsnął policjantką, lecz ten uśmiech... Dziewczyna się uśmiechała. Carmen przeszedł zimny dreszcz po plecach. Ten uśmiech... budził w niej nieuzasadniony niepokój.

-Powinnaś się wybrać do lepszego fryzjera. Twoje włosy przypominają gołębia po starciu z kotem - odezwał się tuż nad jej uchem irytujący francuski akcent.

-Co mówią świadkowie? - zadała pytanie lekceważąc przytyk. Mężczyzna przewrócił oczami.

-Nic. A przynajmniej nic przydatnego. Nikogo tu nie było o tej porze, a nawet jeśli, to mieli tyle procentów we krwi, że równie dobrze mogli zobaczyć jednorożca. Ale przecież rozwiązanie jest oczywiste.

-Czyli? - spytała kobieta rzucając mu beznamiętne spojrzenie. Detektyw jednak nie zwróciwszy na to najmniejszej uwagi rozciągnął usta w ledwie widocznym uśmieszku satysfakcji. Czuł, że jego intelekt nie ma sobie równych.

-Samobójstwo. Podcięcie sobie żył to jeden z najpopularniejszych sposobów odebrania sobie życia. Do tego uśmiecha się. Która ofiara morderstwa daje się zabić z uśmiechem na ustach? - odparł wyraźnie z siebie zadowolony Francuz. Policjantka zmarszczyła brwi.

-Nie wydaje ci się dziwne, że postanowiła zakończyć swoje życie w miejscu publicznym? - zapytała. Moron wzruszył ramionami.

-Może lubiła świeże powietrze? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

-A co z narzędziem zbrodni? Gdzie ono jest? - spytała wyraźnie nieprzekonana do teorii partnera. Moron westchnął.

-Pewnie gdzieś w okolicy. Może...- odrzekł mężczyzna z nutką irytacji w głosie, ale nie skończył, bo przerwało mu zamieszanie w tłumie obserwujących cywili. Przez żółtą taśmę przedostała się dwójka nastolatków, którzy zaczęli się wykłócać z policją. Kobieta momentalnie ruszyła w ich stronę, pozostawiając denerwującego partnera za sobą.

-Jak to, odsunąć?! Sam się odsuń! Mary! Mary! - wykrzykiwała wysoka blondynka wymachując rękoma, gdy oficerowie chcieli ją przesunąć. W jej szmaragdowych oczach kryła się nieposkromiona determinacja i szok. Nie wiedziała co tu się dzieje, ale niezaprzeczalnie znała ofiarę. Carmen odprawiła policjantów.

-Detektyw Carmen Diaz z wydziału zabójstw. Jesteście przyjaciółmi Mary? - rozpoczęła rozmowę. Blondynka otworzyła szerzej oczy, a chłopak obok niej przełknął głośno ślinę. Wydział Zabójstw - etykietka śmierci...

-Czy...czy ona...? - wyszeptał nie potrafiąc dokończyć. Blondynka zaczęła się trząść. Carmen spuściła głowę. Tego właśnie nienawidziła w swojej pracy. Przekazywania tragicznych wieści...

-Przykro mi. Czy...czy Mary była szczęśliwa? - odrzekła, a, po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć łzy. Chłopak zaczął ciężko oddychać. Carmen dotknęła kieszeni, w której trzymała telefon. Co jeśli chłopak dostanie ataku paniki?

-Była?! Jak to była?! Dlaczego używa pani czasu przeszłego?! Mary żyje! Żyje! Ona nie może być martwa! Nie może! Słyszy pani?! Ona żyje! - warknęła wściekle dziewczyna w odpowiedzi, a jej przyjaciel osunął się na ziemię. W tym momencie Carmen wyciągnęła telefon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro