Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bordowa Czapka

Opowiadanie zostało dwukrotnie nagrodzone:

Drugie miejsce w konkursie międzyszkolnym na kryminał ,,Zbrodnia/nie/doskonała" 2018

 Drugie miejsce w  konkursie ogólnopolskim o Różę Karoliny 2023 (co ciekawe pierwszego miejsca od kilku lat się w nim nie przyznaje xd)


Prolog

   Ostrze przejechało z głuchym dźwiękiem po wewnętrznej stronie nadgarstków rozcinając bladą skórę, która momentalnie pokryła się szkarłatem. Słone łzy spłynęły po jej policzkach. Jej dłonie zaczęły drżeć, a zęby szczękać. Czuła to... Czuła ten upiorny chłód nadchodzącej śmierci... Wyciągała po nią swe długie, kościste, trupie palce. Szeptała w mroku. Wpatrywała się w nią tym pustym, martwym wzrokiem. Była taka obojętna... Taka zimna... Taka spokojna... Bez wszechobecnego pośpiechu wolnym krokiem podążała w jej stronę. Chciała się zerwać z mokrej, krwawej ziemi. Chciała uciec. Chciała biec do utraty tchu, byle tylko nie patrzeć bezsilnie, gdy to potworne, arktyczne, mroczne oblicze odbierze jej duszę. Ponieważ to właśnie bezsilność... Bezsilność sprawia, że jesteśmy zdolni do wszystkiego...

-Nie... Jest za wcześnie... Za wcześnie... - szepnęła dziewczyna krztusząc się własną krwią. Jej skóra stawała się coraz zimniejsza, a jej myśli coraz mniej wyraźne.

-Nigdy nie jest za wcześnie, ani za późno - odpowiedział ktoś, a jego obojętny głos zdawał się przenikać aż do kości. Z nieba zaczęły spadać lodowate krople, niczym łzy Boga rozpaczającego nad losem swego dzieła.

-Tym... Tym razem jest. Oni... Oni to wiedzą... - wychrypiała, a jej szare oczy zabłysły upiorną wręcz pewnością. Wieczne oblicze obojętności przeciął delikatny grymas przerażenia, tylko po to by ułamek sekundy później, zmienić się w gorejącą wściekłość.

-Kłamiesz - warknęła tajemnicza osoba, a jej obsesyjne słowa uniósł świszczący wiatr, niemiłosiernie siekąc łzami wszechmocnego. Dziewczyna rozciągnęła usta w krwawym uśmiechu, spoglądając prosto w duszę straconą.

-Przekonasz się... Wkrótce... - wykrztusiła z siebie ledwie dosłyszalnym głosem, po czym kurczowo zacisnęła śnieżnobiałą dłoń na bordowej czapce, łącząc w przerażającą jedność krwawy szkarłat i zapalczywe bordo. Trupie palce zacisnęły się na jej szyi i brutalnie wyrwały jej duszę z piersi. Memento mori - uniosły się w wilgotnym powietrzu posępne słowa śmierci, a hebanowe niebo przeszyła błyskawica. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro