Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dialog jedenasty

— Witam ponownie w moich skromnych progach.

— Nie musisz być taki wylewny.

— Wręcz przeciwnie, w końcu goszczę cię tutaj drugi raz tego samego dnia. Ktoś mógłby pomyśleć, że zaczęliśmy się przyjaźnić.

— A przysłuchując naszej rozmowie, natychmiast doszedłby do wniosku, że z takim bucem jak ty raczej wolałabym się nie zadawać.

— Ach, poczułem ucisk w gardle. Nie wiem, czy to skutek zranionych uczuć, czy na twój widok zbiera mi się na wymioty.

— W moim wypadku na pewno to drugie.

— Wprost nie mogę uwierzyć, że cię tutaj wpuściłem. Znowu.

— Wiara ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przestraszyłeś się Rona, a teraz skończymy ten nużący temat i proszę cię, żebyś odpowiedział na nurtujące wszystkich pytanie: gdzie jest moja torebka?

— Ustalmy parę faktów, wyrodna matko.

— Dobrze, wyrodny ojcze!

— Po pierwsze, ja się nikogo nie boję.

— Lord Voldemort, Śmierciożercy oraz setki innych czarodziejów to pewnie tylko wyjątki, jakie potwierdzają regułę?

— Po drugie, już na pewno nie boję się twojego, pożal się Slytherinie, męża. Po prostu wolałem nie zwalać sobie na głowę kolejnej niepożądanej osoby.

— Taa...

— Po trzecie, skąd mam wiedzieć, gdzie zostawiłaś swoją torebkę, czy raczej ten obiekt, który za torebkę uważasz?

— To akcesorium było zaprojektowane przez samą Madame Malkin, ale mniejsza o to. Nie chcę się już z tobą wykłócać. Znajdę moją własność, po czym opuszczę to mieszkanie... albo lochy. W sumie na jedno wychodzi.

— Tylko ty potrafisz w pojedynczej kwestii zmiksować puste nawołanie do pokoju i jawną obelgę. Gratulację, wspięłaś się na wyżyny mugolskiej hipokryzji.

— Przyganiał świstoklik Proszkowi Fiuu. Abstrahując już od użytego przez ciebie przymiotnika, czyżby hipokryzja z kategorii uniwersalnej stała się negatywnym przymiotem gatunkowym?

— Ojejku, czyżby wykształcona Granger użyła dwóch wzajemnie wykluczających się słów? Od kiedy przymiot może być negatywny?

— To celowa figura retoryczna, bęcwale.

— Lub ubytki w wykształceniu. Naprawdę moja ochota na prowadzenie dalszej rozmowy zmalała do zera, więc poprzestańmy na wymownym milczeniu i rzucaniu sobie nienawistnych spojrzeń, gdy tak czołgasz się po podłodze, sprawdzając rejony pod kanapą i stołem, tylko nie wsadzaj głowy do szafek i waz, bo utkniesz na amen. Oboje byśmy tego nie chcieli.

— Mógłbyś przynajmniej mi pomóc, a nie siedzieć na oparciu fotela i kontemplować własne nieróbstwo.

— Rwę się do pomocy.

— Ani drgnąłeś.

— To był sarkazm. Czyżby jego detekcja ci się magicznie wyłączyła?

— Posłuchaj, dwie osoby znacznie szybciej znajdą potencjalnie zaginiony obiekt.

— Ty posłuchaj, jest takie jedno zaklęcie, które po jego wypowiedzeniu...

— A to co?

— Co masz na myśli? Brzmisz, jakbyś znalazła na mojej półce garść rajstop. Twój syn pewnie byłby zachwycony.

— Nie, to coś lepszego.

— No nie wiem, co mogłoby rywalizować z rajtuzami... Niech pomyślę. Baletki?

— Podpowiem: to potencjalne źródło kompromitujących momentów z dzieciństwa. Aż trudno mi uwierzyć, że jesteś taki sentymentalny i trzymasz to na widoku.

— Granger. Odłóż. To. Natychmiast. Na. Miejsce!

— Nie bądź taki impulsywny. Na pierwszy stronach wyglądasz na uroczego dzieciaczka, szczególnie na tym bujanym hipogryfie i z buzią umazaną czekoladą... albo czymś o podobnym kolorze.

— Oddawaj to!

— A tutaj, biedny Drakuś płakusia, bo miotełeczka go zrzuciła. Ojejejeje.

— Przestań, kuźwa, uciekać!

— Tatuś przytula małego Drakusia. Bee, zła, brzydka miotełka!

— Zaraz tego gorzko pożałujesz!

— Wiesz, widząc twoje zdjęcie, na którym gonisz czekoladową żabę w samych majtkach, przestaję zważać na twoje groźby, bo momentalnie tracą złowrogi wydźwięk.

— Nienawidzę cię, po prostu nienawidzę!

— Ileż w tobie złej energii! Przecież tylko oglądam twoje majestatyczne pozy. Do pewnego wieku byłeś nawet fotogeniczny.

— Jak cię dorwę, to dopiero zobaczysz fotogeniczność!

— Spokojnie, Drakuś, bo ci jeszcze wszystkie włosy wypadną.

— Oglądaj sobie ten album, oglądaj, Granger, bo sama byłaś brzydka jak odchody trolla, więc rodzice nie robili ci żadnych zdjęć.

— Słodki Malfoyek z wężową maskotką.

— Paskudna jak pasztet z gargulca.

— Drakuś odpakowuje prezenty i robi naburmuszoną minkę.

— Ohydna jak dementor z czyrakiem na twarzy.

— Draczuś huśtany na kolanach tatusia. Ech, gdybyś tylko odziedziczył jedną czwartą wyglądu swojego ojca...

— Granger.

— Słucham?

— Zaraz cię uduszę, dlatego łaskawie się nie ruszaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro