Dialog jedenasty
— Witam ponownie w moich skromnych progach.
— Nie musisz być taki wylewny.
— Wręcz przeciwnie, w końcu goszczę cię tutaj drugi raz tego samego dnia. Ktoś mógłby pomyśleć, że zaczęliśmy się przyjaźnić.
— A przysłuchując naszej rozmowie, natychmiast doszedłby do wniosku, że z takim bucem jak ty raczej wolałabym się nie zadawać.
— Ach, poczułem ucisk w gardle. Nie wiem, czy to skutek zranionych uczuć, czy na twój widok zbiera mi się na wymioty.
— W moim wypadku na pewno to drugie.
— Wprost nie mogę uwierzyć, że cię tutaj wpuściłem. Znowu.
— Wiara ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przestraszyłeś się Rona, a teraz skończymy ten nużący temat i proszę cię, żebyś odpowiedział na nurtujące wszystkich pytanie: gdzie jest moja torebka?
— Ustalmy parę faktów, wyrodna matko.
— Dobrze, wyrodny ojcze!
— Po pierwsze, ja się nikogo nie boję.
— Lord Voldemort, Śmierciożercy oraz setki innych czarodziejów to pewnie tylko wyjątki, jakie potwierdzają regułę?
— Po drugie, już na pewno nie boję się twojego, pożal się Slytherinie, męża. Po prostu wolałem nie zwalać sobie na głowę kolejnej niepożądanej osoby.
— Taa...
— Po trzecie, skąd mam wiedzieć, gdzie zostawiłaś swoją torebkę, czy raczej ten obiekt, który za torebkę uważasz?
— To akcesorium było zaprojektowane przez samą Madame Malkin, ale mniejsza o to. Nie chcę się już z tobą wykłócać. Znajdę moją własność, po czym opuszczę to mieszkanie... albo lochy. W sumie na jedno wychodzi.
— Tylko ty potrafisz w pojedynczej kwestii zmiksować puste nawołanie do pokoju i jawną obelgę. Gratulację, wspięłaś się na wyżyny mugolskiej hipokryzji.
— Przyganiał świstoklik Proszkowi Fiuu. Abstrahując już od użytego przez ciebie przymiotnika, czyżby hipokryzja z kategorii uniwersalnej stała się negatywnym przymiotem gatunkowym?
— Ojejku, czyżby wykształcona Granger użyła dwóch wzajemnie wykluczających się słów? Od kiedy przymiot może być negatywny?
— To celowa figura retoryczna, bęcwale.
— Lub ubytki w wykształceniu. Naprawdę moja ochota na prowadzenie dalszej rozmowy zmalała do zera, więc poprzestańmy na wymownym milczeniu i rzucaniu sobie nienawistnych spojrzeń, gdy tak czołgasz się po podłodze, sprawdzając rejony pod kanapą i stołem, tylko nie wsadzaj głowy do szafek i waz, bo utkniesz na amen. Oboje byśmy tego nie chcieli.
— Mógłbyś przynajmniej mi pomóc, a nie siedzieć na oparciu fotela i kontemplować własne nieróbstwo.
— Rwę się do pomocy.
— Ani drgnąłeś.
— To był sarkazm. Czyżby jego detekcja ci się magicznie wyłączyła?
— Posłuchaj, dwie osoby znacznie szybciej znajdą potencjalnie zaginiony obiekt.
— Ty posłuchaj, jest takie jedno zaklęcie, które po jego wypowiedzeniu...
— A to co?
— Co masz na myśli? Brzmisz, jakbyś znalazła na mojej półce garść rajstop. Twój syn pewnie byłby zachwycony.
— Nie, to coś lepszego.
— No nie wiem, co mogłoby rywalizować z rajtuzami... Niech pomyślę. Baletki?
— Podpowiem: to potencjalne źródło kompromitujących momentów z dzieciństwa. Aż trudno mi uwierzyć, że jesteś taki sentymentalny i trzymasz to na widoku.
— Granger. Odłóż. To. Natychmiast. Na. Miejsce!
— Nie bądź taki impulsywny. Na pierwszy stronach wyglądasz na uroczego dzieciaczka, szczególnie na tym bujanym hipogryfie i z buzią umazaną czekoladą... albo czymś o podobnym kolorze.
— Oddawaj to!
— A tutaj, biedny Drakuś płakusia, bo miotełeczka go zrzuciła. Ojejejeje.
— Przestań, kuźwa, uciekać!
— Tatuś przytula małego Drakusia. Bee, zła, brzydka miotełka!
— Zaraz tego gorzko pożałujesz!
— Wiesz, widząc twoje zdjęcie, na którym gonisz czekoladową żabę w samych majtkach, przestaję zważać na twoje groźby, bo momentalnie tracą złowrogi wydźwięk.
— Nienawidzę cię, po prostu nienawidzę!
— Ileż w tobie złej energii! Przecież tylko oglądam twoje majestatyczne pozy. Do pewnego wieku byłeś nawet fotogeniczny.
— Jak cię dorwę, to dopiero zobaczysz fotogeniczność!
— Spokojnie, Drakuś, bo ci jeszcze wszystkie włosy wypadną.
— Oglądaj sobie ten album, oglądaj, Granger, bo sama byłaś brzydka jak odchody trolla, więc rodzice nie robili ci żadnych zdjęć.
— Słodki Malfoyek z wężową maskotką.
— Paskudna jak pasztet z gargulca.
— Drakuś odpakowuje prezenty i robi naburmuszoną minkę.
— Ohydna jak dementor z czyrakiem na twarzy.
— Draczuś huśtany na kolanach tatusia. Ech, gdybyś tylko odziedziczył jedną czwartą wyglądu swojego ojca...
— Granger.
— Słucham?
— Zaraz cię uduszę, dlatego łaskawie się nie ruszaj.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro