Dialog czwarty
— Nie waż się w tym domu powtarzać tych żałosnych, hańbiących i na wskroś wulgarnych mugolskich wyrazów! Rozumiem, że w twoim domu takie... takie... rzeczy są na porządku dziennym, ale...
— Malfoy.
— Ale to nie zmienia faktu, że żaden, powtarzam żaden, szanujący się czarodziej nie wysławia się w tak obelżywy, obrzydliwy, obrazoburczy, obskurny, oburzający...
— Malfoy.
— Wstrętny, karygodny sposób! Szczególnie w stosunku do osób naszej rangi, słyszysz, Granger!
— Malfoy, usiądź i się uspokój.
— Jestem. Do. Cholery. Spokojny. Jestem, do pieprzonego Merlina, chodzącą oazą spokoju.
— Przestań syczeć, ludziom w twoim wieku to nie przystoi.
— Dobrze, proszę bardzo! Widzisz, siadam i nie syczę, zadowolona? Przestań się tak idiotycznie uśmiechać, twoje królicze zęby wychodzą na wierzch. A teraz wróćmy do rozmowy. Co ty masz zamiar zrobić z zachowaniem swojego rodzonego syna?
— Nie mam króliczych zębów.
— Przestań syczeć, ludziom w twoim wieku to nie przystoi, Granger.
— Przedrzeźnianie jest nieeleganckie, Malfoy.
— Cytowałem twoją cenną wypowiedź.
— Naprawdę? Wybacz, zapatrzyłam się w twoją interesującą fryzurę, czyżby w tym sezonie zakola były modne?
— Tak, ale wiesz, radziłbym tobie coś zrobić z włosami. Zdechłe zwierzęta na głowie są już passé. Swoją drogą intrygujący kolor czupryny... Zaraz, zaraz. Twój kot wyglądał podobnie. Teraz już chyba wiem, jaki tragiczny los go spotkał.
— Bardzo śmieszne, boki zrywać, mistrz dowcipu.
— Widzisz, w ferworze walki słownej zapomnieliśmy o najważniejszym. Jak zareagujesz na zachowanie Hugona?
— Zależy.
— Od czego?
— Razem z Ronem stawiamy podczas wychowania dzieci na szczerość oraz prawdomówność.
— Idealistycznie, jeśli kiedyś będę chciał poczytać podręcznik o tym, jak zrobić ze swojego dziecka ofiarę losu, to na pewno się do was zgłoszę.
— Poszanowanie wartości docenianych w życiu społecznym jest podstawą, ba, jest fundamentem dla zdrowej psychiki dziecka, które pretenduje do bycia wartościowym człowiekiem. Wpajanie od początku...
— Zaraz zwymiotuję tym twoim idealizmem.
— W duchu tych zasad nie ukarzę Hugona.
— Czekaj, pieprzyłaś mi przez parę minut o moralności i innych frazesach przechodzących w jeszcze większe banały. A teraz w obliczu jawnej niesprawiedliwości, jakiej doznał mój syn, wylewa się z ciebie hipokryzja.
— Nie będę karać Hugona za mówienie prawdy.
— Prawdy, Granger?! Prawdy?! Powiem to raz i już nie będę powtarzać. Scorpius nie jest żadnym homoseksualistą.
— Oczywiście.
— Scorpius jest hetero, lubi dziewczyny.
— Kłamstwo powtarzane nawet i tysiąc razy pozostanie kłamstwem.
— Mam dowód! W zeszłym roku mój syn przyprowadził do domu swoją dziewczynę.
— Jesteś taki naiwny, czy tylko udajesz?
— Scorpius jest hetero i nikt nie będzie mi mówił, że jest inaczej.
— Dopóki nie spotkasz jego chłopaka, kiedy będą...
— Pilnuj lepiej swojej córki, a nie mieszaj się w sprawy innych, bo możesz się dowiedzieć rzeczy, których wolałabyś nie wiedzieć.
— O, ciekawe jakież to tajemnice skrywa przede mną Rose? Uważasz mnie za tak pruderyjną, że zabroniłabym nawet Rose całowania się z jakimś chłopakiem? Też mi coś, jestem nowoczesną matką.
— Czyli informacja, że twoja córka dokonuje pewnych nocnych aktywności z Vinem Goldensteinem cię nie zgorszy.
— ...
— Em, Granger? Dobrze się czujesz?
— ... Wi... na.
— Co tam mówisz pod nosem?
— Wina, chcę więcej pieprzonego wina, ty kretynie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro