Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Nie zakochiwać się!

Jungkook od paru dni praktycznie nie opuszczał swojego pokoju. Było to spowodowane tym, iż zbliżał się czas zaliczeń, a on chciał ze wszystkiego mieć jak najwyższe stopnie. Oczywiście, Taehyung był jego przeciwieństwem. Mimo tego, że powinien się uczyć, wciąż zajmował się innymi rzeczami. Choć... Czy kierunek starszego w ogóle wymagał nauki? Zdawało się, iż był on dość prosty, poza tym, Tae i tak był dziwny. Równie dobrze mógł mieć wszystko w małym palcu już od bardzo dawna.

W czasie, kiedy młodszy ślęczał nad książkami, starszy zaglądał do niego co jakiś czas i przynosił czy to jakieś przekąski, czy coś do picia. Dbał o Jeon'a, jak o swoje oczko w głowie. W sumie młodszy nim był, ale Kim przestał się do tego przyznawać. Po prostu nie rozmawiali o jego uczuciach i to wychodziło im na dobre.

I tak oto jakoś czas im mijał we dwoje. Było nawet przyjemnie, cieszyli się swoim towarzystwem i nie przejmowali za bardzo tym, co ich otaczało. Przeminęły daty zaliczeń i nawet razem świętowali to przy winie, ciesząc się, że wszystko pozdawali (Kook dalej nie wiedział, na czym dokładnie polegały studia TaeTae, ale jakoś nie spieszyło mu się, aby się z tym tematem zaznajomić).

Pewnego dnia, gdy czarnowłosy wrócił do mieszkania, nie zastał w nim swojego współlokatora. Z początku nie przejmował się tym wcale, lecz kiedy wybiła na zegarze w kuchni dwudziesta, zaczął się niepokoić, tym bardziej, że brunet miał wyłączony telefon, a wcześniej nie raczył go o niczym poinformować. Faktycznie, nie musiał tego robić, w końcu łączyło ich wspólne mieszkanie i... To chyba tyle. Choć Kook miał Tae za przyjaciela i nigdy nie zdawałby sobie sprawy z tego, jak bardzo zacznie się martwić, kiedy ten zniknie nagle bez słowa. Zapewne jeszcze miesiąc temu, może trochę więcej, wyśmiałby osobę, która powiedziałaby mu coś w tym stylu. Teraz było zupełnie inaczej. I naprawdę tęsknił za uśmiechem, jakim zawsze szczycił go brunet, kiedy razem rozmawiali, nawet o zwykłych błahostkach. Ten człowiek po prostu zawsze cieszył się ze wszystkiego. W tym momencie, Jeonggukowi przypomniało się także, jak jeszcze niedawno starszy przez niego płakał i aż skrzywił się na to wspomnienie. Zdecydowanie nie lubił widzieć łez Taehyunga. Co prawda, nawet wtedy był ładny, żeby nie powiedzieć piękny, ale to, że cierpiał, sprawiało ból Ggukowi, o czym teraz się przekonał.

Pokręcił głową na boki, zastanawiając się, gdzie może być jego dziwak. Siedząc przy stole, niespokojnie odliczał kolejne sekundy, które zamieniały się w minuty, a te w godziny. W ten sposób dotrwał do dwudziestej trzeciej. Dłużej nad niczym nie myślał. Nabazgrał tylko na pierwszej lepszej kartce, aby Taehyung się do niego odezwał, kiedy wróci i przyczepił ją na lodówkę. Chwycił jeszcze tylko swój telefon, który wylądował w kieszeni spodni i poleciał ubrać buty oraz kurtkę. Zamknął drzwi mieszkania na klucz i po raz kolejny spróbował dodzwonić się do swojego hyunga, lecz dalej odpowiadało mu to samo – telefon jest wyłączony. Już naprawdę irytował go głos kobiety, jaka za każdym razem powtarzała te nudne zdanie w kółko i w kółko.

Przystanął i szybko kalkulował, gdzie może udać się najpierw. Przecież nie miał pojęcia, gdzie bywał Kim. Gdyby jeszcze miał chłopaka... Niestety, zerwał z Yoongim dawno temu, więc u niego na pewno nie mógł być. Chociaż nawet, kiedy Tae bywał u Min'a, to zawsze pisał chociaż SMS, a teraz nic.

Najpierw przeczesał ich osiedle i okolice, zaglądając w każde, nawet te najciemniejsze uliczki, w poszukiwaniu starszego. Niestety, albo stety, jedynym, na co się napotykał, były grupki meneli. Raz nawet trafił na handlarza narkotyków, co sprawiło, iż szybko się wycofał.

Przemierzał kolejne ulice i uliczki, będąc coraz dalej od ich wspólnego lokum, jednak dalej go nie znalazł. Serce coraz szybciej mu biło ze zmartwienia. A co jeśli go nie znajdzie? Co jeśli coś mu się stało? Potrząsnął głową. Nie mógł myśleć o takich rzeczach. To przecież było niemożliwe!

Wtedy nagle jakby coś zaczęło działać. Prawdopodobnie ten chomik, który swoim bieganiem w kołowrotku napędzał jego mózg, właśnie zbudził się z całodziennej drzemki i przystąpił do pracy.

Chwycił swój telefon i przeszukał całą swoją listę kontaktów, w poszukiwaniu tego jednego numeru. Jimin stanowił teraz jego jedyną nadzieję. Ten rudy wiewiór była najlepszym przyjacielem Kim'a. Zawsze wszystko wiedział. I nawet nie pytajcie, skąd miał jego numer. Czysty przypadek.

W napięciu oczekiwał, aż Park odbierze, licząc przy tym każdy sygnał (jego telefon przynajmniej nie był wyłączony!).

W końcu jego prośby zostały wysłuchane i usłyszał w słuchawce głośny głos Chima, a w tle muzykę. Najprawdopodobniej teraz znajdował się w jakimś klubie.

- Haloooo~?! – powtórzył swoim donośnym, wysokim głosem, starszy chłopak, kiedy Jeon się nie odezwał.

- Jeon Jeongguk, współlokator Taehyunhga z tej strony. Jest on może z tobą? – zapytał od razu, chcąc się tego jak najszybciej dowiedzieć.

Usłyszał jakieś szmery, stojąc w niewiedzy i niecierpliwie stukając nogą o podłoże. Zmarszczył brwi, wpatrując się gdzieś przed siebie, na niewyraźny cień zmierzający w jego stronę. Jakiś człowiek, zapewne wracający z imprezy, albo coś.

- Hmmm~ Jeszcze przeeeed chwilą gdzieeeeś tu byyyył... Ale go nie ma haha! – pijacka odpowiedź rudego tylko bardziej go zaniepokoiła.

- W którym klubie jesteście?

- W tym naaaaaa...

- Dobra, nie ważne – rozłączył się, kiedy sylwetka człowieka, jaki szedł w jego kierunku, zaczęła się wyostrzać. Rozpoznał ją niemalże od razu. To Taehyung, nieco chwiejący się, lecz wciąż idący w miarę prosto. Najwidoczniej nie wypił zbyt wiele, albo procenty już z niego zeszły. Skoro Park powiedział „przed chwilą", to albo stracił poczucie czasu, albo byli w klubie gdzieś niedaleko. Jeon stawiał raczej na pierwszą z tych opcji.

Szybko podszedł do swojego przyjaciela i stanął przed nim, wbijając swoje oczęta prosto w jego odpowiedniczki.

- Yah! Kim Taehyung! Mógłbyś chociaż odbierać telefon! – krzyknął na niego. W jego głosie można było wyczuć mieszankę złości, ulgi oraz niepokoju, które właśnie z niego ulatywały.

- Och? – spojrzał na niego nierozumnie i zaraz wyciągnął swoją komórkę, aby na nią spojrzeć. – Wyładowany – powiedział niewinnie i uśmiechnął się lekko.

- Wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Mogłeś mnie poinformować, że idziesz z Jiminem na imprezę!

- Ale ja nie wiedziałeeem – odparł przymilnie niczym kotek i nawet pogładził lekko ramię młodszego. – Poza tym, martwiłeś się o mnie? – spojrzał na niego niczym kot ze Shreka. W tym momencie Jungkook wymiękł i przytulił starszego do siebie, chowając go w swoich ramionach.

Dopiero teraz zrozumiał, ile Taehyung dla niego znaczy. Przypomniało mu się, jak tęsknił za jego uśmiechem, obecnością i bolało go, kiedy ten płakał. Teraz naprawdę odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, iż Kim jest cały i zdrowy. Normalnie nikim się nie przejmował, ale...

No właśnie, ale. Już kiedyś to odczuwał... Kiedy jeszcze był w związku z Namjoonem. Wtedy było to tylko jednostronne, tym razem jednak to Tae pierwszy wyznał swoje uczucia. Dla Kooka też były one znajome i wiedział, iż od tego nie ucieknie, choć bardzo by chciał. Mógł tylko liczyć na to, że tym razem będzie inaczej.

TaeTae odsunął się od niego i rozbawiony parsknął śmiechem.

- No co ty Kook? Ty i martwisz? Ty przecież zawsze dbasz tylko o swój tyłek i nie liczysz się z innymi! – mówił przez śmiech, ale z goryczą. Znał Jeon'a już trochę, przecież razem mieszkali. Poza tym, nie raz i nie dwa Jung dbał o siebie tylko i wyłącznie.

A Jungkook... Skrzywił się na słowa starszego. Bolało go to, że ten tak powiedział, a z drugiej strony, była to tylko i wyłącznie prawda, a ona w oczy kole.

- Kocham cię – powiedział nagle, pewnym siebie, spokojnym głosem, a mimo to Kim'owi wydawało się, iż się przesłyszał. Po prostu znieruchomiał, a jego oczy wyrażały całe zdziwienie.

- Możesz... Możesz powtórzyć?

- Kocham cię. Fakt, nie liczę się ze zdaniem innych i dbam tylko o siebie. Choć to już raczej czas przeszły. Z tobą się liczę – rozbudował i po prostu przyciągnął do siebie bruneta, przylegając do jego ust.

A Kim Taehyung oddał ten pocałunek.

Cała piramida dziesięciu zasad Jungkooka runęła w dół. Wcześniej była ona dla niego niczym dekalog, którego przestrzegał, jednak teraz stanowiła ona nic więcej jak warstwę śmieci. Dzięki Taehyungowi znalazł coś, co cieszyło go o wiele bardziej od spokojnego życia, jakie sobie wytyczył. Miłość. TaeTae był jego gwiazdeczką na ciemnym niebie, rozświetlał jego drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro