10. Nie zakochiwać się!
Jungkook od paru dni praktycznie nie opuszczał swojego pokoju. Było to spowodowane tym, iż zbliżał się czas zaliczeń, a on chciał ze wszystkiego mieć jak najwyższe stopnie. Oczywiście, Taehyung był jego przeciwieństwem. Mimo tego, że powinien się uczyć, wciąż zajmował się innymi rzeczami. Choć... Czy kierunek starszego w ogóle wymagał nauki? Zdawało się, iż był on dość prosty, poza tym, Tae i tak był dziwny. Równie dobrze mógł mieć wszystko w małym palcu już od bardzo dawna.
W czasie, kiedy młodszy ślęczał nad książkami, starszy zaglądał do niego co jakiś czas i przynosił czy to jakieś przekąski, czy coś do picia. Dbał o Jeon'a, jak o swoje oczko w głowie. W sumie młodszy nim był, ale Kim przestał się do tego przyznawać. Po prostu nie rozmawiali o jego uczuciach i to wychodziło im na dobre.
I tak oto jakoś czas im mijał we dwoje. Było nawet przyjemnie, cieszyli się swoim towarzystwem i nie przejmowali za bardzo tym, co ich otaczało. Przeminęły daty zaliczeń i nawet razem świętowali to przy winie, ciesząc się, że wszystko pozdawali (Kook dalej nie wiedział, na czym dokładnie polegały studia TaeTae, ale jakoś nie spieszyło mu się, aby się z tym tematem zaznajomić).
Pewnego dnia, gdy czarnowłosy wrócił do mieszkania, nie zastał w nim swojego współlokatora. Z początku nie przejmował się tym wcale, lecz kiedy wybiła na zegarze w kuchni dwudziesta, zaczął się niepokoić, tym bardziej, że brunet miał wyłączony telefon, a wcześniej nie raczył go o niczym poinformować. Faktycznie, nie musiał tego robić, w końcu łączyło ich wspólne mieszkanie i... To chyba tyle. Choć Kook miał Tae za przyjaciela i nigdy nie zdawałby sobie sprawy z tego, jak bardzo zacznie się martwić, kiedy ten zniknie nagle bez słowa. Zapewne jeszcze miesiąc temu, może trochę więcej, wyśmiałby osobę, która powiedziałaby mu coś w tym stylu. Teraz było zupełnie inaczej. I naprawdę tęsknił za uśmiechem, jakim zawsze szczycił go brunet, kiedy razem rozmawiali, nawet o zwykłych błahostkach. Ten człowiek po prostu zawsze cieszył się ze wszystkiego. W tym momencie, Jeonggukowi przypomniało się także, jak jeszcze niedawno starszy przez niego płakał i aż skrzywił się na to wspomnienie. Zdecydowanie nie lubił widzieć łez Taehyunga. Co prawda, nawet wtedy był ładny, żeby nie powiedzieć piękny, ale to, że cierpiał, sprawiało ból Ggukowi, o czym teraz się przekonał.
Pokręcił głową na boki, zastanawiając się, gdzie może być jego dziwak. Siedząc przy stole, niespokojnie odliczał kolejne sekundy, które zamieniały się w minuty, a te w godziny. W ten sposób dotrwał do dwudziestej trzeciej. Dłużej nad niczym nie myślał. Nabazgrał tylko na pierwszej lepszej kartce, aby Taehyung się do niego odezwał, kiedy wróci i przyczepił ją na lodówkę. Chwycił jeszcze tylko swój telefon, który wylądował w kieszeni spodni i poleciał ubrać buty oraz kurtkę. Zamknął drzwi mieszkania na klucz i po raz kolejny spróbował dodzwonić się do swojego hyunga, lecz dalej odpowiadało mu to samo – telefon jest wyłączony. Już naprawdę irytował go głos kobiety, jaka za każdym razem powtarzała te nudne zdanie w kółko i w kółko.
Przystanął i szybko kalkulował, gdzie może udać się najpierw. Przecież nie miał pojęcia, gdzie bywał Kim. Gdyby jeszcze miał chłopaka... Niestety, zerwał z Yoongim dawno temu, więc u niego na pewno nie mógł być. Chociaż nawet, kiedy Tae bywał u Min'a, to zawsze pisał chociaż SMS, a teraz nic.
Najpierw przeczesał ich osiedle i okolice, zaglądając w każde, nawet te najciemniejsze uliczki, w poszukiwaniu starszego. Niestety, albo stety, jedynym, na co się napotykał, były grupki meneli. Raz nawet trafił na handlarza narkotyków, co sprawiło, iż szybko się wycofał.
Przemierzał kolejne ulice i uliczki, będąc coraz dalej od ich wspólnego lokum, jednak dalej go nie znalazł. Serce coraz szybciej mu biło ze zmartwienia. A co jeśli go nie znajdzie? Co jeśli coś mu się stało? Potrząsnął głową. Nie mógł myśleć o takich rzeczach. To przecież było niemożliwe!
Wtedy nagle jakby coś zaczęło działać. Prawdopodobnie ten chomik, który swoim bieganiem w kołowrotku napędzał jego mózg, właśnie zbudził się z całodziennej drzemki i przystąpił do pracy.
Chwycił swój telefon i przeszukał całą swoją listę kontaktów, w poszukiwaniu tego jednego numeru. Jimin stanowił teraz jego jedyną nadzieję. Ten rudy wiewiór była najlepszym przyjacielem Kim'a. Zawsze wszystko wiedział. I nawet nie pytajcie, skąd miał jego numer. Czysty przypadek.
W napięciu oczekiwał, aż Park odbierze, licząc przy tym każdy sygnał (jego telefon przynajmniej nie był wyłączony!).
W końcu jego prośby zostały wysłuchane i usłyszał w słuchawce głośny głos Chima, a w tle muzykę. Najprawdopodobniej teraz znajdował się w jakimś klubie.
- Haloooo~?! – powtórzył swoim donośnym, wysokim głosem, starszy chłopak, kiedy Jeon się nie odezwał.
- Jeon Jeongguk, współlokator Taehyunhga z tej strony. Jest on może z tobą? – zapytał od razu, chcąc się tego jak najszybciej dowiedzieć.
Usłyszał jakieś szmery, stojąc w niewiedzy i niecierpliwie stukając nogą o podłoże. Zmarszczył brwi, wpatrując się gdzieś przed siebie, na niewyraźny cień zmierzający w jego stronę. Jakiś człowiek, zapewne wracający z imprezy, albo coś.
- Hmmm~ Jeszcze przeeeed chwilą gdzieeeeś tu byyyył... Ale go nie ma haha! – pijacka odpowiedź rudego tylko bardziej go zaniepokoiła.
- W którym klubie jesteście?
- W tym naaaaaa...
- Dobra, nie ważne – rozłączył się, kiedy sylwetka człowieka, jaki szedł w jego kierunku, zaczęła się wyostrzać. Rozpoznał ją niemalże od razu. To Taehyung, nieco chwiejący się, lecz wciąż idący w miarę prosto. Najwidoczniej nie wypił zbyt wiele, albo procenty już z niego zeszły. Skoro Park powiedział „przed chwilą", to albo stracił poczucie czasu, albo byli w klubie gdzieś niedaleko. Jeon stawiał raczej na pierwszą z tych opcji.
Szybko podszedł do swojego przyjaciela i stanął przed nim, wbijając swoje oczęta prosto w jego odpowiedniczki.
- Yah! Kim Taehyung! Mógłbyś chociaż odbierać telefon! – krzyknął na niego. W jego głosie można było wyczuć mieszankę złości, ulgi oraz niepokoju, które właśnie z niego ulatywały.
- Och? – spojrzał na niego nierozumnie i zaraz wyciągnął swoją komórkę, aby na nią spojrzeć. – Wyładowany – powiedział niewinnie i uśmiechnął się lekko.
- Wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Mogłeś mnie poinformować, że idziesz z Jiminem na imprezę!
- Ale ja nie wiedziałeeem – odparł przymilnie niczym kotek i nawet pogładził lekko ramię młodszego. – Poza tym, martwiłeś się o mnie? – spojrzał na niego niczym kot ze Shreka. W tym momencie Jungkook wymiękł i przytulił starszego do siebie, chowając go w swoich ramionach.
Dopiero teraz zrozumiał, ile Taehyung dla niego znaczy. Przypomniało mu się, jak tęsknił za jego uśmiechem, obecnością i bolało go, kiedy ten płakał. Teraz naprawdę odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, iż Kim jest cały i zdrowy. Normalnie nikim się nie przejmował, ale...
No właśnie, ale. Już kiedyś to odczuwał... Kiedy jeszcze był w związku z Namjoonem. Wtedy było to tylko jednostronne, tym razem jednak to Tae pierwszy wyznał swoje uczucia. Dla Kooka też były one znajome i wiedział, iż od tego nie ucieknie, choć bardzo by chciał. Mógł tylko liczyć na to, że tym razem będzie inaczej.
TaeTae odsunął się od niego i rozbawiony parsknął śmiechem.
- No co ty Kook? Ty i martwisz? Ty przecież zawsze dbasz tylko o swój tyłek i nie liczysz się z innymi! – mówił przez śmiech, ale z goryczą. Znał Jeon'a już trochę, przecież razem mieszkali. Poza tym, nie raz i nie dwa Jung dbał o siebie tylko i wyłącznie.
A Jungkook... Skrzywił się na słowa starszego. Bolało go to, że ten tak powiedział, a z drugiej strony, była to tylko i wyłącznie prawda, a ona w oczy kole.
- Kocham cię – powiedział nagle, pewnym siebie, spokojnym głosem, a mimo to Kim'owi wydawało się, iż się przesłyszał. Po prostu znieruchomiał, a jego oczy wyrażały całe zdziwienie.
- Możesz... Możesz powtórzyć?
- Kocham cię. Fakt, nie liczę się ze zdaniem innych i dbam tylko o siebie. Choć to już raczej czas przeszły. Z tobą się liczę – rozbudował i po prostu przyciągnął do siebie bruneta, przylegając do jego ust.
A Kim Taehyung oddał ten pocałunek.
Cała piramida dziesięciu zasad Jungkooka runęła w dół. Wcześniej była ona dla niego niczym dekalog, którego przestrzegał, jednak teraz stanowiła ona nic więcej jak warstwę śmieci. Dzięki Taehyungowi znalazł coś, co cieszyło go o wiele bardziej od spokojnego życia, jakie sobie wytyczył. Miłość. TaeTae był jego gwiazdeczką na ciemnym niebie, rozświetlał jego drogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro