Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 🐲

- Pani żartuje! - krzyknęła rozemocjonowana Lora Mandrake, gdy tylko dowiedziała się jakie było pierwsze zadanie dla uczestników Turnieju Trójmagicznego.

- Hamuj się, młoda damo - pani Pomfrey obdarzyła gryfonkę karcącym spojrzeniem - I nie, ja nie żartuje. Choć zgodzę się, że smoki są ogromnie niebezpieczne. W Hogwarcie wystarczy Quidditch, żeby zrobić sobie krzywdę, a co dopiero jakiś Turniej Trójmagiczny!

- Nie da się zaprzeczyć, że powinni dobrać im łatwiejszych przeciwników - Lora pokiwała głową, z udawaną powagą, choć w jej oczach widać było iskry rozbawienia na widok zdenerwowanej pielęgniarki.

- Oczywiście! Walijski zielony, szkarłatny chiński ogniomot, szwedzki krótkopyski i jeszcze ten rogogon! Któż by pomyślał, że Dumbledore się na to zgodzi!

- Mogli dać im Puszki Pigmiejskie zamiast tych smoków - zaproponowała gryfonka, a pani Pomfrey zmierzyła ją surowym spojrzeniem.

- Nie rób sobie żartów. Jesteś tu po to, żeby pomagać mi opatrywać tych z rezerwatu oraz reprezentantów. Należy się bardzo mocno skupić.

Lora niemal otworzyła usta ze zdziwienia. Czasem pomagała pani Pomfrey w układaniu eliksirów leczniczych, lub też podawała odpowiednie leki, gdy w Hogwarcie nastał czas, gdy wielu uczniów było chorych i pielęgniarka nie dawała sobie sama rady, ale żeby miała leczyć osoby ranne, tym bardziej z uszkodzeniami zadanymi przez smoki? To zdecydowanie było ponad jej możliwości.

- No już, nie stój tak, tyko chodź ze mną do namiotu pierwszej pomocy - Pomfrey machnęła ręką, aby ją pośpieszyć - Nie mamy czasu, dopiero tam pokażę ci gdzie co jest.

- Miło, że pani zapytała, ale tak, zgadzam się - powiedziała nadal w lekkim szoku gryfonka i bez słowa ruszyła za kobietą. Zapowiadało się ciekawie. . .

★★★

Namiot był poprzedzielany płóciennymi przepierzeniami. Ostatni zawodnik, Harry Potter, zdobył jajo i właśnie wpadł w ręce oburzonej pani Pomfrey, która mruczała bez przerwy jakieś wyzwiska na smoki.

Potter syknął, a pielęgniarka wykonała szybki ruch różdżką. Rana całkowicie zniknęła, a Pomfrey, nie marnując czasu, ruszyła w stronę osób z rezerwatu.

Już po chwili Lora zauważyła niezbyt zadowolonych z tego faktu mężczyzn, którzy ewidentnie nie chcieli być opatrywani. Wyglądali niczym małe dzieci, którym mama kazała iść do doktora.

- Mandrake! - gryfonka niemal podskoczyła, słysząc krzyk - Chodź tutaj, dziecko!

- Nie musi pani krzyczeć, tu jestem - powiedziała, krzywiąc się na głośny dźwięk.

- Mam nadzieję, że pamiętasz gdzie leży maść na oparzenia - Pomfrey wskazała na duży regał - Fioletowa tubka.

- Pani Pomfrey, chyba pani nie myśli, że będąc w Rumunii nie nauczyliśmy się używać maści - odezwał się rudowłosy mężczyzna z rezerwatu.

Lora rzuciła mu krótkie spojrzenie. Był trochę wyższy od niej, jego sylwetka była wyraźnie zarysowana, a na twarzy i rękach miał pojedyncze blizny.

- Weasley, czy wy wszyscy musicie dyskutować? - kobieta wyrzuciła w górę ręce - Lora, proszę cię, zajmij się Charliem, bo ja z nim nie wytrzymam.

Wtedy po raz pierwszy mężczyzna spojrzał na gryfonkę. Choć dziewczyna tego nie widziała, to otworzył szerzej oczy, na co jego kolega poruszył znacząco brwiami. Sama Lora udała się po maść.

- No, no, Weasley. Tylko się nie zakochaj - powiedział Marin Regint, śmiejąc się.

- Panie Regint, proszę się opanować i usiąść tam - Pomfrey wskazała na krzesło w rogu namiotu - Ty Weasley siadaj tutaj i zaczekaj.

Charlie, o dziwo bez dyskusji, usiadł na wskazanym miejscu. To nie było tak, że zakochał się od pierwszego wejrzenia, niczym typowy naiwny mężczyzna w filmach. Po prostu nie spodziewał się, że kiedykolwiek zwróci większą uwagę na wygląd jakiejkolwiek dziewczyny, co mocno go zaskoczyło. Dotąd liczyły się przecież jedynie smoczyce.

- Oprócz rąk wszystko w porządku? - głos dziewczyny, która usiadła naprzeciwko niego, wyrwał go z zamyśleń - Nie masz żadnych zadrapań na ciele?

- Możesz sprawdzić - zażartował, licząc na to, że Lora nie okaże się tym typem dziewczyny, która bierze wszystko do siebie i zaraz wyzwie go od narwańców.

- W takim razie rozbieraj się - powiedziała, a kiedy zauważyła, że uniósł z zaskoczenia brwi, roześmiała się głośno - Żartuje przecież.

Charlie mimo woli także lekko się uśmiechnął. Co, jak co. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.

- Lora Mandrake, tak? - zapytał, kiedy ona wstała i rzuciła zaklęcie, aby rozkrwawione rany się zagoiły.

- Zgadza się - kiwnęła głową i w skupieniu złapała za pudełko, z dobrze Charliemu znaną, maścią na oparzenia. Zauważył, że w Hogwarcie nie mieli ich specjalnych maści, które sprawdzały się bezboleśnie, a te, które niestety, ale przez pewien czas piekły - A ty Charlie Weasley, prawda? - zapytała, choć znała odpowiedź.

- Pani Pomfrey nie omieszkała się mnie już przedstawić - potwierdził - Jak to się stało, że tu jesteś? Pomfrey wysyła do ciebie tych, którzy jej podpadną?

- Sugerujesz, że jestem katem i wysyła was do mnie na egzekucję? - Lora uniosła lekko brew.

- Nie to miałem na myśli - zaprzeczył szybko mężczyzna - Po prostu nie wydaje się ona kobietą, która daje sobie pomóc.

- Na początku, gdy zaczęłam jej pomagać, męczyłam ją o to kilka tygodni. Teraz już chyba z przyzwyczajenia bierze mnie ze sobą.

- Planujesz pracować jako uzdrowiciel?

- Oczywiście. Potem będę mogła założyć drużynę, w której będę przyjmowała zlecenia na pokonanie osób, które w przeszłości komuś zawiniły. Umiejętności uzdrowiciela pomogą potem ich poskładać na tyle, żeby mogli się sami ruszać.

- Żartujesz? - zapytał Charlie, który pomimo tak krótkiej rozmowy, zauważył, że lubiła wypowiadać się sarkastycznie.

- Po części. Nie wiesz nawet, jakie dobre mogłyby być z tego pieniądze.

- Zwykły uzdrowiciel też sporo zarabia - zauważył - W rezerwacie mamy Elvisa, który z nami jeździ, aby w ekstremalnych wypadkach nam pomagać. Nie narzeka na pensję.

- Na wrażenia pewnie też nie - Lora pokiwała głową - Całkiem ciekawe miejsce na pracę.

- Fantastyczne - Charlie pokiwał żywo głową - Nawet nie wiesz ile jest tam atrakcji. Gdybyś kiedyś była w Rumunii, to mógłbym cię oprowadzić - zaproponował - Oczywiście gdybyś chciała - dodał.

- Kusząca propozycja - powiedziała - Bardziej zastanawia mnie to, czy ty byś chciał. Skąd wiesz, że nie jestem złodziejką i nie okradnę wszystkich straganów?

- Przeczucie - Charlie wzruszył ramionami.

- W takim razie do zobaczenia - powiedziała i powoli wstała - Maść zmyj za dwadzieścia minut. Chyba, że chcesz, żeby cię wypaliła - dodała i ruszyła w stronę regału, aby odłożyć pudełko.

Mężczyzna z zaskoczeniem odkrył, że rany na jego rękach już zniknęły, a maść wchłaniała już od kilku minut. Nie miał pojęcia, w którym momencie to wszystko się stało. Stracił poczucie czasu i nie czuł nawet pieczenia.

- Co myślisz o spotkaniu jutro? - zawołał za nią, decydując się na to w ostatniej sekundzie. Lora odwróciła z zaciekawieniem w jego stronę - Będę tu jeszcze kilka dni. Możemy wyjść gdzieś na spacer - zaproponował już ciszej, z niewyjaśnioną dla siebie nadzieją w głosie.

- Jeśli opowiesz mi o Elvisie i Rumunii, to myślę, że znajdę czas - powiedziała z błyskiem w oku.

- Będę zaszczycony.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro