9. Ewa
Ostatni grudniowy poniedziałek, który mieliśmy spędzić w szkole, zapowiadał się całkiem dobrze — przynajmniej dopóki nie sprawdziłam zastępstw na ten dzień. Wstałam odpowiednio wcześnie, dotarłam do szkoły przed Michaiłem, więc jeszcze poprawiłam makijaż, a później jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że zamiast historii mamy dwie godziny matematyki. Zaklęłam pod nosem.
— Oj, ktoś nie lubi matmy? — zapytała ironicznie Gabi, ale jej przyjaciółka szarpnęła ją za ramię.
— Daj spokój — mruknęła Hania. — Wiesz, że nie trzyma się już z Darią — usłyszałam jeszcze, nim odeszły.
Nie rozumiałam, o co im chodziło, ale szczerze mówiąc, nie zaprzątało to zbytnio moich myśli. Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomej blond czupryny swojego chłopaka, lecz nie dostrzegłam go pośród głośnych tłumów, kłębiących się pod swoimi klasami. Nie ma co, świetnie się dobraliśmy: każde z nas miało na swoim koncie wieczne spóźnienia. Tyle że jego można było zrozumieć, drogę do szkoły miał trudną i długą, tymczasem ja musiałam tylko przejść przez ulicę. Może powinno mi być głupio, lecz jakoś się przyzwyczaiłam.
Dołączył do mnie równo z dzwonkiem, dając mi szybkiego całusa na powitanie i kłując mnie przy tym w twarz zarostem. Zauważyłam, iż poza tym, że się nie ogolił, nie zdążył też ułożyć włosów i chyba się nie wyspał, bo jego dolne powieki zdobiły sporych rozmiarów sińce.
— Wszystko w porządku? — szepnęłam, wyciągając podręcznik i zeszyt z plecaka.
— W jak najlepszym — odparł nieszczerze, lecz za bardzo bałam się sprowadzenia na siebie uwagi pani Górnej, by drążyć temat. Postanowiłam zrobić to na przerwie; ścisnęłam tylko szorstką dłoń chłopaka pod ławką.
Nauczycielka sprawdzała obecność, co chwila zerkając w kierunku drzwi. Kiedy o przedstawienie pracy domowej został poproszony ktoś inny, odetchnęłam z ulgą i przeniosłam uwagę na swoje niedokończone wypracowanie z polskiego. Termin oddania go mijał właśnie dziś, więc nie traciłam nawet czasu na podniesienie głowy, gdy rozległo się pukanie.
— Nie mówiłam wam nic wcześniej, bo same do końca nie wiedziałyśmy, czy to wypali. Od dziś do końca tygodnia na naszych lekcjach będzie nam towarzyszyć praktykantka, pani Kasia Zaborowska, która jest na pierwszym roku matematyki że specjalnością nauczycielską — usłyszałam i nieco bardziej skupiłam się na tym, co działo się w klasie. Podniosłam głowę, przyglądając się atrakcyjnej blondynce w materiałowych, wyprasowanych w kant spodniach i dopasowanej do nich szarej marynarce. Uznając, że nie było to na tyle ważne, by ryzykować pałę z polskiego, wróciłam do swojego zajęcia.
Pani Górna poprosiła, by każdy się przedstawił. Kiedy zbliżała się moja kolej, odłożyłam długopis i wyprostowałam się, doczytując jednak jeszcze ostatni akapit.
— Michaił Antonow. — Dopiero cichy, załamujący się głos chłopaka zapalił w mojej głowie lampkę ostrzegawczą. Zerknęłam na niego: zaciskał pięści, aż zbielały mu kłykcie, a zamiast kierować wzrok ku nauczycielskiemu biurku, wbił go w podłogę. Zaniepokojona, machinalnie wypowiedziałam swoje imię i nazwisko. On tymczasem przymknął oczy, a jego twarz wykrzywiła grymas bólu.
— Dobrze się czujesz? — zapytałam, choć odpowiedź była oczywista. Pokręcił przecząco głową, więc uniosłam rękę. — Przepraszam, możemy wyjść? Michaił źle się poczuł i...
— Idźcie — westchnęła niechętnie pani Górna, więc pociągnęłam go za ramię w kierunku drzwi. Sprawiał wrażenie, jakby był gdzieś zupełnie indziej, automatycznie podążając za mną.
— Co ci jest? Coś cię boli? — drążyłam, opierając kulę o ścianę, usadziwszy go wcześniej na ławce.
— Nie... Nie fizycznie — zawahał się. — Wszystko w porządku.
— Daj spokój, przecież widzę — żachnęłam się, zła, że mnie okłamywał.
— Chodzi o Kasię — odezwał się po chwili milczenia. Zmarszczyłam brwi, zaskoczona, ale usiadłam obok niego i przytuliłam, aby zachęcić do zwierzeń. — Ponad rok związku. A na końcu w szpitalu odebrałem SMS-a, że byłbym tylko ciężarem, a ona musi iść dalej.
"Suka" — pomyślałam, lecz nie powiedziałam tego głośno, nie chcąc go urazić. Czy nadal kochał tę dziewczynę? Czy w takim razie mógł kochać mnie, a może byłam tylko tematem zastępczym?
Od razu też zaczęłam nas porównywać. Miała bardziej kobiecą figurę, nienaganny makijaż, piękne włosy i staranny ubiór. Wyglądałam przy niej jak mała wiejska dziewczynka przy młodej, eleganckiej kobiecie. Mimowolnie odsunęłam się od Michaiła, tak jakby porównanie wypadające na moją niekorzyść było jego winą.
— Przepraszam — mruknął, a w jego oczach zatańczyły dwa ogniki niepohamowanej wściekłości, pomieszanej z żalem. — To wraca.
Nie wiedziałam, jak się zachować, więc znów niezdarnie go przytuliłam. Jednocześnie wokół mojej głowy natrętnie jak mucha krążyła myśl, że byłam tą drugą.
— Dalej ją kochasz? — Postanowiłam dłużej się nie dręczyć i uzyskać odpowiedź. Podniósł na mnie wzrok, zaskoczony.
— Nienawidzę jej. To ona mnie zaprowadziła do Republiki i wciągnęła w to bagno, a na koniec potraktowała jak śmiecia. Sprzedawała narkotyki, a mnie wkręciła w przemyt, po czym wycofała się bez konsekwencji i ruszyła podbijać świat. Przepraszam, ale nie dam rady już tam wrócić. Weźmiesz moje rzeczy i wrzucisz do szafki?
Zgodziłam się, choć nie przypadł mi do gustu pomysł, aby w takim stanie wracał sam do domu. Odprowadziłam go wzrokiem, patrząc z niepokojem, jak kuśtykał w kierunku szatni, nim zniknął za załomem korytarza. Odetchnęłam jeszcze głęboko i weszłam do sali.
— Gdzie Antonow? — Pani Górna siedziała nie przy swoim biurku, zajmowanym teraz przez blondynkę, a w ostatniej ławce. Praktykantka zarumieniła się wyraźnie, słysząc znajome nazwisko.
— Chyba coś go zbiera, mama po niego przyjechała — skłamałam bez mrugnięcia okiem.
— Dobra, usprawiedliwię mu to od razu. — Kobieta machnęła ponaglająco ręką, więc czym prędzej zajęłam swoje miejsce. — Pani Kasiu, proszę kontynuować.
Chyba pierwszy raz w życiu byłam tak bardzo skupiona na osobie prowadzącej lekcję. Przyglądałam się każdemu jej ruchowi, nasłuchiwałam tonu głosu, spoglądałam odważnie w oczy, poszukując w nich fałszu. Nie mogłam uwierzyć, że ta niby tylko rok starsza, a wydająca się tak dorosłą dziewczyna była wyrachowaną dilerką, uciekającą z podkulonym ogonem, kiedy jej chłopakowi zaczął się palić grunt pod nogami. A jednak, wiedziałam, że Michaił był przecież ze mną szczery.
— Pani profesor Górna ma coś do załatwienia w sekretariacie, a może my w tym czasie zrobimy powtórkę z zadań tekstowych do matury — oznajmiła blondynka po dzwonku, zwiastującym początek kolejnej lekcji. — Czy ktoś chciałby na próbę takie ułożyć?
W mojej głowie odezwał się złośliwy chochlik. Podniosłam rękę, postanawiając zrobić coś, na co nigdy bym się nie odważyła. Teraz jednak gniew i zazdrość sprawiły, że emocje przysłoniły mi racjonalne myślenie.
— Kasia sprzedała piętnaście gram marihuany po trzydzieści złotych i dziesięć tabletek LSD po pięćdziesiąt złotych. Ile zarobiła tej nocy Kasia, zakładając, że szef oddaje jej trzydzieści procent tego, co uda jej się opchnąć?
Na kilka sekund zapadła cisza, potem rozległy się nerwowe chichoty. Twarz Zaborowskiej oblała purpura; dziewczyna stała z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Może ktoś inny? — mruknęła w końcu nerwowo, odwracając się do biurka, niby poprawiając na nim stosy kartek, pozostawionych przez panią Górną.
— To całkiem ciekawe zadanie. — Gabi puściła mi oczko. Gest sympatii z jej strony tylko przelał czarę absurdalności tego dnia, tak jakbym śniła.
— No dobrze — poddała się blondynka. — To może ułożysz równanie? Zapraszam do tablicy — zwróciła się do niej.
Przez resztę lekcji nie odezwałam się już ani słowem, a i Zaborowska skwapliwie o nic mnie nie pytała. Miałam czas na dokończenie wypracowania, choć moje myśli zajmowało kompletnie co innego.
Po lekcji polskiego nauczycielka zatrzymała mnie w drzwiach. Przystanęłam, zaskoczona.
— Zauważyłam, że ostatnio zbliżyliście się do siebie z Antonowem. — Jej słowa sprawiły że oblałam się rumieńcem. — Wiesz, co się z nim dzieje?
— Źle się poczuł i musiał wrócić do domu.
— Ja wiem, że jego sytuacja rodzinna i zdrowotna jest specyficzna. — Kobieta westchnęła jakby bijąc się z myślami. — Ale wszystko ma swoje granice. Ma ponad pięćdziesiąt procent nieobecności, niezaliczone sprawdziany, nie oddał mi wypracowania. Nie chcę mu robić pod górkę, ale nie mogę też przesadzać, bo to byłoby niesprawiedliwe. Przekażesz mu, żeby jeszcze przed świętami odezwał się do mnie w sprawie nadrobienia zaległości?
— Jasne. — Pokiwałam głową. Świetnie. Kolejne zmartwienie. Misza normalnie je kolekcjonował.
Jeszcze w szkole wysłałam mu SMSa z pytaniem, jak się czuje i czy moglibyśmy się spotkać albo zdzwonić.
"Kiedy indziej. Muszę pomyśleć" odpisał tylko i chyba wyłączył telefon, pozostawiając go w takim stanie również następnego dnia. Z każdą kolejną próbą dodzwonienia się do niego byłam coraz bardziej nerwowa.
Długo zastanawiałam się, czy iść do niego. A co, jeśli weźmie mnie za żałosną, naprzykrzającą się laskę, którą może w istocie byłam? Z drugiej strony, martwiłam się o niego. Mógł potrzebować pomocy, lub po prostu wsparcia, o które wstydził się prosić. Po wtorkowych lekcjach zamiast do domu, udałam się na autobus, wszak znałam drogę do mieszkania.
Otworzyła mi szczupła kobieta o ciepłych, poważnych oczach.
— Dzień dobry, jestem koleżanką z klasy Michaiła... — Chciałam się przedstawić, lecz mi przerwała.
— Ty pewnie jesteś Ewa? Wejdź. My z mężem właśnie wychodzimy, ale Misza jest u siebie w pokoju. — Wskazała mi drzwi w głębi korytarza, traktując mnie tak, jakbyśmy się doskonale znały.
— Jest chory? — Postanowiłam skorzystać z okazji i wybadać teren.
— W pewnym sensie. Na duszy. — Wyraźnie słyszałam melodyjny, wschodni akcent, którego nie była w stanie ukryć nawet perfekcyjna znajomość gramatyki. — To chyba depresja, ale on nie chce tego leczyć. Ma dni lepsze i takie jak dziś, kiedy nie wychodzi nawet z łóżka. Myślę, że powinnaś to wiedzieć. — Dodała ciszej, jakby sama przed sobą chcąc się usprawiedliwić. Zapukałam do wskazanych przez nią drzwi. Odpowiedziała mi tylko cisza, lecz nacisnęłam klamkę.
Na mój widok usiadł na łóżku i przeczesał palcami przetłuszczone, rozwichrzone włosy. Miał na sobie tylko bokserki i zauważyłam olbrzymią bliznę, biegnącą przez cały brzuch. Odwróciwszy od niej wzrok, zarejestrowałam ładnie umięśnione ramiona (pewnie od chodzenia o kulach), lecz bardzo szczupłe, pozbawione niemal tkanki mięśniowej nogi. Widząc moje zainteresowanie jego ciałem, próbował zakryć się kołdrą.
— Wszystko w porządku — zapewniłam go zachrypniętym z emocji głosem. — Nie musisz się przede mną niczego wstydzić.
— Pisałem ci, że nie mam ochoty na żadne spotkania — rzucił opryskliwie, naciągając na siebie wygnieciony podkoszulek i dresy. Nie przejęłam się tym; czułam, że to tylko maska. Rozejrzałam się po pokoju i na parapecie dostrzegłam pełną popiołu oraz niedopałków popielniczkę.
— Palisz? — zdziwiłam się.
— Od wypadku już niby nie, ale wczoraj coś we mnie pękło. — Złagodniał trochę.
— Misza, musisz się leczyć. — Chwyciłam go za policzki, by znów nie odwrócił twarzy. — Depresja to wróg, z którym można wygrać, tylko potrzebujesz pomocy.
— Matka tobie też nagadała o depresji? — prychnął. — Ona ma jakąś obsesję.
— Nie obsesję, tylko rację, ale wrócimy do tego później. Teraz odpiszesz ode mnie lekcje, zrobimy razem zadania i jutro spotkamy się w szkole — powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro