Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 28

O piątej rano zaczął rozpoznawać u siebie wszelkie możliwe objawy manii prześladowczej. Brał pod uwagę prawdopodobieństwo tego, że ojciec założył mu podsłuch i był w pełni świadomy, że nie może rozmawiać z Karo swobodnie, aż do momentu, w którym znajdą się poza domem i samochodem. Cały ranek tak wspaniale udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że prawie sam w to uwierzył.

Jak gdyby nigdy nic, spakowali się, zjedli posiłek, wyjechali z domu, odstawili małego do przedszkola i dopiero kiedy znaleźli się pod prysznicem na pływalni, Krzysztof zaczął mówić. Karolina słuchała oniemiała, ani razu nie wchodząc mu w słowo. Kiedy skończył, w dalszym ciągu nie potrafiła wydusić z siebie niczego sensownego, poza stekiem soczystych przekleństw pod adresem Szymańskiego Seniora.

- Ojciec Szyszki ma podobno jedną z najlepszych kancelarii adwokackich w Warszawie - zasugerowała w końcu po namyśle, kiedy już zabrakło jej kolejnych inwektyw - Zagadaj do niej, może cię umówi na jakąś pilną konsultację. Prawnik to ci na pewno dobrze doradzi, zobaczysz.

Pomysł okazał się jak najbardziej trafiony, a sama Agata mocno zaangażowana. Otrzymanie porady prawnej wiązało się z szeregiem ryzykownych przedsięwzięć. Mecenas Szyszkowski oznajmił, że bez ostatecznej wersji testamentu nic nie wskóra, więc Krzysztof skrupulatnie zaplanował włamanie do sejfu i kradzież ostatniej woli matki.

Był wściekły na siebie, że nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, aby się z nim zapoznać. Musiał cierpliwie poczekać na wolną chatę, załatwić zwarcie instalacji elektrycznej, wprowadzić kumatego ziomka informatyka do zapętlenia nagrania z kamer, otworzyć sejf, znaleźć testament, porobić fotki i wysłać Mecenasowi.

I kiedy był w trakcie wdrażania swojego dopieszczonego do perfekcji planu w życie, wierząc, że nie ma rzeczy, która mogłaby pójść nie tak, zadziałało pierwsze prawo Murphiego i sprawa się rypła. Jednego nie przewidział - że ojciec może zmienić kod do sejfu. I choć się starał, jak tylko potrafił, nijak nie udawało mu się wstrzelić w nową kombinację cyfr.

Oparł się plecami o ścianę przeczesał włosy obiema dłońmi na raz, zacisnął pięści i tak trwał. Oddychał ciężko, czując wzbierającą w nim wściekłość i panikę, owijającą się ciasno wokół jego gardła. Zachował resztki opanowania tylko dlatego, że Karolina przyglądała mu się z równie rosnącym niepokojem.

- I co teraz? - zapytała ostrożnie, po tym, jak wykorzystał wszystkie możliwości, jakie tylko wpadły mu do głowy, począwszy od daty urodzin ojca, na dacie śmierci matki skończywszy.

- Nie wiem. Daj mi pomyśleć - wymamrotał nerwowo, ukrywając wilgotną twarz w dłoniach. W rzeczywistości wiedział, że myśleć nie musi. Znał rozwiązanie. Ryzykowne, ale niestety jedyne słuszne.

- Pójdę do Anety - mruknął niewyraźnie we wnętrze własnych dłoni.

- Chyba nie mówisz poważnie? - spojrzała na niego przenikliwie, jakby upewniając się, czy wszystko jest ok z jego poczytalnością - Przecież twój ojciec się dowie!

- Nie byłbym tego taki pewny - odrzekł spokojnie i wbrew temu, co mówił, wzrok miał, ku jej zaskoczeniu, nad wyraz przytomny - Gdyby miała mnie sprzedać, zrobiłaby to już dawno. Ojcu zależało, żeby doniosła mu o tym, że biorę, A ona, zamiast tego, większość czasu mnie kryła. Nie puściła pary z ust, mimo, że bywały takie miesiące, że w ogóle nie przestawałem ćpać. No co? Nie patrz tak na mnie. Tak było!

Milczała przez chwilę, próbując poukładać sobie w głowie ewentualne scenariusze rozwiązań, po czym westchnęła głośno.

- Wiesz, co robisz - stwierdziła stanowczo - Rób więc tak, jak ci intuicja podpowiada.

***

Czekał do wieczora, do momentu, w którym zauważył z okna, jak brama wjazdowa otwiera się i samochód Anety wtacza się powoli na podjazd. Zbiegł do garażu, a kiedy wjechała do środka, otworzył drzwi pojazdu i bez pytania o pozwolenie wskoczył na siedzenie tuż obok niej.

- Co robisz? - warknęła niezadowolona, wyszarpując mu swoją torebkę spod tyłka - Uważaj trochę, ok?

- Potrzebuję twojej pomocy - przeszedł od razu do sedna, ostentacyjnie otrzepując zamszową torebkę z niewidzialnego kurzu - ASAP - podkreślił i pochylił się w jej kierunku, patrząc jej prosto w oczy.

- Jesteś bezczelny - roześmiała się i zmierzyła go z wyższością - Teraz? Po tym, jak praktycznie kazałeś mi spierdalać? - prychnęła, wyrwała mu torebkę z dłoni i otworzyła drzwi, aby wysiąść.

- Skończ ten teatrzyk. Wiem o wszystkim - uśmiechnął się równie sztucznie, co ona jeszcze przed chwilą - Słyszałem wczoraj w nocy, jak ojciec darł na ciebie mordę. To było bardzo nierozważne, zwłaszcza, że byłem wtedy w domu. I bardzo dziwne, biorąc pod uwagę to, że myślałem, że między nami było coś więcej niż pieniądze.

Wziął głęboki oddech i usiadł wygodnie w fotelu, patrząc beznamiętnie przed siebie. Kątem oka zauważył, że jej stopy znalazły się na powrót we wnętrzu samochodu. Zatrzasnęła drzwi, zapadła się w fotelu i przycisnęła torebkę do brzucha na wysokości splotu słonecznego. Już się tak sarkastycznie nie uśmiechała.

- Podpuszczasz mnie - rzuciła automatycznie, ale zauważył, że nawet nie zwróciła twarzy w jego kierunku.

- Mam cytować jeden do jednego? Mogę. Pamiętam wszystko nad wyraz dokładnie. Wiesz który fragment był moim ulubionym?

- Krzysztof... - zawahała się.

- Nie Krzysztofuj mi tu teraz, bardzo cię proszę. Nie chodzi mi o to, żebyś mnie przepraszała. W dupie mam twoje przeprosiny. Przyszedłem, bo jest coś, co możesz dla mnie zrobić. Tak, jak wspominałem na początku, potrzebuję twojej pomocy.

- Dlaczego myślisz, że będę na tyle łaskawa, żeby robić dla ciebie cokolwiek? - odchyliła buńczucznie głowę, mimo, że minę w dalszym ciągu miała nietęgą.

- Bo mnie nie wydałaś. Miałaś milion okazji i pretekstów. Żywe dowody w dłoniach. Wystarczyło tylko dać staremu to, o co cię prosił. Sygnał, cokolwiek. A ty tego nie zrobiłaś. Dlaczego?
Nie odpowiedziała. Siedzieli przez chwilę w zupełnej ciszy. Aneta zacisnęła usta i patrzyła w tym samym kierunku, co on. Wnętrze garażu okazało się nagle nader interesującym miejscem, idealnym do przeprowadzania długoterminowych obserwacji.

- Słucham. O jaką przysługę chodzi? - rzuciła w końcu sucho.

- Muszę odzyskać testament matki. Próbowałem na własną rękę, ale okazało się, że ojciec zmienił kod do sejfu.

- Nawet gdybyś go znał, to i tak by ci w niczym nie pomogło. W sejfie go nie ma - skrzywiła się - Myślisz, że zostawiłby go w tak oczywistym miejscu? Ten testament jest dla niego na wagę złota. I to dosłownie. Dokumentów nie ma nawet w domu. Trzyma je w skrytce bankowej.

- W którym banku? Masz klucz? Hasło?

- No co ty - roześmiała się, jakby powiedział najzabawniejszą rzecz na świecie - On mi ufa w takim samym stopniu, w jakim ufa tobie. W żadnym. Ale zdążyłam - sięgnęła po telefon i zaczęła szukać czegoś w galerii - Zrobiłam zdjęcia, zanim wywiózł papiery z domu.

- Słucham!? - Krzysztof czuł, jakby za chwilę miał umrzeć ze szczęścia - Żartujesz sobie ze mnie, prawda?

- W żadnym wypadku. Nie jestem aż taką idiotką, za jaką mnie ma. Też, jakby nie było, chciałam się w jakiś sposób zabezpieczyć. Twój stary jest świrem, wiesz o tym - spojrzała na niego znacząco, po czym wróciła do klikania w komórce - Właśnie przesłałam ci kopie. Testament, który trzyma w skrzynce, nie jest jedynym egzemplarzem. Twoja matka zdążyła wysłać dokumenty do swojego zaufanego notariusza. Mam nadzieję, że zrobisz użytek z tego, co masz. Krzysiu... - zawahała się - Ja naprawdę cię przepraszam. Kiedy stary mnie tu ściągnął, inaczej przedstawił sytuację. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, co jest grane. Nie zasługujesz, żeby ktoś tak cię traktował. A już w szczególności twój własny ojciec. Dobry z ciebie dzieciak. Pogubiony, ale dobry.

- Dzięki. Doceniam to - prawie niedostrzegalnie kiwnął głową. Sięgnął do klamki i już miał wysiąść, kiedy coś go powstrzymało. Zatrzymał się, przełknął z trudem ślinę i nabrał powietrza głęboko w płuca.

- Nie usuwaj tego dziecka - rzucił jakby w przestrzeń przed sobą, a potem zniknął w ciemnym korytarzu, nie czekając na odpowiedź.

***

- Zapis jest skonstruowany jasno i klarownie - powiedział wyraźnie Mecenas Szyszkowski.
Agata, Krzysztof, Robert i Karolina siedzieli właśnie w pokoju dziennym Szyszki i brali udział w zbiorowej wideokonferencji - Opiekę nad tobą oraz jedną piątą części mienia sprawuje twój opiekun prawny do momentu ukończenia przez ciebie 21 roku życia. Ratuje cię jednak dodatkowy zapis mówiący o tym, że pełne dziedziczenie i samostanowienie następuje również w momencie wejścia w związek małżeński. Szczerze radziłbym ci skorzystać z tej furtki, bo jeżeli twój ojciec faktycznie dąży do twojego ubezwłasnowolnienia, a wszystko na to wskazuje, im więcej czasu mu dasz na działanie, tym gorzej dla ciebie. Na ślub cywilny normalnie czeka się miesiąc od zgłoszenia, ale mój dobry kolega, który jest kierownikiem urzędu stanu cywilnego na Pradze, jest mi winny dużą przysługę i pewnie będzie skłonny skrócić czas oczekiwania do absolutnego minimum. Weź to mocno pod uwagę. Zawsze możesz się po stosownym czasie spokojnie rozwieść - podpowiedział.

 Karolina spojrzała badawczo na Krzysia.
- Wiedziałeś o tym?

- Tak, od wczoraj - uściślił ostrożnie.

- Czyli wtedy, kiedy proponowałeś mi... - przerwała zażenowana, czując na sobie ciekawski wzrok przyjaciół - nie wiedziałeś?

- Wtedy jeszcze nie.

- Zrobię to - pokiwała stanowczo głową - Panie Mecenasie, proszę powiedzieć jakie dokładnie dokumenty będą potrzebne. Zapiszę sobie.

Szyszkowski nie wyglądał na zdziwionego. Z kamienną twarzą wyrecytował wytyczne i zapowiedział dalszy kontakt przez córkę, po czym pożegnał się uprzejmie i rozłączył.

- Biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności, ja pomogę tobie bardziej, niż ty mnie. Na taki układ mogę się zgodzić. W końcu będę miała szansę jakoś się zrewanżować za to wszystko, co dla mnie robisz - Karolina spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się nieśmiało.

- Gdyby Karolina się rozmyśliła, to pamiętaj, że na mnie też możesz liczyć - powiedział Robert przysiadając się bliżej - Jeżeli układ obejmuje wspólne dysponowanie majątkiem, to wyjdę za ciebie bez wahania - wyszczerzył kły w sztucznym uśmiechu.

- Podziękował - zignorował sztuczne umizgi przyjaciela - W welonie i sukni wyglądałbyś jak debil. Jednakowoż, gdyby Karola dała nogę, będę cię brał mocno pod uwagę - ku uciesze ogółu, zachęcająco poklepał Roberta po ramieniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro