XXV
Dziewczyna otworzyła powoli oczy. Chwilowo wszystko, na co patrzyła było zamazane i niewyraźne. Czuła się bardziej otumaniona, niż gdy wstawała rano po nieprzespanej nocy.
Ruszyła ręką, próbując się podnieść. Wsparła ciężar ciała o łokieć, jednak szybko straciła w nim władność. Znów upadła na zimne, skalne podłoże.
Nie próbowała ponawiać próby. Ale już ktoś postanowił zrobić to za nią. Została uniesiona i oparta o coś ciepłego i miękkiego. Jakby zamknięta w uścisku.
Znała go. Uniosła powoli rękę, chcąc wybadać twarz.
-Us...- zaczęła.
-Aishi, dzięki bogom- odetchnął królik.
Tym razem widok stał już się wyraźny. Zamrugała jeszcze kilka razy dla zupełnego odzyskania ostrości we wzroku. Jej ręka zetknęła się z dłonią samuraja.
-Co się...- jęknęła dziewczyna.- Zaraz... Pamiętam.
Siły powracały do niej. Mogła powoli się podnosić. Usagi oczywiście pomógł jej w tym.
Usiadła, ale nie minęła chwila, jak w końcu stanęła na nogach. Chwiała się, jakby przesadziła z alkoholem, jednak równowaga też z czasem wróciła. Przetrała oczy rękami.
-Co z elementami?- spytała trochę zaspanym głosem.
Na dźwięk tego pytania, Fuwa przyniósł jej w pyszczku piękną, srebrnoniebieską katanę o ksieżycowej rękojeści.
-Oto i nasza śmiertelna broń dla Nogitsune- rzekł Miyamoto.
Wojowniczka wzięła katanę, kładąc ostrze na dłoni. Wtedy poczuła piekący ból. Podniosła miecz, spoglądając na swą rękę. Skaleczyła się a z rany wyciekła krew.
Possała obrażenie, chociaż piekło mocno.
-Nic dziwnego, że miecz i że na Nogitsune- rzuciła.-Miecz artefaktem rycerza, a niebiańskie ostrze przeszyje tego demona na wylot.
-Osobiście tego dopilnuje- powiedział Usagi.
Wziął broń, chowając ją po tej samej stronie, co jego dwie klingi.
Aishi chciała coś powiedzieć, wzięła wdech, ale na tym się skończyło. Spojrzała na Fuwę. Tym gestem poprosiła go o pozostawienie ich na obsobności. Jej i Usagiego.
-Hej, znowu pada!- zauważył kitsune.-Nie wiem jak wy, ale ja muszę na to popatrzyć!
Pobiegł do wyjścia.
Aidzie podobało się, iż zwierzaczek zawsze wiedział, kiedy się wycofać choć nie można było tego powiedzieć o zjawianiu się.
Kiedy tylko lisek zniknął z pola widzenia, dziewczyna podeszła do Usagiego. Przełknęła ślinę. Miyamoto złapał ją w ręce.
-Mam pytanie- powiedziała.
-Słucham- odparł.
-Bo...- Przesunęła palcem przez okrąg znaku klanu na piersi królika.-Nie to, że chcę być natarczywa, albo wścibska, ale... Czy gdy Nogitsune zginie a nasza droga się skończy to my się... rozstaniemy?
-Skąd przyszło ci to do głowy?- zdziwił się.
-Ponieważ to on nas połączył, cel pokonania go trzyma nas przy sobie.
-Aishi, tymi słowami dajesz mi znak, że nie ufasz ani mnie, ani mym uczuciom.
-Nie! To nie tak.
-Wiec jak? Co masz na myśli? Co ci leży na sercu?
Wojowniczka westchnęła ciężko, odsuwając się od niego i odwracając tyłem. Zacisnęła ręce w pięści.
-Dlaczego mówiłeś ojcu, że wyrządziłeś mi zło i nie jesteś godzien mnie poślubić?- wyrwała nieśmiało.
Przystawiła zgiety kciuk do zębów, lekko go przygryzając.
Usagi wzdrygnął się na dźwięk tego pytania. Godzina jego prawdy chyba wreszcie wybiła. Jeśli nie teraz, to kiedy? Tyko jak ona to przyjmie? Przecież mogło się to skończyć rozstaniem?
-Wytłumaczysz się wreszcie?- ponaglała.
-Hai- rzucił szybko.
Tym razem to on podszedł do niej. Odwrócił ją w swoją stronę.
-Wytłumaczę, zrobię to szybko, jednak najpierw usiądźmy- poprosił.
Posłusznie usiadła na ziemi. Samuraj zrobił to samo. Bał się tak bardzo, że sam sobie się dziwił.
-Proszę cię, krótko, zwięźle i na temat- rzekła biorąc go za ręce.
Ścisnął je w swoich.
-Aishi, nie mogę cię poślubić, jeżeli mi nie wybaczysz- westchnął.
-Usagi, proszę, ja chcę mieć to już za sobą.
-Aishinsui... ja przyczyniłem się do śmierci twoich rodziców.
Dziewczyna gwałtownie się wyprostowała. Jej oczy zrobily się tak małe, jakby spotkała swój najgorszy koszmar.
-C-co?- wydusiła.
-Byłem dzieckiem- bronił się.-Nie do końca wiedziałem, że to jest złe.
-Co zrobiłeś?- dociekała ledwo mogąc mówić.
-Hikiji zwyczajnej poprosił mnie, bym zaprowadził ich do domu, ale skąd mogłem wiedzieć, że podpali dom i ich tam zamknie. Wierz mi, przeraził mnie widok, który potem zastałem.
Aida zwiesiła głowę. Pokreciła głową.
-Mój Boże- szepnęła, zakrywając dłonią twarz.
-J-ja wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia, ale...- tłumaczył się.
-Czy Hikiji obiecał ci coś w zamian, że ich zaprowadziłeś?- przerwała mu, trzymając palec pod nosem.
Rōnin potarł czoło. To był już koniec.
-Nie- westchnął.
Aishinsui spojrzała na niego pustym wzrokiem. Trwała w takim bezruchu jeszcze przez krótką chwilę, nim wstała i poszła na zewnątrz.
Usagi wiedział, że już przesadził. Zawiódł na całej linii. Zranił ją. Otumanił i zranił. Wiedział, że przeszłości, że niczego już nie zmieni choćby nie wiedział, jak chciał. Teraz przeklinał się w myślach, że nie przeszło mu przez głowę, co zrobił. Przecież ludzie wówczas byli tymi drugimi, innymi i nie powinien im do końca ufać. A mimo to zgodził się.
Wrócił do rzeczywistości. Ruszył na dziewczyną.
Śnieg padał dużymi płatkami. Fuwa zniknął z pola widzenia. Natomiast Aishi stała na brzegu skalnej półki, na której znajdowała się jaskinia.
Samuraj podszedł do niej.
-Aishinsui...- zaczął.
-Nie- przerwała mu.-Nic do mnie nie mów.
Odwróciła się do niego przodem. Jej oczy szkliły się łzami a wzrok spełniała ironia.
-Zabijamy Nogitsune i każde z nas idzie w swoją stronę- westchnęła próbując się nie rozpłakać.
-Co?- nie rozumiał.
-To, co słyszałeś- rzuciła.
-Ale... Chcesz to wszystko skończyć?
-Do ostatniej niezamkniętej sprawy. Nie ma tu już przyszłości.
-Nie dziwię się twemu wyborowi. Zawiodłem twoje zaufanie.
-Zaufanie? Usagi, ty mnie okłamałeś. Od dawna wiedziałeś co Hikiji zrobił mojej rodzinie, a mimo to cały czas w to brnąłeś!
-Wiem! Ale czasu nie zdołam cofnąć!
-Żadne uczucie nie dałoby tego przetrzymać. Skończmy to i zróbmy sobie przysługę. To koniec, Usagi-san. Koniec!
Królik patrzył tak, jakby Aida mówiła do niego w jakimś innym języku. Tak szybko wszystko skreśliła. Wyrzuciła do śmieci.
Jednak miała do tego pełne prawo.
A Miyamoto był głupcem myśląc, że od tak mu wybaczy.
Aishi kucnęła, trzymając się za bok. Królik na początku myślał, że naprawdę się rozpłakała, ale to nie to. Ona skulała się z bólu. I był tak silny, że aż zaczynała drżeć.
-Aishi- rzucił Usagi, kucając przy niej i kładąc rękę na ramieniu.
Błyskawicznie złapała go za nadgarstek, ściskając z całej siły.
-Ah- syknął.-Aishi, co ty robisz?
Wojowniczka uniosła wzrok. Czerwień, wypełniająca je w całości, zajarzyła się. Królik uwolnił się z jej uścisku, cofając e tył. Pamiętał to spojrzenie i tej kolor.
-Aishinsui, opamiętaj się- powiedział.
Chwyciła rękojeść miecza, wyciągając go z pochwy.
-Zamilcz!- krzyknęła.
Zaatakowała go. Królik prędko wyciągnął broń, zderzając swoje ostrze z jej.
-Oddawaj miecz- warknęła przez zęby.
Napierała na niego bardziej, jednak Usagi miał więcej siły i odepchnął ją od siebie. Jednak wiadomo, ona szybko się nie poddawała. Podbiegła po raz kolejny. Tym razem zamachnęła kataną w powietrzu. Miyamoto odskoczył. Musiał z nią walczyć, a wcale tego nie chciał. Stał zderzyła się ze sobą ponownie, potem odbiła i znów uderzyła o siebie, aż poszły iskry. Kontrolowana Aida spróbowała mu odciąć głowę. Samuraj wyciągnął drugi miecz. Zablokował jej broń po czym odkopnął ją od siebie.
Podniosła się szybciej, niż przypuszczał. Wyciągnęła zza pasa pergamin.
W tej właście chwili Fuwa wkroczył do akcji. Skoczył na przyjaciółkę, odbił się od jej ramienia wywołując jakieś mignięcie i wylądował na ziemi.
-Powinno zadziałać- powiedział.
Faktycznie, jej oczy zmieniły barwę na naturalną.
Zanim jednak zdążyła oprzytomnieć, pod jej stopami powstała wyrwa. Wpadła do środka.
-Aishi, nie!- krzyknął Fuwa.
-Za nią!- zawołał Usagi, rzucając się w otchłań.
Teraz lecieli już we trójkę w dół. Samuraj doskonale wiedział, dokąd się udają.
-Czas na spotkanie, Nogitsune- pomyślał rōnin.
...............
Dobrze, moi drodzy, nadchodzi finałowe starcie. Mała rada- oszukiwać chusteczki, bo będzie się działo. Do nexta😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro