Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXII

-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś- warknął na brata Mosashi.

Poprawił katanę w pochwie podążając razem z Usagim po ciemnych śladach, pozostawionych przez "Syna Nogitsune". Jedyny trop jaki im pozostał po dziwnym stworzeniu to właśnie te kształty stóp powoli rozsypywany już przez wiatr. Musieli się pospieszyć.

-Życie wielu ludzi jest ważniejsze niż wasze dopełnianie tradycji- rzekł Usagi, przyspieszają kroku.

-Ciekawe czy też byś tak postępował gdyby był to twój dzień ślubu- rzucił.

-Nie porównuj mnie do...

-Ciekawe czy Aishi pasowałby taki układ.

Królik zdenerwował się, wyciągając katanę i mierząc w stronę brata.

-Co ty...- zdziwił się Mosashi.

-Jeżeli jeszcze raz usłyszę oD ciebie o ślubie z Aishinsui, będziesz mieć kłopoty- zagroził.

-Dobrze, bracie, spokojnie- odparł, unosząc ręce.- Nie denerwuj się tak.

Odsunął palcem ostrze. Miyamoto klepnął go stalą w ramię a następnie schował broń w pochwę. Szybko ruszył przed siebie.

-Co mu się stało?- zapytał Mosashi.

Fuwa, siedzący na jego ramieniu, przeskoczył na drugi bark królika.

-Martwi się o Aishi- wyjaśnił kitsune.

-A co to za historia z tym Synem Nogitsune?- dociekał.

-Nogitsune znalazł się na waszym weselu i zapłodnił Aishinsui- westchnął zwierzaczek.

-Co zrobił?! Jak on się w ogóle...

-Na pewno nie w taki sposób, w jaki myślisz. Zwyczajnie jej dotknął i no jak to demon, magicznie zaszczepił w niej swego następcę.

-Po co? To nielogiczne.

-No właśnie. Też mnie to zastanawia.

Tak rozmawiając, dwójka nie zauważyła, że Usagi już się zatrzymał. Mosashi wpadł na brata ledwo utrzymując się na nogach.

Samuraj odwrócił się w jego stronę. Mosashi wzruszył tylko ramionami. Brat zmarszczył czoło po czym pokręcił głową z ciężkim westchnieniem.

-Ślady się tu urywają- rzekł pokazując Mosashiemu na podłogę.

Właśnie, na podłogę! Nie na ziemię. Ciemne kształty stóp rozciagały się po drewnianych deskach.

Bracia spojrzeli w górę. Stali przed domem. Niby nie różnił się niczym od ich domu, jednakże był o wiele mniejszy i może nie aż tak wytworny. Szczególnie, jeżeli chodzi o dach. Nie był aż tak wielki i bardziej spłaszczony, w dół. Do tego jego kolor już nieco wyblakł.

-No pukaj- rzekł młodszy.

-Zauważyłeś, czyj to dom?- odpowiedział starszy, kątem oka zerkając na brata.

-Nie, jednak najważniejszą rzeczą jest teraz pojmanie tegoż Syna Nogitsune.

Odsunął Usagiego uderzając w drzwi kilka razy.
Miyamoto chciał go powstrzymać, jednak głos uwiązł mu w gardle. Nie zdążył.

Od wewnątrz budynku, rodzeństwo zauważyło żółte światło, zbliżające się do drzwi.

Chwilę potem już tylko drgnęły i zostały odsunięte. W progu stanął jeszcze jeden królik. Jego wzrok był bardzo zmęczony, zapewne dopiero wstał z łóżka. Ubrany był w lekką, białą szatę.

-Witaj, Kenichi- przywitał się Mosashi, zaczynając rozumieć wahanie swego brata.- Przepraszam, że zjawiam się tu tak bez zapowiedzi i tak późno.

-Tu przyznam ci rację...- Kenichi zawiesił się, gdy zauważył w ciemności naprzeciw Mosashiego swego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.- Usagi?

Królik westchnął ciężko błądząc gdzieś wzrokiem, ale zaraz wrócił do gospodarza domu z większą pewnością.

Wszak nie przyszedł tu powspominać, a schwytać Syna Nogitsune.

-Witaj, Kenichi- rzekł beznamiętnie, składając lekki ukłon.

Mimo wszystko przyjaciel zrobił to samo. Omiótł braci wzrokiem.

-Możemy na chwilę wejść?- zapytał Mosashi.

-Nie do końca- odparł Kenichi trochę zmieszany.-Nasz syn, Jotaro trochę niedomaga i...

-Co mu się stało?- wyrwał gwałtownie Usagi.

Choć go nie wychowywał, Jotaro cały czas był jego synem. Kenichi wziął na siebie głupi błąd z młodości Mariko i Miyamoto, jednak nie można było zapomnieć o zatajeniu prawdy przed dzieckiem. Usagiego obchodził stan chłopca.

-Tak właściwie to jedynie boli go głowa...- zaczął ojciec.

-Głowa?- wyrwał Mosashi.-Hanę także.

-To może być przypadek- odparł Kenichi.

-Mogę go zobaczyć?- poprosił Usagi.

Króliki spojrzały na niego ze znakiem zapytania w oczach.

Kenichi odsunął się zapraszając gestem ręki. Bracia przeszli przez próg.

Cała trojka jak najszybciej przeszła do chorego chłopca. Dziesięcioletni królik leżał pod kocem z wymalowanym grymasem bólu. Na czole spoczywał mu złożony biały materiał zmoczony wcześniej w wodzie.

Przy synu klęczała Mariko. Usłyszawszy kroki szybko się odwróciła. Z zaskoczonymi, niebieskimi oczami przywitała braci Miyamoto. Jej wzrok zwłaszcza nie opuszczał Usagiego. Zarzuciła czarne włosy na plecy.

-Konnichiwa, Mariko- przywitał ją Mosashi porywając ją w uścisk.

Kobieta odwzajemniła go lekko, ponieważ wciąż patrzyła na swego przyjaciela. Usagi posłał jej delikatny uśmiech delikatnie się skłaniając.

-Witaj- rzekł.

Gdy młodszy brat puścił matkę Jotaro, ta także oddała ukłon.

-Usagi, nie widziałam cię szmat czasu- przyznała.

-Wybacz długą nieobecność- westchnął królik.- Wypełniałem obowiązek ochroniarza Mifune.

-Nie musisz się tłumacz- odparła z uśmiechem, unosząc rękę.-Rozumiem. To wielki zaszczyt. Cieszę się, znów jesteś z nami. Co cię sprowadza?

Usagi chciał już iż powiedzieć, ale gdy jego wzrok spoczął na Jotaro, musiał zmienić swą wypowiedź.

-Co mu dolega?- zapytał.

Mariko także popatrzyła na syna.

-Nie mamy pojęcia- westchnęła.-Jutro Kenichi ruszy po medyka. Ale nie wyglada to zbyt dobrze.

-Czy on może...

-Nie. Nie zakładajmy najgorszego. I nie martw się na zapas.

Usagi westchnął ciężko podchodząc do dziecka po czym przyklęknął przy nim. Chłopiec otworzył nieco oczy.

-Wuj Usagi- powiedział.

W odpowiedzi Miyamoto uśmiechnął się.

W uszach jeszcze raz zadźwięczało mu słowo "wuj". Dlaczego nie "ojciec"? O wiele łatwiej można by rozmawiać z Jotaro bez co następnej dawki rozczarowania. Usagi nadal miał sobie za złe, że nie mógł uczestniczyć w wychowaniu chłopca.

-Wszystko będzie dobrze- zapewnił go.

Wstał z kolana. Jotaro znów zamknął oczy zaczynając głęboko oddychać. Serce krajało się od tego widoku.

Przez chwile samuraj widział w nim nie tylko swego syna, ale też lustrzane, starsze i męskie odbicie swej siostry, która w tej chwili cierpiała w ten sam sposób.

-Kenichi, Mariko, nie usłyszeliście, aby ktoś wchodził do waszego domu?- zadał pytanie Mosashi.

Małżeństwo pokręciło głową.

-Nie, a dlaczego pytasz?- zdziwił się Kenichi.

-Ponieważ...- zawiesił się młodszy brat, spoglądając w dół.

Podłoga była czysta. Nie widać było nawet najmniejszego śladu czarnego pyłu.

Królik ruszył z powrotem do drzwi wejściowych doszukując się tropu.

-Usagi!- zawołał brata.

Samuraj doszedł do niego. Mosashi pokazał mu zadziwiający widok. Ślad stopy urywał się w połowie, dokładnie na progu.

-On stanął i w połowie kroku się zwrócił czy co?- rozmyślał młodszy.

Rōnin kucnął przy śladzie, przyglądając mu się z bliska. Próbował znaleźć jakieś rozwiązanie całej tej zagadkowe sytuacji.

Tymczasem Mosashi zauważył w rogu przedpokoju papier leżący na podłodze. Podniósł go przyglądając się mu z obu stron.

-Stal walki dla ciemności przeznaczona- przeczytał.

Usagi gwałtownie się wyprostowała po czym jeszcze szybciej odebrał bratu kartkę.

-Pokaż mi to- rzekł stanowczo.

Na jeden stronie zostały zapisane słowa zagadki, na drugiej zaś narysowana góra.

-Haha Naru Yama?- spytał Mosashi.

-Możliwe- odparł samuraj.-To tłumaczy, dlaczego Syn Nogitsune nie przekroczył progu domu.

-Nie rozumiem.

-Osoba, która podaje nam wskazówki co do części broni mogącej zniszczyć Nogitsune, może być wysłannikiem niebios lub kimś, kogo one chronią. A ciemności nie wejdzie tam, gdzie jest światło.

-W tym jest zawarte dużo racji i sensu jednakże nie tłumaczy to, dlaczego Hana i Jotaro zapadli na tą samą chorobę.

Usagi pokręcił głową powoli zaczynając gubić się w tym wszystkim.

Nagle poczuł za sobą czyjąś obecność. Położył dłoń na rękojeści. Spojrzał na brata, który także poczynił przygotowania do ataku. Jeżeli obaj czuli to samo, a ani Kenichiego, ani Mariko nie było przy nich, to wszystko wskazywało na obecność Syna Nogitsune.

Bracia skupili się na ruchu wokół nich. Fuwa najeżył się obnażając kły.

Niespodziewanie skoczył w pustą przestrzeń, a mimo to wbił w coś zęby. Mosashi z Usagim energicznie dołączyli do niego. Zamachneli w powietrzu mieczami, ale wyczuli, że ostrze przecieło coś.

Chwilę później Syn Nogitsune realnie się ukazał jednak już jako rozsypująca się postać o humanoidalnej posturze.

-Dlaczego on tak po prostu...- zdziwił się Mosashi.

-Nawet jeżeli to był syn najpotężniejszego demona, jego wiek i odporność świadczyły o noworodku- wytłumaczył Fuwa.- Za słaby by przetrwać cios mieczy.

-Czyli jeden kłopot z głowy- odetchnął.

-Posługiwał się mocą niewidzialności- zauważył Usagi spoglądając jeszcze raz na urwany ślad w progu.

-A co z Jotaro i Haną?- dociekał Mosashi.

Fuwa pobiegł w stronę chłopca.

Lisek zbliżył się do twarzy dziesięciolatka. Zanim jednak cokolwiek zrobił, dokładnie go obwąchał. Wyczuł jakiś ostry zapach. Nie miał z nim do czynienia od bardzo dawna, ale wiedział, że go zna.

-Co to...-mówił do siebie.-Coś... jakby... Co to jest?

-Co wyczuwasz?- dopytywał Mosashi.

-Wiem, co to za zapach, ale nie pamiętam od czego pochodzi- rzucił dalej go obwąchując.

Młodszy Miyamoto nachylił się nad Jotaro, jednak wyczuł woń bez większego wysiłku.

Westchnął cieżko pocierając twarz dłonią.

-Jotaro, chciałbym się ciebie o coś spytać- powiedział.

Chłopiec otworzył oczy.

-Jadłeś na przyjęciu ciastka?

-Tak- potwierdził.

-Takie białe?

-Tak, białe.

-I Hana też je jadła?

-T...Tak, jadła.

-Ile ich pochłoneliście?

-Hana... dziesięć, a ja dwanaście...

-I wszystko jasne, łakomczuchu.

Wyprostował się wracając do Kenichiego, Mariko i Usagiego. Fuwa skoczył na ramię starszego brata czekając na odpowiedź.

-Co odkryłeś?- dociekała matka.

-Że dzieci za dużo jedzą słodyczy- odrzekł ze śmiechem.-Hana i Jotaro przesadzili z ciastkami. Zjedli znaczną ilość tych, które zostały nasączone sake.

Trójka wytrzeszczyła oczy zszokowana. Skierowali spojrzenia na dziesięciolatka.

-Upił się?- niedowierzał Kenichi.

-Nieświadomie, ale tak- potwierdził Mosashi.

-Niech on tylko wyzdrowieje- warknął ojciec.

-Kenichi, nie jego wina- wtrącił Usagi.-Nie wiedział.

-Ale tyle jeść także nie musiał- stawiał argumenty.- A mój syn...

-Twój syn?- wtrącił starszy Miyamoto.

Kenichi zamilkł na chwilę wzdychając ciężko.

-W zasadzie to tak- dodał.

Usagi stanął jak wryty.

Królik przysiadł obok Aishi. Dziewczyna spała, odzyskując także siły. Usagi starał się być cicho, aby jej nie obudzić.

Spojrzał jeszcze raz na kartkę, którą znalazł w domu. Był pewien, że ostatnia część tej całej zagadki znajduje się właśnie na górze Haha Naru Yamy.

-Co to jest?- rozległ się głos dziewczyny.

Wyciągnęła rękę w stronę papieru. Usagi odwrócił się w jej stronę. Podał jej przedmiot.

-Obudziłem cię?- zapytał.

-Nie- zaprzeczyła,kręcąc głową.-Nie spałam.

Obejrzała kartkę. Najbardziej zwróciła uwagę na napis po drugiej stronie.

-Część zagadki?- spytała.

-Tak. Czeka nas wyprawa w góry.

-Świetnie. Dawno nie byłam w górach.

Nagle dwójka usłyszała cichutkie szuranie w papier drzwi wychodzące na zewnątrz. Pojawiały się także niewielkie cienie.

-Otworzysz?- poprosiła wojowniczka.-Jest tu tak ciemno.

-Oczywiście.- Samuraj podniósł się, kierując do drzwi.

Odsunął je. Jego oczom ukazał się biały puch opadający płatkami z nieba na ziemię.

-Pierwszy śnieg- ucieszyła się Aishinsui.-Pierwszy w tym roku.

Wsparła się na łokieć próbując podnieść jednak ból w brzuchu dał jeszcze o sobie znać. Aida skuliła się jeszcze cicho jęcząc.

-Nie powinnaś wstawać- przestrzegł ją, ponownie klękając przy niej i kładąc znów na poduszkę.

-No chyba racja- westchnęła.-Nie zamierzam prędko tego powtarzać. Ani z demonem, ani z cielesną istotą.

-Patrz na śnieg, ale staraj się nie poruszać.

Puścił jej ramiona, ale ona wyciągnęła ręce do niego, zaplatając palce na tyle jego głowy. Przyciągnęła go do siebie powoli.

-Wszystko w porządku?- zapytała.

-Dlaczego pytasz?- zdziwił się.

-Bo widzę.

Usagi zabrał jej dłonie z siebie, ciężko wzdychając.

-Byłem dzisiaj w domu Mariko i Kenichiego- wyjawił.-Widziałem Jotaro.

-No i?

-Ja... Dla mnie nie ma tam już miejsca. Mariko i Kenichi stworzyli dla Jotaro dom i nie mogę im tego niszczyć.

-Wiec pozostań dla niego takim... nie-ojcem. A ty możesz zacząć od nowa. Może nie jako rōnin, może trochę weselszy i... może z kimś innym.

Miyamoto posłał jej uśmiech.

-A co z Haną?- dociekała wojowniczka.

-Przejadła się ciastkami z sake- odrzekł.

-Co?

-Tak.

-Łakomczuch.

-Dokładnie.

Dziewczyna chciała choć troszkę się podnieść, jednak znów ból zmusił ją do leżenia.

-Aishi, prosiłem cię- powtórzył królik.

-Wybacz- westchnęła.

-Daj sobie czas na odpoczynek. A co do nowego życia...

-Tak?

-Mógłbym się nad tym zastanowić.

Zbliżył się do niej jeszcze bardziej.

-Po pokonaniu Nogitsune?- dopytywała.

-Niewykluczone- rzekł tajemniczo samuraj.

-Ze mną?

-Możliwe.

Uśmiechnęli się do siebie jeszcze bardziej zbliżając do pocałunku.

-O matko, przepraszam- wyrwał głos trzeci.

Dwójka spojrzała na odchylone drzwi, w których stał Fuwa.

-Przysięgam, to nie było zamierzone- tłumaczył się.- Tylko przechodziłem i...

-Fuwa- przerwała mu Aishi.

-Tak?- zapytał.

-Po prostu wyjdź- poradziła mu.

Lisek czmyhnął w bok pozostawiając zakochanych samym sobie.

-Czy on musi z nami iść?- westchnął Usagi.

-Strzegł domu moich rodziców, wiec teoretycznie także mnie- odrzekła dziewczyna.- Chcę, by był blisko mnie.

Miyamoto spuścił wzrok na chwilę.

-Ale chcę byś ty też był obok- dodała pocierając jego futro kciukiem.

Przyciągnęła go do siebie delikatnie całując. Usagi przyciągnął ją do siebie pamiętając jednak by nie sprawić jej bólu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro