Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI

Po zakończonym przyjęciu zrobiło się dziwnie cicho. Tak cicho, że nie tylko czuło się ale i słyszało chłodny wiatr, który poruszał ogołoconymi gałęziami.

A Usagi uderzał w dłoń fletem, nie dopuszczając do siebie wciąż tego, że naprawdę znów zagrał. Nie robił tego od śmierci Mifune a nawet jeszcze wcześnie. W jego głowie zaświtała nowa myśl.

Może... podróż rōnina dobiegała już końca. Jeżeli dał radę w ogóle wziąć instrument do ręki to chyba była już jakaś oznaka.

-Pięknie- rozległ się delikatny głos za nim.

Królik uniósł głowę. Postać szybko stanęła przy nim, po drugiej stronie ciemnoczerwonej kolumny.

-Pięknie?- powtórzył.

-Pięknie zagrałeś- pochwaliła go Aishi.-Nie wiedziałam, że umiesz tak...

-Ja też nie- przerwał jej.-Bo dawno już tego nie robiłem.

-A jednak... Udało ci się...

Złapała się jedną ręką za kolumnę przekrecając tak, aby stać naprzeciw niego.

-Wiesz, dlaczego Tomoe i ja nie... Nie stworzyliśmy rodziny?- westchnął królik.

-Mówiłeś, że wyszła za mąż a ty byłeś wtedy na posługach u Mifune- odrzekła przypominając sobie kobieta.

-Nie tylko...-zawiesił się ściskając w rękach flet.-Przeczuwałem, że mąż Tomoe nie żyje gdy usłyszałem o walce Hikijiego z Tomaru, jego panem. Jednak jako rōnin związek musiał by istnieć na odległość czyli... właściwie nie istnieć.

-Ale...- ciągnęła go za język.

-Widzisz, Aishi... Nie wziąłem do ręki żadnego instrumentu od dawna. Taniec i zabawa to była moja najspontaniczniejsza rzecz odkąd jestem rōninem. Wiec skoro potrafię znaleźć w sobie siłę by nieco oderwać myśli od przeszłości to...

-... twoja wędrówka może już się skończyła? Bo nie czujesz już w sobie bólu.

Usagi spojrzał jej w oczy i pokiwał szczerze głową. Aishinsui westchnęła ciężko, patrząc gdzieś kątem oka w dół i znów wróciła do niego.
Zacisnęła palce na kolumnie.

-A ty?- dociekał samuraj.

Wojowniczka gwałtownie drgnęła wbijając w niego swoje oczy. Oparła się o filar bardziej i przejechała po nim palcem.

-Ja... w sumie to sama nie wiem...- westchnęła.-Usi, bo ja... Nie jestem rōninem. Po prostu chodzę po Japonii, ponieważ... wiesz, że nie mam rodziców ani rodziny tutaj. Nie mam domu. Nie mam tego miejsca na świecie, do którego mogłabym wracać. Jesteś szczęściarzem, że masz rodzinę.

-Kto ci powiedział, że nie masz rodziny?- Uniósł jej głowę.

Dziewczyna pozwoliła mu powoli czując, że siły ją opuszczają. Przysunęła się powoli do niego. Przymykała już oczy, gdy wtem jasne światło rozbłysło pomiędzy ich twarzami. Gwałtownie zrobili krok wstecz. Z iskry wyłonił się Fuwa, unosząc się w powietrzu i spoglądając to na Usagiego, to na Aishi ze zdziwieniem.

-Przeszkodziłem wam w czymś ważnym?- zapytał.

-Nie, oczywiście, że nie- zaprzeczył królik.

-Nie ma o czym mówić!- zawtórowała mu wojowniczka.

Kitsune jeszcze raz omiótł ich wzrokiem mimo wszystko czując się trochę winny zaistniałej sytuacji.

-Wyglądasz nieco nieswojo, Fuwa-chan- zauważył Usagi wystawiając rękę, by zwierzaczek usiadł na jego dłoni.

Duszek zrobił to wbijając w niego swe duże, fioletowe ślepka.

-Twoja siostra słabo się czuje- wyjaśnił.

-Hana?- Usagi drgnął z lekkim przerażeniem.-Co jej jest?

-Nie wiem, ale męczy ją ból głowy- ciągnął.

Królik spojrzał rozszerzonymi ze strachu oczami na Aishi. Dziewczyna odwzorowała jego minę jak lustro. Samuraj jak najszybciej wrócił do domu. Fuwa z Aishinsui pozostali na zewnątrz.

-Przeraszam za odważne pytanie i może zbyt intymne dla was, ale czy wy jesteście razem?- wyrwał Kitsune.

-Ehh... Tak szczerze, to sama będę musiała z nim o tym porozmawiać-westchnęła.-On na pewno, ale ja... No chyba jesteśmy.

-Nie do końca cię rozumiem- rozmyślał dalej lisek unosząc się w powietrzu.- Nie jesteś do niego przekonana?

-Jestem, nawet bardzo.

-Więc...

Aishi gwałtownie złapała się za bok ręką, jej twarz wykrzywiła się w grymas bólu. Skuliła się opierając o kolumnę. W ciele poczuła, że coś rośnie i to w zastraszającym tempie. Towarzyszył temu takie kolące cierpienie, jakby szpilki powbijały jej się w wewnetrzną część brzucha.

-Aishi, co się z tobą dzieje?- wystraszył się zwierzak.

Dziewczyna padła na kolana, jęcząc. Zacisnęła rękę w pięść, opierając na niej głowę.

Chwilę później cały ból zaczął ją stopniowo opuszczać. Zaczęła głęboko oddychać, czując ulgę. Oparła się plecami o postument, kładąc ręce na brzuchu. Fuwa przysiadł na jej kolanie. Aishi skierowała na niego wystraszone i zmęczone spojrzenie.

-To tak bolało, jakbym miała zaraz coś urodzić- westchnęła.-Albo wyrzucić z siebie wnętrzności.

Kisune zerkał to raz na nią, a raz na jej brzuch. Zsunął się po jej nodze.

-Mogę?- spytał.

Dziewczyna zabrała ręce. Lisek przyłożył ucho do jej ciała.

-Coś tam jest- stwierdził.-I to coś żyje.

-Żyje?!

-Słyszę bicie serca.

-A może to moje?

-Nie, wyraźnie dochodzi z twojego brzucha. Czy ty nie jesteś aby...

-Oczywiście, że nie! Dlaczego ostatnio wszyscy się o to pytają?

-Uspokój się. Tylko pytam.

Wojowniczka powoli podniosła się jedną ręką trzymając się za kolumnę a drugą za brzuch. Odetchnęła jeszcze raz głęboko.

-Już jest lepiej- westchnęła.-Już lepiej.

Zamknęła oczy koncentrując się tylko na oddechu. Wówczas przez jej głowę przeturlało się pewne wspomnienie. Wchodziła do domu, zderzyła się z kimś w przejściu. Ta osoba dźgnęła ją pazurem w bok...

Teraz już wiedziała. To nie była osoba. To był wysłannik Nogitsune.

-Musisz powiedzieć Usagiemu- uświadomił ją kitsune.

-Nie, nie- zaprzeczyła.-Nie chcę dokładać mu zmart...

Wtem ponownie odezwał się nieproszony gość w jej ciele. Jęknęła najciszej jak tylko mogła. Ponownie zaczęła się zsuwać na podłogę.

-Aishinsui, czy mogłabyś...- Głos Sakury uwiązł jej w gardle gdy zobaczyła stan, w jakim była dziewczyna.-Aishi-san!

Podbiegła do niej i kucnęła. Odgarnęła jej włosy patrząc na twarz. Odmalował się na niej taki ból, jakiego kobieta jeszcze nigdy nie widziała.

-Co się dzieje?- dociekała zdenerwowana.

-Nie wiem... ała...- syknęła kolejny raz.

-Dasz rade wstać?- zapytała.

Wojowniczka od razu pokręciła głową. Nigdy w życiu nie zdobyłaby się na to w tej chwili. Po czole zaczęły spływaćkrople potu. Matka Usagiego widziała w jej stanie tylko jedno wyjaśnienie.

-Aishi-san, zaczęłaś rodzić- rzekła do niej spokojnie.

-Co?- rzuciła z piskiem.-Nie, to niemożliwe. Sakura-san, ja nie jestem brzemienna*. Ja jeszcze nigdy... Przecież tego nie widać... Ała... Ale, nawet jeśli...

-Już dobrze, pomogę ci- uspakajała ją.

-Nie, Sakura- zaproestowała Aida łapiąc ją za rękaw kimona.-Cokowiek ze mnie wyciągniesz, ono nie będzie dzieckiem... Nie pozwolę ci...

-Przestań!- zawołała.-Nie będę przyglądać się bezczynnie twoim cierpieniom. Pójdę po Usagiego albo Toshio.

-Nie, Sakura, nie idź- prosiła dziewczyna.

-Ja pójdę!- zgłosił się Fuwa.

Zniknął w blasku niewielkiej iskierki. Aishi nie zdążyła ostrzec go, by nie wołał Usagiego. No bo co on by sobie pomyślał, gdyby znalazł ją w takim stanie?

Przeszła przez nią następna fala bólu. Zgięła się zaciskając mocno szczękę.

-Nie, jeszcze nie zaczynaj- zatrzymała ją kobieta.

-Ale to samo z siebie- jęknęła.-Nie potrafię się powstrzymać.

-Spróbuj- rzekła.

Po drewnianej podłodze przeszły dudnienia kroków, a po Aidzie dreszcz przerażenia.

-Aishi!- zawołał Usagi.

-O mój Boże- westchnęła dziewczyna zakrywając ręką twarz.-Błagam, zabijcie mnie i niech ta żenada się skończy.

-Co się dzieje?- dociekał naprawdę wystraszony rōnin.

-Nic takiego, po prostu rodzę coś, co nie powinno w ogóle istnieć- parsknęła Aishinsui z ironią.-Nogitsune coś we mnie zaszczepił.

Ponownie się zgięła.

-Aishinsui, jeszcze nie czas- powtórzyła Sakura.

-Kiedy mówię, że to nie ja- syknęła.

-Dobrze, Usagi, trzeba ją przenieść do środka- nakazała matka.

-Nie, to już za późno- wyrwała wojowniczka wspierając się na łokcie.-Muszę...

Usagi odruchowo podłożył jej rękę pod głowę. Przyjaciółka szybko złapała go za dłoń i ścisnęła.

-Mogę zemdleć?- wtrącił Fuwa przyglądając się wszystkiemu z boku.

-Nie!- krzyknęli równocześnie Aishinsui i Miyamoto.

Dziewczyna jeszcze ten jeden raz dała z siebie wszystko, co tylko mogła. Chociaż Sakura prosiła, by wytrzymała, to było silniejsze od niej. Zgięła się w łuk i wtedy, jak z torpedy coś wyskoczyło spod jej sukini. Nie wiadomo czym był owy noworodek, ale ciemny jak smoła na pewno nie mogło być ludzkim dzieckiem.

Usagi z matką i Fuwą popatrzyli na istotę. Stanęła bardzo pewnie na czterech nogach. Jednak już po chwili wyprostowała się okazując się być osobą człekopodobną.

-Dziękuję, że urodziłaś mi syna- parsknął znajomy dla Aishinsui szyderczy głos Nogitsune w ustach tego ciemnego chłopca.

Dziewczyna, pomimo nadal nieopuszczającego jej bólu, przy pomocy Usagiego spojrzała na to, co z siebie wykrzesała. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie.

-To... To j...jest...- jąkała.

-Następca Nogitsune- dokończył za nią Usagi.

Ciemne stworzenie pobiegło szybko przed siebie zostawiając zdezorientowaną czwórkę przed domem.

-Musimy go dorwać- jęknęła Aida, próbując się podnieść.

-Zaczekaj- rzekł Miyamoto.

Wziął wykończoną towarzyszkę na ręce, wstając i niosąc ją do swego pokoju. Położył ją na macie.

-Trzeba go złapać nim...aa!- ciągnęła zdenerwowana.

-Już wystarczy- przerwał jej królik poprawiając jej poduszkę pod głową.- Leż spokojnie i choć na chwilę zapomnij o tym, że masz język.

-Ale...- Chciała protestować.

-Aishi!- przerwał jej, kładąc palce na jej ustach.-Odpoczywaj. Zajmę się nim.

Dziewczyna szybko pokręciła głową.

-Wezmę ze sobą Mosashiego- dodał.-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Przysunął się do niej, ale zamiast pocałować, zetknął swoje czoło z jej. Wstał, żegnając ją wzrokiem. Podszedł do matki, która czekała przy drzwiach.

-Zajmij się nią, proszę- rzekł.

-Zrobię, co będę mogła- odparła.-Uważaj na siebie.

.................

Ten rozdział został podzielony na dwie części ze względu na brak pomysłów a 26 rozdziałów być musi ☺ Miłego czytania ☺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro