XVI
-Aishi, stój!- krzyknął Usagi.
Było za późno. Dziewczyna stanęła przed nim przyjmując na siebie śmiertelne dźgnięcie ostrzem prosto w serce.
-NIEEE!!!- ryknął.
Sam do końca nie wiedział, jakim cudem to słowo przeszło mu przez gardło i to z tak ogromną siłą. Był jak sparaliżowany, żaden z mięśni nie mógł się poruszyć. Chciał odwróci wzrok, jednak próżny był jego trud.
Aishinsui po przyjęciu ciosu straciła równowagę padając w bezruchu na plecy.
Usagi dał radę nieco unieść ręce by złapać ją w ramiona. Popatrzył na jej twarz krzywiącą się z bólu. Ostrze było prawdziwą świętością, nie jakimś tam zwykłym mieczem. Na skórze, poczynając widocznie od szyi po ciele zaczęły wędrować czarne smugi, niczym jad rozchodzacy się w żyłach. Długie wstęgi okalały brzegi twarzy kierując się powoli na jej środek. Czy tak właśnie miała wyglądać śmierć Aishinsui?
-Co ty zrobiłaś?- spytał oskarżająco.- Po co to wszystko?!
-Nie każdy może dać radę- wyszeptała.-Świat cię potrzebuje, Usagi. Ciebie... nie mnie...
㊗
-Usagi!
Aishi stała nad przyjacielem próbując bezustannie obudzić go od przeszło dziesięciu minut.
-On mnie ma zamiar do zawału doprowadzić?- spytała sama siebie coraz bardziej zdenerwowana.-Usi!
Nic na niego nie reagowało. Zupełnie, jakby był trupem, choć Aida dobrze wiedziała, iż to nie prawda. Słyszała bicie jego serca, nie był zimny.
Ale zasnął tak niespotykanie głęboko, jakby dopadła go śpiączka. A raczej cukrzycy nie miał.
-Co się dzieje?
Uniosła mu głowę nachylając nad jego ustami ucho. Zdawało jej się jakby poruszał wargami.
Spróbowała opanować nerwy by dudniąca krew nie zagłuszała jego cichych słów. Błądziła wzrokiem po leśnych drzewach, po rozgwieżdżonym niebie. Księżyc był w nowiu, nie miała co liczyć na jego obecność.
-Zostań- słyszała.
Zmarszczyła czoło. Usagi powtórzył słowo.
-Przecież tu jestem- rzuciła szeptem.- Usi, ja tu jestem. Jestem przy tobie. Nigdzie nie idę.
-Zostań- ciągnął cicho.-Nie umieraj...
-Co?- zdziwiła się.-Usagi, ty śpisz! To sen! Obódź się!
Cały czas wołała choć z każdym następnym zdaniem traciła nadzieję, że uda jej się go ocucić.
-Czekaj, już ja cię obudzę- syknęła podnosząc się.
Podeszła do jednego z drzew zrywając gałąź. Uderzyła go nią kilka razy.
Nic.
Polała go wodą.
Nic.
Położyła mu na nosie zgniły owoc.
Nic.
Nastąpiła mu na rękę.
Nic.
-Jak tak się nie da, oznacza to co innego- westchnęła zziajana biorąc się pod boki.-Przyczyna musi być we śnie, nie w jego organizmie.
Sięgnęła za kimono wyciągając pergamin. Następnie wyjęła też pędzelek. By przejść do podświadomości Usagiego, musiała dostać się tam przy użyciu umiejętności. Nakreśliła na papierze "droga do snu".
Spojrzała na królika mrugając oczami.
-Jeśli sam z siebie robisz mi na złość, zatłukę- syknęła.-Wiecznie musisz mnie denerwować.
Klęknęła przy nim opierając mu głowę o ramię. Położyła pergamin na jego głowie przytrzymując go w dwóch palcach.
-I przez to jeszcze ciężej mi będzie cię kiedyś zostawić- westchnęła.-Najchętniej bym została.
Oparła głowę o jego głowę. Zamknęła oczy dotykając palcami pergaminu.
㊗
Podniosła spokojnie i powoli powieki czując suchość w ustach. Miejsce, w którym się znajdowała spowite było w ciemności, słabe światło dochodzące gdzieś z bardzo wysoka ledwo poprawiało sytuację. Skaliste ściany odbijały od siebie duszne, stare powietrze. Ciężko było oddychać w takich warunkach.
Aishi zrobiła kilka kroków przed siebie ostrożnie dotykając zimnych murów natury. Schylała głowę, by żaden stalaktyt nie pozostawił guza.
Wychyliła się zza jednej ściany. Jej oczy zmniejszył się gwałtownie przy widoku, jaki zastała. O mało nie straciła równowagi.
Usagi klęczał przy ścianie z wymalowanym szokiem na twarzy. W rękach trzymał jej martwe ciało.
Coraz bardziej jej się to nie zgadzało. Przy (jak sądziła) tak wstrząsającym koszmarze, samuraj już z dziesięć razy powinien się zerwać z krzykiem. Tymczasem tam, na "powierzchni" spał, jak zabity.
Nie mogła patrzeć na jego cierpienie. Musiała zareagować.
-Usagi!- rzuciła jak najszybciej podchodząc do niego.
Nie zareagował. Kucnęła przy nim kładąc mu rękę na ramieniu. Zadrżał. Był świadomy. Powoli zwrócił wzrok ku niej. Był pusty, z bijącą od niego grozą i przerażeniem.
-Usi, to ja- powiedziała pośpiesznie w zadyszce.-Żyję. Jestem tu! To prawdziwa ja. Otrząśnij się. Nic mi nie jest.
-Aishi- wymamrotał.
-Tak, tak to ja- potwierdziła uśmiechając się.-Wciąż jestem tu z tobą. Zostaw tego trupa.
Spojrzała na martwą siebie. Wzdrygnęła się ja widok czarnych smug przebiegających przez całą jej skórę. Dotknęła palcami rany.
Cale ciało nagle rozpadło się w pył jak bańka mydlana. Usagi gwałtownie wstał przestraszony.
-Nie denerwuj się- uspakajała go kładąc mu ręce na policzkach.-Popatrz na mnie!
-Co się dzieje?- nie rozumiał.
-To jest tylko twój koszmar- wyjawiła.-To wszystko ci się śni.
-Jak to śni? Przy takiej marze już dawno powinienem się obudzić.
-Ja wiem. Wszystko wiem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jestem tu by pomóc wyrwać ci się stąd i odzyskać świadomość.
Przytuliła się do niego przywierając do niego całym ciałem. Samuraj czuł się zdezorientowany. Stał jak słup.
Dopiero gdy przycisnęła go do siebie mocniej, odwzajemnił uścisk.
-Dobrze, że nic ci nie jest- szepnął.
-Nie jest i nie będzie- odetchnęła.-Już wszystko w porządku.
Nie wypuszczałaby go najchętniej z ramion, jednak to nie był najlepszy moment na uściski.
Odsunęła się od niego powoli.
-Masz jakieś podejrzenia, co do tej dziwnej sytuacji?- dociekał samuraj.
-Nie- westchnęła spuszczając wzrok.- Przez głowę przemykał mi pomysł z yōkai, ale... nie natknęłam się na nic, co by to potwierdziło.
Usagi wypuściła powietrze z płuc. Spojrzał na nią zrezygnowany. Jego spojrzenie przesunęło się w bok. Zareagował bardzo szybko.
-Aishi, uważaj!- krzyknął.
Pchnął ją na ziemię, a sam odskoczył. Srebrny pocisk uderzył o ścianę rozpadając się jak szkło.
Aishinsui podniosła głowę patrząc za siebie. W mroku stała jakaś postać. Była w jasnym stroju, wiec chciała, by ją znaleziono. Wstała wyciągając miecz. Usagi w kilka sekund znalazł się przy niej.
-Wyłaź!- warknęła dziewczyna.
Istota posłusznie zrobiła kilka kroków w przód, w smugę słabego światła.
Oczom rōninów ukazała się wychudzona postać dziewczyny. Miała szarawą skórę, czarne włosy zakrywały większość twarzy. Nosiła jasnoszarą sukienkę do kolan.
-No jasne, że ja na to od razu nie wpadłam!- rzuciła uderzając się w głowę.
-Kanashibari*- powiedział Usagi.-Wszystko jasne.
Yōkai nic nie odpowiedziało. Uniosło jedynie ręce ciskając w wojowników srebrne półksiężyce. Aida i Miyamoto odskoczyli unikając pocisków. Jeden z nich przejechał po nodze dziewczyny. Krzyknęła klękając na zdrowe kolano. Złapała się za ranę, głowę uniosła ku górze z zamkniętymi oczami sycząc z bólu.
Usagi spojrzał na nią wstrząśnięty. Ścisnął rękojeść miecza ruszając na Kanashibari. Stworzenie stworzyło w rękach dwa sierpy przecierając powietrze. Otworzyła zupełnie nowy krajobraz. Ona sama zniknęła, a wojownicy pozostali w tej rzeczywistości.
Teraz zamiast ciemnej pieczary, jasne światło brutalnie wpadło w ich oczy. Zimny wiatr owiewał dwójkę powodując u nich dreszcze. Trwała zima. Pięknemu widokowi dodawały urody drzewa skąpane w różowych kwiatach wiśni.
-Żeby ją szlag trafił!- syknęła Aishi dokuśtykując do przyjaciela.
-Wszystko w porządku?- spytał.
-Tia, zaraz przestanie boleć- odrzekła opierając się o jego ramię.-Pergamin już przyłożony.
Popatrzyła na otaczający ją krajobraz. Powoli się wyprostowała. Wyglądała jak zahipnotyzowana.
-To... To jest mój sen- stwierdziła.
-Twój?- zdziwił się Usagi.
-No tak.
-Więc tobie śnią się o wiele piękniejsze rzeczy niż mnie.
-Nie zawsze Usagi. Ale ta rzeczywistość na pewno wzięła się z mojego umysłu.
Zrobiła krok do przodu. Nastąpiła na oblodzone, skalne podłoże i poślizgnęła się. Runeła do przodu. Usagi złapał ją, ale też stracił równowagę. Oboje sturlali się z wzgórza. Choć trwało to zaledwie kilka chwil, oni czuli, jakby staczali się w zwolnionym tempie.
Gdy wreszcie zatrzymali się, Usagi leżał na śniegu cały obolały. Aishi dźwignęła się z niego na dążących rękach.
Otworzyli oczy odnajdując swoje spojrzenia. Byli naprawdę zaskoczeni. Chcieli oderwać od siebie wzrok, ale coś im nie pozwalało. Po prostu musieli na siebie patrzeć. Podczas, gdy Usagiemu powieka nie drgnęła, Aishi zamrugała, próbując otrząsnąć się z głupich myśli.
Samuraj niespodziewanie podniósł ku niej rękę. Dziewczyna zadrżała zamykają oczy. Musiała czuć się speszona, wiec on zrobił to samo. Wojowniczka poczuła na policzku jego futro. Podniosła powieki. Usi zagarnął jej grzywkę kładąc rękę na tyle jej głowy. Przyciągnął ją do siebie.
Pozwoliła mu.
Wreszcie nie nie doznawał żadnego wewnętrznego ani zewnętrznego sprzeciwu z jej strony. Po prostu ją całował. Delikatnie, subtelnie. Tak, by w każdej chwili mogła się odsunąć.
Natomiast ona nie miała tego w planach. Mimo to przestała unosząc się nieco. Westchnęła ciężko.
-Co się z nami dzieje?- rzuciła kręcąc głową.
-Wyb...- zaczął.
-Nie!- zaprotestowała.-Nigdy więcej nie proś mnie o przebaczenie! Przestań utrudniać!
-Nie chcę ci sprawiać problemów, ale... nic nie mogę na to poradzić.
Aishi przełknęła ślinę spuszczając głowę. Potem znów na niego spojrzała.
-Jeżeli nie możesz nic na to poradzić-rzekła- powtórz. Powtórz to, co przed chwilą.
Złapała go za końce szaty przyciagajac do siebie. Jej gest nie był tak nieśmiały. Można było wyczuć, że pragnęła tego jak niczego innego. I teraz dotarła do spełnienia. Usagi przyciągał ją mocniej. Aida wypuściła z nosa powietrze odzyskując oddech.
Wtem obok nich uderzył srebrny sierp. Dwójka gwałtowne zaprzestała słodkim pocałunkom kierując spojrzenia na ostry przedmiot.
-Ona szuka guza czy o drogę pyta?- warknęła Aishinsui.
Podniosła się z Usagiego cały czas patrząc na broń Kanashibari. Zapewne właścicielka zjawi się lada chwila. Podniosła rękę ku kimonu wyciągając za nie dwa palce.
W mgnieniu oka pojawiły się kolejne półksiężyce rzucone w jej stronę. Uderzyły jednak w nią w taki sposób, że została przygwożdżona do drzewa.
-Aishi!- zawołał Usagi.
Dziewczyna próbowała się wyrwać.
-Usi, uważaj!- odkrzyknęła wytrzeszczem oczy.
W krótkim czasie samuraja spotkało to samo, co ją. Ostrza trzymały ich zbyt mocno. Nijak nie mogli się uwolnić.
Krajobraz ponownie stał się czarnymi, skalnymi ścianami z brakiem powietrza oraz bladym światłem.
Poprzednio widok był jedynie iluzją. Mirażem mającym ich zdezorientować, aby yōkai mogło zyskać na czasie i ich zaskoczyć.
-Za mocne- westchnął Miyamoto ciągnąc się całym ciałem do przodu.
-Niech cię, Kanashibari- wyjęczała Aida też probujac swych sił.
-Bezcelowe są wasze wysiłki, rōnini- zaszydziła istota podchodząc do nich.
Odsłoniła twarz zakładając włosy za ucho.
-Dobra, mogłaś tego nie robić- rzycila przez zęby wojowniczka krzywiac się i odwracając wzrok.
Istotnie widok nie był najpiękniejszym. Szara twarz z oczami z popękanymi naczynkami. Zadarty nos, a usta poranione jakby kilka razy przejechali po nich nóż.
-Nogitsune cię przysłał, tak?!- wyrwał Usagi.
-To raczej wiadome- powiedziała Aida.
-Miałam was jedyne pozbawić życia, ale chyba muszę najpierw się nad wami poznęcać- zarechotała.-Jednak przyznaje, widok was tam, na tym śniegu, był naprawdę piękny.
Uniosła rękę. Sierpy odstały od ubrań wojowników. Stanęli na nogach szykując się do wyciągnięcia broni.
-Nie tak prędko, chojracy- syknęła.-Jeśli wykonacie jakikolwiek gwałtowny ruch, choćby tylko raptowne zgięcie palca, hanriny** tym razem wycelują dobrze. Już ja się o to postaram. Stójcie tam i wysłuchajcie, co chcę wam przekazać.
Przyjaciele spojrzeli na siebie kątami oczu.
-Wy, śmiertelnicy jesteście tacy przewidywalni- powiedziała.-Zdrada goni zdradę. Czyż nie tak?
-O czym ty mówisz?- nie rozumiała Aishinsui.
-Naturalnie, że przysłał mnie Nogitsune. Chciał trochę dać wam ulgi. Miałam zabić was we śnie. Najpierw przytrzymać samuraja w jego koszmarze i tylko czekać aż dziewczyna przyjdzie mu na ratunek. Potem rachu ciachu i po strachu. Ale raczej powinna wiedzieć o pewnej sprawie zanim zginie.
Wojowniczka zmrużyła oczy.
-O czym mówisz?- dociekała Aishi.
Kanashibari podeszła do nich bliżej.
-Powiedz mi, Miyamoto Usagi, jakie to uczucie zdradzić kogoś po raz drugi?-spytała.
-Nikogo nie zdradzam- zaprzeczył spokojnie.-Nikomu w tej chwili nie dzieje się krzywda.
-Tak?- zaciekawiła się.-Śmiem podejrzewać, że jest inaczej. Tylko spójrz.
Cofnęła się kilka kroków w stronę Aishi i popchnęła ją jedną ręką na krolika. Samuraj złapał ją w ramiona.
-Niedość, że dwadzieścia lat temu ty i Gairu zostawiliście go na pewną śmierć, to teraz próbujesz zabrać mu jego kobietę?
Dziewczyna spojrzała na yōkai a potem znów na przyjaciela. Jego wzrok był pusty.
-Czy ty... znałeś Kenji'ego już wcześniej?- zapytała.
Usagi odwrócił wzrok. Nie chciał odpowiadać na to pytanie.
-Nie, nie wierzę- szepnęła.-Zachowywaliście się, jakbyście się nigdy wcześniej nie widzieli!-
-Twierdzisz, że po jego zdradzie, twój narzeczony chciałbym go znać?-wtrąciła Kanashibari.
-Dobra, zamknij się!-warknęła.- Z tobą nie gadam!
Spojrzała w oczy Usagiemu.
-Najpierw mnie całujesz, a potem to?- rzuciła coraz bardziej roztrzęsiona.-To jakiś zakład, jakaś chora gra? To wszystko... To, że się znamy to tylko kłamstwo?!
-Nie, Aishi, oczywiście, że nie!- zaprotestował szybko starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
-Więc mi to wytłumacz!- krzyknęła.
-Nie chce pokazać ci prawdy, bo cię kocha- wyjawiła Kanashibari.
Usagi westchnął ciężko odwracając się do Aishi bokiem. Dziewczyna stała jak słup nie mając pojęcia, co robić. Jeden ruch był dla niej bez sensu. Poczuła, jak coś wewnątrz niej pęka.
-Dokończył później- rzuciła.
W sekundę wyciągnęła zza kimona czerwony, jarzący się pergamin z jednym znakiem. Cisnęła go w czoło yōkai, zanim ono zareagowało. Potem dokończyła dzieła.
㊗
Po przebudzeniu rōnini nie zamienili ani jednego słowa. Nie mieli na to siły. Woleli siebie unikać.
Przed wschodem słońca, gdy Usagi siedział na skale, Aishinsui wreszcie przekonała się, by próbować przekonać go, by odsłonił kolejną tajemnicę.
-Usagi...- zaczęła drżącym głosem.
Nadal bolało ją, że przekonała się do zmiany planów życiowych, a wszystko zaczęło się walić już na starcie.
-Kenji nie był moim przyjacielem- odrzekł szybko.-W szkole byliśmy rywalami.
-Co?- zdziwiła się.
-Jednak panowało pewne hasło: Szanuj innych, pomagaj i stój przy nich do końca. Szkoła uczyła miedzy innymi honoru i współpracy. Ja, Gairu i Kenji byliśmy w jedej grupie. Wówczas był podział na ludzi i... innych, ale na ćwiczeniach wszyscy stawali się równi. Pewnego dnia, na trenowaniu orientacji w terenie, nasza trojka wdała się w bójkę. Wtedy złamała się gałąź. Kenji mnie odepchnął, a pal spadł wprost na niego. Zamiast mu pomóc, ja i Gairu uciekliśmy.
-Czyli... To dlatego nienawidzisz teraz Gairu.
-Tak.
-Ale... Nie dałeś po sobie poznać, że znasz Kenji'ego. On też nie.
-Brak okazywania emocjipo minach jest przydatną sztuką.
Aishi wdrapała się na skałę siadając obok Usagiego.
-Nie chciałam przewrotów w swoim życiu- westchnęła.
-Przy naszym pierwszym spotkaniu nie znałem cię, niczego o tobie nie wiedziałem, naprawdę- przysiegał.
-Kenji jest dla mnie ważny, nie chcę go ranić.
-Więc wolisz do końca życia utrzymywać go w pewności, że mu się udało. Że wygrał zatrzymując cię przy sobie.
Aishi zamrugała kilka razy odwracając spojrzenie.
-Nie, chcę też cieszyć się z tego, co mam- odparła.- A mam ciebie. Muszę poznać tylko odpowiedź na pewne pytanie.
-Jak ono brzmi?- dociekał.
-Czy wtedy, gdy Kanashibari powiedziała o twoim uczuciu do mnie. Czy to prawda?
Usagi rozszerzyły oczy kierując głowę na blask wschodzącego słońca. Popatrzył na nią katem oka delikatnie się uśmiechając.
-Jeszcze nauczysz się mówić o uczuciach- pocieszyła go.-Skup się na tym, by je okazywać.
~~~~~~~~~
O Boże, jak słodko i ckliwo jednocześnie 😊😊😊 Tak, można uznać, że ten rozdział oraz trzy poprzednie były takimi historiami prawdo-uczuciowymi. Do nexta 😊
*Kanashibari- jest to jedynie yōkai, a w zasadzie grupa stworzeń utożsamianych z paraliżem sennym, ale ja przerobiłam to na jednego potwora na wzór Samary (oryginalne yōkai też wygląda podobnie), które wkrada się do snu ofiary i męczy ją tak długo, aż umrze. Broń to też pomysł własny.
**hanriny (jap. półksiężyc)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro