Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV

-Usagi, weź no!- krzyknęła Aishi.-Mi już nogi w tyłek wchodzą! Zwolnij!

Samuraj jej nie odpowiedział. Nie zmienił także tempa.

Dzień wstał przeszło godzinę temu. Słońce świeciło delikatnie i już nie tak ciepło. Dziewczyna nawet już wolała nie myśleć o prędkości z jaką szli. Ważne było to, że Himeji czekało na nich zaraz przy zejściu ze wzgórza.

Przechodzili lasem, tak samo jak kilka miesięcy temu.

-Cholera jasna!- warknęła.-Usagi!

Dalej nic. Swym milczeniem doprowadziły ją do granic cierpliwości, która i tak była bardzo niska.

Wyciągnęła po cichu katanę. Podeszła do niego bardzo blisko. Skierowała czubek w jego stronę.  Przesunęła ostrze obok jego policzka aż w końcu przystanął z zaskoczoną miną.

-Odwróć się- powiedziała spokojnie.

Królik westchnął ciężko spełniając jej prośbę. Przyjacióła nadal trzymała miecz przy szyi rōnina.

-Usagi, przestań mnie ignorować- rzekła dysząc ze zmęczenia.-Odkąd uciekliśmy, traktujesz mnie jak powietrze. Co się dzieje?

-Nic- szedł w zaparte.

-Usi, proszę cię- mówiła opuszczając broń.-Wyglądasz, jakby cię piorun poraził. Doznałeś jakiegoś szoku. Usagi, ja się o ciebie martwię.

-To przestań- odrzekł.-Chodź, nie mamy czasu!

Odwrócił się oddalając się od niej.

Aishi nie zamierzała się poddawać. Dobiegła do niego, chwyciła za kołnierz i przycisnęła do pierwszego lepszego pnia drzewa. Przystawiła mu do szyi miecz.

-Co ty robisz?- spytał zamurowany.

-Ty mi to powiedz!- warknęła.-Ja chcę tylko usłyszeć prawdę. Zamierzam ci pomóc, ale ty mi nie pozwalasz!

-Aishi, wypuść mnie- odrzekł.

-Nie, nie, nie- zaprzeczyła kręcąc głową.- Będziemy tu stać cały dzień. Chyba, że w końcu wytłumaczysz się.

-Hikiji będzie u Fumio lada chwila, to nie czas na nasze rozmowy!

-Dobra, to inaczej. Powiesz prawdę, albo lord Fumio będzie miał przekichane.

-Za dobrze cię znam. Nie jesteś do tego zdolna. Nie zatrzymasz mnie na tak długo.

Aida zamierzała udowodnić mu, jak bardzo się myli.

-A myślisz, że nie byłabym zdolna zrobić ci krzywdy?

Osunęła katanę rozcinając mu kawałek rękawa. Usagi wydał urwane westchnienie. Miecz wrócił do jego szyi.

-Widzisz, że nie żartuje- powiedziała.-Więc jak będzie?

Samuraj przełknął ślinę wypuszczając powietrze z płuc.

-Nie uwierzysz mi- rzekł.

-Ufam ci bardziej niż komukolwiek- zarzekła się.-Uwierzę.

Usagi podniósł głowę by móc powiedzieć jej to prosto w oczy.

-Aishi, Hikiji... On zabił twoją rodzinę- wyjawił.

Dziewczyna rozszerzyła oczy.

-Usi, to niemożliwe-odparła.

-Dlaczego?

Królik miał ten cień nadziei, że i on, i Hikiji pomylili się. Może Aishinsui nie była tym dzieckiem.
Ale gdy tylko popatrzył na jej wzrok... To była ona. Nie potrafił się już nawet próbował okłamać.

-Nie wiem czy zauważyłeś, nawet z wyglądu, ale ja nie pochodzę z Japonii- wyjaśniła.

-Twoi rodzice też nie pochodzili- ciągnął.-Byłem pewien, że cię zamordował jak resztę twych bliskich, ale ty w jakiś sposób przeżyłaś.

-Usagi, ale to nie jest realne. Ja mam rodziców. Oni żyją.

-Możliwe, że uratował cię ktoś inny i wychował. Znałem twoich rodziców. Byłem wtedy małym dzieckiem.

-Dobra, zaczekaj. Jeśli faktycznie mogłam tu żyć, dlaczego ciebie aż tak to zamurowało?

-Ponieważ widziałem wszystko na własne oczy. Miałem wtedy siedem lat! Sama rozumiesz, dla takiego dziecka to straszny widok, zapadający na długo w pamięć.

-Nie wiem, jakoś ciężko mi to przyswoić.

-A czy... Aishi, czy znałaś albo pamiętasz osobę o imieniu Nina? Nina Aida?

Jakby piorun uderzył w wojowniczkę. Jej oczy nagle stały się przerażająco puste. Nawet powieka jej nie drgnęła. Dziewczyna odsunęła się od samuraja. Katana wypadła jej z dłoni. Upadła na kolana popierając się rękoma.

-Aishi.-Usagi kucnął przy niej.-Nina była siostrą twej matki. Nie żyła razem z waszą rodziną, ale byłyście zżyte. Mogła cię uratować.

-Czyli moja domniemana matka, to tak naprawdę... moja ciotka- westchnęła powoli siadając na nogach.

-Przykro mi- westchnął.

Położył rękę na niej ramieniu.

-Usagi, dla własnego dobra, nie dotykaj mnie- syknęła podnosząc głowę.-Nie chcę ci nic zrobić.

Miyamoto wstał gwałtownie patrząc w jej ogarnięte szałem spojrzenie.

Podniosła się biorąc katanę do ręki chowając ją do pochwy. Ruszyła pewnym krokiem na przód.

-Zabiję go- warknęła.-Usagi, za mną.

Dwójką dotarła pod pałac. Spojrzała do góry.

-Hikiji jeszcze tu nie dotarł- zauważył samuraj kierując wzrok za horyzont. -Ale już go widać.

-Weźmiemy draba z zaskoczenia- warknęła Aida.-Idziemy do Fumio.

-Nie!- zaprzeczył królik.-Ja idę do Fumio, a ty do miasta.

-Chyba kpisz!

-Aishi, nie pójdziesz do lorda w takim stanie.

-Nie zostawię cię z tym mordercą sam na sam.

Rōnin złapał ją za ramiona przyciskając do ściany.

-Czy jak ja to robię, to musisz po mnie papugować?- spytała poirytowana.

-Pomyśl o Akio, chcesz by armia Hikiji'ego go dopadła?- przypomniała jej.

-Akio- powtórzyła tempo.

-Idź, ostrzeż mieszkańców.

-A ty?

-Pójdę do Fumio. Akemi mi pomoże.

-Tylko nie chojracz, dobra? Obiecaj!

-Obiecuję.

Zrobił coś, czego chyba podświadomie chciała. Pocałował ją szybko w usta i nim ta zdążyła się wczuć, już oderwał wargi.

-Idź, Aia- rzucił.

Pobiegł schodami na górę.

Zszokowana wojowniczka patrzyła jak odchodzi trzymając palce na ustach.

-Aia?- zdziwiła się.

Choć bardzo chciała zastanowić się nad jego niespodziewanym gestem, musiała iść do Akio. Postawić na nogi całe miasto i znaleźć dla nich jakąś kryjówkę.

Najgorsze było to, iż przez tą krótką chwilkę, krew Aidy się zagotowała, podskoczyła do górnych części jej ciała a teraz, gdy opadała, czuła takie nieprzyjemne dreszcze.

Dziewczyna zeskoczyła z niewielkiego, skalnego wzniesienia biegnąc w stronę wioski.

-Akio!- zawołała odnajdując dzieciaka przy studni.

Kociak skierował wzrok w jej kierunku.

-Aishi?!- pisnął radośnie zeskakując z kamienia, który stanowił dla niego podwyższenie przy czerpaniu wody.

Podbiegł do niej wtulając się w nią. Wojowniczka uklękła przed nim odwzajemniając uścisk.

-Ja też cieszę się, że cię widzę- powiedziała.-Ale muszę porozmawiać z twoimi rodzicami.

Dzieciak odsunął się od niej, skinął głową i pobiegł do drewnianego domu.

Po chwili wyszła para humanoidalnych kotów.

-Witam, państwa- rzuciła Aishi skłaniając się szybko.-Nazywam się Aida Aishinsui. Mam do państwa ogromną prośbę.

-Czy to ty ocaliłaś wtedy naszego syna od yōkai?- spytał ojciec Akio.

-Tak, to ja- potwierdziła.-Muszą mi państwo pomóc. Do miasta zbliża się armia i nie są przyjaźnie nastawieni. Mieszkańcy Himeji muszą się ukryć. Jest tu jakiś schron? Boże, co ja mówię?! Wróć! Czy jest tu jakieś miejsce, w którym wszyscy mieszkańcy mogą się schować?

-Tak, pod ziemią, za domami- wyjawiła matka.

-Wspaniałe, wiec czy teraz pomożecie mi zaprowadzić tam całe miasto?

-Oczywiście.

Usagi wpadł do sali tronowej jak opatrzony nie zważając na strażników, którzy próbowali go zatrzymać. Dotarł do lorda Fumio skłaniając się przed nim.

-Usagi?- zdziwił się kojot gwałtownie wstając i podchodząc do niego.

Złapał go za ramiona ciągnąć do pionu.

-Co się dzieje?- spytał.

-Panie, lord Hikiji zbliża się do twego pałacu- wyjaśnił zdyszany.

Kojot rozszerzył oczy, ale już chwilę później zmarszczył czoło. Spojrzał na strażników przy drzwiach.

-Mobilizować wojsko- rzekł.-Wyślijcie połowę do miasta. Niech chronią mieszkańców.

-Moja przyjaciółka już się tym zajęła- oznajmił samuraj.

-Więc jej pomogą- odparł.-Dziękuję za pomoc.

Miyamoto kiwnął tylko głową.

-Lordzie Fumio, zostanę i będę cię chronić- zapewnił Usagi.

-Arigatou- podziękował.

Aishi dogladała każdego chroniącego się w piwnicy. Pomagała dzieciom i starszym. Nie chciała tego okazywać, ale bała się, że nie zdążą. Trzymała rękę na rękojeści miecza.

-Aishi, pomogę ci- zaoferował się Akio.

Dziewczyna kucnęła przy nim.

-Potrafisz napisać ogień albo dym?- zapytała.

-Rodzice mogą- rzucił chłopiec.

-Świetnie- rzekła.

Sięgnęła za kimono opuszczając rękę na wysokość pasa po czym wyciągnęła gruby plik perganinów i swój pędzel.

-Weź to, wejdź do środka i piszcie na tych pergaminach "ogień", "dym", "popiół" i "krew". Gdy zawołam, przez szparę podawaj mi papier.

-Ale tobie nic nie będzie, prawda?

W odpowiedzi, Aida sięgnęła za bluzkę wyciągając wisiorek.

-Sam stwierdziłeś, że jestem odważna- rzuciła z uśmiechem.-No, do piwnicy i pisz!

Akio pobiegł pod ziemię, a dziewczyna zamknęła wejście, stając na nim.

Wyciągnęła miecz oczekując na atak wojsk. Wiedziała, że pojawią się lada chwila. Założyła grzywkę za ucho. Zamknęła oczy. Skupiając się jedynie na słuchu mogła o wiele szybciej zaatakować, niż wróg. Starała się ustabilizować oddech, aby był cichszy i nie przeszkadzał. To samo tyczyło się serca.

Wtem impuls w głowie.

Dziewczyna chwyciła spory pukiel włosów zarzucając go w tył. Pewnie na nogach skierowała ciało w bok. Intuicja jej nie zawiodła.

Włosy oplotły ciemnego wojownika w tali. Aida szarpnęła pukiel. Napastnik upadł z hukiem na ziemię.

Nie zdążył zaatakować gdy kobieta dźgnęła go w serce. Gdy żołnierz, choć śmiało można było nazwać go Ninją, wydał ostatnie tchnienie, podeszła do niego. Chwyciła za maskę na całą głowę ściągając ją jednym ruchem. Materiał wypadł jej z ręki, a ona sama zamarła, gdy zobaczyła przed sobą truchło człowieka.

-Co?- jęknęła przerażona.

Usłyszała szybkie kroki, bardzo miarowe i równe. Wojsko lorda Fumiego.

-Akio, dym i popiół!- krzyknęła.

Podeszła do drzwi, a tam już ze szpary wystawały dwa pergaminy. Dziewczyna chwyciła je oczekując wojska.

Gdy jeden z setników zbliżył się do niej, wojowniczka wyjaśniła mu, iż mają do czynienia z armią ludzi.

Prawo cesarza Japonii zabraniało przelewania ludzkiej krwi, jako jednych z najcenniejszych istot. Można było powiesić, zrzucić ze skały, spalić żywcem, ale nie ścinać toporem ani dźgać mieczem.

Ustalono, że armia zostanie wyłapana i pozamykana w lochach aż do egzekucji.

Po kilku minutach Ninja dotarli do nich od razu atakując. Wtedy Aishi wkroczyła do akcji. Uderzyła palcami w jeden z perganinów, rozerwała go po czym dmuchneła z całej siły. Strona wojska Fumio stanęła w tumanach gęstego dymu.  Żołnierze zaczęli wyłapywać napastników. Setnik wypuścił mieszkańców miasta. Ci jak najszybciej zaczęli opuszczać podziemną kryjówkę.

-Szybciej, szybciej!- poganiał setnik.

Aishinsui zarzuciła włosy łapiąc w sidła około piętnastu Ninja. Ścisnęła ich mocniej.

-Tnijcie!- zawołała.

Jeden z żołnierzy ściął jej włosy. Oczywiście zaraz przybrały dawną długość. Jeńców zaczęto wpychać do piwnicy.

-Dacie sobie radę?- spytała Aida.

-Tak- potwierdził setnik.

-Pójdę do pałacu- rzekła.-Oni muszą wiedzieć, z kim walczą.

Usagi czekał na Hikiji'ego w komnacie Lorda Fumio. W tym czasie on przebywał już w zachodniej części pałacu z dużą liczbą żołnierzy.

Królik zamierzał wyrównać rachunki nim wróg dotrze do namiestnika.

Usłyszał szybkie kroki. Zacisnął mocniej ręce na rękojeści.

-Usagi!- krzyknęła Akemi wpadając do pomieszczenia.-Wreszcie cię znalazłam.

-Co się stało?- spytał.

-Armia Hikiji podzieliła się- wyjaśniła.-Połowa idzie na zachód, połowa do nas.

-Cała nadzieja w armii Fumio, my musimy uporać się z tą częścią, którą Hikiji przeznaczył dla nas.

Akemi ustawiła się obok niego wyciągając naginatę przed siebie. Jeżeli wojsko tu przyjdzie, szansa na wygraną była niewielka, ale w obronie namiestnika trzeba było poświęci choćby i życie.

Po kilku minutach napastnicy wparowali do komnaty jak pioruny. Dwójka od razu zaatakowała. Nie zamierzali traktować ich ulgowo.

Usagi wpadł w sam środek "mrowiska" dotkliwie raniąc Ninja. Pchnął jednego w samo serce odkopując. Drugiego ogłuszył. Nastepnemu odciął rękę, w której trzymał miecz.

Akemi odpychała żołnierzy drągiem naginaty, ale gdy sytuacja już tego wymagała, wbijała ostrze w ciała.

-Stójcie!- krzyknęła Aishi wpadając do komnaty.

Usagi spojrzał na nią. Wtedy jeden z Ninja zwietrzył okazję. Ułożył miecz czubkiem, mu królikowi, podbiegł i przebił mu bok.

Samuraj jęknął łapiąc za rękojeść miecza wroga. Upadł na podłogę. Na twarzy rōnina wymalował się grymas.

Aishi stała jak wmurowana z rozszerzonymi oczami.

-O nie- rzuciła sięgając za kimono.-Akemi, Usi, zatkajcie nosy.

Wyciągnęła pergamin, uderzyła w niego palcami. Papier zalśnił na złoto. Dziewczyna przerwała go na pół dmuchając w poszarpane miejsca.

Uwolniony został żółty pył,który w mgnieniu oka uśpił wojsko.
Wojowniczka podbiegła do Miyamoto klękając przy nim. Usagi odsunął rękę, którą tamował krwawienie.

Dziewczyna dotknęła palcami jego rany.

-O Boże, poczekaj chwilę- rzuciła zdenerwowana.

Wyciągnęła kolejny pergamin przykładając mu do rany. Dotknęła go palcami.

-Haya- szepnęła.- Będzie goić się powoli, wiec musisz leżeć. Akemi, zostaniesz z nim?

-Oczywiście- zgodziła się klękając przy nim.

-Dokąd idziesz?- zdziwił się Usagi starając wesprzeć na łokciu.

-Wyjaśnić Fumio zagrywkę Hikiji'ego- wyjawiła.-Mam nadzieję, że za tych kilka trupów nie będziecie mieć odsiadki.

Aida dotarła do kryjówki Fumio dosłownie w ostatniej chwili. Strażnicy lorda leżeli już trupem na ziemi. Ninja i Hikiji za to trzymali Fumio w szachu.

-Te! Nie za wesoło ci, morderco moich rodziców?!- krzyknęła na wroga Aishinsui.

Wróg odwrócił się w jej stronę piorunując spojrzeniem. Wiadomo, iż sam nie zamierzał brudzić sobie rąk krwią zwykłej dziewczyny, która była jedynie przeoczonym błędem, niedopatrzeniem w zbrodni, niedobitkiem. Wysłał na nią wojsko.

Aida powtórzyła tę samą sztuczkę. Wyciągnęła już ostatni pergamin, jaki jej się ostał. Na szczęście był na nim napisany "sen". Ninja biegli w jej stronę, dziewczyna uderzyła palcami w papier, rozerwała go na pół. Podmuch ułożył wojowników do snu.

-A-a-a, a-a-a, były sobie kotki dwa...- zaśpiewała idąc miedzy ululaną armią.

Podeszła do Hikiji'ego jednocześnie chroniąc własnym ciałem Fumio.

-Przyszłaś, by dokończyć, co zacząłem- domyślił się.

-Dlaczego?- spytała.

Lord posłał jej złośliwy uśmiech.

-Powiedzmy, że twoi rodzice... byli mi coś winni- odrzekł.

-Czyli co?- dociekała.

-Nie muszę ci tego tłumaczyć- parsknął śmiechem.

-Ale możesz!

-To nie jest zadanie dla mnie.

-Co?

-Przesuń się dzieciaku. Nie utrudniaj mi.

-Ja ci utrudniam? A to proszę. Pozbądź się mnie tu i teraz.

W odpowiedzi Hikiji zaśmiał się złowrogo.

-Czy ty masz mnie za głupca?- warknął.-Doskonale wiem, że zwykłe ostrze nie może cię zranić. Zostałaś naznaczona ochroną. Po matce.

Aishi rozszerzyła oczy zaskoczona kolejną odkrytą tajemnicą. Od zawsze miała w sobie tą niewidzialną tarczę, ale nikt prócz niej i... jej ciotki o tym nie wiedział.

Zmarszczyła czoło dostrzegając nagle wyjście do zakończenia.

-Mnie zwykłe ostrze może i nie zrani... ale ty to co innego- syknęła.

Wtedy na szyi Hikiji'ego zacisnął się sznur Usagiego. Królik zaczaił się na niego od tyłu, dusząc wroga aż do ostatniego wydechu.

-Nieźle to wymyśliłeś- warknęła.-Chciałeś, by wojsko pozabijało ludzi z rozlewem krwi co oznaczało złamanie prawa. Fumio straciłby namiestnictwo w Himeji, a ty przejąłbyś miasto.

Miyamoto użył jeszcze więcej siły. Lord z wytrzeszczem upadł wreszcie na ziemię tracąc ducha.

Samuraj osunął się na nogach padając.

-Usi!- krzyknęła podbiegając do niego.

Podłożyła mu rękę pod głowę unosząc nieco. Ponownie spojrzała na jego ranę. Krwawiła jeszcze bardziej, ponieważ rōnin napinał mięśnie.

-Czy ty możesz mi wyjaśnić, dlaczego nigdy mnie nie słuchasz?- syknęła.-Mówiłam ci, żebyś leżał, ale ty oczywiście wiesz lepiej!

-Aishi, proszę, nie dobijaj mnie jak konia- jęknął, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.

-Dobra, podobijam cię później- rzuciła podnosząc wzrok.-Potrzeba medyka, doktora, weterynarza, uzdrowiciela, znachora! Kogokolwiek, kto potrafi leczyć!

Aishinsui czekała pod drzwiami na werdykt medyka. Miała tylko nadzieję, że rana nie była zbyt głęboka i Usagi wyjdzie z tego bez szwanku.

Usłyszawszy dźwięk rozsuwanych drzwi, od razu podskoczyła do nich. Medyk- kojot spojrzał na nią uspakajająco.

-Co z nim?- spytała dziewczyna.

-Śpi teraz- odrzekł.-Nie masz czym się martwić. Rana była płytka.

-Och, dziękuję- odetchnęła z ulgą.

Wieczorem Aishi siedziała na dziedzińcu, na kolanach, w ciszy oczekując na przebudzenie Usagiego.

Fumio zaproponował jej, aby odswieżyła się po trudach walki. Teraz jej poprzednie ubranie suszyło się w pralni. Obecnie ubrana była w kimono o różnych odcieniach fioletu. Jej włosy były rozpuszczone.

Wsłuchiwała się w dźwięk świerszczy. O tej porze roku już wcześniej robiło się ciemno, w końcu jesień była tuż tuż. Mrok rozświetlał lampion zawieszony przy wejściu do środka.

Nagle Aishi poczuła, że ktoś siada obok niej. Popatrzyła na Usagiego. Został dobrze zabandażowany. Ramiona okrywał jasnoniebieskim kocem, by nie marznąć. Aishi miała okazję po raz pierwszy zobaczyć kawałek jego nagiego torsu.

-Już ci lepiej?- spytała.

-Tak, prawie nie czuję bólu- odrzekł.

-Świetnie!- krzyknęła.

Zamachnęła się dając mu z liścia w prawy policzek. Miyamoto odrzuciło na bok. Spojrzał na nią zdziwiony i zdezorientowany.

-A to za co?- dociekał.

-Już dobrze wiesz- warknęła.-Mówiłam, żebyś leżał a ty wstałeś.

-I cię uratowałem- dodał.-Wiec powinnaś mi też podziękować.

-Poradziłabym sobie sama- fuknęła.-Chciałam tylko wybadać jeszcze co nieco od Hikiji'ego. Poza tym wiesz, że jego miecz i tak by mnie nie skrzywdził.

-Dobrze, dobrze, już rozumiem. A wiec przepraszam, że... cię nie posluchałem. Teraz dobrze?

-Nie! Mógłbyś już darować sobie tą ironię.

-Ja tylko pokazuje ci, jak ja się czuję, gdy ty zwracasz się do mnie w taki sposób.

-Ale ja robię to w formie żartu.

-Więc ja mam inne mniemanie o żartach.

Aishinsui spojrzała w przeciwną stronę próbując nie wybuchnąć furią. Była na niego dziko wściekła, ale nie zamierzała już go dobijać, choć mu to obiecała.

-Bałaś się o mnie, prawda?- wyrwał niespodziewanie samuraj.

-Ech.... Kurczę, dlaczego ty musisz mnie aż tak denerwować? Ja cię powinnam tam wtedy udusić! Byłby spokój. Nie całowałbyś i nie nazywałbyś mnie "Aia".

-Wiec tutaj cię boli.

-Bo ty... Bo ty chcesz, żebym się przełamała! Ustaliliśmy sobie coś, prawda? Dlaczego uparcie próbujesz nas połączyć?

-Nie umiesz ukrywać do końca swych uczuć. Często okazywałaś nawet w nieświadomy sposób, że ci na mnie zależy. Miałaś uczyć mnie okazywać emocje. Robię to. Ale ty nie ułatwiasz mi.

-Bo nie miałam na myśli, żebyś zaczął...

-Przestań Aishi! Teraz gdy ja usiłuję zmienić się na lepsze, ty robisz to samo z sobą, ale o odwrotnym skutku.

-Nie chcę tego.

-Więc zmiany osobowości pozostaw mnie.

-Nie. Nie chcę, żebyś mnie... żeby ci na mnie zależało w mocnym tego słowa znaczeniu. Ja mam przyszłość zaplanowaną.

-I ty tego chcesz? Naprawdę tego chcesz?

-Teraz... Teraz to mnie wkurzasz i nie wiem!

Spuściła głowę zaciskając pięści. Usagi westchnął ciężko. Uniósł jej twarz by na niego spojrzała.

-Jeśli chcesz żyć tak jak dawniej, zrób to- rzekł.-Ale jeśli chcesz coś zmienić, teraz jest na to czas.

Oczy dziewczyny zaszkliły się od łez. Spuściła wzrok, ale głowę zostawiła przy ręce Usagiego.

Wtedy jej dłoń dotknęła jego. Wtuliła policzek w to miękkie, białe futro.

-Ja tylko chcę, byś przestał mi działać na nerwy- westchnęła.

Przysunęła się do niego bliżej zamykając w mocnym uścisku. Miyamoto odwzajemnił gest.

Oboje nie wiedzieli co mają dalej robić. Los był niepewny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro