XVIII
Wstrząsy stawały się coraz bardziej wyraźne i mężczyznom ciężko było ustać na nogach. Dla większego bezpieczeństwa Fuwa przybrał postać lisa. Wysunął pazurki choć asfalt nie dawał mu i tak zbyt dobrej przyczepności. Mroczna mgła stopniowo opadała, kierując się po ziemi gdzieś w kierunku wschodu.
- Minoru, zabierz ją stąd- powtórzył się Usagi. - Budynki zaczynają się burzyć.
Miał rację. Wystarczyło tylko spojrzeć na pierwszy lepszy blok, by zauważyć na nim postępujące coraz wyżej pęknięcia. Każdy z nich był tykającą bombą, gotową się w każdej chwili zawalić.
Minoru wziął siostrę na ręce. Nie miał łatwego zadania ze względu na jej rozwinięte skrzydła, które sprawiały, że masa dziewczyny podwajała się.
- A ty co zamierzasz zrobić? - zapytał.
- Pójdę za tą mgłą - odrzekł. - Założę się, że doprowadzi mnie do Nogitsune.
- Mówiłem ci, że... - wyrwał Fuwa.
- Muszę widzieć to na własne oczy i mieć absolutną pewność - przerwał mu królik. - Jeżeli się boisz to zostań z nimi.
- Tego nie powiedziałem - fuknął lis, przeskakując na jego ramię. - Biegiem, stary!
Samuraj w raz z kitsune śledzili zjawisko aż do obrzeży miasta. Mgła posuwała się naprawdę szybko, dlatego pospiech był niezbędny. Fuwa spojrzał na Nowy Jork. Pozostał w nie najlepszym stanie, jednak żadne z budynków jeszcze nie obrócił się w gruzy. Ciemne niebo nie zwiastowało żadnego zakończenia spraw.
Usagi nagle się zatrzymał. Lisek nie zdążył wczepić się w jego ubranie i spadł. Królik przygotował się jednak na taką ewentualność. Rozłożył ręce przed sobą, łapiąc przyjaciela i ponownie sadzając go na ramieniu.
- Następnym razem uprzedzaj - odetchnął z ulgą.
Samuraj mu nie odpowiedział. Jego oczy wpatrywały się w coś przed nimi. Fuwa przekrzywił łebek, kierując w ten sam punkt swoje spojrzenie.
Mgła, za którą tak zaciekle gonili, tworzyła wir z lejem prowadzącym do wnętrza ziemi. Albo i do innego wymiaru. Ze środka wydobywał się podmuch dziwnego powietrza. Było duszne, ale także o przyjemnym zapachu. Zupełnie jak atmosfera po burzy. Upajające.
- Co robimy?- zapytał lis. - Idziemy tam?
-Nie - odrzekł stanowczo Usagi.
Chwycił przyjaciela za grzbiet i ściągnął sobie z ramienia po czym postawił go na ziemi. Kitsune strząchnęło się.
- Tylko ja - dodał Miyamoto.
Fuwa uniósł gwałtownie uszy. Ronin pochylił się, by zaraz też wskoczyć w otchłań tajemniczej, mrocznej siły.
- Usi, zaczekaj!- krzyknął za nim. - Zginiesz tam!
Samuraj go nie usłyszał.
Lisek nerwowo krążył dookoła leja z nadzieją, że dostrzeże jeszcze królika. Serce biło mu trzy razy szybciej niż zazwyczaj.
Leonardo odepchnął pokrywę studzienki, wydobywając się na powierzchnię, a za nim reszta braci. Za nimi z kanałów wygrzebała się April, która cały czas cierpiała na dziwne zaburzenia wzroku i silny ból głowy. Było to jak uporczywa migrena oraz zapalenie spojówek w jednym.
- Donnie, teraz sygnał powinien być dobry - rzucił lider.
- Już patrzę - odrzekł.
Żółw wyciągnął N-fona, ponownie próbując namierzyć telefon Aishi. Wcześniej także próbował to zrobić, jednak otumaniające powietrze dawało się we znaki nawet pod powierzchnią.
Nagle na ekranie pokazała się lokalizacja aparatu dziewczyny. Czerwona kropka znajdowała się na niebieskiej. Na miejscu ich pobytu.
- Powinna być właśnie tutaj - powiedział zdumiony.
- Taa, jej telefon na pewno - parsknął Raphael, machając mu przed oczami jej komórką. - Geniusz z ciebie.
Donatello wywrócił oczami, biorąc brutalnie do ręki N-fon przyjaciółki.
- Zaraz, tutaj jest coś czerwonego - zauważył, pocierając wyświetlacz.
- Wygląda jak sos z pizzy - wtrącił Mikey.- Nawet w najgorszej chwili szamała. No moja szkoła!
- To krew, głupku - odparł ostro brat.
- Pokaż mi to - zażądała szybko April.
Wzięła urządzenie, bacznie się mu przyglądając. Rozszerzyła oczy.
Nagle drużyna poczuła przyjemny zapach ozonu i silny podmuch wiatru.
- A tam co się dzieje? - zdziwił się Leo.
- Musze ją znaleźć - wyrwała rudowłosa.
- Pójdę z tobą - zaoferował się Donatello.
- Nie - zaprzeczyła. - Wyczuwam, że Usagi wplątał się w jakieś kłopoty. A Aishi nie czuję wcale! Idźcie mu pomóc.
Pobiegła przed siebie nim którykolwiek z braci zdążył ją zatrzymać. Nie mieli wyjścia. Musieli jej zaufać i liczyć, że poradzi sobie sama. Ruszyli w stronę wschodu.
Usagi unosił się w martwej, ciemnej przestrzeni w stanie nieważkości. Gdziekolwiek nie spojrzał, tam wydział jedynie czerń. Czuł się, jakby zamknięto go w jakimś naczyniu, z którego nie mógł się wydostać.
- Nogitsune! - nawoływał wroga. -Pokaż się, kreaturo! Nogitsune!
Obrócił się z niemałą trudnością dookoła siebie po raz enty. Zmrużył oczy.
Jakieś słabe światełko gdzieś w oddali zdradzało czyjąś obecność. Pomysły były dwa - albo widział wyjście, którym przybył, albo był to blask Niebiańskiego Ostrza, które nadal tkwiło w Mrocznym Kitsune.
Samuraj zmarszczył czoło, próbując w jakiś sposób dotrzeć do jasnego punktu. Co prawda kroki nie dawały aż takiego afektu jak na ubitej ziemi, ale przebieranie nogami przybliżało go do celu.
- Oto i jesteś - przemówił zachrypnięty głos wroga. - Przyszedłeś by patrzeć, jak konam. Teraz jesteś usatysfakcjonowany? Zemściłeś się za nią.
On sam także unosił się bezwładnie, a jego czerwone ślepia patrzyły już bardzo słabo. Stal go zatruwała. Umierał powoli i boleśnie. Śmierć miał wypisaną na twarzy.
- Zemsta nigdy nie usatysfakcjonuje dostatecznie dobrze - odrzekł wyniośle królik. - Tylko czas pozwoli mi żyć dalej z mniejszą raną. Ale odetchnę z ulgą wiedząc, że nikt nigdy już nie będzie przez ciebie cierpiał.
- Ha, miło, że moja śmierć sprawia komuś radość - zaśmiał się słabo. - Jak raz wywołam uśmiech na czyichś ustach. Mimo wszystko cieszę się, że to będzie twój uśmiech. Bo byłeś godnym przeciwnikiem, Miyamoto Usagi.
Królik bacznie go obserwował. Nie mógł mu wierzyć,. Nie mógł też ulec jego ostatnim słowo.
- Powstałem z rozgoryczenia i żalu, i tak samo umrę - westchnął. - Smutek mnie stworzył, smutek mnie pochłonie.
- Powiedz mi tylko jedno, Nogitsune - przerwał mu ronin. - Dla jakiego celu było to całe zło. Co zamierzałeś tym osiągnąć.
- Cóż, ty pewnie tego nie zrobisz, bo jesteś istotą honoru - odrzekł spokojnie. - Ale ja swój żal zamieniłem w nienawiść. Krzywda innych pozwalała mi choć na chwilę zapomnieć o tragedii sprzed ponad dwudziestu lat. Była jak duży, dobry dzban sake. Pozwala na krótkotrwałe zatracenie myśli.
- Tragedii?
Nogitsune uniósł głowę, patrząc na swojego przeciwnika.
- Moje ciało, moja dusza, to wszystko powstało z negatywnych uczuć Amira - wyjawił.
- A-Amira? - Usagi stracił na chwilę oddech. - Ojca Aishinsui?
- Tak.
- W takim razie dlaczego ją zabiłeś?! Dlaczego ją ścigałeś?! Rozumiem, ja próbowałem odbudować to, co ty niszczyłeś. Ale dlaczego ona?!
- Sprowadziłem ją do Japonii, by ukoiła mój ból. By dała mi tą namiastkę dawnej rodziny. Ale była tak niepokorna, tak buntownicza. W żaden sposób nie mogłem jej okiełznać. Dlatego gdy uciekła, rozbudziła we mnie ostateczny gniew. Naznaczyłem jej ręce dwanaście razy cierpieniem tak jako ona dwanaście razy próbowała uciec. Po raz trzynasty zadałem jej rany na plecach. Nienawidziłem jej za to, że mi się sprzeciwiała. Chciałem, by miała takie samo piekło jak i ja.
Usagi ledwo się powstrzymywał by nie zakończyć jego żywota szybciej. Zacisnął mocniej ręce w pięści.
- Ale teraz będzie już tylko lepiej -syknął, przeżywając kolejną falę bólu. - Bo przecież drugi raz mnie nie zabijesz. Nie zabijesz po raz drugi Aishinui, prawda?
- Co?- Usagi rozszerzył oczy.
- Ten pergamin... odradzam się teraz w jej ciele... a ty! Ty ugrzązłeś tutaj. W wymiarze pomiędzy życiem i śmiercią. Jesteś już na wpół martwy! I nic nie dasz rady zrobić.
Królikowi puściły wreszcie nerwy. Chwycił za rękojeść miecza, wyciągnął go z piersi Nogitsune po czym szybkim ruchem ściął mu głowę.
Bezwładne ciało demona rozpadło się w pył, który odrzucony został w różne strony, powodując tym samym zaniknięcie mrocznej przestrzeni. Zastąpiła ją biała barwa, oślepiająca początkowo ronina. Zasłonił oczy ręką.
- Usagi!- zawołał kobiecy głos.
Jego właścicielka położyła dłoń na jego przedramieniu. Miyamoto opuścił je.
- Aishi? - zapytał, jeszcze mrużąc oczy.
Gdy wreszcie wzrok przyzwyczaił się do blasku, pierwsze, na co zwrócił wzrok to czarne włosy oraz lisie uszy. Jej twarz była bardzo zdumiona.
- Tsumashi - powiedział.
- Na wszystkie świętość, chłopie, co ty tu robisz?! - zapytała, łapiąc go za ramiona. - Co za diabeł cie tu zesłał?
- Przybyłem tu za Nogitsune - wytłumaczył.
- Tu? Skoro tu był, znaczy, że już umierał - wydedukowała.
- Musiałem odzyskać miecz - dodał, ukazując jej ostrze. - Tsumashi, musisz mi pomóc się stąd wydostać.
- Ja? Usagi, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale jesteś w przedsionku Yomi.
- Byłem już w jednym z nich. Razem z Jiro, ale mniejsza. Posłuchaj, Nogitsune odradza się w martwym ciele Aishi. Muszę wrócić do żywych.
- Martwym? Aishi jest martwa?
Usagi zamilkł.
- Usi, ale ja nie widziałam jej tutaj. Widziałam Ayame, Jiro, nawet lorda Mifune, ale nie ją.
- Lorda Mifune? - zdziwił się, a wręcz zszokował królik.
- Masz szczęście, że go tu nie ma, bo nie wiem, czy przeżyłbyś z nim spotkanie - odrzekła.
- Dlaczego?
- Oczywiście jest niezwykle wdzięczny, za twoje oddanie i podziwia twoją ścieżkę ronina. Ale jednocześnie chce, byś już przestał się zadręczać. Wręcz rozkazuje ci podjąć się pracy, w której jesteś najlepszy. Masz stać się żołnierzem, znaleźć nowego pana.
Usagi spuścił na chwilę wzrok. Myślał nawet o tym, aby skorzystać z oferty lorda Fumio, tylko czy teraz jest na to czas?
- A jeśli chodzi o wyjście...- kontynuowała.- Skoro miecz jest jeszcze tam potrzebny, to pewnie ciebie tam zabierze. Zaufaj mu.
Królik spojrzał na ostrze. Zauważył, że dziwnie drży w jego ręce. Powoli skierował go ku górze. Stal chciała polecieć wzwyż. W ostatniej chwili Usagi wpadł na szalony pomysł.
Chwycił Tsumashi za rękę, wystrzeliwując razem z nią.
Żółwie dotarły do mrocznego leja. Choć teraz był już bladoszary. Bracia zauważyli niespokojnego Fuwę. Lisek krążył dookoła dziwnego zjawiska, nerwowo machając ogonem i coś do siebie mamrocząc.
- Stary, co jest?- zapytał Mikey.
- Gdzie Usagi?- dodał Leonardo.
- W środku - odparł kitsune.
- W środku?- powtórzył Donatello z przestrachem. - A co on tam robi?
- Dobija Nogintsune - wyjaśnił.
- Ej, cicho - przerwał im Raphael. - Słyszycie takie jakby... krzyki?
Wszyscy nachylili się nad wirem. Cokolwiek to był, stawało się coraz głośniejsze.
Niespodziewanie z wnętrza wyskoczyły dwie postacie, uniosły się nad ich głowami po czym wylądowały z hukiem na całej piątce.
- Jej, mocne wejście - skomentował Mikey, nim jego głowa opadła na asfalt.
Usagi wstał z przyjaciół po czym podźwignął do pionu Tsumashi.
- Moja biedna lisia łepetynka - jęknął Fuwa.
Lisica spojrzała na niego, zastając się na chwilę w miejscu. Kucnęła następnie przy kitsune, biorąc go w dłonie. Uśmiechnęła się.
- Cześć, Fuwa - powiedziała.
- Taa, cześć, cześć - rzucił.
Jednak, gdy dotarła do niego znajoma barwa głosu, gwałtownie wstał na równe nogi, unosząc uszy i ogon. Obrócił się na rękach dziewczyny.
- Tsu?- szepnął. - Jesteś tu? To naprawdę ty!
Podskoczył ze szczęścia po czym przytulił swoją puszystą główkę do jej nosa, ku śmiechowi lisicy.
- Usagi, nic ci nie jest?- zapytał Donnie.
- Cały i zdrów - odrzekł królik.
- A Nogotsune?- dociekał Leo.
Samuraj popatrzył na Niebiańskie Ostrze, a później znów na braci.
- Jest zagrożenie, że się odrodzi - oznajmił. - Musimy znaleźć Aishi.
- April wysłała mi wiadomość jakieś pięć minut temu - wyrwał się Donatello. - Jest już przy niej. Szybko ją namierzę i będziemy znali miejsce.
- Działaj, Donatello- polecił Miyamoto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro