Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII

Tsumashi skończyła obwiązywać klatkę piersiową Aishi, związując jego końce w mocny supeł.

Dziewczyna była nieprzytomna, ale żyła. Bardzo ciężko i głośno oddychała, a jej twarz obrazowała koszmar, który właśnie jej się śnił.

-Dlaczego się tak zachowuje?- spytał Donnie.

-Jej organizm próbuje zwalczyć toksynę ze strzały- wyjaśniła.-Ponadto ciało przyzwyczaja się do jej zmiany. Jest silniejsza, ale potrzebuje bardzo dużo odpoczynku.

-Zostanę z nią- zaoferował się Fuwa.

-Nie- przerwał mu stanowczo Usagi.-Ja zostanę.

Wszyscy spojrzeli na niego, milcząco próbując odnaleźć się w tej całej niezręcznej sytuacji.

-Według mnie ona nie potrzebuje żadnego strażnika- wyrwał Raphael.-Ma się kurować w spokoju, no nie?

-Raph ma rację- przyznała Tsu, okrywając Aidę kocem.

Był za krótki, dlatego też sięgał jedynie do połowy klatki piersiowej.

- Zajrzę do April- westchnął Donatello.

Szybko zniknął w wejściu.

-My też już wyjdźmy- rzekł Leo. -Dajmy jej odetchnąć.

Przyjaciele pokiwali głowami, mozolnie kierując się w stronę wyjścia.

Miyamoto nie ruszył się nawet na krok. Nadal wpatrywał się kobietę, ktorą prawie zabił Nogitsune.

Prawie zabił własnymi rękoma.

-Usi?- zapytała Tsu, kładąc dłoń na klamce.

-Zaraz do was dołączę- odpowiedział niemrawo.

Lisica pokiwała głową, domykając drzwi.

Królik zbliżył się do dziewczyny. Patrzył na Aishinsui z góry, niby z pogardą i litością, ze stalą. Jednak przez ten pancerz przedzierały się błyski rozpaczy.

-Mówiłem ci, żebyś nie nastawiała dla mnie karku jeśli ci nie zależy- syknął.- Że nie chcę twej litości!

Podszedł do niej, opierając ręce na łóżku.

-Popatrz na siebie, popatrz co się z tobą dzieje- warknął, niemal wypluł na nią te słowa.-Chcesz tak dalej żyć? W takim cierpieniu? Opamiętaj się, póki masz czas. Nie zamierzam cię przepraszać!

Nachylił się nad nią, zamykając oczy.

-Bo zwykłe przepraszam nie zrekompensuje tego losu, który ci zgotowałem- przyznał.-Opamiętaj się i zapomnij, że istnieje.

Odsunął się powoli od niej.

-Lepiej będzie ci beze mnie- dodał.

Ściągnął z siebie czerwoną szatę, okrywając nią dziewczynę po samą szyję.

Po incydencie w mieście Usagi zastanawiał się, dlaczego nie został zraniony.
Fuwa wyjaśnił mu wówczas, że to ubranie ochroniło go przed każdym ciosem, a zrobione zostało przez Aishinsui.
Nigdy go nie nienawidziła. Cały czas dbała o jego ochronę.

Usagi wyszedł z pokoju, umiejętnie zamykając za sobą drzwi.

-Usi- rozległ się głos Fuwy.

Samuraj odwrócił się w jego stronę. Lis stał przy barierce, krzyżując ręce na piersi. Podszedł do przyjaciela, a widząc jego przybycie, położył mu rękę na ramieniu. Ludzka forma kitsune była prawie że równa królikowi w kwestii wzrostu.

-Stary, nie dołuj się- rzucił.-Nie zawiniłeś.

-Fuwa, chcę byś coś dla mnie zrobił- odparł Miyamoto.

-Cokolwiek- zapewnił.

Wojownik ściągnął jego rękę z barku. Spojrzał mu w oczy stalowym, chłodnym i stanowczym spojrzeniem.

-Gdy dokończymy sprawę Jiro i Nogitsune, chcę abyś ty i Tsumashi pozostali w tym świecie- wyjawił.

Fuwa postawił uszy bardzo wysoko i sztywno. Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły.

-Dlaczego prosisz mnie o coś takiego?- nie rozumiał.-I dlaczego ściągnąłeś z siebie...

-Jesteście strażnikami rodu Aida- wyjaśnił.-Waszym obowiązkiem jest ochrona jego członków.

-Usagi...

-Jeśli Aishi wróci razem ze mną, unieszczęśliwi siebie i was- ciebie i Tsumashi. Fuwa-chan, jesteś jedyną osobą, której mogę powierzyć opiekę nad Aishinsui. Obiecaj mi, że zajmiesz się.

-Chcesz... Chcesz zostawić nas tu samych?

-Chcę, byście żyli tak, jak tego pragniecie.

-A ty? Co z tobą?

-Jestem roninem. Chyba nie muszę tłumaczyć.

Królik minął przyjaciela schodząc po schodach. Kitsune obrócił się za nim, jednak nic mu nie powiedział.

-I jesteś pewna, że wszystko będzie w porządku?- Donnie nie był pewny stanu zdrowia April.

-Tak- odparła, wstając z łóżka.-To tylko nieprzyjemne kłucie w łopatce. Dam radę.

Rozmasowała sobie bolące miejsce.

-Ważniejsze jest to, czy Aia wyliże się z tego?- zmartwiła się rudowłosa.

-Tsu mówi, że powinna dużo odpoczywać by odzyskać siły- wyjaśnił Donatello.

April wstała z łóżka, odchodząc kawałek od żółwia.

-Kiedy dosięgła ją strzała, myślałam, że umarła na moich oczach.- Dziewczyna sięgnęła w retrospekcję.- A ona wtedy podniosła głowę i powiedziała, że odczuła to jak użądlenie. Pojęcia nie mam, w jaki sposób zyskała taką odporność.

- Ponoć sporo wydarzyło się w Japonii- westchnął Donnie, podchodząc do niej i kładąc ręce na ramionach.-Ale ważne, że znów jest z nami.

Dziewczyna cofneła się w jego stronę, oplatając ramiona jego rękami. Donatello poczuł się niezręcznie.

-Fuwa, uspokuj się- poprosiła Tsu.

Lis uderzył w barierkę werandy, odsuwając się od niej. Był jednocześnie wściekły i sfrustrowany. Potarł czoło palcami.

-Nie pozwolę im na to, nie ma nawet mowy!- krzyknął.-Jeśli myśli, że od tak wymiga się od wszystkiego, bardzo się myli.

-A nie uważasz, że troszkę za bardzo próbujesz ingerować w ich życie?- uświadomiła mu lisica.

-Skarbie, ty nie rozumiesz absolutnie niczego- westchnął, podchodząc do niej.-Nie widziałaś ich w momencie, gdy ja ich poznałem. Nie widziałaś, jak on patrzył na mnie w momencie gdy mnie o to prosił.

Tsu wzięła jego ręce w swoje. Znała ogromną wrażliwość Fuwy. Kiedy sytuacja tego wymagała był zabawny, wściekły albo zrozpaczony. A teraz oczy kitsune już powoli wypełniały łzy.

-Jakby ktoś serce mu rozrywał- skomentował.- Chce jej dobra, ale podzielono ich na dwa światy. To jest niesprawiedliwe.

-Jakby świat kiedykolwiek był sprawiedliwy- westchnęła.

Fuwa spojrzał na nią krzywo. Nagle doznał jakiegoś impulsu.
Odwrócił głowę w stronę lasu, węsząc za czymś.

-Czujesz?- spytał dziewczyny.

Lisica powtórzyła jego czynność.

-Jest blisko- stwierdziła.- Zwołaj resztę, ja muszę zadzwonić.

-Do kogo?

-Zwołaj resztę.

-Zostajesz i koniec!- huknął na April Leo.

Rudowłosa aż podskoczyła na jego ton głosu. Nie zamierzała ustępować.

-Przecież mówię, nic mi nie będzie!- odwarknęła.

-Ale nadal jesteś osłabiona- przypomniał jej Donnie.

Dziewczyna zawarczała pod nosem.
Usagi przepchnął się pomiędzy żółwie. Stanął naprzeciw kunoichi, mierząc ją wzrokiem.

-Aishi ryzykowała własne życie, by ratować twoje- przypomniał jej.-Jeżeli masz zamiar uszanować jej ofiarę, zostań i zaopiekuj się nią.

April rozszerzyła oczy, stając jak wryta. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale głos odmówił jej posłuszeństwa.

W milczeniu pokiwała głową. Złożyła ręce na piersi.

Grupa odwróciła się do niej tyłem, zmierzając w stronę drzwi.

-Jak ty to zrobiłeś?- spytał Mikey.

-Nie jest sztuką uświadomić kogoś jak wielkie ma szczęście, mogąc dalej żyć- odpowiedział.

Bracia popatrzyli na siebie. Lisy zmieniły się w zwierzątka, wchodząc na skorupę Rapha i Leo.

-Gdzie ja jestem?

Aishi otworzyła oczy, kładąc na czole rękę.

-W moim domu- uspokoiła ją April.-Nic ci nie grozi. Odpoczywaj.

-April, ale tobie nic nie zrobił?- zapytała.

-Nie, wszystko w porządku- uspokoiła ją.

-To dobrze- odetchnęła.-Możesz zawołać Usagiego? Muszę z nim pogadać.

Rudowłosa nie wiedziała jak jej odpowiedzieć, by jej nie zdenerwować.

-Teraz raczej powinnaś oszczędzać siły- wydusiła.-Później go...

-Czekaj, co to jest?- przerwała jej Aida.

Uniosła na wysokość oczu czerwoną szatę.

-Dlaczego to leży tutaj?- zdziwiła się.-Czemu Usagi jej nie nosi.

April milczała, choć chęć wyjaśnień zaczęła w niej powoli wybuchać.

-Gdzie on jest?- zapytała stanowczo.-Mów!

Kunoichi westchnęła.

-Jiro gdzieś tu jest, tak?- domyśliła się.- Kierowany nienawiścią brat, wspomagany przez Nogitsune i Usagi bez tego ubrania...

Zwlekła się z łóżka.

-Aishi, co ty robisz?- przeraziła się rudowłosa, podbiegajac do niej i pomagając ustać.-Jesteś ciężko ranna, nie możesz wstawać.

-On go zabije, April- syknęła z bólu Aishinsui.-On zabije Usagiego.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro