Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX

Aishi otworzyła szeroko oczy. Czuła jak przez jej ciało przepływa ogromna fala dreszczy, a wewnętrzny płomień eksplodowuje z epicentrum jej organizmu po całości.

Odskoczyła gwałtownie wraz z mieczem kilka metrów w tył. Patrzyła, jak Kenji unosi głowę z wymalowanym uśmiechem psychopaty na twarzy.

-Sądzisz, że uwierzę w twoje kłamstwo!- krzyknęła, choć liczyła, że te słowa będą zawierały w sobie o wiele więcej stanowczości.

-Jesteś taką głupią kobietą, tak ślepą!- zawarczał.-Nie zauważyłaś nawet jak podobni do siebie jesteśmy! Chciałaś wyjść za własnego brata!

Każde jego kłapnięcie ustami docierało do Aishinsui i jakby policzkowało z impetem.

Pokręciła głową.

-Ja nie miałam braci!!!- wrzasnela na całe gardło.

Usagi, wyciągają miecz z kolejnego dinozauropodobnego stwora, spojrzał w jej stronę. Obserwował sytuację przez chwilę.

Tsumashi również skierowała wzrok na dwójkę.

-Nie myliłam się- szepnęła.

Wykorzystując jej nieuwagę, Fuwa rzucił się z kłami do jej gardła. Zatopił zęby w boku jej szyi.

-F-Fuwa, nie... zostaw!- jęczała, padając na kolana.

-Zamknij się!- warknął.- W tej postaci nikomu nie pomogę. A Aishi mnie potrzebuje.

-Fuwa... Proszę...- mówiła słabo, pomiędzy spazmami, gdy leżała już na asfalcie.- ...Konoito...

Lisek nie przerwał nawet na chwilę, choć dźwięk dawno nie słysznego imienia na moment go spowolnił. Mimo to dalej wysysał z lisicy Yōki*.

-Co wy tam robicie?!- krzyknął Raph.-Ruszcie się!

Przeciął sai następnego stwora. Choć wydawały się być z kamienia, ich ciała posiadały wytrzymałość torfu. Rozpadały się przy właściwie każdym uderzeniu.

Wniosek był z tego jeden- miały tylko odwrócić uwagę i zająć czymś wojowników.

Donnie zakręcił energicznie kijem, sprawiając, że siekał nadciągające stwory na plastry. Mikey oczywiście razem z Raphaelem rozbijali na oślep. Leo z Usagim cieli yōkai mieczami, jednocześnie zastanawiając się nad bardziej dalekosiężnym rozwiązaniem.

-Przyjrzyj mi się dobrze, Aishi- powiedział Kenji.-Dostrzegasz podobieństwo?

-Nie posiadam azjatyckich rysów twarzy!- zawołała.-W żadnym stopniu ciebie nie przypominam!

-Przyznaję, wdałem się bardziej w ojca, ale te rysy zawdzięczam matce- westchnął.-Jednak to nie czyni mnie kimś obcym dla ciebie. Przecież planowałaś ze mną wspólne życie.

-Przestań- syknęła, zaciskając pięści i powieki.-Przestań! Ty nie jesteś moim bratem!

Rzuciła się ponownie z mieczem na niego. Była w niej determinacja jednak siła ją opuściła.

-Urodziłaś się, kiedy zachodziło słońce, mroźną zimą- ciągnął.-Nie mogłem znieść wrzasku matki a potem usłyszałem ciebie. Jedyna dziewczynka w rodzeństwie.

Przeważał w blokowaniu miecza.

-Tamtej nocy, kiedy Hikiji podłożył ogień, widziałem jak celował do ciebie strzałą- warczał.-Chciałem go powstrzymać, ale wtedy ten głupiec... Usagi rzucił się na niego.

Aida ponownie rozszerzyła oczy.

-Usagi...- szepnęła.

-Chciał być bohaterem po tym jak zatrzymał nas w domu- kontynuował.-Tak bardzo chciał ochronić chociaż ciebie. Zawsze się wywyższał. Przeklęty drań!

Pchnął dziewczynę z takim impetem, że ta upadła na asfalt.

-Nie mogłem nikomu pomóc, rozumiesz?!- krzyczał, klękając na niej.-Jestem twoim bratem, Aishi. Jestem Jiro Aida!

Tsu gwałtownie otworzyła oczy, Fuwa oderwał od niej kły. Odskoczył w tył.

Usagi, mimo iż wszystko słyszał, nie mógł zostawić Leonardo bez wsparcia. Ale słowa Kenji'ego prawie wprawiły go w osłupienie.

Mężczyzna przytrzymał jej ręce na asfalcie.

-Spójrz mi w oczy!- krzyknął.-Zobacz we mnie swoją rodzinę!

-Sądzisz, że jestem w stanie patrzeć na ciebie jak na brata gdy unieruchamiasz mnie w taki sposób?- syknęła.-Niech cię diabli, Kenji!

-Jestem Jiro- poprawił ją, wkurzony.-Powiedz to!

Zacisnął ręce mocniej. Aishi nie zamierzała zgrywać bezbronnej dziewczynki. Uderzyła mężczyznę kolanem od tyłu. Każdy facet po takim kopniaku by spacyfikował. I jej rzekomy brat nie był wyjątkiem.

Padł obok niej z jękiem.

Aishinsui wsparła się na łokcie.

-Zabieraj od niej te brudne łapy, Jiro!!!- krzyknął Fuwa.

Niespodziewanie przed dziewczyną wyrosła sylwetka wysokiego mężczyzny o niespotykanie długich włosach koloru bardzo jasnej, niemalże białej lawendy. Na czubku głowy sterczały mu lisie, duże uszy. Ubrany był we fioletowe hakama i nosił szatę w tym samym kolorze.

Nagle gwałtownie pochylił się, z zamachem zadrapując twarz Kenji'ego. Mężczyzna krzyknął.

-Jeszcze raz dotknij w ten sposób moją wychowankę a wszystkie flaki z ciebie wypruje!- zagroził.

-Wychowankę?- szczeknął Jiro.-A co ty, jej ojciec zastępczy?

-Zdziwiłbyś się ile dla was zrobiliśmy z Tsu- odgryzł się Fuwa.-Gdyby nie ona, Aishi nigdy nie byłaby bezpieczna. Ani ona ani Minoru!

-Fuwa, nie!- krzyknęła lisica.

-Wynocha stąd!- warknął kitsune.

Aishi dalej patrzyła na całą sytuację. Docierało do niej, że Kenji naprawdę... On był jej bratem!

Zauważyła, że... Jiro wyciąga zza kosode niewielki sztylet.

-Dobrze wiedzieć- syknął.

Cisnął ostrze w leżącą lisicę.

-Tsu, nie!- zawołał Fuwa.

Usagi spojrzał na nich, potem na dziewczynę i bez zastanowienia skoczył przed nią.

-Usagi!-Fuwa poderwała się do siadu.

-Usi!- zawtórowała Aishinsui.

Zaraz zakryła usta, zdając sobie sprawę z emocji jakie zawierała i zawiera w tym zdrobnieniu.
Sztylet wbił się w ramię królika. Ten jednak wyciągnął go, sam wychodząc z tego bez żadnego zadrapania.

-Zadziałało?- szepnęła.

Na jej twarzy pojawił się uśmiech ulgi.

Do uszu wszystkich dobiegł odgłos wybuchającej bomby dymnej.

Kenji zniknął.

Fuwa odwrócił się w stronę Aishinsui. Wyciągnął rękę, pomagając jej wstać.

Dziewczyna przeczesała w palcach jego poczochranął, bujną grzywkę. Lis przytulił ją mocno, kladąc dłoń na jej głowie.

-W porządku?- zapytał.

Wojowniczka wtuliła się w niego.

-Przystojny jesteś jak na człowieka- zaśmiała się nerwowo.-Ale i tak... będziecie się gorączkowo tłumaczyć!

Żółwie dalej pozbywali się stworów. Mimo kruchych ciał potrafiły drapać.

Kiedy Fuwa wyczuł krew, odepchnął od siebie Aidę, rzucając się w wir walki. Gołym pazurami rozszarpywał te delikatne skały.

Usagi pomógł wstać Tsumashi, która ze zgrozą w oczach patrzyła co lis wyprawia.

-Właśnie dlatego tak ważne jest, aby pozostawał w formie kitsune- wyjaśniła.-Nie radzi sobie z instynktem i agresją gdy jest w ludzkiej formie. Aishi, musisz go uspokoić.

-Jak?- zapytała.

-Ayame potrafiła go okiełznać poprzez położenie dwóch palców na jego czole- wyjaśniła.-Nie wiem dokładnie, co to było, ale może i tobie się uda.

Wojowniczka spojrzała na rozjuszonego przyjaciela. Dobił ostatniego yōkai.

-Żółwie, przytrzymajcie go- poprosiła.

Nastolatkowie otoczyli lisa, rzucając się na niego jednocześnie. Musieli go trzymać we czterech, ponieważ jego siła była niezwykły potężna.

-I pomyśleć, że to ten sam puchaty lisek- jęknął Mikey.

Aishi zbliżyła się do niego powoli.

-Ostrożnie- poradził jej Usagi.

Aida ułożyła dwa palce na czole lisa.

-Już wszystko dobrze, Fuwa- powiedziała.-Nic ci nie grozi.

Zamknęła oczy, próbując przekazać mu dobrą energię.

Nieoczekiwanie Fuwa wyrwał się z uścisku i uderzył Aishi w brzuch. Cała piątka wyłożyła się na asfalcie.

Lis odskoczył w bok, przyjmując pozę siedzącego psa. Warczał na nich.

-Fuwa, opamiętaj się!- krzyknęła Tsu.

Obawiała się jego przemiany, ponieważ zupełnie nie wiedziała, jak miała przywrócić go do poprzedniego stanu.

Na dźwięk jej głosu, kitsune najeżyło włosy. Ruszyło biegiem dwunożnym na dziewczynę.

-Co za osioł- warknęła pod nosem.

Przystąpiła do kontrataku. Ruszyła w jego stronę. Fuwa wbił w jej ramiona szpony. Tsumashi jeknęła cicho, ale złapała go za ubranie na piersi, śląc wściekle spojrzenie w jego ciemnofioletowe oczy z czerwonymi tęczówkami.

-Żeby mnie do tego zmuszać...- dodała.

Stanęła na palcach, zamaszystym ruchem układając wargi na jego wargach. Przywarła do niego z całej siły.

-Fuwa, wracaj...- mówiła w myślach.

Reszta przyjaciół patrzyła na nich z szerokimi oczami. Szok, to najlepiej ich opisywało.

-Ja nie wiedziałam, że oni...- szepnęła Aida.

-Ale numer- skomentował Donnie.

Tsu dawała z siebie co tylko mogła. Poczuła, że jej pocałunek został odwzajemniany. Otworzyła z przestrachem oczy, odpychając od siebie lisa. Wytarła usta wierzchem dłoni.

-Tsumashi, ty...- zaczął Fuwa.

-Zapomnij o tym- rozkazała stanowczo, mijając go i odchodząc.

Kitsune patrzyło jak się oddala.

Żółwie wgapili się w Usagiego i Aishi, a oni w nich.

-A tak w ogóle to gdzie Mutazwierzaki?- zapytał Leo.

-Poszukam ich, nim całkiem o nich zapomnimy- westchnął Donnie.

Miyamoto podał rękę Aidzie, a ona nieoczekiwane ją przyjęła.

T

sumashi nie pojawiła się do końca dnia. Nie było jej ani w mieszkaniu Niny, ani w kanałach ani w żadnym zakamarku miasta. Fuwa nie musiał przeszukiwać ogromnej metropolii by wyczuć jej zapach zmieszany z solą morską.

Lis był na nią tak wściekły, że z chęcią rozerwałby ją na strzępy. Pobiegł w swym ludzkim ciele nad morze. Zdawał sobie sprawę, co zamierzała zrobić więc musiał najpierw wyładować swoją złość nim stąd odejdzie.

Musiał gnać aż na obrzeże miasta, w miejsce gdzie było cicho i spokojnie.

Wylądował gołymi stopami na wilgotnym piachu. Zauważył dalej szczupłą postać, której stopy już obmywały fale. Wyglądała jak duch, gdy biała suknia powiewała na niej.

Kitsune zbliżył się do niej.

-Ja też nie chciałam tego robić- odezwała się.

Fuwa popatrzył na nią. Tsu zwróciła ku niemu głowę.

-Ale wiedziałam, że nic innego nie wywoła u ciebie takiego szoku, by oprzytomnieć- dokończyła.

-I twierdzisz, że to najlepsze wyjście?- zapytał, pokazując ręką na ocean.

-Chyba wystarczająco pokazałam, ile błędów zrobiłam jako strażniczka- odparła.-I kompletnie nie zasługuje żeby dalej pełnić tę funkcję.

-Wiec wybierasz śmierć- warknął.-Jesteś słaba.

-Wiem!- krzyknęła.-Nie musisz mi o tym przypominać. Pomożesz Aishi. Ja nie zasługuje, by dalej jej pomagać.

Fuwa westchnął, splatając ręce na piersi. Cmoknął przez podniebienie, stojąc w milczeniu.

-Zamierzasz się tak gapić?- zapytała.

-Nie, ja tylko stoję- odparł.-A co, coś nie tak?

-Raczej nie chciałabym mieć świadków w chwili własnej śmierci.

-Czemu?

-No bo możesz mnie powstrzymywać.

-Nie będę cię powstrzymywać. Rób co chcesz.

Tsu pokręciła tylko głową. Zrobiłakilka kroków w głąb wody. Fale zaczęły ją oplatać.

W taki sposób odchodziło każde kitsune. Rozmywane w oceanie.

Fuwa rzucił się na nią, wyciągają ją na brzeg.

Przygniótł ją własnym ciałem.

-Kłamałem- wydyszał.

-Właśnie widzę!- warknęła.-Puść mnie.

-Jak myślisz, że pozwolę ci się tak łatwo zmyć, nie wyjaśniając wcześniej nic Aishi i zrzucając wszystko na mnie... Zapomnij!

-A jak jej wyjaśnię... To dasz mi odejść?

-Pewnie, że nie! Nic mnie nie obchodzi, że zżera cię sumienie! Nie dam ci umrzeć!

-Złaź ze mnie!

-Przez te lata pieczęci coś sobie uświadomiłem. Kitsune... chyba łączą się na całe życie.

Tsu przestała się szamotać.

-Coś ty powiedział?- spytała zaskoczona.

-Jestem wściekły... Wściekły, że nie mogę się od ciebie uwolnić! I wściekły, że mnie wciąż ignorujesz!

-Kto pierwszy zaczął tą walkę?!

-Zamknij się już!

-Rozgarnięty to ty nigdy nie byłeś.

-Może, ale przynajmniej nie uciekam od obowiązku i osób, które są dla mnie ważne.

Zbliżył do niej twarz. Tsumashi wcisnęła głowę w piasek.

-Nie ma tak- syknął.-Nie zrobisz więcej żadnej głupoty, ty... moja durna kobieto!

Lisica rozszerzyła oczy i otworzyłam usta.

Fuwa zrobił kilka głębokich wdechów, nim ostateczne się z niej podniósł. Pociągnął ją za sobą. Ścisnął jej dłonie.

-Możesz powtórzyć?- poprosiła z szokiem.

Lis zacisnął usta w wąską linię. Dziewczyna nawet nie zorientowała się gdy cmoknął ją w usta. Potem po prostu odszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro