II
Aishinsui zeszła szybkim krokiem po schodach, do cel pod głównym domem wioski Hito. Przepełniało ją niedowierzanie i złość. Przecież go mieli, siedział za kratami więc jakim cudem zdołał uciec? Jak?!
Wszyscy się na niego rzucili. Wszyscy chcieli go rozszarpać, ale zdołała ich powstrzymać. Wiec jakim cudem uciekł?!
Przestępowała ze stopnia na stopień. Dziwne, że przy takiej szybkości jeszcze nie spadła na dół. Jej determinacja postępowała.
W podziemiu dziewczyna zauważyła otwarte, stalowe kraty od celi Kenji'ego na oścież. Stali przy nich dwaj strażnicy. Wygladali, jakby próbowali wzrokiem rozwikłać tą zagadkę. Gdyby to tylko cokolwiek mogło dać.
-Przepuśćcie mnie- rzekła ostro, przepychając się pomiędzy nimi.
Weszła do środka celi, dokładnie rozgladając się po pomieszczeniu. Śledziła wzrokiem zimne, ciemne kamienie, zatęchłą podłogę, której zapach dusił drogi oddechowe. Siennik był wygnieciony. Kenji musiał na nim leżeć.
-Jak to się stało?- zapytała, odwracając się w stronę strażników.
-On stąd nie wyszedł- tłumaczył jeden z nich.-Drzwi nie były otwarte. On po prostu zniknął.
-Próbujecie mi wmówić, że on najzwyczajniej stąd wyparował razem z tym nikłym zapachem świerzości?!- warknęła naprawdę podminowana.
Spiorunowała żołnierzy wzrokiem. Ci, z przebłyskiem przestrachu, uciekli spojrzeniami gdzieś w nieznany punkt.
-Wszyscy pierwsi rzucali się wczoraj na niego a dziś nikt nie był w stanie go upilnować?!- syknęła.-Nie wierzę w to! Ile wam zapłacił?!
-Nie płacił nam- odrzekł drugi.
-Ktoś tu kłamie- fuknęła.- Zejdźcie mi z oczu. Obaj!
Strażnicy popatrzyli na siebie. Z ciężkim westchnieniem opuścili dziewczynę.
Wojowniczka ponownie odwróciła się w stronę celi. Szukała jakiejkolwiek wskazówki, nie rozwiązania. Porywać się na odpowiedź, gdy nie masz żadnego tropu to jak porywanie się z motyką na słońce.
Okrążyła pomieszczenie. Okien nie miał do dyspozycji. Przy zamku także nie kombinował. A przecież niemożliwe by rozpłynął się w powietrzu.
-Albo dostali w łapę i zgrywają durniów, albo ja czegoś nie wiem o Kenji'm.
Poczuła ukucie w piersi. Pojawiło się tak nagle i niespodziewanie, że Aida musiała usiąść na sienniku. Złapała się za pulsujące miejsce. Pewne efekty uboczne jej "kuracji" wciąż dawały o sobie znać. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
-Aia i jak ci idzie?- spytał Fuwa schodząc jeszcze po schodach.
Stojąc w wejściu zauważył niepokojący stan przyjaciółki. Podbiegł do niej po czym skoczył na jej kolana.
-Wszystko dobrze?- zapytał.
-To samo co zwykle- odrzekła z ciężkim oddechem.-Ale teraz nie czas na mnie tylko na tego drania. A jak już dostanę go w swoje ręce...
-Aishi, zaczekaj- przerwał jej.-Przecież ty się cała świecisz, jesteś zlana potem.
Położył łapkę na jej czole.
-Gorące jak węgiel- stwierdził.-Masz gorączkę. Musimy stąd wyjść.
㊗
Gdy lisek zaprowadził Aidę do pokoju, ta była już ledwo żywa. Ciepłota tak szybko zaczęła postępować, że jej stan pogarszał się z sekundy na sekundę.
-Teraz się połóż- poradził jej kitsune.
Wojowniczka wybadała jedynie łóżko. Sięgało do połowy jej ud. Zwykle spano na matach czy materacach a tu proszę.
Jednak nagle doszła do niej pewna myśl. Przeskok w pamięci.
Nim zdołała dobrze poukładać wszystko, nad oczami pojawiła się ciemność.
Całe szczęście upadła już na łóżko. Fuwa z wielkim trudem umieścił tam także jej nogi. Póki dziewczyna była nieprzytomna, zwierzaczek mógł pobiec po pomoc.
㊗
Usagi odzyskiwał świadomość. W jego umyśle mozolnie wszystko powracało do normy. Leniwie uniósł powieki. Ależ jakie one były ciężkie!
Musiał odczekać chwilę, aż wzrok nabrał ostrości a myśli poukładały się "na półkach". Gdyby wstał zbyt gwałtownie, jeszcze szybciej pojawiłyby się zawroty głowy a nawet nudności i w konsekwencji wymioty.
Ale nie czas było teraz na rozmyślanie o zdrowiu. Usagi musiał zorientować się, gdzie dokładnie się znajduje.
Podparł się łokciami, ciągnąć powoli tułów do góry. Nie odczuwał żadnego bólu ani szczypania czy kłucia.
Podstawowym pytaniem było: Gdzie jest?
Wstał na nogi, choć oczywiście nie od razu. W jego głowę uderzyły niewielkie, twarde przedmioty. Do tego kuły, jednak też jakby... wżynały się głęboko pod jego futro.
Ale przecież ono nie było aż tak długie, aby coś wchodziło wnikliwie.
Stając już pewnie na nogach, musiał rozejrzeć się po okolicy. Ale na pewno nie spodziewał się tak ogromnego budynku. Styl w jakim go wzniesiono nie był podobny do żadnego, który Usagi widział. To był pałac, przypominający kształtem blok z licznymi oknami i zdobieniami murów. Wewnątrz paliło się światło, grała muzyka. Słychać było śmiechy.
Przez pięknie prowadzony ogród, z licznymi alejkami oraz główną, prowadzącą do wnętrza budynku, przechodziło niewielu ludzi. Żaden nie zwrócił uwagi na dużego królika, stojącego w ogołoconych z liści krzakach.
Samuraj wygrzebał się z gałęzi. Zaskakujące, jak ciężko było mu ustać. Ale jeszcze bardziej dziwny nadal był ten brak bólu. Nawet nie bólu, ale czegokolwiek. Dotyk pozostał, ale wewnątrz jakby stal się pusty.
Spojrzał pod nogi. O mało nie przewrócił się na widok, jaki zastał.
㊗
Pociągała nosem raz za razem. Sama nie wiedziała dlaczego płacze, jaki był powód jej załamania. Po prostu łzy same spływały jej po policzkach. Ocierała je by nikt ich nie zauważył, ale świadomość, że ktoś tu podejdzie i zacznie zadawać te irytujące pytania typu "Czy wszystko w porządku?", doprowadzała ją do jeszcze do większej determinacji, aby ukryć swój stan.
Widziała na sobie nie kimono, czy dawny strój. Jej ciało przykrywała suknia. Gorset uciskał jej talię, dekolt odsłaniał nieco za dużo, niebieski materiał na tułowiu rozdzielał się, ukazując kremowy kolor spodu. Rękawy, opięte na ramionach, od łokci zamieniały się w szerokie falbany na długość połowy przedramienia.
Strój nie był do końca odpowiedni na tak chłodny wieczór. Powietrze wręcz lodowate, wiatr smagał jej twarz i rozwiewał włosy. Dwa kosmyki zostały spięte w tył.
Aishi zupełnie nie wiedziała jakim cudem się tu znalazła. Siedziała na ławce, pośród nocnego mroku. No i ciągle płakała.
Usłyszała kroki. Delikatny stukot niskich obcasów.
-No świetnie!- pomyślała.- Zaraz się zacznie!
Nie podniosła głowy. Zauważyła tylko czarne, męskie buty. No i białe pończochy.
Zaraz, który był właściwie rok?
Mężczyzna nic nie powiedział. Aishi dostrzegła jedynie jak podsuwa jej pod nos białą chusteczkę haftowaną.
Z ciekawości uniosła wzrok. Jednocześnie wzięła chusteczkę.
Jej oczom ukazał się przystojny, młody mężczyzna. Z jego oczu biła szczerość, ale także ból oraz obraz wojny. Czarne, długie włosy spiął kokardą w koński ogon na karku. Tylko kilka kosmyków wystawało i unosiło się nad jego czołem.
Patrzyli na siebie tak przez chwilę. Mężczyzna nie chciał najwyraźniej zameczyć jej głupimi pytaniami. Jedynie obdarzył ją ciepłym uśmiechem.
-Dziękuję- powiedziała Aishinsui.
Otarła oczy od spodu. Starała się nie zabrudzić chusteczki rozmazanym makijażem, który na pewno miała.
-Każdy ma czasem gorszy dzień- rzekł młody chłopak.-Mogę?
Wskazał dłonią ławkę.
-Proszę- odparła, przesuwając się na bok.
Siadł obok niej. Aishi ogarnęła suknię. Zwróciła chusteczkę właścicielowi.
-Proszę ją zatrzymać- rzekł.-Jeszcze wiele łez radości i bólu może się na niej znaleźć. To biblioteka wspomnień.
Dziewczyna uniosła brwi zaskoczona tak pięknymi słowami. Przełknęła ślinę, spuszczając wzrok.
-Jest pan bardzo dobrym mówcą- przyznała.-I... I ja przepraszam za tak zaskakująco dziwne pytanie, ale który mamy rok?
Mężczyzna w pierwszej chwili zamrugał ze znakiem zapytania w oczach, jednak później poprawił mankiet niebieskiego płaszcza. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech.
-Tysiąc siedemset osiemdziesiąty- odrzekł.
I nic więcej. Nie dopytywał dlaczego Aida nie pamięta czegoś tak oczywistego. Bo dla niej to nie było oczywiste!
-Jest bardzo chłodny wieczór- zwrócił uwagę.-Radziłbym wejść do środka, aby panienka nie zmarzła.
-Eh, ma pan rację- przyznała.
Mężczyzna wstał po czym podał dłoń Aishi. Z ochotą położyła swoją rękę na jego.
-Służę ramieniem- powiedział.
Dziewczyna ujęła jego ramię w dłonie. Oboje ruszyli w stronę ogromnego budynku, w którym trwało przyjęcie.
-Czy mógłbym spytać panienkę o godność?- wyrwał.
Aishi nieco zamurowało. Jej prawdziwe nazwisko mogło wydać się niezwykle dziwne jak na owe czasy (jakby samo pytanie o rok nie było dość niecodzienne). Tym bardziej, że znajdowała się zapewne gdzieś w Anglii. Jej towarzysz mówił po angielsku.
Musiała szybko wymyślić nazwisko odpowiednie do XVIII wieku.
-Amelia Several- odparła, odwzajemniając uśmiech mężczyzny.-A pana, sir?
Liczyła, że może jego nazwisko choć w małym stopniu nakreśli jej obraz sytuacji.
-Aleksander Hamilton- powiedział.
Oj, nakreśliło! Dogłębnie!
To nie była żadna Anglia! To były budujące się jeszcze Stany Zjednoczone!
..............
Przepraszamy za tego Hamiltona. Jestem ogromnie wkrecona w jego historie, a tu będzie przyjemny zwrot akcji.
Mam nadzieję, że mi wybaczcie. 😊
Do nexta😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro